Reklama

Wy też w Polsce grillujecie?! – to pełne zdziwienia pytanie usłyszała moja znajoma w samym centrum Buenos Aires, gdzie odbywało się typowe argentyńskie przyjęcie. Na co dzień spontaniczni Argentyńczycy poinstruowali ją, że asado, czyli grillowa impreza, musi przebiegać wedle ustalonych reguł. Zaczyna się od kawałków dolnej części jelita grubego (albo czegoś podobnego, wolała nie wiedzieć). Dopiero potem można sięgnąć po kiełbaski, żeberka i na koniec narodową chlubę – doskonałe steki z wołowiny. Znajoma, na co dzień wegetarianka, skupiła się na winie. Pewnie o wiele szczęśliwsza byłaby w Meksyku, gdzie przysmakiem są grillowane kaktusy – spore kawałki opuncji, pozbawione kolców, podawane z sosem czekoladowym

Reklama

Ja najbardziej pouczające wspomnienie grillowe mam z Majorki, z uroczego nadmorskiego miasteczka Port de Soller. W małej restauracji zamówiłam z przyjaciółką calamari a la plancha. Ponieważ nie znałam jeszcze hiszpańskiego, nie miałam pojęcia, że dostanę je właśnie w takiej formie, w jakiej ich nie znoszę. Czyli dwóch białych gumowych rękawic – grillowanych w całości kalmarów. Nie do pokrojenia. Nie do połknięcia. Od tej pory zamawiałam już tylko kalmary a la Romana, po rzymsku, w postaci panierowanych i smażonych krążków.

Ale i Włosi mają swój grill, o czym przekonałam się w bardzo mięsożernej i wieprzowiną stojącej Umbrii. Pod okiem potężnego miejscowego rzeźnika o imieniu Salvatore dokonałam fachowego rozbioru półtuszy świniaka, po czym zrobiłam ze znajomymi kilkadziesiąt metrów kiełbasek salami. Z resztek zmielonego mięsa Salvatore kazał nam uformować kotleciki, te natomiast zawinąć w otrzewną, czyli przezroczystą błonę poprzerastaną niczym witraż drobniejszymi błonkami. Wieczorem kotleciki razem z częścią kiełbasek ułożyliśmy na wielkim grillu. Piekły się aż do wytopienia otrzewnej. Byłyby całkiem niezłe, gdyby nie były tak przeraźliwie słone. Może Salvatore był zakochany?

Reklama

Na świecie grilluje się właściwie wszystko: krewetki, ośmiornice, ryby, pomidory, banany, polenty… Zachęcam do uruchomienia fantazji przed kolejnym spotkaniem w ogródku. Z mielonego mięsa przyrządźmy prawdziwe amerykańskie hamburgery lub tureckie kebabcze. Nadziejmy na szpikulce jagnięcinę i poczujmy się jak w Gruzji. Zaserwujmy gościom paprykę z Bałkanów. (Przekrojoną wzdłuż na pół czyścimy z nasion i pieczemy na grillu, aż skórka zrobi się czarna. Jeszcze gorącą wkładamy na kilka minut do foliowej torebki, by łatwiej było ściągnąć skórkę). A na deser spróbujmy grillowanego ananasa, najlepiej z Hawajów. Uzależnia!

Reklama
Reklama
Reklama