Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Droga Królewska
  2. Madaba i najstarsza mapa
  3. Zamek Karak
  4. Rezerwat Dana
  5. Hotel w garbusie Mohammada
  6. Akaba nad Morzem Czerwonym

Jemy daktyle, patrząc na przysypane delikatną warstwą piachu mozaiki sprzed 1,2 tys. lat. Tacę lepkich od słodyczy owoców przyniósł Alaa, który oprowadza nas po tym miejscu. Kazał się częstować. Okazały się tak dobre, że nie możemy teraz przestać ich podjadać. Jesteśmy w Umm ar-Rasas w Jordanii, pośród ruin starożytnego miasta, które w Biblii widnieje jako Mefaat (Kastron Mefa’a). Mury, pomiędzy którymi hula teraz wiatr, pochodzą z czasów rzymskich, bizantyjskich i muzułmańskich. Najstarsze pamiętają trzeci wiek.

Gdy tu dotarliśmy, park archeologiczny właśnie został zamknięty. Ale po chwili pojawił się Alaa. Zaproponował, że zostanie dłużej i nas oprowadzi. Zniknął tylko na moment, by przynieść daktyle. Poprowadził nas do największej i najlepiej zachowanej mozaiki chronionej przez zbudowany kilka lat temu dach. Kiedyś zdobiła ona podłogę kościoła św. Szczepana, historycy datują ją na VIII w. Tysiące kolorowych kamyków układają się w wizerunki najważniejszych miast regionu. Jest tu więc Amman, Madaba, Karak, ale też Jerozolima i Cezarea. A pośród nich niezliczone sceny polowań i łowienia ryb.

Sporo mozaik zachowało się jednak także poza obrębem dawnego kościoła. Gdy chwilę później błąkamy się po ruinach miasta, natrafiamy na kształty lwów, ptaków, kwiatów i drzew obwieszonych owocami granatów. Większość z tych obrazów wydaje się zapomniana i dopiero gdy odsuwamy dłońmi muślin piachu, ukazują się pełne życia barwy.

Droga Królewska

Przyjechaliśmy tu, podążając Drogą Królewską (Darb ar-Raseef), zwaną też czasem Autostradą 35. To jeden z najstarszych, nieprzerwanie używanych traktów komunikacyjnych na świecie. Przecina Jordanię z północy na południe, łącząc leżący przy syryjskiej granicy Ibrid oraz Akabę ulokowaną na brzegu zatoki Akaba, niedaleko słynnej pustynnej doliny Wadi Rum (ostatni odcinek jest formalnie inną drogą oznaczoną jako autostrada 47).

Przez tysiąclecia Darb ar-Raseef przemierzali kupcy, pielgrzymi, żołnierze i królowie. Była ona – i do jakiegoś stopnia wciąż jest – kręgosłupem Jordanii, ale też całego pobliskiego świata. Dziś wylana jest asfaltem, wciąż jednak pozwala podróżnym odbyć wędrówkę przez niemal całą historię tych ziem. Jest nicią, na którą nanizano pozostałości rzymskich miast, bizantyjskich świątyń, twierdz krzyżowców, a w końcu i nabatejskiego miasta Petra, którego sława przyćmiewa wszystko wokoło.

Historycy twierdzą, że po tej drodze poruszano się już przynajmniej 2,5 tys. lat temu. Wiele wskazuje jednak na to, że Droga Królewska była w użyciu nawet wcześniej, w epoce żelaza. W okresie rzymskim cesarz Trajan (panował od 98 do 117 r.) wybrukował szlak i przemianował go na Via Nova Traiana. Nie przypadkiem na poboczach wciąż można natrafić na rzymskie kamienie milowe. Za czasów Bizancjum wędrowali nim chrześcijanie zmierzający do Ziemi Świętej i Golgoty, a w okresie wczesnego islamu – muzułmanie pielgrzymowali tędy do Mekki.

Wynajęliśmy więc z dwójką przyjaciół samochód na lotnisku w Ammanie, by przez kolejne 10 dni wędrować śladami naszych kulturowych przodków. Z ulgą zostawiliśmy za sobą stolicę, wyswobadzając się z rządzącego się nieznanymi nam prawami ruchu miejskiego, i ruszyliśmy wprost na południe.

Madaba i najstarsza mapa

Mozaiki w Umm ar-Rass nie są pierwszymi, na jakie trafiamy podczas tej podróży. Ledwie 30 km za Ammanem, minąwszy oliwne sady, drzewa uginające się od dojrzewających granatów i straszące kolcami opuncje, przystanęliśmy w ruinach starożytnego miasta Madaba. Znane jest ono z bizantyjskich mozaik, z których ta w cerkwi św. Jerzego uważana jest za najstarszą (VI w.) znaną nam mapę Ziemi Świętej. Jej centrum wyznacza Jerozolima, a greckie napisy wokół kierują na punkty satelitarne.

Patrzyłem na te 2 mln kamiennych drobinek, które ktoś układał 1,5 tys. lat temu, próbując zakląć w nich wizerunek znanego mu świata. Tę mapę da się łatwo odtworzyć w rzeczywistości – wystarczy odbić na zachód, zostawiając na chwilę Drogę Królewską, by asfaltową nicią wijącą się pomiędzy wysuszonymi do cna, przypominającymi francuskie ciasto stokami wtoczyć się na szczyt masywu górskiego Nebo. Ponoć to z tego miejsca Mojżesz po raz pierwszy zobaczył ziemię obiecaną, a jak uważają wierzący – też tu umarł i został pochowany. Na Nebo pojechaliśmy jednak przede wszystkim po to, by nasycić wzrok niezmąconą przestrzenią sięgającą po Morze Martwe i odległą o 50 km Jerozolimą.

W palącym słońcu przystanęliśmy przy ulokowanej obok niewielkiego kościoła tablicy mającej pomóc w wyłuskaniu z rozległego krajobrazu Betlejem, Jerycha czy Hebronu. Sięgałem spojrzeniem po horyzont, próbując przebić wzrokiem mgłę unoszącą się nad Morzem Martwym. Zdawałem sobie sprawę, że patrzę dokładnie na te same miejsca, które zostały uwiecznione na oglądanej kilka godzin wcześniej mozaice w Madabie. Nasyceni daktylami i widokiem mozaik suniemy dalej na południe, wcinając się w coraz bardziej pustynny krajobraz usypany z dolin i pagórków oraz pojedynczych cyprysów i jałowców.

Zamek Karak

Nazwanie Drogi Królewskiej autostradą może wprowadzać w błąd. W rzeczywistości jest to zaledwie dwupasmowa wstęga asfaltu, niewyposażona w żadną infrastrukturę, którą kojarzymy zwykle z drogami szybkiego ruchu. Ta historyczna trasa dawno już zresztą zyskała konkurencję w postaci dróg dużo nowocześniejszych, pozwalających na szybsze przemieszczanie się.

Dzięki nim Droga 35 stała się jeszcze ciekawsza. Uwolniona od intensywnego ruchu przerodziła się w szlak uwielbiany przez niespiesznych podróżników. Tych szukających punktów widokowych, zjazdów i kolejnych intrygujących przystanków, w których można dotknąć starożytnej historii.

Z samego rana zatrzymujemy się przy średniowiecznym zamku Karak, patrząc, jak światło złoci kamienne mury w kolorze piasku. Twierdza rozbudowana w 1142 r. jest jedną z największych i najlepiej zachowanych fortec krzyżowców na Bliskim Wschodzie. Po 46 latach została odbita przez muzułmanów, a kilka wieków później zniszczona przez trzęsienie ziemi.

Snujemy się po niej bez planu, mając świadomość, że budowla jest tak wielka, że na jej dogłębne poznanie trzeba by wielu dni. Schodzimy wąskimi korytarzami do podziemnych komnat, by odkryć pozostałości sklepionych galerii, dawnej kuchni i kaplicy, w której modlili się chrześcijańscy rycerze. W zamku od lat prowadzone są remonty. Przebiegają one jednak w ślimaczym tempie, co sprawia, że zwiedzanie wciąż przypomina zawadiacką przygodę. Masz wolną rękę i to od ciebie zależy, w który zaułek zajrzysz i co w nim odkryjesz.

Rezerwat Dana

Mohammad „Abu Alim” Al-Malaheem nalewa gorącą kawę do czarek wielkości naparstka. Siedzimy w cieniu rozłożystego drzewa, a kilka kóz beznamiętnie skubie listki, przyglądając się nam kątem oka.

Mohammad zatrzymał nas, gdy wyjeżdżaliśmy z Rezerwatu Biosfery Dana, oazy zieleni i dzikiej natury tuż przy Drodze Królewskiej. Ten górzysty obszar, mający niemal 300 km², jest sceną, na której klify opadają wprost na pustynne równiny. Pozwala się na chwilę oderwać od zamków, mozaik i krwawych opowieści, by spędzić długie godziny na wędrówkach pośród uformowanych w fantazyjne kształty piaskowych ścian, wąwozów, dolin i opuszczonych wiosek.

Rezerwat Dana to największy obszar chroniony w Jordanii. Rozciąga się na terenie Doliny Jordanu będącej częścią Wielkich Rowów Afrykańskich. Od doliny Wadi Araba do sięgających ponad 1400 m n.p.m. wzgórz z klifowymi zboczami w okolicy Al-Qadisiya. Odznacza się największą bioróżnorodnością w kraju. Występuje tu ponad 830 gatunków roślin, w tym trzy endemiczne, 38 gatunków ssaków i 215 gatunków ptaków, w tym m.in. kulczyk syryjski. W 1998 r. Dana została włączona do sieci rezerwatów biosfery UNESCO.

Hotel w garbusie Mohammada

Po trzech dniach przemierzania tego największego i najbardziej zróżnicowanego obszaru chronionego w Jordanii wracamy na Królewską Drogę. Natykamy się na Mohammada, który zaprasza nas do wioski Al Jaya, by zaprezentować swój „najmniejszy hotel świata”. – Przed przejściem na emeryturę pracowałem jako przewodnik wycieczek – mówi. – Później zacząłem mieć dużo wolnego czasu i postanowiłem zrobić coś dla naszej wioski.

Wskazuje na podniszczonego volkswagena garbusa zakrytego kolorowym haftem zrobionym przez córkę Mohammada. Wewnątrz auta wstawiono materac, jest też ręcznie zdobiona pościel. Hotelowi goście mają do dyspozycji „lobby” urządzone w pobliskiej jaskini, w którym mogą wypić kawę, zjeść śniadanie lub kupić parę drobiazgów w sklepiku.

Pomysł Abu Alima miał przyciągnąć do nieco sennej wioski turystów jadących do zamku Asz-Szaubak. Plan ten się powiódł. „Hotel” stał się na tyle głośny, że odwiedził go (acz nie skorzystał z noclegu) nawet król Jordanii, Abdullah II.

Akaba nad Morzem Czerwonym

Większość podróżników kończy przemierzanie Drogi Królewskiej w Petrze. My jednak kierujemy się dalej na południe, by dotrzeć aż do zatoki Akaba będącej północno-wschodnią odnogą Morza Czerwonego. Gdy tam dojeżdżamy, nasze płuca wypełniają się świeżym słonawym powietrzem. Po tygodniu spędzonym pośród suchego pustynnego krajobrazu bliskość morza okazuje się niezwykle ożywcza.

Wieczorem siadamy w jednej z knajpek Akaby przy fajce wodnej i sycimy się nocnym pulsem miasta. Jutro powrócimy na Królewską Drogę, by tym razem pokonać ją w drugą stronę, jadąc do Ammanu. Myślimy o tym z ekscytacją i radością. Darb ar-Raseef to bowiem coś więcej niż tylko szlak komunikacyjny. Dużo więcej. To ponad 400 km przestrzeni, w której kryje się całe bogactwo Jordanii.

Reklama

Źródło: archiwum NG.

Reklama
Reklama
Reklama