Reklama

W tym artykule:

  1. Ostrawa, pierwszy dzień – przylot i hałda Ema
  2. Ostrawa, drugi dzień – ratusz, huta w Dolnych Witkowicach i Beskidy
  3. Ostrawa, dzień trzeci – Štramberk, Muzeum Tatry i Klimt w Ostrawie
Reklama

Wróciłem na Morawy po niespełna trzech tygodniach. Tym razem jednak wybór padł nie na południowe, lecz północne. Do Ostrawy doleciałem z lotniska Chopina, polskimi liniami LOT. Trasa jest krótka, a czas w powietrzu to zaledwie 45 minut. Właśnie dlatego lecieliśmy małym samolotem bombardier Q400.

Ostrawa, pierwszy dzień – przylot i hałda Ema

Lotnisko w Ostrawie oddalone jest ok. 20–25 minut drogi samochodem od centrum miasta. To relatywnie niedużo, szczególnie, że po drodze mijamy dzielnice pełną bloków z wielkiej płyty. Zachwycają feerią barw i przypominają kijowskie Comfort Town oraz zjawiskową hutę żelaza Dolne Witkowice, która już od 1998 roku pozostaje nieczynna. Widoki te z pewnością docenią fani brutalizmu i industrializmu, ale o tym później.

Przewodnik po Morawach południowych. Dlaczego warto pojechać do Czech kamperem?

Razem z Campiri udaliśmy się na wyprawę kamperem po południowych Morawach. Przekonałem się, że nie ma nic lepszego od karawaningu.
Morawy
Morawy południowe nazywane są czeską Toskanią fot. Getty Images

Przylatuję późnym popołudniem, więc szybko idę do hotelowego pokoju, zostawiam bagaże, biorę aparat i idę na umówione spotkanie z przewodniczką. Hana opowiada, że idziemy na szczyt hałdy Ema. Ma 315 metrów wysokości, widać z niej całą Ostrawę. A co najciekawsze – w środku jest rozgrzana do temperatury 1500 stopni Celsjusza i cały czas wydobywają się z niej gorące gazy.

Przyznam szczerze, że ta informacja zrobiła na mnie największe wrażenie. Wcześniej bowiem tylko raz w życiu wspiąłem się na hałdę (w Łaziskach Górnych) i ta śląska nie parowała. Hana opowiada, że w zimie, kiedy całe miasto jest zasypane śniegiem, jedyne miejsce, które nie jest białe to właśnie szczyt Emy.

fot. Jakub Rybski

Na hałdę wejście jest proste, to w końcu tylko niewielkie wzniesienie. Droga jest jednak przyjemna, biegnie przez las, w okolicy słychać śpiewanie ptaków. Chyba tamtejszej florze i faunie nie przeszkadza to, jak powstało to miejsce. Kiedy zbliżamy się na samą górę, widzę, jak z ziemi unosi się szary dym. Czuję też specyficzny zapach, którego nie jestem w stanie zidentyfikować. Jednak widok wynagradza wszystko. Hana pokazuje nam Witkowice, centrum, w którym jest nasz hotel oraz ratusz, do którego pójdziemy następnego dnia.

Ostrawa, drugi dzień – ratusz, huta w Dolnych Witkowicach i Beskidy

Kolejny dzień zaczynamy od zwiedzenia Nowego Ratusza. To modernistyczny budynek, kilkaset metrów od rynku, który zachwyca szczególnie wysoką na 85 metrów stalową wieżą. Co ciekawe, została zbudowana w hucie w Witkowicach, do której pojedziemy za chwilę. Wnętrze zachwyca swoim minimalizmem i modernizmem. W skrzydle południowym ratusza znajduje się paternoster z 1928 roku, którym możemy wjechać na dowolne piętro budynku.

fot. Jakub Rybski

Prosto z ratusza jedziemy do nieczynnej już huty. To obiekt, który powstał w 1828 roku i w szczytowym momencie zatrudniał ponad 40 tysięcy osób. Jego historia jest naznaczona rozwojem przemysłowym, transformacją kraju i wojnami. W 1909 roku cały kompleks huty zajmował ponad 500 hektarów powierzchni. W 1998 roku zakład został zamknięty, a miejsce stało się turystyczną atrakcją.

Dolne Witkowice to miejsce, które dziś przypomina sceny z cyberpunkowego filmu i bardzo dobrze wykorzystali to pomysłodawcy festiwalu Colours of Ostrava. Na terenie dawnej huty odbywają się koncerty, na które przyjeżdżają zespoły z całego świata. Myślę, że to bardzo dobry powód, żeby w tym czasie odwiedzić Ostrawę. W tym roku festiwal odbywa się w dniach 13–16 lipca.

fot. Jakub Rybski

fot. Jakub Rybski

Z Dolnych Witkowic ruszamy dalej i zmierzamy w stronę Beskidów Śląsko-Morawskich. Jedziemy do miejscowości Trojanovice, która leży ok. 40 km na południe od Ostrawy. Stamtąd wyciągiem krzesełkowym wjeżdżamy na przełęcz Pustevny, która położona jest na wysokości 1018 m n.p.m. Na górze czeka na nas kompleks schronisk turystycznych.

Dwa budynki zostały zaprojektowane przez słowackiego architekta Dušana Jurkoviča. Wchodzimy do tego, w którym znajduje się restauracja, a ja jestem pod olbrzymim wrażeniem. Czuję się, jakbym wszedł do chaty prosto z bajki. Wszędzie dominuje pastelowy niebieski kolor i drewniane zdobienia ścian i sufitu. W tym niezwykłym anturażu zjadamy obiad i delektujemy się każdą chwilą. Wiemy, że musimy iść dalej, bo czas nagli, ale trudno opuścić tę krainę ze snu…

fot. Jakub Rybski

Po wypiciu espresso budzimy się z magicznego snu i mamy do wyboru jeszcze dwie atrakcje na górze. Posąg słowiańskiego boga Radogosta, który znajduje się 1,5 km od schroniska oraz skywalk „Stezka Valaška”. Najpierw idziemy na spacer w koronach drzew, a później na spotkanie z pogańskimi bogami. Żadna z tych opcji nie zawiodła.

Zmęczeni i spragnieni musimy wracać do domu. Na szczęście z przełęczy Pustevny można zjechać na wypożyczonej hulajnodze. To ok. 7-kilometrowa, asfaltowa trasa, na której osiągnąć można naprawdę dużą prędkość. Niewątpliwie to atrakcja dla osób, które lubią adrenalinę. Naprawdę warto.

fot. Jakub Rybski

Ostrawa, dzień trzeci – Štramberk, Muzeum Tatry i Klimt w Ostrawie

Ostatni dzień w Ostrawie jest już o wiele bardziej spokojny. Zaczynamy go od wizyty w małym miasteczku Štramberk. To urokliwe miejsce, w którym możemy zwiedzić majestatyczne ruiny zamku Trúba (a właściwie jedynie wieżę, która po nim została). Z góry widać miasto w całej swojej okazałości oraz Beskidy. Co ciekawe, zamek miał powstać w XIII wieku, ale nikt nie wie, kto go zbudował i jakie są jego początkowe dzieje.

fot. Jakub Rybski

Štramberk to również miejsce, które słynie z lokalnego przysmaku. To właśnie tutaj wyrabiane są sztramberskie uszy. Jest to odmiana piernika, która swoim kształtem przypomina ucho właśnie. Chociaż ciastka te są słodkie i smaczne, ich historia wcale taka nie jest. Legenda głosi, że tradycja pieczenia narodziła się w trakcie najazdów tatarskich. Mieszkańcom miasta udało się przegonić z wrogów z ich obozu, ale w trakcie przeszukania odnaleziono worek, w którym znajdowały się odcięte ludzkie uszy.

fot. Jakub Rybski

fot. Jakub Rybski

fot. Jakub Rybski

Ostatnim punktem programu jest Muzeum Tatry w Kopřivnicach. To olbrzymia hala, w której zobaczyć możemy zabytkowe modele aut, ciężarówek i motocyklów. Na miejscu dostajemy tablet, który służy nam do interaktywnego zwiedzania. Dostępny jest również język polski. Gratka dla fanów motoryzacji, ale i niezainteresowanych może zachwycić rozmiar kolekcji samochodów.

Reklama

Ostatniego wieczora w Ostrawie postanawiam zajrzeć jeszcze do Muzeum Sztuk Pięknych. Mijając je pierwszego dnia, zobaczyłem informację, że jest tam obraz Gustava Klimta. Postanawiam to sprawdzić. Nie zawiodłem się. „Judyta” wisi na ścianie, w całej swojej okazałości. Towarzyszą jej dzieła Antonina Prochazki i Františka Podešvy. Po wyjściu z galerii uderza mnie upał morawskiego powietrza. Wracam do hotelu i myślę o ostatnich dniach, czeskich krajobrazach, kulturze, architekturze, ale przede wszystkim ludziach, których tu spotykam. I już wiem, że wkrótce na pewno tu wrócę.

Reklama
Reklama
Reklama