Festiwale - Europa, jakiej nie znacie
Wkręć się w szaloną zabawę na imprezach, gdzie tylko jedno jest pewne – grawitacja. Reszta, czyli logika, powaga i zdrowy rozsądek, na chwilę zrobiła sobie wolne

Tomatina
Hiszpania
25 sierpień
Podczas zajadłej bitwy poleje się filmowa krew, czyli świeży keczup
La Tomatina jest dziełem przypadku. Wszystko zaczęło się w 1945 r., kiedy to kilku krewkich mieszkańców Bunol (około 40 km od Walencji) posprzeczało się podczas parady gigantes y cabezudos (gigantów i wielkich głów). W trakcie przepychanki silnych argumentów dostarczył znajdujący się nieopodal stragan z pomidorami. Od tamtej pory bitwa na pomidory stanowi punkt kulminacyjny trwającej tu tydzień fiesty. Z wybiciem godz. 10.00 kilkunastu śmiałków stara się wdrapać na szczyt nasmarowanego mydłem słupa i zerwać zawieszoną tam szynkę. Gdy tylko się to uda, z miejskiego ratusza rozlega się armatni wystrzał – znak dla wiwatującego tłumu, że bitwa została rozpoczęta! Kilkanaście ciężarówek wysypuje na ulicę czerwoną „amunicję” wyhodowaną w regionie Estremadura. Przed nami równo godzina zabawy. Należy pamiętać o przestrzeganiu kilku zasad: przed każdym rzutem trzeba zgnieść pomidora, żeby nikogo nim nie zranić. Warto się ubrać w strój luźny i mało elegancki. Nie liczmy na to, że plamy po bitwie uda się kiedykolwiek wywabić! Dobrze jest też założyć wygodne buty – przydadzą się do ucieczki przed latającymi pomidorami. Kolejny armatni wystrzał sygnalizuje koniec walki. Od tego momentu nie można już rzucać czerwonymi warzywami. Jednocześnie jest on wezwaniem służb miejskich, aby przystąpiły do usuwania z ulicy i domów zupy o krwistym kolorze. Na uczestników zabawy czekają prysznice specjalnie przygotowane na ulicach miasteczka. Jest ich niemało – w końcu muszą sprawnie spłukać keczup z około 30 tys. osób. Tyle bowiem miłośników pomidorowego szaleństwa każdego roku zjeżdża do Bunol. – Marta Muszyńska
Rolowanie sera
Wielka Brytania
31 maja
Kto zdobędzie przewagę na stoku – człowiek czy mleczne przetwory?
Sery Traditional Double Gloucester startują na „trzy”, a zawodnicy – na „cztery”. Jedni i drudzy toczą się po stromym zboczu wzgórza Cooper's Hill w Brockworth. W zasadzie człowiek powinien trzymać kontakt ze swoim serem. Lecz gdy ten rozwija pręd- kość nawet do 70 km/godz., wówczas zadanie jest wykonalne jedynie czysto teoretycznie. W praktyce sery już dawno leżą za linią mety, kiedy wtaczają się na nią ludzie. Nieco lepsza współpraca nawiązywana jest podczas biegu z krążkiem sera pod górę. W tej konkurencji tylko on się toczy. W trakcie zawodów w dwudziestominutowych odstępach odbywa się pięć biegów w dół (w tym jeden tylko dla kobiet) oraz cztery pod górę. Zwycięzcy poszczególnych gonitw – czyli szczęśliwcy, którzy jako pierwsi w jednym kawałku przekroczyli linię mety – w nagrodę mogą zatrzymać sobie swojego „partnera”, tzn. ser Traditional Double Gloucester. Zdobywcy drugiego i trzeciego miejsca otrzymują odpowiednio po 10 i 5 funtów.
Podczas zawodów otarcia i złamania zdarzają się bardzo często, ale to nie odstrasza amatorów szaleńczej zabawy. Żeby wziąć w niej udział, nie trzeba wypełniać żadnych formularzy ani wnosić opłaty startowej, należy jedynie pojawić się na starcie. Od wielu lat na stok Cooper's Hill ściągają chętni z całego świata. W ten sposób międzynarodowymi siłami kultywowana jest tradycja, która liczy sobie co najmniej 200 lat! – Joanna Stachowiak
Mille Miglia
Włochy
5 maj
Na starcie rajdu retro w Brecii zobaczymy samochody piękniejsze od kobiet. Maserati, bugatti, ferrari, lancie z roczników 1920–1957, ustawione jeden za drugim, zajmą ponad kilometr drogi! Mille Miglia znaczy tysiąc mil, czyli tyle, ile mniej więcej mają do przejechania ci wspaniali mężczyźni na swoich wspaniałych maszynach. Trasa z Brecii wiedzie przez Bolonię, San Marino, Sienę, Rzym i Wenecję. Wszędzie po drodze będą czekać wiwatujące tłumy. Samochody nieziemsko komponują się zarówno z zielenią trawy na górskich drogach w okolicach Terminillo, jak i w uliczkach średniowiecznych miast. Nie jest ważne, który z nich jako pierwszy dotrze na metę w Brecii. Już samo ukończenie wyścigu jest wielkim sukcesem. – Dorota Chojnowska
Urodziny Królowej
Holandia
30 kwiecień
W Holandii poczucie humoru ma kolor pomarańczy
Podczas gdy w Polsce ostatni spóźnialscy nerwowo wypełniają swoje PIT-y, cała Holandia szykuje się do zabawy. Wszyscy czują się zaproszeni na Dzień Królowej, czyli oficjalne urodziny monarchini. I nikomu nie przeszkadza, że tak naprawdę jest to data urodzin Juliany – matki panującej królowej Beatrycze. Szczególnie hucznie bawi się tego dnia Amsterdam. Na kanałach tłoczą się łodzie, kajaki i pontony wypełnione roztańczonym tłumem. Nie jest tajemnicą, że oprócz sprzętu grającego jednostki pływające załadowane są różnymi napojami. Nie chodzi tu wyłącznie o sok pomarańczowy, choć ten kolor jest jedynym obowiązującym podczas imprezy. Brak apaszki czy kapelusza w barwie pomarańczy jest traktowany jako faux pas wobec szacownej jubilatki. Wszak pochodzi ona z rodu Oranje-Nassau, z którym od wieków kojarzona jest ta barwa.
Wesoło jest nie tylko na kanałach. Trudno zliczyć wszystkie sceny, na których w Dniu Królowej i w poprzedzającą go noc będą się odbywać koncerty. Największa z nich staje na tyłach Rijksmuseum. Spis najważniejszych wydarzeń wraz z mapą otrzymamy w punktach informacji turystycznej, jednak najlepszym „imprezowskazem” jest nurt tłumu. Warto też od czasu do czasu skręcić w boczne uliczki, by posłuchać, jak grają amatorskie kapele, czy zobaczyć teatralny performance. Tymczasem główne ulice zmieniają się w wielki pchli targ, bo w Dzień Królowej wolno handlować wszystkim i nie zgłaszać tego urzędowi skarbowemu. Najwięcej zarobi ten, kto ma zwariowany pomysł, na przykład za jedyne 5 euro sprzedaje trzy jajka, którymi można rzucić w sprzedawcę. – Mieczysław Pawłowicz
Gonitwy z bykiem na sznurku
Portugalia
1 maj
Sport na miarę najbardziej szalonej wyspy Azorów
Otwierają się drzwi żelaznej klatki i jak pocisk wyskakuje z niej 500-kilogramowy byk. Rozlega się salwa – kolejna tourada á corda na wyspie Terceira rozpoczęta! Trudno uwierzyć, że zwierzę może być tak szybkie i skakać tak wysoko. Jeszcze trudniej – że ośmiu mężczyzn zwanych pastores, którzy dzierżą linę owiniętą wokół jego szyi, jest w stanie powstrzymać szarżę. Czarny byk z kocim wdziękiem przeskakuje kamienne murki i dopada ludzi ukrywających się w ogródkach. Co chwilę ktoś wylatuje w powietrze i ląduje na asfalcie lub w krzakach, po czym – jak gdyby nigdy nic – wstaje i triumfalnie obwieszcza światu, że nic mu się nie stało!
Podobno tourada á corda – specjalność Terceiry i jej lokalny wkład w dziedzinę tauromachii – narodziła się w XVI w. Wtedy to król Hiszpanii Filip II wysłał na wyspę wojska, by stłumić bunt mieszkańców. W odpowiedzi Azor- czycy napuścili na żołnierzy stado bojowych byków. Kroniki mówią zaś, że pierwsza gonitwa odbyła się w 1622 r. na cześć kanonizacji św. Franciszka- -Ksawerego i św. Ignacego Loyoli.
Słowo tourada po portugalsku znaczy „walka z bykiem”. Tourada á corda to walka z bykiem na sznurze. Czwórkę zwierząt pochodzących ze specjalnie hodowanych stad po kolei wypuszcza się na zagrodzoną ulicę. Tam capinhas, czyli uliczni toreadorzy, drażnią je rozłożonymi parasolkami, kurtkami i płachtami materiału. Nie robią przy tym krzywdy stworzeniu, a jedynie zachęcają je do szarży. Pozwala to śmiałkom sprawdzić się w pasos, czyli unikach, które na arenie wykonuje profesjonalista. Całość z pozoru przypomina gonitwy organizowane w Pampelunie. Na Azorach jednak byki mają rogi zabezpieczone mosiężnymi kulkami. W krytycznych momentach, gdy zwierzę za bardzo się rozhula, pastores w białych koszulach i czarnych kapeluszach uwieszają się na linie, by je powstrzymać. Na koniec zaś zaganiają je do klatki. Zwierzęta, które biorą udział w tourada á corda, nigdy nie są zabijane. Przeciwnie – im bardziej zawzięty jest byk, im wyżej potrafi skakać, by dosięgnąć poukrywanych ludzi, tym więcej osób chce wziąć z nim udział w gonitwie. Najsłynniejszym i najbardziej uwielbianym bykiem na Terceirze był „64” z hodowli Humberto Filipe. Nazywano go „Kobieciarzem”, bo z upodobaniem wspinał się do okien i wdzierał na tarasy, jakby chciał skraść całusa chowającym się tam kobietom. Kiedy dokonał żywota, wiadomość o jego śmierci zepchnęła wszystkie inne informacje z czołówek azorskich gazet. Wyspy okryły się żałobą.
Co roku, od maja do września, na Terceirze odbywa się około 250 gonitw. Swoje tourada á corda organizują wioski, małe miasteczka, a nawet ulice. Często zdarza się, że w tym samym czasie rozgrywają się dwie lub trzy takie imprezy. Od kilkunastu lat biegi z bykami można zobaczyć również na sąsiednich wyspach. – Katarzyna Kobylarczyk
Las Fallas
Hiszpania
15 marzec
Jedyna okazja, by poznać prawdziwe oblicze Walencji
Co roku świat obiegają malownicze zdjęcia płonących figur zwanych Fallas. Ale to tylko ostatnie dni wielkiej fiesty, którą tak naprawdę Walencja żyje przez cały rok. Najpierw artyści specjalizujący się w tego typu produkcjach prezentują swe projekty zespołom casal faller, które następnie przez cały rok będą zbierać składki na ich wykonanie. Projekty muszą być gotowe 15 marca. Na ulicach całego miasta stanie wówczas około 700 rzeźb! Zdominują wszystkie arterie komunikacyjne tak, że nie będzie na nich miejsca dla samochodów!
Nieco wcześniej, bo od 1 marca, codziennie o godz. 14.00 Walencja znajdzie się pod ostrzałem sztucznych ogni, zwanym mascleta, a od 15 marca sztuczne ognie będą też zakłócać ciszę nocną o godz. 1.30 podczas Nit del Foc.
Ulice i domy rozświetlą kolorowe iluminacje. W takim otoczeniu nareszcie będą mogli godnie się zaprezentować główni sponsorzy tego święta, czyli wszyscy, którzy dawali pieniądze na figurę. Grupami dumnie pomaszerują w licznych paradach. Na czele każdej drużyny pójdzie orkiestra oraz Fallera Mayor, piękna dziewczyna w stroju ludowym. Spośród nich zostanie wybrana królowa Fallas i jej dwór. Jest jeszcze jeden pochód, który trzeba zobaczyć – ofrenda de flores. Jego uczestnicy, oczywiście w strojach ludowych Walencji, składają w darze patronce miasta – Virgen de los Desampa-rados – po bukiecie kwiatów, z których wyplata się jej sukienkę.
Czas na Crema. Pierwsze figury staną w płomieniach 19 marca. Nazajutrz przy akompaniamencie fajerwerków, w popiół przemieni się najpiękniejsza rzeźba. Kiedy będą dogasać ostatnie płomienie, Walencja rozpocznie przygotowania do następnych Fallas! – Dorota Chojnowska
Druidzi w Stonehenge
Wielka Brytania
21 czerwiec
Magiczna noc w klimacie celtyckich mitów i wierzeń
Druidzi wszystkich krajów, przybywajcie! Najbliższe spotkanie w kamiennym kręgu wielkiego megalitycznego kalendarza w Stonehenge słońce wyznaczyło na 21 czerwca. W zeszłym roku na pożegnanie najkrótszej nocy i powitanie najdłuższego dnia stawiło się tu blisko 35 tys. osób. Jak można się domyślić, przy takiej frekwencji kamienny krąg, podobnie jak okoliczne parkingi, pękał w szwach! W kolorowym tłumie wyróżniają się czarownice, szamani, czarnoksiężnicy, druidzi... Jedni medytują, inni piją kolejne piwo, tańczą, grają na bębnach. Jak twierdzą historycy, dźwięk tego instrumentu bardzo pasuje do Stonehenge. Prawdopodobnie towarzyszył on sprawowanym tu przez Celtów obrzędom. Ostatnie badania wykazały bowiem, że kamienny krąg ma świetną akustykę.
Szampańska atmosfera pozwala przetrwać noc i umila oczekiwanie na pierwsze promienie słońca. Te pojawią się w szczelinie między menhirami około godziny 4.00. Wówczas wszystkich obecnych ogarnie zbiorowa euforia, a wśród wrzasków i muzyki druidzi rozpoczną odprawianie swych pradawnych obrzędów. Być może, tak jak w zeszłym roku, mistrzem ceremonii będzie arcydruid Rollo Maughling. W gronie stałych bywalców znajdzie się też Arthur Uther Pandragon – druid i jednocześnie samozwańcza reinkarnacja króla Artura. To dzięki jego wytrwałości i uporowi można dziś czekać na wschód słońca wewnątrz kamiennego kręgu. Do 1999 r. celebrowanie wy- darzeń astronomicznych na terenie Stonehenge było bowiem surowo zakazane. Podczas przesilenia letniego, zimowego i równonocy druidom dostępu do kręgów zaciekle broniły zastępy policji. Mimo to Arthurowi Pandragonowi i garstce zaprzyjaźnionych z nim neopogańskich aktywistów udawało się od czasu do czasu przedrzeć przez kordon. Zawsze ceną za ten czyn był areszt. W końcu jednak władze dały za wygraną i w czasie letniego przesile-nia nikomu już nie bronią wstępu na teren Stonehenge. Mało tego! Wejście jest wtedy bezpłatne, a neolitycznego zabytku nie oddzielają od ludzi żadne barierki. Bez przeszkód można dotykać jego kamieni, wspinać się po nich i poczuć, jak ich moc przepływa przez nasze ciała. – Dorota Chojnowska
Gliniada
Polska
21 sierpień
Parada z miłości do gliny
Zostań Glinoludem! Pozwól od stóp do głowy pomalować się gliną – namawiają organizatorzy parady, która powstała z miłości do gliny. Od czterech lat przemierza ona ulice Bolesławca podczas Bolesławieckiego Święta Ceramiki.
Charakteryzacja na żywy posąg rozpoczyna się koło południa. Wszyscy zakładają białe stroje dobrane w taki sposób, by glina mogła je efektownie uszlachetnić. Kobiety zakładają obszerne barokowe spódnice, zwiewne romantyczne sukienki czy zwykłe halki, odważniejsze występują w samej bieliźnie lub topless. Teraz pora na malowanie. Można wytaplać się w balii pełnej gliny albo po prostu wylać na siebie wiadro tej mazistej substancji. Jedno jest pewne – pomalować się należy bardzo dokładnie, najlepiej grubą warstwą! Zasychająca glina sprawia, że ludzie stają się anonimowi, ich ciała są usztywnione, a w dusze wstępuje fantazja, która znajdzie ujście podczas pochodu. Przy muzycznym akompaniamencie ruszy on spod Piwnicy Paryskiej przy ul. Komuny Paryskiej. – W 2009 r. w paradzie wzięło udział 400 osób – mówi twórca Gliniady Bogdan Nowak. – Zainteresowanie imprezą jest duże, spodziewamy się, że teraz będzie nas dwa razy tyle! Szykujemy dodatkowe atrakcje: oprócz konkursu na najpiękniejszy kostium będą też zawody pojazdów napędzanych siłą mięśni – dodaje. Zapowiadają się także dwa prawdziwe śluby Glinoludów.
Hasło przewodnie parady brzmi: „Pokaż, że wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny, ale niekoniecznie w tej samej formie”. – Paulina Szczucińska
Karnawał w Wenecji
Włochy
6 luty
Jeszcze nigdy bale maskowe nie były tak zmysłowe
W europejskiej stolicy karnawału ostatki w 2010 r. obchodzi się od 6 do 16 lutego. Wenecję opanowują tysiące balowiczów w wyszukanych strojach, ukrytych pod maskami sior maschera. Noszono je już podczas zabaw w XIII w. – miały zapewnić anonimowość, by nikt nie czuł się skrępowany przez konwenanse. Kilkaset lat później zamaskowani wenecjanie, schowani za szerokimi rondami kapeluszy i w pelerynach, tak się rozhulali, że sprośne zabawy trwały kilka miesięcy. Wykazywali się wielką pomysłowością przy konstrukcji masek, w niektórych można było nawet jeść, mimo że zakrywały całą twarz.
Klasyczne sior maschera były białe albo czarne – dziś liczy się oryginalność. Również zabawa nie jest już tak rozwiązła jak przed wiekami.
Karnawał rozpoczyna La Festa delle Marie – wielka parada zmierzająca na Plac św. Marka. W tym roku karnawał odbywa się pod hasłem „sześć dzielnic, sześć zmysłów”, co oznacza, że imprezy w każdej z dzielnic podporządkowane są jednemu ze zmysłów. Wzrok zachwycą pokazy świetlne w San Polo. Na przygodę ze zmysłem dotyku zaprasza Castello, gdzie pod opieką niewidomych przewodników w całkowitych ciemnościach można przejść tor przeszkód. Dzielnica Dorsoduro proponuje coś dla ucha – koncerty i spotkania z muzyką średniowieczną. O węch zatroszczyły się Santa Croce, a o smak sąsiednia dzielnica Cannaregio. Karnawałowi goście znajdą tam rzeźby z czekolady i owoców, będą też mogli wziąć udział w pokazach gastronomicznych i lekcjach gotowania z najlepszymi kucharzami. Z kolei dzielnica San Marco zaprasza wszystkich z szóstym zmysłem na przedstawienia związane z historią. Zabawa kończy się o północy wraz z nastaniem Wielkiego Postu. – Joanna Stachowiak
Parada Parowozów
Polska
23 luty
Niczym modelka na wybiegu Piękna Helena z gracją pomknie po torach w Wolsztynie. Jej krągłe kształty, tonacja i moc gwizdu zachwycą nie tylko miłośników kolei. Wraz z nią na Paradzie Parowozów zaprezentuje się kilkanaście nadobnych maszyn z całej Europy. Będą jeździć po „wybiegu” tak długo, aż niebo zasnuje się kłębami dymu. Para będzie też buchać z lokomotyw stojących na stacji Wolsztyn, które nie pojawią się na paradzie. Obok nich zobaczymy zabytkowe wagony kolejowe. Dzień wcześniej weteranki dróg żelaznych zagrają w show „światło, dźwięk i para” na obrotnicy parowozowni. – Dorota Chojnowska
La Merce
Hiszpania
12 luty
Ludzkie wieże, pochody gigantów... Miasto Gaudiego nas zaskoczy!
Najważniejsza fiesta Barcelony rozpoczyna się huczną paradą Toc d’Inici, która przy donośnym akompaniamencie setek muzyków maszeruje przez La Rambla. Chociaż w pochodzie idą też kuglarze, tancerze i aktorzy, nikt nie ma wątpliwości, że dziś najważniejsza jest muzyka! Do zabawy podczas festiwalu ku czci patronki miasta – la Mare de Déu de la Merce – zagrzewają Minstrers del Camí Ral, 40-osobowy zespół grający na tradycyjnych instrumentach, oraz grupy składające się przede wszystkim z bębniarzy. Dźwięki instrumentów co chwilę zagłuszają wystrzały z garłaczy. Ale na paradzie zabawa się nie kończy! Artyści instalują się na placach i placykach średniowiecznej części miasta i gra- ją do wieczora, ku uciesze gawiedzi i zgrozie straży miejskiej. Przez następne pięć dni Barcelona zatraci się w zabawie. Niektórzy dadzą się porwać do tradycyjnego tańca sardana. Dla tych, którym odpowiadają współczesne klimaty, zagrają lokalne gwiazdy rocka. Koncerty będą się odbywać na scenach rozstawionych po całym mieście. Każdy dzień la Merce przynosi niezwykłe wydarzenia. Raz jest to Correfoc, czyli gonitwa ogni, podczas której przebrani za diabły uczestnicy odpalają tysiące rac. Uważajmy wtedy na ubrania! Pod wpływem zewsząd padających iskier mogą zamienić się w ażurowy strzęp. Podczas Cavalcada de la Merce ulicami przemaszerują gigantyczne kukły. Na Plaça de Sant Jaume zobaczymy, jak buduje się słynne ludzkie wieże o nazwie Castells. Stawiają je drużyny reprezentujące poszczególne dzielnice Barcelony. Nie można też przegapić wielkich imprez plenerowych, które każdego wieczora odbywają się nad morzem, jak zawody balonowe czy pokazy sztucznych ogni. – Wojciech Franus
Zapasy wielbłądów
Turcja
16 styczeń
Niektóre zwierzęta sport uprawiają naturalnie i instynktownie
Nieopodal miasta Selçuk w Turcji odbywają się widowiskowe walki wielbłądów. W zapasach biorą udział tylko samce – rywalizacja między nimi jest naturalnym zachowaniem w okresie godowym, który trwa od listopada do marca. Rywalizacja polega na przepychankach. Zwycięża wielbłąd, który przewróci przeciwnika na bok lub zmusi go do ucieczki. Pojedynek wygląda czasem bardzo dramatycznie. Na szczęście zwierzęta mają skrępowane pyski, tak by nie zrobiły sobie żadnej krzywdy. Nad prawidłowym przebiegiem turnieju czuwają sędziowie oraz czternastu urganci, czyli powroźnych.
Widowisko rozpoczyna się późnym rankiem, ale już od wczesnych godzin sektory przeznaczone dla widzów zapełniają się tysiącami ludzi szukających jak najlepszych miejsc do siedzenia. Styczeń to w Turcji środek zimy, może więc być pochmurno i chłodno, niewykluczony jest także deszcz. Warto zabrać ze sobą na przykład karimatę, żeby nie siedzieć na mokrej trawie lub w błocie. Kiedyś walki wielbłądów odbywały się na terenie wybudowanego w I w. antycznego stadionu w Efezie. W 2000 r. zawody zostały przeniesione poza obszar ruin starożytne- go miasta, na specjalnie wyznaczony teren w pobliżu plaży w Pamucak. Z dworca autobusowego w Selçuk to zaledwie 10 min jazdy.
Walki zobaczymy nie tylko w Selçuku. Zmagania wielbłądziej superligi rozgrywane są przez cały okres godowy tych zwierząt w kilku miastach nad Morzem Egejskim. Niestety, sport ten zamiera ze względu na bardzo wysokie koszty hodowli i treningu „zawodnika”. – Joanna Stachowiak
Festiwal cytryny
Francja
12 luty
Odkryjmy słodko-kwaśny sekret Lazurowego Wybrzeża
Podczas karnawału nad Menton unosi się intensywny zapach cytryn i pomarańczy. A to za sprawą olbrzymich cytrusowych dzieł sztuki, które zgromadzone są w ogrodzie Bioves przy avenue Boyer, na ulicach i przed hotelami. Aby je wykonać, co roku zużywa się około 145 t owoców. Warto tam wejść, by zobaczyć, jak wspaniale prezentują się na tle zaśnieżonych górskich szczytów. To dzięki nim w Menton panuje subtropikalny mikroklimat, który pozwala na uprawę cytryn. Co kilka dni cytrusowe dzieła na platformach wjeżdżają na ulice miasta, gdzie są główną ozdobą parad. – Dorota Chojnowska
Słowianie i Wikingowie
Polska
6 sierpień
W manuskrypcie Jómsvíkinga saga pewien irlandzki mnich opisał dzieje bractwa wikingów, które pod koniec X w. żyło w warownym grodzie Jómsborg, gdzieś u ujścia Odry. Minęło tysiąc lat od wydarzeń opisanych w sadze, kiedy do kei na Wolinie ponownie przybiły smukłe drekary – okręty wojenne – i kupieckie knorry załadowane aż po burty zamorskimi towarami. Wysiedli z nich współcześni wikingowie z Danii, Anglii i Rosji – ludzie, dla których odtwarzanie dawnej skandynawskiej kultury stało się pasją i sposobem na życie. Co roku w liczbie prawie 3 tys. ściągają na Festiwal Słowian i Wikingów – jeden z największych w Europie zlotów historycznych. Kobiety i mężczyźni zakładają ubrania na wzór tych, jakie nosili Normanowie, następnie rozbijają namioty z lnianego płótna. Ich wnętrza ścielą skórami, a przed wejściem na trójnogach wieszają kotły, w których znajdą się wyłącznie warzywa znane wikingom. Dwa razy dziennie wojownicy biorą udział w bit- wach. Nierzadko na polu staje prawie 1500 wojowników! Ci, którzy lubują się w muzyce i poezji, recytują lub śpiewają staronordyjskie pieśni i sagi. Wielką atrakcją jest też wczesnośredniowieczny jarmark, gdzie garncarze lepią gliniane naczynia, kowal kuje damasceński nóż, obok tkaczka na bardku wyplata krajki, a jej sąsiad – jubiler – topi w tyglu srebro. Wśród przybyłych tu rzemieślników są światowej sławy specjaliści w odtwarzaniu przedmiotów inspirowanych znaleziskami archeologów. Co roku podczas festiwalu ich dzieła podziwia około 40 tys. osób. – Błażej Stanisławski
Grunwald
Polska
17 lipiec
Wielka rekonstrukcja największej bitwy średniowiecza
Już 600 lat mija od pamiętnej bitwy z Krzyżakami. Z tej okazji na polach Grunwaldu szykuje się wyjątkowa impreza. Jej punktem kulminacyjnym będzie wielka inscenizacja bitwy. Jednak już od 15 lipca czeka moc atrakcji, a wśród nich: defilada rycerstwa polskiego i litewskiego pod wodzą króla Władysława Jagiełły oraz Krzyżaków z Ulrichem von Jungingenem na czele, Festiwal Ognia i przeróżne turnieje – rycerskie, średniowiecznej piłki czy gier planszowych. – Joanna Stachowiak
Wyścigi w bagnie
Wielka Brytania 30 sierpień
Pływanie na byle czym
Polska
25 lipiec
Kluczem do sukcesu są wyobraźnia i poczucie humoru
Co ma pływać, nie utonie! Z takim hasłem na ustach już po raz 15. zaprezentują się w Augustowie najprzedziwniejsze zjawiska pływające. King Kong, wyspa ludożerców, patefon czy bolid, którego nie powstydziłby się sam Robert Kubica, to tylko kilka wiekopomnych konstrukcji, jakie do tej pory wystawiono na organizowanych tam Mistrzostwach Polski w Pływaniu na Byle Czym. W końcowej punktacji liczą się nie tylko idea i wykonanie maszyny poruszającej się po wodzie, lecz także charakteryzacja załogi. Jeśli zatem na rzece pojawi się latający spodek, wówczas na jego pokładzie mają prawo przebywać jedynie kosmici!
Pomysł na ten barwny konkurs narodził się podczas jednego ze spotkań redakcyjnych dziennikarzy Radia Białystok. W pierwszej edycji konkursu wzięło udział 13 załóg, w kolejnych latach ich liczba dochodziła do 40. Wielu uczestników przejawia cechy uzależnienia od imprezy – co roku bowiem muszą pokazać w Augustowie swe nowe dzieła. Każdy z nich ma swoje pięć minut, czyli mniej więcej tyle, ile potrzeba na przepłynięcie odcinka wzdłuż bul- waru przy ul. Rybackiej. O ile wcześniej się nie utonie! – Dorota Chojnowska
Robimy miny
Wielka Brytania
18 września
Choć hasło brzmi wybuchowo, nie jest to impreza dla saperów
W niepozornym miasteczku Egremont robi się miny. Hurtowo. Powodują one potężne eksplozje… śmiechu w szeregach gapiów zgromadzonych na tutejszym jarmarku The Egremont Crab Apple Fair podczas Mistrzostw Świata w Strojeniu Min. Moc rażenia grymasu dodatkowo wzmacnia przewieszone przez głowę chomąto. Z tym rekwizytem i w wyznaczonym czasie zawodnik musi jak najbardziej groteskowo wykrzywić swoją twarz. Zwycięża ten, kto otrzyma największe brawa. Jeden z weteranów konkursu i zarazem jego wielokrotny triumfator Gordon Mattinson został wpisany do Księgi rekordów Guinnessa. – Marta Muszyńska
Polecane
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 20
Edukacja bez granic: Akademeia High School i sukces w globalnym świecie
Współpraca reklamowa
Madera: raj dla miłośników przyrody i aktywnego wypoczynku
Współpraca reklamowa
Kierunek: Włochy, Południowy Tyrol. Ależ to będzie przygoda!
Współpraca reklamowa
Komfort i styl? Te ubrania to idealny wybór na ferie zimowe
Współpraca reklamowa
Nowoczesna technologia, która pomaga znaleźć czas na to, co ważne
Współpraca reklamowa
Wielorazowa butelka na wodę, jaką najlepiej wybrać?
Współpraca reklamowa
Z dala od rutyny i obowiązków. Niezapomniany zimowy wypoczynek w dolinie Gastein
Współpraca reklamowa
Polacy planują w 2025 roku więcej podróży
Współpraca reklamowa
Podróż w stylu premium – EVA Air zaprasza na pokład Royal Laurel Class
Współpraca reklamowa
Chcesz czerpać więcej z egzotycznej podróży? To łatwiejsze, niż może się wydawać
Współpraca reklamowa
Portrety pełne emocji. Ty też możesz takie mieć!
Współpraca reklamowa