Reklama

Miejsce medytacji, ale i spotkań towarzyskich. Poszukuje się w nim samotności lub przeciwnie, organizuje wieczory kawalerskie. Oczyszcza nie tylko ciało, ale i duszę – tradycja mówi, że w szatni obok swojego ubrania należy zostawić wszelkie troski i zmartwienia. Hammamy, czyli tradycyjne publiczne łaźnie tureckie, to znacznie więcej niż miejsce wspólnej kąpieli. To wejście do niezwykłej strefy między sacrum i profanum.

Reklama

W samym Kairze za panowania dynastii mameluków było ich aż 365 – jeden na każdy dzień roku. Pełniły funkcję przedsionków do meczetu, w których wierni mogli oczyścić się z grzechów. Dziś zostało ich tam tylko osiem. Nadgryzione zębem czasu w niczym nie przypominają nowoczesnych luksusowych spa, które powstają na ich miejsce. Na szczęście te, które przetrwały, zachowały niezwykłą mistyczną atmosferę, którą mistrzowsko na swoich zdjęciach oddaje Pascal Meunier.

Stosunkowo najlepiej mają się hammamy w Stambule i innych miejscowościach Turcji, gdzie ciągle stanowią żywą pamiątkę wielkości Imperium Osmańskiego. Wspaniale udekorowane, bogate i przestronne wciąż urzekają swoim pięknem. Zachowało się tu też wiele łaźni z wodami leczniczymi, do których do dziś przybywają ludzie z całego kraju, by wyleczyć swoje schorowane ciało, a przy okazji ukoić duszę. Jedną z najbardziej znanych łaźni leczniczych jest Yenikaplica w Bursie, gdzie dnę moczanową wyleczył sam sułtan Sulejman Wspaniały.

W tradycyjnych hammamach czas się zatrzymał. Wyposażenie to samo od lat, tylko kolory z roku na rok robią się coraz bardziej wyblakłe. Ciągle obowiązuje podział na godziny dla kobiet i dla mężczyzn. Jedynie mali chłopcy do szóstego roku życia mają wstęp do kobiecego hammamu. Moment, w którym malcowi odmawia się wstępu do kobiecej łaźni, to początek procesu wchodzenia w dorosłość.

Wizyta w hammamie zaczyna się w szatni. Nagie ciało trzeba przykryć ręcznikiem, a na nogi założyć drewniane sandały. Stąd przechodzi się do pierwszego pomieszczenia, w którym panuje przyjemna, ciepła temperatura. Tutaj ciało ma się rozgrzać i przygotować do pobytu w kolejnej sali, tzw. sicaklik. Jest w niej gorąco i parno, wszyscy po paru minutach stają się apatyczni i zalegają na kamiennej płycie na środku sali. Para o temperaturze 55 stopni rozrzedza nawet spory na kontrowersyjne tematy religijne i polityczne, które prowadzą mężczyźni. Atmosferę odprężenia wzmagają snopy naturalnego światła, które padają z otworów w dachu – hammamy budowane były zwykle w podziemiach, po to żeby zwiększyć ciśnienie wody. Stąd wziął się panujący w nich niepowtarzalny półmrok.

Gdy ciało rozgrzeje się i uzyska odpowiednią wilgotność, do akcji wkracza tellak, czyli masażysta. Za pomocą specjalnych parcianych rękawic ściera marmartwy naskórek leżącej osoby i ją masuje. Choć taki masaż to istna tortura dla ciała, stanowi prawdziwe ukojenie dla duszy. Następnie masażysta namydla delikwenta, często za punkt honoru stawiając sobie wytworzenie takiej ilości piany, pod którą zniknie cała „ofiara”. Teraz trzeba jeszcze tylko przejść do zimnego pomieszczenia, gdzie wreszcie można odsapnąć i napić się herbaty.

Wizyta w hammamie to dla jednych ważna część życia społecznego, w trakcie której może dojść do zaaranżowania małżeństwa czy ostrej dyskusji politycznej. Dla innych idealny moment na wyciszenie, medytacje i podjęcie ważnych decyzji życiowych.

Reklama

Dla podróżnika i fotografa to z kolei idealna okazja, żeby poznać prawdziwe oblicze Turcji czy krajów arabskich. Spotkać lokalnych mieszkańców, posłuchać, jak mówią, jak żyją, co ich interesuje. Do miejskich hammamów nie przychodzą nadęci bogacze – oni dawno je zamienili na luksusowe pokoje kąpielowe. Tu ludzie są autentyczni i szczerzy. Dla nich, tak jak dla Szeherezady, głównej bohaterki Baśni tysiąca i jednej nocy, hammamy to raj na ziemi. I chociaż tradycyjne łaźnie powoli odchodzą w niepamięć, ciągle oczarowują. Szczególnie na tajemniczych zdjęciach Pascala Meuniera.

Reklama
Reklama
Reklama