Reklama

Targ w San Cristóbal de las Casas. Haftowane koszule, obrusy, filcowe zabawki... Nie mniej kolorowe są same sprzedawczynie, Indianki z Zinacantán i San Juan Chamula. – Co sobie weźmiesz? – pytają i podają mi tkany pas, taki sam jaki mają na sobie. Cena 250 peso. Tyle że wcale nie chcę go kupić. Grzecznie dziękuję i odchodzę. – Dam ci za 100 peso – krzyczy za mną. – Wezmę za 50 – rzucam na odczepnego, a kobieta kiwa głową na zgodę. W tym momencie nie mogłam się wycofać. Daję jej banknot, dziewczyna jednak nie ma reszty. To może kupię jeszcze jeden pasek?

Reklama

Chamulas, bo tak się ich nazywa, są niepiśmienni, ale liczyć umieją. Wszystko też ma u nich swoją cenę. Również wizerunek. Uśmiechniętą twarz na zdjęciu wyceniają na prawie 10 peso. I lepiej zapłacić, bo w najgorszym razie może to być ostatnia fotka zrobiona naszym aparatem. Biedni Indianie wzbudzają współczucie u lokalnych władz (więc nikt ich nie ściga) i litość u turystów (więc kupują od nich plecione paski, bransoletki, torebki). Na koniec wzbudzają nienawiść właścicieli sklepików, bo ceny, jakie dają Chamulas, są dużo niższe od ich cen. – Do tego chodzą słuchy, że towar pochodzi z przemytu z Gwatemali – podburza mnie jeden z nich.

Indianie Chamulas ze swoimi bransoletkami, paskami, torebeczkami skutecznie też konkurują z lokalnymi artystami zwanymi artestanos. – Z każdym nowym kryzysem tylko ich przybywa – mówi o tych ostatnich Luz Elena Arroyo Irigoyen, szefowa La Casa de las Artesanías, czyli meksykańskiej Cepelii.

Z tego właśnie powodu około 20 lat temu wokół ruin w Chichén-Itza pojawili się pierwsi rzeźbiarze. Na początku ich wytwory boleśnie godziły w poczucie estetyki i piękna. Niezależnie od jakości wciąż jednak rosła liczba turystów, którzy musieli przywieźć sobie tradycyjną drewnianą maskę. Obecnie ich ilość już dawno przekroczyła liczbę piramid, a same dzieła w niektórych miejscach skutecznie przysłoniły ich widok. Na szczęście z biegiem lat wśród kilkuset osób zajmujących się rzeźbą zaczęły wyłaniać się prawdziwe talenty i wśród tandety można wyłowić istne cudeńka.

W Meksyku kwitnie nie tylko rzeźba. W Valladolid u Beto Silvy kupimy doskonałej jakości ręcznie robione sandały.

Te najlepsze mają podeszwy z opon samochodowych. Przy okazji zakupów można zajrzeć do warsztatu, gdzie spod rąk mistrza i czeladników wychodzą kolejne modele sandałów i klapek. Nieopodal na bazarze kobiet haftujących (Mercado de las Mujeres Bordadas) Indianki prezentują swoje dzieła, pięknie haftowane sukienki, bluzy, serwety, obrusy.

Haftowanie i wyplatanie biżuterii to najczęstsze zajęcie kobiet w Ameryce Łacińskiej. Robią to w przerwie między oporządzeniem domu i obejścia, gotowaniem obiadu a nakarmieniem męża. W ten sposób dokładają się do domowego budżetu, o ile małżonek pozwoli im wyjść z domu, rozstawić stolik gdzieś na rynku i sprzedawać swoje dzieła. Latynoski macho musi być bowiem dopieszczony i dlatego bardzo często nie pozwala kobiecie opuścić domu.

Z pięknie haftowanych bluz słynie meksykańska Oaxaca. – Zanim jednak jakąś kupisz, sprawdź metkę – radzi mi Ali, znajoma Meksykanka. – Bo tam sprzedają chińszczyznę. Bluzy wyglądają tak samo, tylko są dużo tańsze. Niestety Ali mi nie powiedziała, co mam myśleć o bluzach bez jakiejkolwiek metki?

Chińczycy nie tylko kradną ludowe wzory. – Czy wiesz, że chcieli kupić prawa do wizerunku Madonny z Guadelupe? – Ali nie kryje oburzenia, choć jeśli sama miałaby się religijnie określić, wyznaje coś pomiędzy buddyzmem a New Age. Chrześcijan raczej nie lubi za to, co zrobili kiedyś piramidom. Z wielką satysfakcją jednak kończy historię. – Zrobiła się afera i jak niepyszni wrócili do domu!

W galeriach Oaxaki znajdziemy też przedstawienia Catriny, czyli elegancko ubranej… śmierci. Zdobi się nią tam ramy, ramki, lampy, pudełka... Każda z nich jest sygnowana przez autora, bo w tym momencie mamy do czynienia z dziełami wysokiej próby, stworzonymi przez artystów, a nie artesanos. Stąd i ceny są znacznie wyższe.


Praktycznie każdy region Ameryki Łacińskiej posiada swoje charakterystyczne wyroby, typowe wzory i specyficzne techniki wykonania. Ceramika, tkaniny, plecionki, hafty i biżuteria – na to trzeba zarezerwować miejsce w plecaku podczas podróży.

W La Palma w Salwadorze kupimy przedmioty pokryte obrazkami w stylu naif, stworzonym przez Fernando Llorta. W tej chwili niezwykle kolorowe przedstawienia zdobią nie tylko pamiątki i przedmioty codziennego użytku, ale ściany domów, witryny sklepów i restauracji. Argentyna i Chile słyną z wyrobów skórzanych. W okolicach jeziora Atitlán w Gwatemali kupimy niedrogo tkaniny, kapelusze, hamaki... W Peru na targach, szczególnie wokół atrakcji turystycznych, ławy i stoły uginają się pod ciężarem wełnianych czapek, kolorowych ponch, swetrów i worków z pacynkami na palec.

Przeglądając te skarby, zdaję sobie sprawę, że jestem świadkiem globalnej wymiany inspiracji i wzorów. Wśród tradycyjnych motywów na ręcznie wyszywanych obrusach przewijają się szreki, spider-mani, supermani, samochody. W Gwatemali zabawki z kolorowego płótna przedstawiają pieski, lamy... i wielbłądy, które w Ameryce Południowej znajdziemy tylko w zoo. Szkoda tylko, że cena wyjściowa wynosi 60 quetzali. Wchodzę zatem do sklepu obok, gdzie już wygaszali światła. Sklepowa od niechcenia rzuca cenę wywoławczą: – 30 quetzali. – Za 20 pójdzie? – pytam. – A bierz – rzuca. To biorę. Od tej pory wszystkie ważniejsze zakupy robię mniej więcej o tej porze. I pilnuję, by w sklepie nie było żadnych obcokrajowców. To działa. W uzyskaniu niższej ceny pomaga również znajomość hiszpańskiego. Kilka słów i cena spada o kilka procent.

Nawet najbardziej zdeterminowani klienci nie stargują wiele u wędrownych artesanos jak Mario. Poznałam go we Flores w Gwatemali, kiedy sprzedawał biżuterię przed jedną z restauracji. Niedługo się stąd wyprowadzi, bo tak jak inni artesanos w jednym miejscu usiedzi najwyżej trzy miesiące. Jeszcze nie wie, dokąd pojedzie. Na pewno w turystyczne miejsce, bo tam są jego klienci i pieniądze.

W ten sposób podróżuje już 15 lat. Dla artesanos podróż jest sposobem na życie. Każdą cenę przeliczają na nocleg, bilety i nocne życie. Dlatego nie lubią się targować. Ale za to bezpłatnie dzielą się swoją wiedzą o Ameryce Łacińskiej. A jest to wiedza bezcenna. Nikt nie zna Ameryki tak dobrze jak oni!

Oprócz rękodzieła na ulicach i na bazarach pełno jest sklepów z magicznymi przedmiotami. Często przy wejściu stoją ? gury świętych i Santa Muerte, a wewnątrz na półkach rzędy świec w różnych kolorach i kształtach. Na tych, które przypominają znicze, widnieją opisy: na miłość, na deszcz szczęścia, deszcz pieniędzy. Obok w pudełkach leżą amulety na każdą okazję, kadzidła, których dym karmi Boga, mydła, którymi trzeba się myć w czasie pełni księżyca, i pudry ze sproszkowanych mumii, czarnych kogutów i innych rzeczy z tajemną mocą. Jak w aptece – wystarczy tylko wskazać intencję, a sklepikarz dobierze kurację. Na pieniądze sprzeda mi żółtą świecę, białą na szczęście, czarną na nieszczęście. – A na kochankę męża? – pytam żartobliwie. – Pistolet. W pewnych sytuacjach trzeba działać szybko. Na każdym kroku mijamy też budki z jedzeniem. Na bazarach prze- ważnie są całe alejki z barami, gdzie sprzedaje się smakowite tacos z rozmaitymi rodzajami mięsa posypanego cebulą, tortille, quesadille, tlayudes... Szczególnie dużo ich na bazarach dla lokalnych mieszkańców, czyli takich, gdzie zamiast ludowego rękodzieła sprzedaje się stosy chińskich towarów, a Indianki w ludowych strojach występują częściej w roli kupujących niż sprzedających. Ale nawet tam znajdziemy prawdziwe skarby – warzywa i owoce. Swoim głębokim smakiem zaskoczą nie tylko te, których nie ma w Polsce.

CO WAR TO PRZYWIEŹĆ?

MAGICZNE MASKI Najpopularniejszy prezent z Meksyku, idealny do powieszenia na ścianę i na Halloween. Nawet jeśli ich magia jest nieco naciągana, piękno i staranność wykonania robi wrażenie. W produkcji masek wyspecjalizowały się całe wioski. Mieszkańcy jednych rzeźbią, drugich polerują, trzecich nakładają koraliki. Gotowe!

No to w drogę: MEKSYK

  • Mieszkańcy: 106 mln (cały Meksyk)
  • Język: hiszpański i ponad 50 języków lokalnych
  • Waluta: 1 peso (MXN) = 0,25 zł

W mieście Meksyk rękodzieło sprzedaje się do ok. godz. 15 na Zócalo (metro Zócalo), nieco drożej na targu w centrum Coyoacánu (metro Coyoacán). San Cristóbal de las Casas: przez cały tydzień przed kościołem Santo Domingo (najniższe ceny!). Wyroby artesanos kupimy też w okolicznych wioskach, np. Zinacantán, San Juan Chamula, Oaxaca – najlepszy sklep z ubraniami inspirowany motywami ludowymi to Oro de Monte Alban (c/Porfirio Diaz 311). www.miztli.com.mx

starożytne miasto Teotihuacán, wulkan Iztaccíhuatl

wbijana po przekroczeniu granicy (260 peso, do zapłacenia w banku).

najtaniej z Europy dolecimy do Cancún. Cena biletu to ok. 4 tys. zł.

hotel La Catedral w stolicy (280 peso); hostel Don Nino w Oaxaca (od 150 peso za dormitorium, c/Pino Suárez 804); Iguana Hostel w San Cristóbal de las Casas (c/Chiapa de Corzo 16).

Reklama

gruby tkany pas – 50 peso, plecione paski – od 10 do 40 peso, bransoletki z koralików – 30 peso, haftowane okrycia z Zinacantánu – ok. 100 peso, haftowane obrusy – od 150 peso.

Reklama
Reklama
Reklama