Na gapę
Najgorsze są tunele. Trzeba przywrzeć ciałem do dachu pociągu i modlić się, żeby wewnątrz nie było żadnych wystających drutów czy pałąków. Do silnych podmuchów powietrza można się przyzwyczaić. Grunt to zachować równowagę i nie panikować, gdy lokomotywa przyspiesza. Pociągi jadą z prędkością ok. 60 km/godz. Niby niedużo, ale na dachu przytrzymać się nie ma czego. Ci bardziej doświadczeni pasażerowie potrafią po takiej rozpędzonej platformie spacerować, przygotowywać na niej posiłki, a nawet spać.
W pociągach w Bangladeszu oficjalnie są trzy klasy: air condition, pierwsza i druga. Ale jest i kolejna, najbardziej popularna – na dachu, w otwartych drzwiach, między przęsłami wagonów, czyli wszędzie tam, gdzie można przykucnąć, przylgnąć, zawisnąć. Niewygodnie, niebezpiecznie, ale za darmo.
Licząca trzy tysiące kilometrów, zbudowana w połowie XIX w. jeszcze przez Brytyjczyków bengalska kolej przewozi rocznie 40 mln pasażerów. Oficjalnie. Nieoficjalnie znacznie więcej. Przeciążenia są najbardziej widoczne przed Id alAdha, najważniejszym świętem muzułmanów, które wszyscy chcą spędzić w rodzinnej miejscowości. Wtedy o miejscu w wagonie można pomarzyć.
Głównym powodem, dla którego ludzie jeżdżą na dachach, są jednak ceny. Za każde 100 km trzeba zapłacić 25 taka, czyli złotówkę. Na przykład najtańszy bilet z drugiego co do wielkości miasta Bangladeszu Ćottogram do Dhaki, stolicy kraju, kosztuje w przeliczeniu 2,5 zł. Dla sprzedawców owoców, robotników czy rybaków to majątek.
– Konduktorom zwykle nie chce się wdrapywać na dach i nas kontrolować. Tak więc nikt i nic, poza strachem o życie, mi w tej podróży nie przeszkadza – mówi Majed Miya, stolarz z Dhaki, który na gapę podróżuje od 20 lat.
Jak twierdzi, najważniejsze jest pierwszych kilka chwil po zatrzymaniu się pociągu. To one decydują o zdobyciu dobrej miejscówki. Kobiety, zwłaszcza te podróżujące z małymi dziećmi, szukają jakiegoś zaczepienia, uchwytu, schodka, o który można się oprzeć. W razie szarpnięcia jest mniejsze zagrożenie, że spadną. Co prawda po kilku godzinach kurczowego trzymania się ręce i tak drętwieją, ale może znajdzie się sąsiadka, która przytrzyma, pomoże. Młodzi mężczyźni i chłopcy zazwyczaj wdrapują się na dach, gdzie co prawda trudniej utrzymać równowagę, ale miejsca jest więcej. Można się położyć, wyprostować nogi, zasnąć. A także rozłożyć towar – ryby, owoce, tkaniny.
A nawet kozy. Zwierzęta jakimś cudem rozumieją, że każdy ruch oznacza zagrożenie życia. Inaczej jest niestety z dziećmi. Znudzone długą podróżą zaczynają po dachu biegać, przeskakiwać z wagonu na wagon. Im szybciej pociąg jedzie, tym większa frajda. Nic nie robią sobie z faktu, że upadek z wysokości pięciu metrów przy takiej prędkości oznacza śmierć na miejscu. Sprawą najmniejszych bengalskich pasażerów zajęła się ostatnio międzynarodowa organizacja Save the Children. Apele do władz na niewiele się jednak zdały. Bengalska kolej obiecała co prawda wzmożone kontrole, ale w praktyce oznacza to bicie pasażerów przez konduktorów drewnianymi pałkami. Jedyny wyjątek koleje robią dla turystów. Ci zapraszani są do kanciapy konduktora.