Charków według Olgi Adamenko
Zapraszam was do miasta zielonych skwerów, odjechanych pomników, biesiadnych pieśni i słodkich tortów.
Położony tuż przy granicy z Rosją, częściej usłyszycie tu rosyjski niż ukraiński. Mój Charków, drugie co do wielkości i najbardziej przemysłowe miasto Ukrainy, w powszechnej opinii stanowi kwintesencję sowieckości. Pewnie dlatego nie cieszy się wśród turystów zbyt dużym powodzeniem. To błąd! Kto twierdzi, że w tym mieście nie ma nic ciekawego, albo nigdy tu nie był, albo miał zamknięte oczy.
Park Szewczenki to główny zielony obszar miasta. Zabieram was na spacer jego alejami, by pokazać odnowioną fontannę Kaskada. Mnie kojarzy się z dzieciństwem, gdy w upalne lato pluskałyśmy się wraz z siostrą w strugach jej wody. Fontanna przestała działać w latach 90., stając się dla mnie symbolem utraconego dzieciństwa. Odbudowano ją w 2004 r. z okazji 350-lecia miasta. Od tej pory na jej schodach znów bawią się i chlapią dzieci. Nie umiem powiedzieć, czy jest piękna. Dla mnie ma w sobie coś magicznego.
Wielu charkowian pokazałoby wam na pewno inne miejsce tego parku – słynną Brechaliwkę, czyli „Pyskówkę”. Jeszcze w latach 50. zbierali się tu i zawzięcie dyskutowali (stąd nazwa) kibice Metalista. Potem, w związku z kryzysem naszego klubu piłkarskiego, okolice popadły w lekkie zapomnienie. Na początku XXI w. przywrócono je jednak fanom futbolu, stawiając pomnik Piłki Nożnej. Wielu odwiedzających tę gigantyczną rzeźbę uważa za stosowne zostawić na niej swój podpis, dlatego już kilkakrotnie piłkę trzeba było poddawać gruntownemu czyszczeniu.
Wychodząc z parku, koniecznie rzućcie okiem na nowoczesny budynek Teatru Opery i Baletu im. Mykoły Łysenki. Pół Charkowa się nim zachwyca, drugie pół miasta twierdzi, że to obrzydlistwo. Nic dziwnego: ten kontrowersyjny projekt pierwotnie stworzono dla Kijowa, z którym Charków od zawsze rywalizuje. W stolicy go jednak nie chciano, w efekcie trafił do nas.
Idąc z teatru, miniemy skwer Zwycięstwa, z altanką i fontanną nazwaną Źródlanym Strumieniem. To niewątpliwie najbardziej obfotografowany obiekt w mieście – robią sobie przy nim zdjęcia wszyscy miejscowi nowożeńcy. Pewnie dlatego, że niedaleko znajduje się Pałac Ślubów. No i główna ulica Charkowa – kultowa Sumska, z niezliczonymi kawiarniami i klubami. Dojdziemy nią do placu Konstytucji, gdzie na budynku Muzeum Historycznego wisi 16-metrowy termometr. Właśnie pod nim charkowianie umawiają się na spotkania.
Później udają się do jednego z niezliczonych miejsc z zakąskami, które w mieście można kupić niemal na każdym kroku. Nieźle zjemy nawet w przejściach metra, gdzie zawsze sprzedają świeże ciastka. Ja was jednak zabiorę do browarni Stargorod położonej przy ulicy Lermontowskiej. To bez wątpienia najlepszy pub w Charkowie. I chyba jedyny, w którym do woli i bez wstydu można śpiewać biesiadne pieśni i tańczyć na stołach!
Dla spragnionych rozrywki wyższych lotów pozostaje moja ulubiona francuska restauracja Paryż. Polecam malutkie ciasteczka i kawę. Do Paryża najlepiej pójść wieczorem, gdy pokazują tam europejskie kino autorskie lub miniprzedstawienia teatralne.
Z Charkowa nie wypuszczę was bez pamiątek. Znajdziecie je na ulicy Kwitki-Osnowianenki, naprzeciwko soboru Uspieńskiego. Może kupicie któryś z wystawianych tam obrazów, przy okazji wspierając naszych młodych malarzy? Aha – i koniecznie spróbujcie kultowego tortu waflowego charkowski. Dzięki niemu z miasta pozostaną wam słodkie wspomnienia. Niezależnie od tego, jak w mistrzostwach Europy pójdzie polskim piłkarzom.