Legenda mówi, że usypała ją baba olbrzymka. Babia Góra jest jedną z najbardziej ekscytujących polskich gór
Bywa kapryśna i zmienna. A i tak każdy wędrowiec ma nadzieję zobaczyć z jej szczytu najpiękniejszy wschód słońca. Wokół niej krąży legenda, której nikt nie potwierdza, choć znajdą się osoby w nią wierzącą. Oto Babia Góra.
- Katarzyna Kachel
W tym artykule:
Pierwszy raz szłam nocą. Wyjechaliśmy samochodem z Krakowa po północy, by dwie godziny później zakładać raki w świetle czołówki. Wychodziliśmy ze znajomymi na Babią Górę, czy, jak mówią miejscowi – na Diablak – z przełęczy Krowiarki. Wiatr chlastał nas po twarzy bez sentymentu, jakby wcale mu się nie podobało, że po nocach ktoś się tu szwenda. Był początek kwietnia, około dwóch stopni na plusie, więc zimno. Po kilkunastu minutach sapałam jak stara lokomotywa i ściągałam naprędce szalik i zimowe rękawice. Kto nie chodził w rakach, nie wie, że to wcale nie ułatwia, nie dodaje skrzydeł. Wręcz przeciwnie – uziemia dosyć brutalnie.
Babia Góra i wschód słońca
By zobaczyć wschód słońca z Babiej, marzy wielu, niewielu go jednak widziało. Bo to góra, jak mówią złośliwi, marudna jak baba i niedostępna. W przewodnikach nazwy Kapryśnica i Matka Niepogód są niemal tak samo popularne jak te geograficzne. I choć zwykle kłócę się z szowinistycznymi określeniami, to w przypadku Babiej milczę, bo to szczera prawda. Nie odbieram jej tym samym wielkości, a zwyczajnie po imieniu nazywam charakter królowej Beskidów.
Po trzech godzinach marszu na szczycie było szaro, mgliście, do tego mżyło, a wilgoć wdzierała się pod ubrania. Ołowiane niebo mimo naszych gorliwych modłów nie rozdarło kurtyny, nie wypuściło ani promienia. Schodząc z powrotem, odpięłam raki i zjeżdżałam na tyłku, chwytając się na zakrętach albo kiedy zbytnio mnie poniosło wystających krzaczków. I tak dojechałam prosto do schroniska na Markowych Szczawinach, by zjeść jajecznicę, poprawić sobie humor i ruszyć dalej.
Tajemniczy trójkąt na Babiej Górze. Fotograf uwiecznił niecodzienny widok
Na szlakach warto mieć oczy szeroko otwarte. Oprócz malowniczych widoków możemy dostrzec również ciekawe zjawiska na niebie i gry świateł.W połowie drogi zerwał się znowu wiatr, ale już inny, pachnący wiosną. I nagle, jakby w nagrodę, zaczęło zza chmur wychodzić słońce. Trasa ze żmudnej zrobiła się bajeczna. Nie przeszkadzały już ani mokre portki, ani smak rozczarowania, że tam na górze wszystkie widok zostały ukryte. Schowane jakby na kolejny raz. I tak faktycznie u mnie z tą górą było.
Babia pokazywała mi siebie i swoje piękno powoli, jakby czekała, aż będę gotowa albo wystarczająco cierpliwa i pokorna. I choć to przecież żadna wspinaczkowa trasa, łańcuchów jak na lekarstwo, za każdym zdobyciem jej szczytu czułam się dumna. Babia, wliczana w Koronę Gór Polskich, liczy sobie 1722 m. Podczas ich pokonywania zawsze cię coś zaskoczy. A kiedy już wydaje ci się, że wiesz o niej wszystko, drogę ci przetną dwa młode jelonki albo dziki i znów masz ochotę wrócić po więcej.
Legenda o Babiej Górze
Legenda mówi, że nazwa Babiej wzięła się od tego, że usypała ją baba olbrzymka. Ja jednak wolę tę legendę, wedle której Babia to kochanka zbójnika, która skamieniała z żalu i bólu, kiedy przyniesiono jej ciało zabitego ukochanego. Są jeszcze inne podania, jak to o barankach, które podobno w jaskiniach za zboczach Diablaka ukrywali zbójnicy. Jak było naprawdę, nie wiem.
Tak jak nie wiem, a może nie chcę wiedzieć, ile razy próbowałam powitać dzień ze szczytu Kapryśnicy i zobaczyć wschód słońca. Obsesyjnie podchodziłam z wiosek dalszych i bliższych. Z Przyborowa, ze schroniska na Orawie, wybiegałam z Markowych Szczawin. By wreszcie pewnego marcowego dnia, po dokładnej analizie nieba i prognoz, wyruszyć koło pierwszej w nocy do Krowiarek z Targoszowa.
Mieszkałam w Mandali, przepięknym drewnianym ośrodku położonym na zboczach Leskowca i Czarnej Góry. Z okna codziennie widziałam biały szczyt Babiej, który jak na złość od samego rana tonął w słońcu. Wydawał się odległy i majestatyczny. Jest w nim ten rodzaj mistycznej potęgi, że można się wpatrywać w niego godzinami, obserwować, jak wyłania się z porannych mgieł, jak opiera się burzom i błyskawicom, a wieczorami chowa się w ciemności.
Spektakle z tarasu Mandali są nieporównywalne z żadnymi innymi. Gospodarze tego miejsca opowiadali, że kiedyś na polanach Babiej wypasano owce. A wyżej, w piętrze halnym, woły i wtedy też pod pastwiska wycinano kosodrzewinę. Dziś wiele polan zarośniętych jest lasem, a kosodrzewina ma się całkiem dobrze.
Może i nie są najwyższe na świecie, ale i tak zachwycają! Oto najpiękniejsze góry w Polsce
Polska nie jest krajem górskim, jednak żeby móc przeżyć niezapomnianą przygodę w malowniczej okolicy, nie trzeba wyjeżdżać za granicę. Gdyby zsumować długość wszystkich szlaków pies...Noc w górach
Z Targoszowa jedzie się na przełęcz Krowiarki z 40 min. Noc była ciepła, pachniało wilgocią i kwaśną ziemią. Sosny poruszały się dość głośno, mrucząc jakieś swoje zaklęcia, a nocne ptaki co rusz na mnie pohukiwały.
Nocą w górach wszystko jest bardziej i bliżej. Niebo niemal wisi ci nad głową, gwiazdy świecą mocniej i można w ich konstelacjach znaleźć więcej dróg, niż istnieje na ziemi. Wszystkie głosy lasu wydają ci się tak intensywne, że czasami nieruchomiejesz ze strachu. Zwłaszcza, kiedy jesteś na Babiej sama, jak tym razem byłam ja.
Wtedy modlisz się do wszystkich znanych i nieznanych ci z imienia duchów, a zimny pot spływa ci stróżkami po plecach. No i klniesz, a przynajmniej ja klęłam, że po co mi to było, że wystarczyło z balkonu, z okna. I idziesz szybko, bo jakoś czujesz, że tym razem się uda, że frycowe już dawno zapłacone.
Kiedy stanęłam na szycie, było tak cicho jak makiem zasiał. Niebo zanim wypuściło słońce w swoją codzienną wędrówkę, wyglądało jak czerwony plusz. Siedziałam, obok mnie kilka osób, które przywędrowały tego dnia na Diablak, i nawet nie robiłam zdjęć, czując, że i tak nie oddadzą tego spektaklu. Rozpłaszczony szczyt Babiej jest idealnym punktem widokowym. Powoli nasycałam się wszystkimi grzbietami, po których wędrowały pierwsze promienie, patrzyłam na Baranią Górę, Skrzyczne, Pasmo Policy i Pasmo Jałowieckie, Beskid Makowski, Beskid Mały i Zawoję.
Schodziłam w podskokach, śpiewając triumfalnie, jak gdybym wygrała jakąś życiową bitwę. Czułam się tak, jakbym mogła wszystko. Do Targoszowa dotarłam jak na skrzydłach. Siadłam na tarasie Mandali z widokiem na Babią, trzymałam w ręku gorącą herbatę i poczułam, że znamy się od tej nocy inaczej. Lepiej.
Odpoczynek w Beskidach
Tu w Targoszowie odpoczywa się od miasta, od cywilizacji i zgiełku. Malowniczo położona wioska Beskidu Małego jest niewielka. Żyje tu z trzysta osób, można rzec uprzywilejowanych. Codziennie budzą ich widoki na najwyższe partie Beskidu Żywieckiego, masyw Babiej Góry i Pasmo Policy. Stąd można robić wypady na rowerze, na koniach lub po prostu spacerować do woli. Rano, kiedy na trawach stała jeszcze rosa, szłam zamoczyć nogi w Targoszówce, która malowniczo meandruje wokół beskidzkich pagórków.
Po trzech dniach znałam tu wszystkie okoliczne psy, które czasami towarzyszy mi w porannych rytuałach. Siadłam z nimi na łące i planowałam kolejny dzień. Wypad na rowerze górskim wokół Babiej albo wizytę w Stajni z Kopyta w Marcówce lub stadninie w Zakorzewie. Mogłam wszystko, ale nic nie musiałam. Następnego dnia wybrałam łagodny szlak, tuż obok Mandali, który wznosił się wśród drzew i prowadził na Laskowiec. Szłam nim sama.
W schronisku zjadłam przepyszne naleśniki, a potem leżałam na trawie i cieszyłam się, że jest tak normalnie, wręcz nudno. Czytałam książkę, przyglądałam się turystom, rowerzystom i nawet nie wiem kiedy niebo znów zrobiło się czerwone, a ja patrzyłam na zachód słońca i na Babią. Jeszcze do ciebie wrócę, przyrzekałam ni to sobie, ni to górze.