Reklama

Dwa do Reykjavíku – rzuciłam szybko przy kasie linii lotniczych. Po miesiącu od powrotu STAMTĄD znów lecę na wyspę lodowców! Przyszłam wprawdzie po bilety do Egiptu, ale serce ciągnie na północ. Przepakowuję zatem walizki i planuję nową podróż po Islandii.
Poznałam z góry znajome zarysy wyspy, później wyłoniły się spod chmur lodowce, a gdy samolot podchodził do lądowania, widać było pływające w oceanie wieloryby. Ilekroć ląduję na lotnisku w Keflavíku, przypomina mi się pierwsze spotkanie z Islandią. Wówczas wydała mi się smutna i nieciekawa. Nastroju nie poprawiał deszcz, który rozpadał się na moje powitanie. Podróż z lotniska do Reykjavíku rzeczywiście może nieco zniechęcić. Jednak wystarczy zdać sobie sprawę, że te równiny są w rzeczywistości polami zastygłej lawy, a widoczne w oddali pagórki to stożki wulkaniczne, by zmienić zdanie i zrozumieć, jak niezwykłe jest to miejsce. Półwysep Reykjanes, na którym leży międzynarodowe lotnisko, ma dla nas wiele niespodzianek. Ot, choćby Błękitną Lagunę – geotermalne jezioro z leczniczymi glonami, gdzie nawet podczas mrozów jest ciepło.
Dużą frajdę sprawia turystom wylegiwanie się w jeziorku, smarowanie białym, zbawiennym dla skóry „błotkiem” z alg i krzemionki, a zimowymi wieczorami, kiedy wokół leży śnieg, obserwowanie gwiazd.
Gdy dojeżdżamy do Reykjavíku, już z daleka widać najwyższą budowlę w mieście – katedrę Hallgrímskirkja. Jej rozmiar uwydatnia niska zabudowa stolicy. Kształtem świątynia przypomina wyprostowaną, patrzącą w górę fokę. Podchodząc coraz bliżej, dostrzega się elementy jej bryły – imitacje słupów bazaltowych, tak charakterystycznych dla krajobrazu Islandii. Wiele osób odwiedzających Reykjavík jest zaskoczonych, jak małe jest to miasto i jak nietrwale, wręcz prowizorycznie wygląda. Domy zbudowane są bowiem z blachy falistej i drewna. W rzeczywistości jednak te materiały i układ miasta są bardzo praktyczne i zaprojektowane z dbałością o szczegóły.
Ponad połowa ludności wyspy, która w styczniu przekroczyła liczbę 300 tysięcy, mieszka w Reykjavíku. Miasto jest czyste i ma przepiękną lokalizację – leży nad zatoką, a jednocześnie u podnóża gór. Zachwyca brakiem korków ulicznych, zanieczyszczeń, tłumów zabieganych ludzi. Większość rzeczy godnych uwagi znajduje się w bliskiej od siebie odległości, więc Reykjavík można zwiedzać na piechotę. Miasto, choć małe, ma infrastrukturę, której nie powstydziłaby się duża aglomeracja. Uwaga ta dotyczy zresztą wszystkich miejscowości na wyspie. W każdej wiosce jest poczta, bank, restauracja, sklepy, basen, a w pobliżu pole golfowe i lotnisko. Pływanie, czy raczej wylegiwanie się w wodzie, to obsesja Islandczyków, a że dostęp do źródeł geotermalnych jest tam na każdym kroku, nic nie stało na przeszkodzie, by wybudowali baseny (głównie odkryte), gdzie tylko się dało. Energia geotermalna służy też Islandczykom do szklarniowych hodowli owoców i warzyw (w tym nawet bananów i kawy), a w gorących źródłach pieką unikalny chleb, który można kupić w sklepach spożywczych i pamiątkarskich.
Już w Reykjavíku można odpocząć od zgiełku naszych polskich miast, ale prawdziwą swobodę i ciszę czuje się dopiero podczas podróży po wyspie.
Do większości z islandzkich atrakcji da się dotrzeć okrążającą wyspę drogą nr 1 i odchodzącymi od niej bocznymi, z reguły szutrowymi szosami. „Jedynka” nazywana jest często autostradą, choć owieczki wylegujące się na ciepłym asfalcie lub przebiegające przed maską samochodu zdają się potwierdzać, że islandzka definicja autostrady ma nieco inne znaczenie niż na kontynencie. Co więcej, spokojni i weseli Islandczycy często zatrzymują się swoimi samochodami na drogach i odbywają pogawędki, a inni kierowcy w tym czasie cierpliwie czekają.

Reklama

Podczas każdej z podróży zaglądam w te same miejsca, by zobaczyć, jak zmieniły się od poprzedniej wizyty – i zawsze odkrywam, że wyglądają inaczej. I tym razem więc wycieczkę wokół Islandii zaczynamy od Thingvellir – Parku Narodowego, gdzie jak na dłoni widać ogromną moc sił natury. Na tym terenie stykają się dwie płyty tektoniczne, a tym samym przebiega tędy geologiczna granica między Europą i Ameryką. Tylko tu można przemieścić się z jednego kontynentu na drugi, przeskakując między krawędziami szczeliny Almannagjá. Thingvellir to serce Islandii – zarówno dlatego, że tu wyspa pęka i rośnie, jak i z tego powodu, iż jest to najważniejsze historycznie miejsce kraju. W Thingvellir powstał i obradował islandzki parlament, który jest najstarszym nowożytnym parlamentem świata.
Opuściwszy Thingvellir wybieramy się zobaczyć największy islandzki gejzer. Nasze pierwsze z nim spotkanie było przeżyciem niecodziennym. Głównie dlatego, że ze Strokkurem zapoznaliśmy się... w nocy! Zaręczam – efekt jest stokroć bardziej niesamowity niż za dnia. Gdy tam dotarliśmy, panowała zupełna ciemność. Jakieś ogrodzenie, jakaś bramka... Czy to tu? Po omacku szliśmy ścieżką w towarzystwie odgłosów bulgoczących od gorąca oczek wodnych. Nie mieliśmy pojęcia, jak daleko trzeba iść, więc po chwili marszu zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie wrócić. Nagle za naszymi plecami wybuchł gejzer. Słup zasiarczonej, gorącej wody wystrzelił z hukiem na wysokość 30 metrów, a opadając, całkowicie nas zmoczył. Chwilowe przerażenie zmieniło się w zachwyt. Rano wróciliśmy, by zobaczyć to, co przeżyliśmy w nocy.
Niedaleko Strokkura znajduje się najczęściej odwiedzany przez turystów wodospad – Gullfoss. „A więc Islandia jest jeszcze piękniejsza, niż sobie wyobrażałam!” – pomyślałam, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Wodospady wyłaniają się co chwilę w czasie podróży. Do najwyższego – Glymura (198 m), ukrytego w wąwozie, wiedzie urozmaicona trasa „survivalowa” – przejście przez jaskinię, pokonanie potoku po śliskiej drewnianej belce z ruchomą linką w ręku, wdrapywanie się po stromej ścianie skalnej, na całej szerokości omywanej cienkim strumieniem wody.
Dettifoss z kolei to najpotężniejszy wodospad w Europie. Co sekundę z wysokości 44 metrów spada w dolinę 500 metrów sześc, wody. Hałas, jaki się przy tym rozlega, można przyrównać do odgłosu startującej rakiety, a mgła z wody unoszącej się nad wodospadem widoczna jest z odległości kilku kilometrów. Jest jej tak dużo, że gdy osiada na skałach kanionu, tworzą się malutkie wodospady! Jednak absolutnym faworytem wśród najpiękniejszych islandzkich wodospadów jest dla mnie Dynjandi. Z czystym sumieniem polecam wycieczkę na Zachodnie Fiordy, m.in. ze względu na jego widok. Ześlizgująca się po krawędzi fiordu woda tego wodospadu wygląda jak rozłożone na skałach włosy anielskie. Czy islandzkie wodospady mogą nas czymś jeszcze zaskoczyć? Oj, mogą... Foss, na przykład, płynie czasem pod górę, Seljalandsfoss ogląda się zza jego spadającej wody, a Barnafoss wytryskuje spod ziemi.
Na południu długi odcinek drogi nr 1 wiedzie przez pustynie, czasem pokryte dywanem mchów albo grząskich czarnych wulkanicznych piasków. Duże wrażenie robi przejazd długim mostem zbudowanym na Skejotararsandur. Lodowcowa rzeka rozdziela się w tym miejscu na niezliczoną ilość cienkich odnóg. Ta wielka metalowa konstrukcja mostu została zniszczona jak domek z kart podczas powodzi w 1996 roku, do jakiej doszło po wybuchu wulkanu na największym lodowcu Europy – Vatnajökull. Polecam przechadzkę po jednej z odnóg lodowca – pod nami ciągnąca się po horyzont warstwa lodu o grubości do 1 km! Nie odmówiliśmy sobie też wejścia w szczelinę lodowca. Gdy przyłożyliśmy oczy do ściany, zobaczyliśmy całą gamę barw i kształtów – to taki olbrzymi kalejdoskop.
Czasami od lodowca odrywają się bryły lodu i wpadają do wody u podnóży góry. W ten sposób powstała najpiękniejsza, niebieska laguna – Jökulsárlón. Już z brzegu widok jest niezapomniany, a wynajętą amfibią można jeszcze popływać po jeziorze, między górami lodowymi.


Lodowce Islandii zajmują 11 proc. powierzchni kraju. Wielu Islandczyków lubi na nich spędzać wolny czas. Wjeżdżają ogromnymi terenowymi autami i zostają tam na parę dni. Dla turystów organizowane są również takie wycieczki, lub przejażdżki skuterami śnieżnymi czy psimi zaprzęgami. Niestety, z powodu ocieplenia klimatu lodowce ostatnio szybko topnieją i czasem zamykane są wiodące po nich szlaki. Zmierzono, że tylko z małego lodowca Gígjökull znika rocznie bryła lodu o podstawie rozmiarów boiska piłkarskiego i wysokości 1400 metrów!
Aby nie wjeżdżając w interior zasmakować widoku księżycowego krajobrazu wyspy, warto przejechać się ze wschodu w kierunku jeziora Myvatn (np. drogą 85 czy 867). Drogi są tam szutrowe, pustka, żółtoczerwony pył i żwir, porozrzucane kamienienie (zapewne po wybuchu wulkanu i nikt ich od tamtej pory nie ruszał), gdzieniegdzie pagórki i stożki wulkaniczne. Miejsce idealne do kręcenia filmów SF. Zresztą to na Islandii astronauci z NASA ćwiczyli przed lotem na Księżyc.
Dojeżdżając do rejonu Myvatn, z daleka widzimy ogromną, dymiącą „fabrykę” – Matkę Ziemię. Miejsce to dostarcza najbardziej niezapomnianych wrażeń i jednocześnie jest najaktywniejszym geotermalnie obszarem na Islandii. Przy i na jeziorze uformowały się pseudokratery. Wyglądają jak zwykłe, ale nigdy nie wypływała z nich lawa. Powstały, gdy lawa płynęła przez jezioro. Zamknięta pod jej powierzchnią woda gotowała się i eksplodowała przez płynne skały, budując w ten sposób stożki i kratery. Jeden ze szlaków w okolicy prowadzi na szczyt wulkanu Hverfell – warto wejść i spojrzeć w głąb tego krateru, którego średnica wynosi 1 kilometr. U podnóży wzgórza Námafjall położone jest „piekielne”, fascynujące miejsce. Teren pokrywa wielokolorowa glina, w ziemi znajdują się dziesiątki dołów, w których gotuje się błoto, a para wydobywająca się z naturalnych kominów powoduje ogromny huk w całej okolicy. Do zestawu wrażeń dodać należy wszechobecny odór siarkowodoru. Powierzchnia ziemi tam to cienka skorupka, łatwo pękająca, gdy na nią stąpnąć. Należy więc zachować szczególną ostrożność i trzymać się wyznaczonych ścieżek.
Niesamowite wrażenie robi spacer po pobliskim Leirhnjúkur. Ten olbrzymi teren powstał po wybuchu na początku XVIII w., a przemierzając jego szlaki ma się wrażenie, że erupcje były tu całkiem niedawno, gdyż wszystko jest gorące i para wciąż bucha spod ziemi. Nietrudno zdać sobie sprawę, że tamtejsza ziemia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, a kolejna erupcja może zaskoczyć nas w każdej chwili. Zastygła lawa tworzy przeróżne kształty i kolory, góry i doliny, jaskinie, gorące oczka wodne, a pod nogami chrzęści pękający lekki pumeks...
A gdy już objedziemy wyspę dookoła, warto wybrać się na którąś z setek otaczających Islandię wysp. Największe z nich – Heimaey i Grímsey – są zamieszkane. Ta pierwsza leży w archipelagu Vestmannaeyjar – niespokojnym geologicznie terenie. Podczas wybuchu podwodnego wulkanu w 1963 r. powstała najmłodsza wyspa – Surtsey, która teraz jest zamknięta dla ruchu turystycznego i stanowi naturalne laboratorium, gdzie bada się procesy powstawania życia. Na Heimaey przyjeżdża się głównie na wędrówkę po wulkanie Eldfell, który wybuchł w 1973 r. Zniszczył wiele domów, ale dzięki sprawnej akcji ratunkowej nikt z ok. 4000 mieszkańców nie zginął.
Grímsey z kolei jest jedynym miejscem na Islandii, przez które przechodzi granica koła podbiegunowego. Mieszka tam ok. 100 osób, jest dwukilometrowa droga i wszyscy mają samochody! Polecieliśmy tam jako jedyni pasażerowie małego samolociku rejsowego z Akureyri. Na miejscu czekała pracownica lotniska, która obwiozła nas po wyspie. W miejscowym kościółku poznaliśmy księdza, którego ulubionym zespołem muzycznym są... Czerwone Gitary! Po otrzymaniu dyplomów potwierdzających przekroczenie koła wróciliśmy do samolotu – z kilkoma pasażerami czekał, aż skończymy przejażdżkę. Kapitan specjalnie dla nas zatoczył kilka dodatkowych kółek nad wyspą, byśmy mogli zrobić jak najwięcej zdjęć.
Na bardziej wytrwałych i dobrze przygotowanych turystów czeka jeszcze interior Islandii – niezwykły, trudno dostępny, pokryty pustyniami, wulkanami i rzekami bez mostów. Nie jest to przyjazny teren do mieszkania, ale pociąga tych, którzy szukają prawdziwej przygody…


NO TO W DROGĘ

Wypoczynek u stóp lodowców Islandia nie jest celem dla spragnionych słońca i plażowania. To kraj w sam raz na wakacje dla amatorów ciszy i spokoju, pustych przestrzeni oraz dziwów natury nieożywionej.

Samolotem – najtaniej linią Iceland Express z Berlina – oferty już od 500 zł brutto w dwie strony, samolotem rejsowym przez Frankfurt lub Kopenhagę – od 1500 zł.
Drogą morską z Danii lub Norwegii od 396 euro od osoby (kuszeta 8 os.) + dojazd do portu, czas rejsu: 7 dni w dwie strony.
www.icelandexpress.de, www.icelandair.com, www.aferry.to

Południowa Islandia: 7 dni – ok. 7000 zł, Islandia + Grenlandia: 13 dni – ok. 15000 zł, wyprawa dookoła Islandii z www.iceland.pl: 15 dni – 9600 zł.

Do wjazdu wystarczy dowód osobisty lub paszport.
Wolno wwieźć: żywność – do 3 kg, o wartości nieprzekraczającej 13 000 ISK (550 zł), 1 l mocnego alkoholu, 1 l wina lub 6 l piwa.
Nie wolno wwozić wielu rzeczy bez specjalnego zezwolenia, m.in. – o dziwo – sprzętu wędkarskiego, warto przestudiować szczegóły:
www.msz.gov.pl
ww.botschaft-island.de

Najlepiej w okresie czerwiec-sierpień, jest to główny sezon na wyspie, kiedy turystyka – komunikacja, baza noclegowa etc. – rusza pełną parą.
Nie przeocz Szlaku knajp Reykiaviku (magia!), Parków Narodowych Jökulsárgljúfur i Skaftafell, kaldery Askja i czapy lodowej Vatnajökull, obserwacji wielorybów i maskonurów, przejażdżki psim zaprzęgiem, wspinaczki na wulkan, zorzy polarnej, unikalnych krajobrazów w obiektywie swego aparatu, i taaakiej ryby na haku własnej wędki.

Niestety, jest to kraj bardzo drogi, trzeba liczyć się z wydatkiem minimum 100 zł dziennie – z własnym śpiworem, namiotem i bazując na jedzeniu z supermarketu.
300 zł i więcej – w wariancie z dachem nad głową i posiłkiem w taniej restauracji.
Miejsce na polu namiotowym ok. 30 zł, noclegi pod dachem na kwaterach i kempingach – od 65 zł z własnym śpiworem (prycze lub podłoga), pokoje 2-osobowe w hotelu z łazienką – 630 zł, w bardziej odległych rejonach popularne są drewniane domki – 420 zł za domek z łazienką na 6 osób; porcja ryby od 50 zł, baraniny od 85 zł; wstęp do muzeum od 13 zł, obserwacja wielorybów – 150 zł, wynajęcie samochodu 4x4 od 500 zł za dobę, benzyna – 5 zł/ litr, wizyta w geotermalnym SPA Błękitna Laguna – 70 zł.
10–11 VI Festiwal Morza
21 VI Święto Letniego Przesilenia – liczne koncerty, parady w strojach wikingów.
26 VI–02 VII Landsmót, Festiwal Koni w Skagafjörour – największy festiwal słynnej islandzkiej rasy koni.
07 VIII Święto Kupców – Islandczycy tłumnie jadą na wyspę Heimaey, by tam bawić się przez cały weekend.

Reklama

Wyroby z owczej wełny w charakterystyczne skandynawskie wzory – swetry, czapki, koce.
Srebrną biżuterię z islandzkimi symbolami, znakami runicznymi, wizerunkami zwierząt itp.
Kamienie, minerały i inne pamiątki naturalne.
Podstawą do ubiegania się o zwrot VAT przy wyjeździe z Islandii jest wydany przez sklep druk Tax free, dowód zapłaty za towar, okazanie zakupionych przedmiotów w stanie nienaruszonym w zaplombowanym przez obsługę sklepu opakowaniu i paszport.
www.iceland.pl
www.tppi.org.pl
www.icetourist.is

Reklama
Reklama
Reklama