Nowy Orlean
Żadnych zahamowań! Jazz miesza się z bluesem, a dziewczyny za sznur korali pokazują nagie biusty.
Nowy Orlean. Ale jazz!
Cała Vieux Carré, czyli dzielnica francuska, od piątku do wtorku przed środą popielcową wydaje się być na lekkim rauszu. Nowy Orlean to jedyne amerykańskie miasto, w którym dozwolone jest picie alkoholu na ulicy. Sporo tu turystów. Żeby zobaczyć, jak bawią się lokalni mieszkańcy, idę do dzielnicy muzyków Tremé, gdzie od rana w Mardi Gras (czyli tłusty wtorek) świętować zaczynają tzw. Indianie w kostiumach stylizowanych na rdzennych mieszkańców Ameryki. Alternatywą (nie jedyną!) jest impreza organizowana przez tzw. Zulusów, czyli potomków czarnych mieszkańców Nowego Orleanu. Mają twarze pomalowane na czarno, peruki afro i spódniczki z trawy. Zulusi rozgłos osiągnęli w latach 40. XX w., kiedy sam Louis Armstrong zgodził się zostać ich królem. W trakcie parady wręczają, a raczej rzucają uczestnikom tysiące pomalowanych na złoto kokosów. Trzeba uważać, Zulusi według prawa nie ponoszą odpowiedzialności, jeżeli ktoś dostanie kokosem w głowę. Takie podarki dla tłumów, zwane throws, są tradycją podczas Mardi Gras. Najczęściej są to plastikowe koraliki. Czasem by dostać taki podarunek, trzeba pokazać zakrytą zwykle część ciała (dotyczy tylko kobiet). Świecidełka są w trzech kolorach: zielonym, złotym i fioletowym. Barwy symbolizują wiarę, władzę i sprawiedliwość. Trójkolorowe jest też ozdobione tradycyjne ciasto, tzw. king cake. Nie zajadajcie się nim zbyt łapczywie, bo możecie połknąć ukrytą w środku plastikową figurkę. Znalezienie jej zobowiązuje do zorganizowania przyjęcia. Nic dziwnego, że imprez tu nie brakuje, także w Wielkim Poście. I jasne staje się powiedzenie, że „jedyne co nowoorleańczycy biorą na serio, to zabawa”.
NO TO W DROGĘ: NOWY ORLEAN, USA
Dojazd: lot z Warszawy liniami United Airlines, ok. 2,6 tys. zł.
Waluta: dolar amerykański.
Kiedy przyjechać: najlepiej już w czwartek przed Mardi Gras (tłustym wtorkiem), bo od wtedy codziennie inna grupa krewe organizuje paradę.
Warto wiedzieć: uliczne szaleństwa kończą się dokładnie o północy, kiedy to policja wjeżdża na Bourbon Street i zaczyna wielkie sprzątanie.
Uważaj! Indianie walczą o objęcie swojego wizerunku prawami autorskimi, dlatego przed zrobieniem im zdjęcia, lepiej poproś o zgodę.