Kolej indyjska - zabawką do stolicy herbaty
Mało kto wie, że indyjska kolej to największy pracodawca na świecie. Wiele elementów tej gigantycznej i świetnie działającej instytucji jest rekordowych – ale w końcu rekordowa jest również liczba mieszkańców tego kraju.
Pod koniec XIX w. Brytyjczycy postanowili rozbudować doskonale funkcjonującą już strukturę komunikacyjną perły w koronie królewskich kolonii. Poza rozległą siecią tradycyjnej kolei powstały cztery górskie kolejki wąskotorowe: Nilgiri Mountain, Kalka – Shimla, Matheran Hill i Dardżyling. Właśnie o tej ostatniej będzie mowa.
Na początku, w 1878 r., powstała linia łącząca podgórskie Siliguri z kolonialną stolicą, Kalkutą. W tym samym roku Franklin Prestage (ówczesny szef Kolei Wschodniobengalskiej) złożył projekt budowy linii łączącej Siliguri z Dardżylingiem, mającym dla angielskich kolonizatorów znaczenie symboliczne (dzięki Brytyjczykom miasto stało się światową stolicą herbaty).
Pociąg miał przejeżdżać przez typowo górskie tereny i pokonywać bardzo duże jak na kolej różnice poziomów. W takich warunkach, zdaniem inżynierów, mogła się sprawdzić tylko zminiaturyzowana kolejka wąskotorowa (prześwit 2 stopy – 610 mm).
Budowa ruszyła z początkiem 1880 r. i w połowie następnego została już ukończona. Przedsiębiorstwu nadano nazwę Darjeeling Himalayan Company (Kolej Himalajska Dardżyling). Jednak za sprawą charakterystycznego wyglądu do pociągu przylgnęła nazwa Toy Train (Pociąg-Zabawka) i takim mianem najczęściej się go określa.
Zaraz po wybudowaniu Toy Train był najszybszym i najwygodniejszym sposobem połączenia z Dardżylingiem. W 1920 r. zarejestrowano rekordowy wynik – linia obsłużyła w sumie 263 tys. i 82 pasażerów oraz przetransportowała 61 tys. i 704 tony ładunku!
W światowej stolicy herbaty czas płynie nieco inaczej niż w pozostałej części kraju. Może status górskiej stacji, plasujący to miasto bardziej jako kurort niż miejskie centrum, działa uspokajająco? Może sąsiedztwo przepięknego masywu Kanczendzongi, trzeciej co do wysokości góry świata, która odbija promienie wschodzącego słońca i każdego ranka rozświetla Dardżyling od zachodu różowo-lilowymi odcieniami? Wszystko to ma wpływ na atmosferę stacji kolejowej Dardżyling i na charakter Toy Train. Nikt się nie pcha, peron – również malutki – nie jest zatłoczony, a mimo kilku lat spędzonych w Indiach niewiele spotkałem takich dworców.
Widząc podjeżdżający niebieski, zabytkowy parowozik, zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno się zmieszczę? Przy dwóch metrach wzrostu podróż przez Azję często przypomina mi opowieści o Guliwerze. Ups! – pierwsze ostrzeżenie, czyli bliski kontakt z niziutką framugą. Robi mi się ciemno w oczach, zgięty wpół siadam na pierwszym wolnym siedzonku. Rozcieram guza, a obok mnie lokuje się bengalska rodzina. Przyjechali na wycieczkę. Turystyka w Indiach jest bardzo popularna, Hindusi podróżują zwykle całymi grupami. Wielopokoleniowe rodziny z pokaźnym stadem dzieciaków to widok standardowy.
– Mister, uan ciapati? – pyta siedząca naprzeciw mnie Hinduska, rozkładając jednocześnie kilkanaście miseczek z różnymi sosami i wyciągając placki (chapati właśnie) zawinięte w ściereczkę. – Uicz kantri (Which country?) – indaguje jej mąż. Gromada dzieciaków, wciśnięta obok mnie, jak echo, ale częściej i głośniej, powtarza to samo pytanie – bodaj najczęściej zadawane białemu w Indiach. Powstrzymuję się, by złośliwie nie odpowiedzieć „Szczebrzeszyn“. W gruncie rzeczy moi współtowarzysze podróży są bardzo mili – jak większość mieszkańców tego kraju. Jeden z chłopców porównuje swoją filigranową nóżkę do mojej stopy o rozmiarze 48. Wszyscy wybuchają śmiechem.
Za oknami kolejki rozciągają się magiczne widoki – subtropikalne lasy, góry po horyzont, nadbudowane wiadukty z przepięknymi, kamiennymi łukami i przede wszystkim herbaciane pola. Trasa wije się niczym wąż, serpentyny i zygzaki nie mające sobie równych. Pociąg zdaje się poruszać w te i we wte, tory niejednokrotnie przecinają się ze sobą – tyle że już na innym poziomie. Dzięki temu Toy Train nie przejeżdża przez żaden tunel.
Mimo że pociąg nie wspina się tak wysoko jak słynna kolej Malinowskiego w Andach, pokonuje równie imponujące przewyższenia na krótkim odcinku. Jeśli ruszamy „z dołu“, pociąg-zabawka startuje w New Jalpaiguri, z wysokości ok. 100 m n.p.m., a kończy na stacji docelowej Darjeeling Railway Station (2 200 m n.p.m.). Jednak najwyższym punktem nie jest stacja końcowa, tylko przedostatnia, Ghoom – leżąca na wysokości 2 260 m n.p.m.
Ciekawostką jest, że pociąg między Dardżyling a New Jalpaiguri mija ponad 100 skrzyżowań, a duża część trasy wiedzie wzdłuż innych szlaków komunikacyjnych.
W 1999 roku wpisano Kolej Himalajską Dardżyling (podobnie jak inną indyjską, górską wąskotorówkę – zwaną Nilgiri Mountain) na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Właśnie wtedy cała linia Toy Train stała się żywym muzeum kolejnictwa, a zarazem wielką atrakcją turystyczną Indii nie tylko dla cudzoziemców, ale i ludności lokalnej. n
Siedzący obok Hindus jest bardzo dumny ze swojej rodziny. Nie wiem, jak opanowuje dziesięcioro dzieci, i to bez siwego włosa na głowie. Ale Hindusi muszą mieć jakiś wrodzony dar w opanowywaniu gigantycznego chaosu – inaczej Indyjskie koleje dawno by nie działały, a działają. I to znacznie lepiej od polskich.
NO TO W DROGĘ – KOLEJ INDYJSKA
Możliwość zorganizowania przejazdów czarterowych i dwie trasy regularne, codziennie:
- Pociąg z miejscówkami – z Jalpaiguri odchodzi o godz. 9.00, przyjeżdża do Dardżyling o godz. 15.55, z Dardżyling odchodzi o godz. 9.15, przyjeżdża do Jalpaiguri o godz. 16.20; lokomotywa spalinowa. Cena biletu 15/2 zł w klasie I/II, dzieci – 50 proc. zniżki.
- Pociąg lokalny bez miejscówek – z Kurseong odchodzi o godz. 6.00, przyjeżdża do Dadżyling o godz. 8.45, z Dardżyling odchodzi o godz. 16.25, przyjeżdża do Jalpaiguri o godz. 19.15; lokomotywa parowa. Cena biletu 8/1 zł w klasie I/II.
- Pociąg specjalny: Joy Ride z Dardżyling do Ghum i z powrotem. Na trasie postoje w miejscach widokowych. Odjazdy
o godz. 10.00 i 12.50. Podróż trwa 2 godziny; lokomotywa parowa. Cena biletu – 16 zł. www.dhr.in