Meksyk: świat Fridy Kahlo i Cortésa
W Meksyku wszystko jest historią. Plątaniną dziejów, ludów, stylów, bogów, do której w XVI w. dołączyli Europejczycy. Chciałam zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się tu prawie 500 lat temu
Powodem, dla którego odwiedziłam Coyoacán, leżącą na obrzeżach miasta dzielnicę Meksyku, był dom Fridy Kahlo – słynna Casa Azul. Zauroczona obrazami Meksykanki, historią życia, burzliwej miłości do Diega Rivery, a przede wszystkim ogromną siłą po prostu chciałam zobaczyć to miejsce. Zdjęcia, kolorowe indiańskie stroje i leżąca na łóżku pośmiertna maska wypełniona prochami artystki... Potem długo wałęsam się uliczkami Coyoacánu. Pachnie dymem z grilla i posole, zupą z kukurydzy gotowanej na świńskich głowach – najstarszą z meksykańskich zup, warzoną w czasach przedkolumbijskich, którą wówczas spożywano podczas specjalnych rytuałów.
W końcu trafiam na główny plac Hildago i stojący na nim kolorowy budynek władz miejskich. Bardziej znany jako Dom Cortésa. To ponoć właśnie w nim zdobywca Meksyku mieszkał w burzliwych latach 1521–1522, kiedy w pobliskiej stolicy Tenochtitlánie wybuchł bunt przeciwko konkwistadorom.
Orzeł i wąż
Legenda mówi, że gdy Meszikowie (bo tak właśnie Aztekowie nazywali samych siebie) dotarli do jeziora Texcoco, zobaczyli orła zjadającego węża. Uznali to za dobry znak i na wyspie na jeziorze zbudowali miasto. Tenochtitlán rozrastał się błyskawicznie, w końcu zaczęło brakować miejsca. Tak powstała „pływająca stolica” – system zbudowanych z trzcin wysepek podzielonych kanałami.
W niewielkim muzeum w ruinach dawnych świątyń oglądałam stare ryciny. Gigantyczne miasto połączone było groblami ze stałym lądem. Groble łączyły także pływające wysepki. Kiedy żołnierze Hernána Cortésa wkroczyli do Tenochtitlánu, byli zdumieni bogactwem i potęgą metropolii – większej od Neapolu czy Konstantynopola. Pożądanie budziły stragany, na których piętrzyły się najróżniejsze towary poukładane w porządne piramidy – tak jak to jest do dziś na meksykańskich bazarach. Lśniły pióra i drogie kamienie, którymi przystrojeni byli dostojnicy. Powietrze przesycała woń kadzideł. Chodząc po uliczkach, też czuję ten zapach. Unosi się wokół stoisk szamanów, do których ustawiają się kolejki chorych i nieszczęśliwych. Tylko „sięgających chmur piramid, które zdawały się wyrastać z tafli jeziora”, już nie widać. Jest za to tłum biegnących z teczkami urzędników, turystów, setki ludzi. A nad nimi unosi się gigantyczna flaga z orłem zjadającym węża – do dziś godło Meksyku. Konkwistadorzy byli wstrząśnięci obrzędami wyznawanej w nim religii, w której składano bogom w ofierze bijące ludzkie serca. Świątynie spływały więc krwią, po stopniach piramidy kroczył korowód nieszczęśników. Głównie jeńców, ale też wojowników przysyłanych przez podbite przez Meszików ludy przedkolumbijskiego Meksyku. Przysyłanych w darze, bo władcy Tenochtitlánu władali rozległym imperium, z którego czerpali daniny – w ludziach, towarach, srebrze i złocie. A przecież to właśnie złoto było największym marzeniem konkwistadorów.
Zielony Cortés
Jakim cudem sześciuset żołnierzy Cortésa dysponujących zaledwie 16 końmi podbiło potężne imperium? Pomogły intrygi? Podburzanie ciemiężonych przez Meszików plemion i korzystanie z ich pomocy? A może wiara Montezumy – władcy imperium, że biali przybysze są wcieleniem boga Quetzalcoatla, którego przybycie wróżyło koniec świata Meszików? Naukowcy ciągle szukają wyjaśnienia tego fenomenu. Montezuma został uwięziony w swoim sąsiadującym ze świątynią pałacu. Nie został z niego kamień na kamieniu. Cortés kazał budowlę zburzyć i zbudować na nowo. Do dziś siedzibą prezydenta Meksyku jest właśnie ten pałac, z balkonu którego wygłasza on coroczne orędzie do narodu. Szacunek budzi nie tylko fasada gmaszyska, ale też jego okolony krużgankami dziedziniec. Ozdobił je muralami przedstawiającymi historię Meksyku Diego Rivera. Ukochany Fridy Kahlo. Tak mocno go kochała i nienawidziła, że ich wspólny dom składał się z… dwóch budynków połączonych kładką, tak by mogli mieszkać razem i osobno zarazem. Imponował jej od dzieciństwa. Godzinami mogła rozmawiać z nim o sztuce. Był twórcą narodowego programu sztuki meksykańskiej odwołującego się do tradycji przedkolumbijskich. Murale nie pozostawiają wątpliwości, co myślał o konkwistadorach. Wizerunki królów, kapłanów i dostojników Meszików, ale też zwykłych ludzi: rolników, rzemieślników, kupców, zachwycają urodą i godnością postaci. Wśród nich Hernán Cortés. Nie dość, że podłej postury i z wykrzywioną miną, to jeszcze jest… zielony. Jak kosmita, który najechał bezpieczny piękny świat..
Plagi
Cortés rzeczywiście nie raz musiał w pałacu Montezumy zielenieć ze złości. Po pierwszych sukcesach roku pańskiego 1520 przyszedł czas chudy. I to dosłownie. Meszikowie z prowincji przestali dostarczać hiszpańskim żołnierzom żywność. Poza tym umieszczony na szczycie piramidy obraz Matki Boskiej zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Cortés wyruszył więc na wyprawę, by „przywrócić porządek”. W Tenochtitlánie zostawił Pedra de Alvarado. Ten, nie mogąc znieść presji coraz bardziej wrogiego miasta, urządził rzeź w świątyni, zabijając przy okazji prawie wszystkich więzionych dostojników. Cortés po powrocie nie krył złości, bo działania te tylko wzmogły niechęć tłumu. Bunt wisiał na włosku. Postanowił zagrać inaczej – pokazując ludowi Montezumę. Kiedy król pojawił się na balkonie, w jego kierunku poleciały jednak kamienie. I pamiętne słowa: „Montezuma, łajdak sprzedajny jak dziwka! Czy może nas wzywać do walki o imperium, które ze strachu opuścił? Nie chcemy go słuchać. Nie jest już naszym władcą. Musimy go ukarać”. Tak mówił Cuauhtémoc, młody wojownik z rodziny królewskiej, którego imię znaczyło „Spadający Orzeł”. Spadający w czasie polowania na swą ofiarę. Chwilę po przemowie rozpoczęły się krwawe walki. 1 lipca 1520 r. przeszedł do historii jako noche triste – „noc łez”. Tej nocy zginął Montezuma. Hernán Cortés zdążył uciec z garstką żołnierzy. Podczas przeprawy przez groble zatonęły jednak wszystkie zrabowane przez konkwistadorów kosztowności.
Ale zwycięstwo Meszików było też początkiem klęski. Najpierw Tenochtitlán dotknęła epidemia ospy. Po czym ponownie został zaatakowany przez Hiszpanów wspieranych przez wojowników nieprzychylnych Meszikom plemion. Oblężone miasto broniło się do 13 sierpnia 1521 r. I nie orężem, lecz głodem udało się pokonać Cortésowi Cuauhtémoca. Król do końca był nieugięty. „Uczyniłem wszystko, co w mojej mocy, aby obronić mój kraj i nie dopuścić, by dostał się w twoje władanie. Jednak szczęście mi nie sprzyjało, dlatego błagam cię, byś zakończył moje życie. Tak będzie sprawiedliwie. Tym samym obalisz królestwo Meszików, zniszczyłeś bowiem moje miasto i zabiłeś moich poddanych” – miał powiedzieć Cortésowi. Lecz ten prośby nie posłuchał. Cuauhtémoc został jego więźniem. Tym cenniejszym, że wiedział, gdzie jest złoto, choć nie chciał tego wyjawić. Ponoć właśnie w domu w Coyoacánie Cortés chciał mu przywrócić pamięć. Starą inkwizycyjną metodą – zanurzając mu stopy we wrzącym oleju. Bez skutku.
Świątynia
Do Taxco jadę bynajmniej nie dlatego, że z doliny nazywanej „wanną wypełnioną srebrem” Indianie przynosili Cortésowi grudki kruszcu. To jedno z najbardziej urokliwych miasteczek Meksyku, malowniczo położone na zboczu wzgórza. I w dodatku stosunkowo blisko stolicy. Większość turystów zatrzymuje się tu na parę godzin w drodze do Acapulco. W tym czasie akurat mogą podjechać taksówkami – starymi garbusami, które są tutejszą atrakcją – na szczyt wzgórza i zejść stromymi uliczkami do autokaru, zatrzymując się na rynku przy katedrze. Mnie jednak fascynują biczownicy, którzy w Wielki Piątek przemierzają ulice miasta. To stara tradycja i jedno z niewielu miejsc, które ją zachowało w Meksyku. Kłopot z biczownikami polega na tym, że nie chcą ujawniać swoich twarzy – w Wielki Piątek występują w kapturach i bardzo niechętnie rozmawiają o całym ceremoniale. Chcę też odwiedzić stare kopalniane sztolnie i warsztaty jubilerów, którzy do dziś słyną z kunsztu obróbki srebra. Jego złoża wprawdzie się skończyły, ale tradycja przetrwała. No i spróbować słynnych jumili – żuków, które jada się żywcem od czasów prekolumbijskich tylko w Taxco. Mam mnóstwo czasu, rozkładam się więc w uroczym barze pod rozłożystym drzewem. I to tu po raz pierwszy słyszę nazwę Ixcateopan. Wstyd mi, bo nie wiedziałam, że to rodzinne miasto Cuauhtémoca. W dodatku tak blisko!
Nie było słowa przesady w określeniu „miasto marmurowe”. Za sprawą pobliskich złóż marmuru nawet chodniki są tu wyłożone tym kamieniem. Obojętnie mijam okazały, cichy i pusty nowy kościół. Szukam tego najstarszego w mieście, wzniesionego w 1539 r. przez franciszkanów. Klasyczna architektura XVI-wiecznych meksykańskich kościołów zwieść nie może. Wchodzę do środka. Dym kadzideł, źdźbła trawy, owoce, świece. Symbole chrześcijańskie i prekolumbijskie. W miejscu ołtarza otwarty grób, a w nim ludzkie szczątki. Z nabożną czcią podchodzą do nich kolejni pielgrzymi, składając ofiary z owoców, napojów, kolorowych wstążek. Hernán Cortés nie odważył się zabić okaleczonego podczas tortur Cuauhtémoca. Obawiał się, że na wieść o śmierci króla Meszikowie znów chwycą za broń. Woził go więc jako jeńca na wszystkie wyprawy. Także tę w 1525 r. – na tereny współczesnego Hondurasu. Podczas jednej z podróży dowiedział się, że uwięziony Cuauhtémoc ponoć spiskuje z pozostałymi na wolności dostojnikami, by ci zabili Hiszpana. Tego było zbyt wiele… Nim król Meszików skonał na szubienicy, został pod przymusem ochrzczony.
Niepokonany
W 1949 r. zaczęła krążyć między ludźmi przedziwna plotka: ciało Cuauhtémoca zostało kilkanaście lat po jego śmierci (a może i kilkadziesiąt) przeniesione z bezimiennej mogiły pod ołtarz w kościele w rodzinnym Ixcateopanie. Tam gdzie konkwistadorzy na pewno nie będą go szukać, a każdego dnia modlący się będą oddawali mu cześć. Informacja wydawała się tak niewiarygodna, że naukowe badania trwały aż do 1976 r.
Bez cienia wątpliwości uznano, że rzeczywiście pod ołtarzem pochowano Cuauhtémoca. Kościół zamieniono na sanktuarium bohaterskiego króla. Co roku w nocy z 22 na 23 lutego odbywają się uroczystości, w których uczestniczą pielgrzymi z całej Ameryki Łacińskiej. Grób Hernána Cortésa znajduje się w jednym z kościołów w mieście Meksyk. Zazwyczaj zamkniętym… Montezuma nie ma grobu w ogóle. Uno, dos, tres! Bicie rekordu Guinnessa w tańcu mariachi, Guadalajara, Meksyk (Fot. East News) Cenota (czyli naturalne studnie) X’keken na Jukatanie. (Fot. Czarny Kot) Przejażdżka w stylu kolonialnym (Fot. East News) Chichén Itzá – prekolumbijskie miasto założone przez Majów na półwyspie Jukatan (Fot. East News) Warto wiedzieć: Meksyk 1325 r. osiedlenie się Meszików (Azteków) na wyspie jeziora Texcoco. Założenie miasta Tenochtitlán, stolicy państwa 1366 r. wybór pierwszego historycznego władcy Azteków – Acamapichtli (Garść Trzciny), będącego protoplastą dynastii panującej aż do najazdu Hiszpanów 1410 r. bitwa pod Grunwaldem, jedna z największych walk średniowiecznej Europy 1492 r. Krzysztof Kolumb rusza do Indii i odkrywa Amerykę 1519 r. przybycie hiszpańskich konkwistadorów na tereny dziesiejszego Meksyku z Hernánem Cortésem na czele 1519 r. wyprawa Ferdynanda Magellana dookoła świata 1524 r. podbicie państwa Meszików przez Cortésa. Od następnego roku następuje chrystianizacja tych ziem 1528 r. Cortés otrzymuje tytuł „namiestnika Nowej Hiszpanii”.
No to w drogę:
■ Powierzchnia: 1 972 550 km²,
czyli ponad 6 razy większa niż Polski.
■ Ludność: 117 mln.
■ Języki: hiszpański oraz 63 języki indiańskie, które ustawowo mają zagwarantowany status języków narodowych.
■ Waluta: peso meksykańskie;
1 MXN= 0,24 zł.
KIEDY
■ Pora deszczowa trwa od maja do października. Październik to także czas występowania huraganów. Najlepszy czas na podróżowanie po Meksyku to listopad i grudzień, a także marzec i kwiecień.
WIZA
■ Do 180 dni nie jest wymagana. Wystarczy paszport ważny przez przynajmniej pół roku.
DOJAZD
■ Bezpośrednie połączenia do Miasta Meksyk z Amsterdamu, Paryża, Londynu, Monachium czy Madrytu. Koszt przelotu to ok. 4 tys. zł. ■ Do Cancun można się także dostać czarterowym samolotem. Koszt dwutygodniowych wakacji (hotel, przelot, all inclusive) to ok. 8 tys zł.
KOMUNIKACJA
■ Podróżowanie po Meksyku pociągiem to pewne ryzyko, ponieważ rozkłady jazdy umowne. Znacznie pewniejsze są autobusy. Z wypożyczeniem samochodu nie ma problemu (ceny zbliżone do europejskich), warto jednak pamiętać, że szczególnie po zmroku niektóre rejony do bezpiecznych nie należą…
Warto wiedzieć
■ Zwiedzenie Meksyku za jednym zamachem jest praktycznie niemożliwe. Warto wybrać sobie określony region albo trasę, np. szlakiem zabytków Majów.
■ Miasto Meksyk jest jednym z największych na świecie. Mieszka w nim ponad 25 mln ludzi. Najdłuższa ulica ma ponad 50 km.
■ Do Meksyku nie wolno wwozić praktycznie żadnej żywności. W dodatku w każdym ze stanów obowiązują inne przepisy sanitarne. Na drogach zdarzają się kontrole i na granicy między stanami może się zdarzyć, że trzeba będzie wyrzucić dopiero co kupione owoce.
■ Święto Zmarłych w Meksyku obchodzi się zupełnie inaczej niż w Polsce. Czekoladowe trupie czaszki, pięknie odziane szkielety z paper mâché to nieodłączne elementy święta. Warto także o innych porach roku odwiedzić meksykański cmentarz. Humorystyczne inskrypcje na grobach i feeria kolorów pokazują, jak inny od naszego jest stosunek Meksykanów do przemijania.
■ W Meksyku mieszka na stałe kilkanaście tysięcy Polaków. Są polskie biura podróży i polska restauracja w mieście Meksyk (pisaliśmy o niej w sierpniowym numerze Travelera), a nasi muzycy są gwiazdami meksykańskiej filharmonii narodowej.
Jedzenie
■ W Meksyku jedzenie na ulicy jest na porządku dziennym. Warto jednak pamiętać, by w ulicznych grillach i barach zamawiać to co
gorące i świeżo ugotowane. Katalog pasożytów, które w jedzeniu zalęgnąć się mogą, jest naprawdę spory.
Adresy
■ Ambasada RP w Mexico City: Calle Cracovia 40, Colonia San Angel, 01 000 Mexico D.F., tel. (0.052 55) 5481 2050.