Reklama

Uchatka na pontonie, dwa głuptaki na kei, iguana pod drzewem. Pstrykam zdjęcia jak oszalała. Nigdy w życiu nie widziałam tylu (i takich) zwierząt na wolności naraz. Kiedy dostrzegam stary kuter rybacki, a na nim kilkadziesiąt uchatek, rzeczywiście nieco tracę zapał. Odkładam aparat. Tutaj zwierzęta są po prostu wszędzie. Jak się później okazuje, zwłaszcza pod wodą.

Reklama

teoria Darwina w praktyce
Należące do Ekwadoru wyspy rozsławione zostały przez twórcę teorii ewolucji Karola Darwina. To tu robił część swoich obserwacji i badań. Na archipelag zaczęli zjeżdżać się naukowcy z całego świata. Dzisiaj miejsce badaczy zajęli ekologiczni aktywiści i, oczywiście, turyści, głównie nurkowie. Ci ostatni szukają mocnych wrażeń, jakimi są spotkania oko w oko z dziką naturą pod wodą. Turystyka podwodna stała się tu tak popularna, że niemal każdy lokalny przewodnik posiada wysoki stopień nurkowy i, oprócz zwykłego oprowadzania po wyspach, może zabierać wycieczki w głębiny. W jednym porcie stoi aż kilkaset łódek gotowych natychmiast do zabrania turystów na kilkudniowy rejs.

Przez najbliższy tydzień my też będziemy żyć na łodzi. Wyspy, które chcemy odwiedzić, rozrzucone są w dużej odległości od siebie. Do wielu z nich nie można dostać się zwykłą motorówką. Do tego dochodzi standard zakwaterowania – kiedyś mieszkanie na łodzi kojarzyło się z brudem, wilgocią i ze żrącą solą. Dzisiaj miejsce ciasnych i twardych materacy zajmują wygodne kajuty, każda z toaletą i małym prysznicem. No i jedzenie! To jedna z lepszych okazji, aby spróbować miejscowych przysmaków. Każda łajba ma swojego kuchmistrza, który dogadza gościom. Nas także nie zawodzi. Pierwszego wieczora na stół wjeżdżają grillowane szaszłyki, marynowane mięso, smażone ryby, a także świeże warzywa, owoce, a nawet tiramisu.

mieszane uczucia
Pierwsze nurkowanie, tzw. check diving, wykonujemy na płytkim piaszczystym obszarze bez morskich prądów. Tylko jak tu sprawdzać stan sprzętu, gdy cały czas przeszkadzają mi ( jestem przekonana, że celowo!) uchatki. Podpływają bliziutko, z ciekawością przyglądają się temu, co robię.

Sprzęt w końcu przygotowany, czas ruszać na safari. Pierwszy przystanek: North Seymour. Nelson, nasz miejscowy przewodnik, mówi, że możemy zobaczyć ławice kilkunastu dorosłych rekinów różnych gatunków. Z jednej strony mam przed oczami sceny z filmu Szczęki, z drugiej obawiam się, że wcale ich nie będzie, że to tylko tak na zachętę.

Zanurzamy się. Po 10 min widzimy, jak z daleka sunie w naszą stronę… tak, grupa rekinów! Jest ich z tuzin. Mam sprzeczne uczucia. Patrzę na nie jak zahipnotyzowana, a jednocześnie wiem, że muszę kontrolować wszystko, co się ze mną pod wodą dzieje. Szybko ogarnia mnie dziwny spokój. Nie jestem ani zaskoczona, ani przestraszona.

Dopiero teraz zaczynam rozumieć, czym archipelag Galapagos różni się od innych popularnych kurortów nurkowych. Oprócz błękitu bezkresnej toni widzi się tu tylko szare, ostre, gołe skały, do których czasami trzeba się przypiąć hakami, żeby nie zepchnęło nas dalej. Morskie prądy są zimne, co nie pozwoliło rozwinąć się rafie koralowej. Nie ma tu pasiastych ryb, fluorescencyjnych ślimaków czy jaskrawych ukwiałów. Warunki są za to idealne dla zimnolubnych i największych władców głębin.


Sceptycy powiedzą, że jest wiele miejsc, gdzie można zobaczyć rekiny, manty czy żółwie, i że nie trzeba w tym celu jechać na drugi koniec świata. Z tym że nigdzie indziej nie doświadczamy obecności tylu wielkich ryb i gadów naraz. I podpłynąć do nich tak blisko, że można je pogłaskać. Nikt z nas oczywiście tego nie robi. Na wyspach obowiązuje zasada „patrz, rób zdjęcia – ale nigdy nie dotykaj”. Dzięki temu, że ludzie nie wchodzą zwierzętom w drogę, one nie czują się zagrożone. Nie uciekają i nie atakują.

Pierwszy „nurek” zaliczony. Wszyscy chcemy zobaczyć więcej! Uczucia, które towarzyszyły nam przez całe nurkowanie, są uzależniające. Godzinę później znowu schodzimy 30 m pod powierzchnię. Nagle przewodnik każe nam spojrzeć w górę. Obracam się i w pierwszej chwili nie wierzę w to, co widzę. Kilkanaście metrów nade mną rozpościera się parasol z mant, z płetwami rozpiętymi na kilka metrów. Płyną nad naszymi głowami, powoli, majestatycznie, z wdziękiem. Kojarzą mi się z latawcami na niebie.

Po południu wracamy na ląd. Wyspy archipelagu są ciągle w trakcie tworzenia – w końcu to jeden z najbardziej aktywnych obszarów wulkanicznych na Ziemi. Zakaz wstępu obowiązuje na większości z nich, na reszcie – ścisłe przestrzeganie wyznaczonych dla turystów ścieżek. Wyspa pokryta jest krzewami, kaktusami, trawą i piachem. I jest idealnym miejscem dla iguan i wielu gatunków ptaków. Mamy szczęście: skończył się właśnie sezon rozrodczy, więc możemy zobaczyć zarówno dorosłe, jak i młode kormorany, głuptaki czy pelikany. Trzymamy się wytyczonej drogi i docieramy na plażę, gdzie wylegują się uchatki. Znowu mnie zaczepiają! Ledwo usiadłam na kamieniu, już jedna się do mnie po piachu czołga. Wygląda na to, że zaraz położy głowę na moich kolanach i będzie chciała, żeby ją pogłaskać. Tak, tak, pamiętam: „patrzeć – nie dotykać”. Ale pokusa jest silna – są takie sympatyczne, no i niegroźne! W końcu odchodzi, a ja wsiadam do pontonu razem z resztą grupy i wracam na łódź.

Ruszamy w kierunku Wolf Island. Do tej najbardziej wysuniętej wyspy będziemy płynąć całą noc, żeby następnego dnia móc zanurkować aż cztery razy. Wychowana w rodzinie żeglarzy, przyzwyczajona do bujania, nie miewam choroby morskiej. Nudności, zawroty głowy i problemy z ciśnieniem zawsze były mi obce. Kiedy po wypłynięciu robi mi się słabo, zrzucam to na karb ekscytującego dnia. Niesłusznie! Okazuje się, że złe samopoczucie jest efektem choroby wysokościowej. Poprzedni tydzień spędziliśmy na kontynencie, w Ekwadorze, a tam urządziliśmy sobie wejście na wulkan Cotopaxi (5897 m n.p.m.). Jeśli chodzi o wysokie góry, jestem zupełnym laikiem. Wspinaczka była dość łatwa, nie wymagała specjalnego sprzętu i teoretycznie nie było żadnych większych przeciwwskazań, aby na krótko wejść na taką wysokość. No chyba że dołoży się do tego kolejne 40 m w głąb wody. Nieprzespana noc upływa mi nad miską, z ziołową herbatą i lekami przeciwbólowymi. Kiedy dopływamy do celu, ledwo żyję. Mam gorączkę, wszystko mnie boli. Mimo że Isla Wolf jest jednym z najciekawszych miejsc na Galapagos, postanawiam zostać w kajucie. Pójdę na następne nurkowanie, myślę sobie. Przecież nie mogę mieć takiego pecha, żeby podczas tego jednego nurkowania zdarzyło coś niesamowitego.

A jednak! Grupa, która weszła rano do wody, widziała rekina wielorybiego. To największa na świecie ryba i mówiło się o niej od początku wyprawy! Osiąga ok. 18 m długości, nazywana jest „autobusem” albo „pociągiem”. Płetwa wielorybiego jest tak duża, że po machnięciu nią kilka razy ryba znika z pola widzenia. Uderzenie nią potrafi także doprowadzić do utraty przytomności, a więc i utonięcia.

Cała grupa jest jednak w komplecie. I jest przeszczęśliwa. Czego nie można powiedzieć o mnie. Łykam końską dawkę leków, aby uśmierzyć ból głowy i stawów. Jedynie na żołądek nie mam medykamentu. Trudno. Automaty do nurkowania są tak skonstruowane, że „jechać do rygi” można nawet pod wodą. Popołudniowe nurkowania na „Wilczej Wyspie” wynagradzają mi stres. I okazują się jednymi z najlepszych z całego wyjazdu. Nic dziwnego – wyspa ta jest oddalona od wszelkich osiedli ludzkich i jest poza zasięgiem większości łodzi rybackich. To stąd największe ryby wyruszają w kierunku Azji. Wielorybiego nie ma.

Po południu przyroda znowu pokazuje, na co ją stać. Przez prawie cały czas towarzyszy nam stado rekinów młotów. Spokojnie lewitują, zasłaniając niemal w całości granatowe tło toni, jak gdyby były zawieszone na sznurkach. Jest ich tak dużo, że nawet oglądając je później na filmie, mamy problem z ich policzeniem. Oprócz tego spotykamy rekiny rafowe, manty i żółwie.


Dwa dni później moje marzenie się spełnia. Podczas nurkowania na Darwin’s Arch nagle z toni wyłania się olbrzymie ciemne cielsko. Nie jest tak imponujących rozmiarów jak olbrzym, którego widziała moja grupa, ale i tak sprawia, że zamieram z wrażenia. Przez kilka chwil pozwala nam obejrzeć się w całej swojej okazałości, po czym wtapia się w przestrzeń oceanu. Nareszcie dostałam to, po co przyjechałam! Teraz staram się jak najmniej forsować organizm, rzadziej schodzę pod wodę, więcej odpoczywam. Mimo zrezygnowania z frykasów i życia o suchej bułce i wodzie „wysokościówka” nie daje o sobie zapomnieć.

Końcówka safari upływa już spokojniej. Zanurzamy się przy Cousin’s Rock, potem zejście na wyspę Bartolomé. Niedawno wybuchnął na niej wulkan. Pokryta pyłem i zastygłą lawą przypomina powierzchnię Księżyca. Jedynie kolor jest inny – brunatno-czerwony, gdzieniegdzie czarny. Ponuro. Kiedy już jesteśmy pewni, że ten przygnębiający widok to wszystko, co może zaoferować, naszym oczom ukazują się... pingwiny! Co chwilę wskakują do wody i wyskakują z niej. Tak szybko, że trudno uchwycić je na zdjęciu.

apel do ministra

Po południu, już spakowani, schodzimy na wyspę Santa Cruz. Chcemy zobaczyć rezerwat żółwi, a także zrobić zakupy i zjeść razem pożegnalną kolację. Cały archipelag to jeden wielki rezerwat przyrody. Puerto Ayora czy Puerto Baquerizo Moreno mogłyby być wzorami dla miast europejskich. Budynki są zadbane, nie ma bazarów z kiczowatymi pamiątkami ani śmieci na ulicach. Za utrzymanie czystości odpowiadają lokalne organizacje chroniące środowisko. Oprócz sprzątania wysp dbają o świadomość ekologiczną. Już od przedszkola dzieci uczone są, jak troszczyć się o przyrodę. I są to lekcje równie ważne, co hiszpański czy matematyka. Widząc efekty tych działań, mam ochotę od razu napisać list do naszego ministra edukacji z prośbą o wprowadzenie podobnych zajęć. Czy da się przekonać? Wystarczy, żeby spędził tydzień na łodzi między wyspami Galapagos.

4 rady jak zanurzyć się na Galapagos

1.Zabierz haki. Na Galapagos są silne prądy i aby móc spokojnie obserwować zwierzęta, najlepiej przyczepić się do czegoś nieruchomego, np. kamiennej ścianki.

2. Nie dotykaj zwierząt – nawet jeśli będą ci się nawijać pod rękę. Poczują się wtedy zagrożone i mogą zaatakować.

3.Wypłyń dalej (z przewodnikiem). Największe okazy będą trzymać się z dala od skał. Uważaj tylko, żeby nie wypuszczać się za daleko.

4. Przed wyjazdem warto przestudiować atlas zwierząt.

CZAS: 7 dni

KOSZT: 15 tys. zł (w tym bilet lotniczy)

INFO

Powierzchnia: 8 tys. km2. Część Ekwadoru ze sporą autonomią.

Język: hiszpański.

Ludność: 23 tys.

Religia: katolicyzm.

Waluta: dolar amerykański, 1 dol. = 2,80 zł.

Nurkować najlepiej od sierpnia do listopada. Na powierzchni temperatura i opady są w miarę stałe przez cały rok.

Trzymiesięczna wiza kosztuje 10 dol. Można ją kupić na lotnisku.

Lot z przesiadką w Madrycie i Quayaquil kosztuje ok. 6,5 tys. zł.

Po archipelagu kursują łodzie (5–30 dol.). Na większych wyspach najlepiej poruszać się busami, na rowerze, wynajętym skuterem lub samochodem.

Nie wolno bez pozwolenia rozbijać namiotu. Należy to wcześniej zgłosić biuru podróży lub władzom parku narodowego.

Najlepszym sposobem na zobaczenie wysp jest wynajem pokoju na statku. Niestety też najdroższym. Wysokiej klasy rejs to koszt od 3 do nawet 10 tys. zł za 5 dni.

Przeciętnie dwa razy droższe niż na kontynencie. W pobliżu portów jest sporo knajpek, gdzie można zjeść obiad za blisko 50 zł.
NIEPEŁNOSPRAWNI
Poruszanie się po chronionych wyspach na wózku często nie jest możliwe. Ale po miastach i głębinach już tak. Wycieczki dla niepełnosprawnych organizuje m.in. www.allecuadorandmore.com.

Szczepienia nie są wymagane. Aby uniknąć problemów zdrowotnych, należy pić wodę butelkowaną i jeść w czystych, zadbanych restauracjach.

Galapagos Kurta Vonneguta – grupka szaleńców przez przypadek ląduje na Galapagos – dziewiczym miejscu, które jako jedyne na Ziemi jest nietknięte przez katastrofy, wojny i inne kataklizmy.

Reklama

www.galapagos.org – strona o ochronie natury na wyspach,
www.galapagosislands.com – oficjalna strona o Galapagos

Reklama
Reklama
Reklama