Oszczędne lanie
Choć 70 proc. naszej planety pokrywają morza i oceany, woda jest towarem coraz bardziej deficytowym, ponieważ tylko niecały 1 proc. jej zasobów nadaje się do picia.
Według ONZ około połowa ludzkości jeszcze przed 2015 r. będzie narzekać na brak wody. Zapotrzebowanie na wodę pitną wzrośnie na świecie do 2030 r. aż o 30 proc. Populacja naszej planety będzie wynosić wówczas 8,3 mld ludzi. Na całym świecie czystej wody nie ma prawie miliard osób, a 2,6 mld – kanalizacji.
Także Polska musi zmagać się z niedoborem wody zdatnej do picia, mycia czy nawadniania pól. Czysta woda wciąż drożeje, podobnie jak odprowadzanie powstałych z niej ścieków. To ekonomia sprawiła, że w porównaniu z rokiem 1990 w przeciętnym gospodarstwie domowym zużycie wody spadło o ponad połowę. W 2005 r. było to już tylko 104 l, co jest wynikiem poniżej średniej unijnej (130 l), i spada nadal. Jak sprawić, by pieniądze nie płynęły jak woda? Na początek wystarczy sprawdzenie uszczelek. Jeśli z kranu kapie, to w ciągu doby „ucieka” nam z niego od słoika do sporego wiadra najczystszej wody. Roczna oszczędność zdecydowanie przekracza koszty uszczelki (choć może nie hydraulika). Instalacja na kranach perlatorów – urządzeń, które napowietrzają (a przez to zmniejszają) strumień wody – przy założeniu używania baterii tylko 5 minut dziennie pozwala zaoszczędzić rocznie od 10 do ponad 30 m3. Biorąc pod uwagę także opłaty za ścieki, w portfelu zostaje 70–200 zł.
Choć przeciętna wanna ma pojemność 120–150 l, „oszczędniejsze” napełnienie jej w 2/3 (70–90 l) to wartość porównywalna z 5-minutowym prysznicem. A zatem prysznic nie daje aż takich oszczędności, jak to przedstawiają porównywarki. Za to świetnie sprawdza się ogranicznik na spłuczce klozetowej, z której „wycieka” 30 proc. naszego dziennego zużycia. To największe marnotrawstwo, bo systemy wodociągowe dostarczają do spłuczki klozetowej wodę tej samej jakości co do kranu, pod którym myjemy zęby. Czy naprawdę musimy spłukiwać toaletę wodą pitną? Tzw. systemy recyklingu szarej wody pozwalają sporo zaoszczędzić dzięki wykorzystywaniu tej samej wody dwa razy. Jeśli czteroosobowa rodzina zużywa przez rok ok. 200 tys. litrów wody, to 60 tys. litrów idzie na spłukiwanie toalet. W skali sporej gminy (100 tys. mieszkańców) robi się z tego prawdziwy wodospad – 1 mld litrów rocznie!
Gdy już podokręcamy krany, wymienimy uszczelki i naprawimy spłuczki, przyjrzyjmy się oszczędnościom, które są bardziej „widoczne” dla całej planety. Z raportu Earth Policy Institute (EPI) wynika, że konsumenci na świecie mogliby co roku zaoszczędzić ok. 100 mld dol., gdyby ktoś ich przekonał, że butelkowana woda sprzedawana w sklepach nie różni się zbytnio od tej, która płynie z kranów w ich mieszkaniach. Co roku wypijamy jej ponad 150 mld litrów. Woda z Helsinek płynie do Arabii Saudyjskiej, a USA sprowadzają ją aż z Fidżi. To czyste marnotrawstwo. Najpierw zużywa się energię i surowce na opakowania, potem hektolitry paliw na transport butelek, a na końcu miliony dolarów na pozbywanie się plastikowych śmieci.
Koszt miejskiej wody pitnej to ledwie jedna dwusetna ceny wody butelkowanej (ok. 4 zł za m3, czyli 1 000 litrów), a w wielu rozwiniętych krajach jej jakość jest porównywalna. Niestety, w Polsce jej smak wciąż pozostawia wiele do życzenia. To głównie wina starego systemu rur. By spełnić unijne standardy jakości, przez najbliższe 6 lat, kosztem 50 mld zł musimy wybudować lub zmodernizować 950 oczyszczalni ścieków oraz 25 tys. km sieci wodociągów i kanalizacji. Ale trzeba to robić z głową. W Sosnowcu w latach 70. przy projektowaniu instalacji zakładano dzienne średnie zużycie wody na poziomie 200 l na osobę. Dziś mieszkańcy zużywają niecałą połowę. Ale przepompowni czy hydroforni nie da się wyłączyć. Efekt jest taki, że mimo oszczędności płacą coraz więcej – za nietrafione prognozy.