Reklama

„Prosecco?” – proponuje steward. Propozycję będzie powtarzał jak mantrę w trakcie czterodniowej podróży, a ja będę z tej oferty skrzętnie korzystała.
Od samego początku, gdy powitano mnie w poczekalni Orient Expressu na londyńskim dworcu Victoria (z dala od zgiełku porannych pociągów podmiejskich na peronie drugim), podróżowanie koleją wydało mi się czymś wspaniałym i magicznym: filiżanka pysznej herbaty (i oczywiście kieliszek prosecco), zero stresu, kolejek ani opóźnień...

Reklama
Pałace na torach

Nasz pociąg The British Pullman za chwilę przedstawi nam „panie” i „panów”, czyli swoje wagony. A następnie pokona trasę do Folkestone, czyli pierwszy etap wyprawy. Skład ocieka luksusem w każdym szczególe – pieczołowicie odrestaurowali go zamożni miłośnicy kolei, którzy wykorzystali elementy kultowych pociągów Brighton Belle i Golden Arrow z lat 20. i 30. XX w. Każdy wagon ma nazwę i motyw przewodni, a co za tym idzie, fascynującą historię do opowiedzenia: Phoenix był ulubieńcem Królowej Matki, a Perseusz wszedł w skład pociągu pogrzebowego Winstona Churchilla. Poczciwa Lucille, w której właśnie siedzę, jest obecnie eleganckim salonem herbacianym, ale wcześniej przez 16 lat służyła za dom pewnemu miłośnikowi kolei. Charakterystyczne są dla niej greckie wazy wykonane ręcznie przez mistrza – rzemieślnika i projektanta – Alberta Dunna w latach 20. XX w. Twórca tego pociągu, George Mortimer Pull-man, przyrównywał jego wagony do „pałaców na torach”. Trudno zaprzeczyć. Szczególnie gdy na drugie śniadanie serwują nam wyborną jajecznicę, a łososiem delektujemy się w pięknych okolicznościach przyrody malowniczej brytyjskiej wsi. Nie zapominajmy o prosecco, tym razem w drinku Bellini.

Kierunek Włochy

Z Folkestone ruszamy przez Eurotunel do Francji. W mieście Calais przesiadamy się do słynnego wagonu sypialnego – ikony art déco – czyli Venice Simplon-Orient-Express (VSOE). Jeśli brytyjski Pullman jest „pałacem na torach”, to pociąg, który właśnie widzę, trzeba nazwać „królem królów”. Zresztą taki właśnie przydomek skład nosił w czasach świetności (co nie znaczy, że w nowej odsłonie czegoś mu brakuje).

Wnętrza natychmiast przenoszą nas do złotej ery podróży, w której romantyzm i elegancja Orient Expressu stanowiły tło poczytnych kryminałów Agathy Christie, z wąsatym belgijskim detektywem Herkulesem Poirotem w roli głównej. Te skojarzenia są tym silniejsze, że właśnie barman Walter Nisi raczy nas koktajlem nazwanym na cześć autorki, przygotowanym z 12 tajnych składników – po jednym dla każdego kraju, który pociąg przemierza w ciągu roku. „Opracowaliśmy go dla podróżującego z nami Davida Sucheta” – zdradza Walter. Aktor – kojarzony jednoznacznie z postacią Poirota, w którą wcielał się przez 23 lata, jest ulubieńcem personelu VSOE.

Kolejny przystojny steward, Juan Paulo, prowadzi mnie do mojego przedziału – wagonu sypialnego A, kabiny nr 4. Pierwsze wrażenie niezbyt korzystne: ciasna i zagracona. Ale szybko się okazuje, że to zupełnie błędne odczucia. Po rozpakowaniu widzę, że mam wystarczająco dużo miejsca i luksusu. W przedziale odkrywam masę sprytnych schowków i genialnie wkomponowanych urządzeń – chowaną umywalkę, składany stolik oraz przyciągającą uwagę armaturę art déco.
Dbałość o szczegóły to znak firmowy Orient Expressu. Umywalka we wspólnych toaletach (w każdym wagonie są dwie: z przodu i z tyłu) ujmuje nas prostotą konstrukcji: wystarczy odblokować, rozłożyć i odkręcić wodę. Potem złożyć do pierwotnej pozycji, a woda zejdzie sama. Genialne!
W tym pociągu nie ma miejsca na wygodne ubranie, tu należy się elegancko nosić. 31-godzinna podróż upływa nam więc na żywiołowych dyskusjach o dopuszczalnych elementach garderoby. Mówiąc najprościej: im bardziej „ę-ą”, tym lepiej. Niektórzy prezentują zatem krzykliwe stroje wieczorowe, inni preferują wyciszoną, ale stylową kolorystykę. Za to wszyscy, bez wyjątku, podchodzą do sprawy poważnie.

Pociąg sunie powoli do Paryża, a potem rusza przez Austrię i Szwajcarię. Podziwiamy idylliczne krajobrazy miejskie i wiejskie, niczym z reklamy czekoladek, oraz soczystą alpejską zieleń. Następnie wjeżdżamy do Włoch przez przełęcz Brenner – najniższą w Alpach – na granicy z Austrią. Widoki zapierają dech w piersiach, ale zbyt często zapominam wyglądać przez okno. A to dlatego, że w środku wiele się dzieje. I nie brakuje tu perełek do oglądania. Jak na przykład piękne wagony barowe i restauracyjne, które stanowią doskonały przykład art nouveau. Mój ulubiony to zbudowany w 1929 r. wagon pierwszej klasy Côte d’Azur, pieczołowicie ozdobiony przez René Lalique’a w dekadencko-secesyjne wzory.

Na szczęście o oglądaniu atrakcji za oknem przypomina mi Juan Paulo, który opowiada o najbardziej malowniczych miejscach. Przekonuje, że wręcz obowiązkowo trzeba podziwiać 35-minutowy odcinek z Innsbrucku do Brennero, na którym dojrzeć można alpejskie stoki pełne kościółków i mostków. Można też zrobić świetne zdjęcie Orient Expressu, gdy pociąg zakręca na jednej z górskich serpentyn. Dzięki naszemu przewodnikowi i pobudce o 6.30 nie przegapimy spowitego mgłą Jeziora Zuryskiego.

Julio, gdzie jesteś?

Dojechaliśmy na dworzec Verona Porta Nuova, u bram do północnych Włoch. Werona powstała w meandrach Adygi, na zielonych wzgórzach i wśród sadów.
Uroki miasta podziwiamy z przewodnikiem oprowadzającym nas po szerokich placach i pałacowych dziedzińcach. Werona powstała w I w. p.n.e., zaś rozkwit przeżywała pod rządami rodziny Scaligeri w XIII i XIV w. Krwawe waśnie toczone właśnie wtedy przez dominujące w mieście rody wykorzystał Szekspir w pracy nad Romeem i Julią. Choć ci kochankowie to postaci fikcyjne, a do tego mało prawdopodobne jest, że słynny Anglik kiedykolwiek był w Weronie, ludzie i tak odnaleźli w centrum domy nieszczęśliwych zakochanych.


W Domu Julii jest balkon i dziedziniec, na którym można wspomnieć nieszczęśliwą dziewczynę lub zostawić wiadomość swej drugiej połowie. Wizja ta jest na tyle ciekawa, że liczne zakochane pary przysłaniają prawdziwe skarby Werony – kulturę miasta, jego historię, atmosferę i kuchnię. Tętniące życiem centrum (Piazza Erbe), Castelvecchio z warownym mostem, piękna katedra San Zeno... Werona ma do zaoferowania znacznie więcej niż tylko ograne już love story. Grzechem byłoby więc nie wspomnieć o lokalnych winach, w tym soave, bardolino i custoza, oraz doskonale przyrządzonych i wykwintnie podanych pastach.
Kulminacyjnym punktem wielu wycieczek do Werony jest noc w operze w Arena di Verona, starożytnym amfiteatrze wzniesionym w 30 r. n.e. Nie wyobrażam sobie lepszego tła dla wystawnych produkcji muzycznych. Wspaniała atmosfera udziela się nawet operowym sceptykom. Zapada zmierzch. Arena milknie. Zaczyna się Cyrulik sewilski. W gwiazdorskiej obsadzie, z teatralnymi kostiumami, rozbudowaną orkiestrą i wystrzałami fajerwerków. Aria Figara nigdy nie robiła takiego wrażenia.

Na Balu Dożów

W Weronie zobaczyliśmy, czym tak naprawdę są włoski styl i elegancja. Wenecja, kolejny i niestety ostatni przystanek na naszej trasie, zaatakuje i ogarnie wszystkie nasze zmysły. Określana mianem „wielkiej starej damy” albo „królowej Adriatyku” dziś być może lata świetności ma już za sobą, ale nikt nie odmówi jej hipnotyzującego piękna. Minibusem i wodną taksówką zmierzamy w stronę ścisłego centrum, aby smakować Wenecję w pełni. Zaczynamy szybką wycieczką po placu Świętego Marka, skąd ruszamy na rynek Rialto – niepodważalne serce miasta. Czekamy na kobietę, która bezsprzecznie uosabia włoski urok. Oto i ona: Antonia Sautter z Atelier Venetia – projektantka, wizjonerka oraz twórczyni i organizatorka Balu Dożów – jednego z najbardziej prestiżowych balów karnawałowych w Wenecji.

Ma na sobie śnieżnobiały garnitur, w którym emanuje elegancją i błyskotliwym włoskim stylem. Wspomina, że pomysł narodził się jakieś 20 lat temu. Prowadziła sklep z kostiumami, gdy zgłosił się do niej Terry Jones, reżyser BBC i członek Monty Pythona. Szukał ochotnika, który miał zorganizować bal niezbędny do nakręcenia odcinka dokumentu Krucjaty. – Czemu nie? – pomyślała Antonia.
– Znajomi statystowali, a ja zorganizowałam kostiumy. Rok później znajomi znowu chcieli balu, więc ponownie go zorganizowałam. Dzisiaj to poważana impreza: co roku zaszczyca nas obecnością np. sułtan Omanu – dodaje.

Antonia nie ogranicza się do szycia kostiumów. Bierze udział w przymiarkach m.in. dla Vivienne Westwood (o której mówi, że są przyjaciółkami). – Dbam dosłownie o wszystko – oświetlenie, kostiumy, choreografię – tłumaczy. Proszę pamiętać, że to nie jest zwykły bal, lecz ekstrawagancka rozrywka dla wybranych (bilet kosztuje ok. 7800 zł).

Z tego wszystkiego zgłodnieliśmy. Na obiad musimy dotrzeć wodną taksówką do restauracji Locanda Cipriani w Torcello. W 1935 r., trochę z dala od utartych szlaków, otworzył ją Giuseppe Cipriani. To również on stoi za słynnym weneckim Harry’s Bar, który cały czas znajduje się w rękach rodziny. Jego nazwisko pojawia się po raz kolejny w Hotelu Cipriani na wyspie Giudecca. Od otwarcia w 1958 r. przyciąga największe sławy Holly-wood. Barman, enigmatyczny Walter, przygotowuje nasze Bellini i opowiada, że mieszankę soku brzoskwiniowego i prosecco – od której rozpoczęliśmy podróż – wymyślił właśnie Giuseppe,
z którym barman pracował ponad 33 lata. I nie jest to jedyny drink kojarzony z nazwą Cipriani. Walter zdradza, że w 2005 r., po specjalnym pokazie swego filmu Good Night and Good Luck, do hotelu wrócił sam George Clooney. Zmieszał wódkę, borówki, limonkę, ogórka, imbir i cukier trzcinowy – mieszankę nazwał Buona Notte. – To był absolutny hit. Tamtego wieczoru sprzedaliśmy ich okrągłą setkę! O gwiazdach mówi jak o dobrych kumplach – do ich grona należą też Ben Affleck i Matt Damon.

Anegdoty z życia sławnych i bogatych oraz aperitif w ręku. To wymarzony koniec wyprawy Orient Expressem… Jeszcze odrobinę prosecco? Znów nie odmówię.
Maria Pieri – redaktor naczelna brytyjskiej edycji National Geograohic Traveller. Zapalona podróżniczka. Ma nadzieję, że jeszcze kiedyś uda jej się przejechać inny odcinek trasy Orient Expressu.

Informator:

ZRÓB TO TANIEJ: Zamiast zaczynać podróż w Londynie, zdecyduj się na krótszą przygodę Orient Expressem. I wsiądź do pociągu np. w Paryżu, Zurychu lub Innsbrucku. Orient Express z Londynu do Wenecji jeździ od maja do listopada raz w tygodniu.

DOJAZD: Samolotem do Londynu (m.in. lata tam Wizz Air, Ryanair, Lot i British Airways). Koszt od 200 zł w dwie strony.

British Pullman jeździ z Victoria Station w Londynie do Folkestone. To pierwsza odnoga opisanej podróży.

Pasażerowie VSOE z Londynu pokonują Eurotunel autokarem (w cenie biletu).

Z Calais wyrusza VSOE do Werony i Wenecji. Cała podróż z Londynu trwa 24 godziny. Koszt to ok. 10 tys. zł na osobę. Dokładny rozkład jazdy można sprawdzić na orient-express.eu, vsoe.com.

VSOE regularnie jeździ na trasie Londyn–Wenecja. Ale okazjonalnie jeździ też do Krakowa, Pragi, Stambułu, Budapesztu, Wiednia i Rzymu.

JEDZENIE: Cena biletu obejmuje koszt wszystkich posiłków serwowanych w pociągu. Śniadanie i popołudniowa herbata podawane są do przedziałów. Obiad i kolacja w wagonach restauracyjnych. Drinki i alkohole (oprócz powitalnego prosecco) nie są wliczone w cenę biletu.

W Wenecji koniecznie trzeba wybrać się na śniadanie do jednej z kawiarni z widokiem na bazylikę Santa Maria della Salute.

Locanda Cipriani – najlepszy adres na lancz w Wenecji. locandacipriani.com

ZAKUPY: Orient Express oferuje sporo gadżetów ze swoim logo. M.in. plakaty, torby podróżne, apaszki i krawaty. Dobry pomysł na prezent.

ROZRYWKA:
Kolacje w wagonie restauracyjnym VSOE to prawdziwe uczty. Pamiętaj, by się na nie elegancko ubrać. W grę wchodzą nawet suknie wieczorowe!
Wizyta w atelier Antonii Sautter w Wenecji. Można tam poprzymierzać stroje szyte specjalnie na Bal Dożów, ale też można usłyszeć fascynujące historie o śmietance weneckiej i o tym, jak najlepiej spędzić karnawał w tym mieście.

Spektakl operowy nocą w Weronie. Punkt obowiązkowy dla każdego podróżnika. arena.it

NIEPEŁNOSPRAWNI: VSOE jest przystosowany jedynie dla osób z drobnymi problemami z poruszaniem się. Niestety nie dla osób jeżdżących na wózkach inwalidzkich.

WARTO WIEDZIEĆ: Dzieci do 2 lat podróżują VSOE za darmo. Do 11 lat mają 20 proc. zniżki.

Przedziały mają ograniczoną przestrzeń, na czas przejazdu warto wziąć ze sobą tylko małą walizkę. A resztę rzeczy nadać na pierwszej stacji
i odebrać w Wenecji.

W przedziałach nie ma pryszniców. Są tylko umywalki. Tak jak w latach 20.

Wagony VSOE są oryginalne i odremontowane (za prawie 60 mln zł!). Dlatego to prawdziwa podróż w czasie.


3 KULTOWE POCIĄGI NA ŚWIECIE
AL ANDALUS
Ten „pałac na kołach” zabiera pasażerów na sześciodniową podróż po Andaluzji. Cena od 1700 euro za 4 dni. renfe.com

NAMIBIA’S DESERT EXPRESS
Namibijskie widoki za oknem, m.in. czerwonych wydm, sprawią, że poczujesz się jak na innej planecie. Cena: ok. 1 tys. zł za osobę. namibiareservations.com

Reklama

THE GHAN
The Ghan jeździ z Adelaide do Darwina przez australijski outback. Pociąg z duszą i historią pierwszych pionierów. Cena ok. 4500 zł za osobę (3 dni).

Reklama
Reklama
Reklama