PIERWSZY BACKPACKER II RZECZYPOSPOLITEJ
Kilkanaście złotych, pióro, aparat fotograficzny i siedmioletni rower. Tak prezentuje się dobytek Nowaka, gdy wyrusza w listopadzie 1931 r. w podróż przez Afrykę.

To nietypowy na owe czasy ekwipunek podróżnika. Bez waliz i służby, która by je nosiła. Za to z wielkimi pokładami silnej woli i energii, by dotrzeć do miejsc nieznanych dotąd białym ludziom. Gdy w 1925 r. traci pracę urzędnika, postanawia zostać korespondentem prasowym i wyrusza do samej Trypolitanii w Afryce Północnej. Choć plany zarobkowe kończą się fiaskiem i powraca do Polski, nie traci zapału. Już wtedy wie, że przemierzy Czarny Kontynent na rowerze. Marzenia te urzeczywistnia 4 lata później. Zamierza zarobić na utrzymanie rodziny, pisząc korespondencję z podróży po Afryce. Tak przynajmniej tłumaczy pozostawienie żony Marii i dwójki dzieci (6-letniego Romualda i 9-letniej Eli) w Polsce. Wierzy, że mu się uda, że wróci cało z wyprawy, że będzie publikował dla najlepszych gazet. Niestety rzeczywistość okazuje się brutalna. Jazda rowerem przez większość czasu zamienia się w jego ciągnięcie. Liczne choroby coraz bardziej niszczą ciało. A brak sukcesów w publikacjach, które żona ma dostarczać do redakcji, osłabia morale.
Wyruszając z Boruszyna, w województwie wielkopolskim, Nowak nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że ta szaleńcza wyprawa nie będzie marszem po zwycięstwo, a raczej powolnym zbliżaniem się ku śmierci. Po powrocie nie czeka go sława, udaje mu się jedynie wygłosić parę wykładów. Nie zdąży się nawet nacieszyć stęsknionymi żoną i dziećmi. Za to będą go dręczyć napady malarii i zapalenie okostnej lewej nogi. 13 października 1937 r., w wieku 40 lat, przegrywa walkę i umiera. Jako nieznany odkrywca, podróżnik, ekscentryk. Musi zaczekać ponad 70 lat na opublikowanie swoich listów i zapisków, by zostać bohaterem globtroterów.
Tak naprawdę jego podróż rozpoczyna się 26 listopada 1931 r., gdy ponownie staje na Czarnym Lądzie. Przed nim 40 tys. km nieznanej drogi nietypowymi środkami lokomocji. Nowak wie bowiem, że są dwie Afryki, które istnieją równolegle. Jedna na pokaz, a druga niedostępna, dzika i trudna do opisania. By do niej dotrzeć, często musi ryzykować życiem, konfrontować się czasem z agresywnymi ludami, cierpieć głód i pragnienie czy walczyć z malarią i innymi chorobami. Jak sam pisze: Poruszanie się pieszo, na rowerze, konno, łodzią i wielbłądami dało mi możność omijania dróg turystycznych będących pewnego rodzaju wystawą, na której znajdzie się tylko to, czym wystawca pragnie przybysza oczarować. Takie nastawienie najlepiej oddaje jego duszę backpackera.
ROWEREM: TRYPOLIS – PRZYLĄDEK IGIELNY - GUMUCHAB
7-letni rower budzi zdziwienie wszystkich. Bo jeszcze chyba żaden człowiek o zdrowych zmysłach nie wpadł na pomysł, żeby przemierzyć Afrykę takim pojazdem. Wysłużona rama i opony Stomil (firma przez cały czas trwania podróży przesyłała mu pocztą zapasowe) mają przejechać po pustyniach, błotach i dżunglach. Choć droga z Trypolisu jest gładka, jakby na zachętę, to już za Fort Nalut zaczyna się walka z przeciwieństwami natury i losu.
W libijskim mieście Gadames Polak spotyka się z Tuaregami, berberyjskimi pasterzami. Biegle włada arabskim, dzięki czemu otrzymuje od nich wskazówki niezbędne do dalszego przetrwania – między innymi przerysowuje topografię pustyni naszkicowaną na piachu. Jest znacznie dokładniejsza od tej mapy, którą posiada. Tak samo gwiazdy i słońce sprawdzają się, jak twierdzi, lepiej niż kompas. Te jednak nie pomagają, gdy po raz pierwszy cierpi z powodu pragnienia. Od dwóch tygodni piję sól. Wszystko słone – i herbata, i kawa, nawet piaski, które pustynny wicher rzuca mi w twarz, solą osiadają na wargach. Dlatego rzuca się na zielonkawą ciecz, w której pływają odchody wielbłądzie, czy cuchnącą wodę ze skórzanej girby.
Nagle kilkunastu bojowników celuje w niego karabinami. Czuje na sobie ich oddech. Wie, że za moment może zginąć. Decyduje się więc zaryzykować i rzuca w ich stronę Allejkum salam, w imię Mahometa, proroka Bożego! Udało się! Wojownicy nie tylko podnoszą broń, ale też zostawiają mu wodę i jedzenie.
Zauroczony pięknem i spokojem pustyni kontynuuje podróż, podziwiając gwiaździste niebo i bezkres natury. Ta jednak pokazuje też swoje ciemne oblicze. Zimne noce spędzane w zwykłym namiocie nie dają mu spać. A za dnia ostre saharyjskie słońce, odbijające się od bieli piasków, drażni oczy. Do tego stopnia, że zachodzą krwią. Morze krwi rozlało się przede mną. Zaczerwieniła się naraz cała Sahara, sczerwieniało niebo, oczy poczęły palić ogniem. Nowak niemal traci wzrok. Potykając się, bez sił dociera do najbliższej oazy. Cóż za szczęście! Rezyduje tam włoski lekarz, który nie tylko przepisuje mu skuteczne lekarstwo, ale też daje w prezencie okulary ochronne. Mimo to zmuszony jest zostać w tym miejscu kilka dni. Jego obecność wzbudza nie lada zaciekawienie. I wiele podejrzeń. Dlatego w końcu władze zatrzymują go i zabierają samochodem na posterunek policji w Benghasi. Nowak wyjaśnia, że nie jest szpiegiem, ale szaleńczym reporterem i stanowczo żąda, by odwieziono go dokładnie tam, gdzie skończył swoją rowerową tułaczkę. Nie chce bowiem nawet kilometra trasy przebyć takim łatwym transportem, jakim jest auto.
Równie ostro protestuje, gdy wreszcie 30 kwietnia 1934 r. osiąga południowy kraniec Afryki, czyli Przylądek Igielny. Brytyjczycy zachwyceni jego wyczynem proponują mu darmowe miejsce w pierwszej klasie na statku płynącym do Europy. Na samą myśl o podróży w „czterech wypolerowanych ścianach kajuty” ogarnia go lęk. Postanawia o własnych siłach wrócić do Polski, przemierzając tym razem kontynent jego zachodnią stroną.
KONNO: GUMUCHAB – NOWA LIZBONA
Przez cały czas Nowak pisze relacje prasowe i listy do żony, często na odwrotach biało-czarnych fotografii. Robi dużo zdjęć, w sumie prawie 10 tysięcy. Próbuje w ten sposób zarobić na dalszą podróż, bo ciągle mu brakuje pieniędzy. Nie mówiąc już o utrzymywaniu żony i dzieci. Do tej pory to ona raczej go wspiera. Przesyła mu pieniądze i załatwia formalności. Nowak jednak nie traci zapału. W obserwacjach swoich jest dość nowoczesny, choć często odosobniony. Bez ogródek krytykuje szkodliwe dla Afryki działania zachodnich mocarstw: Zdaje się nam na ogół, że ludy tubylcze nie mają swojej cywilizacji, żyją w stanie zwierzęcej pierwotności i nieświadomości. Tak jednak nie jest! Oburza go bieda czarnych mieszkańców Związku Południowej Afryki, wygnanych przez kolonizatorów i pozbawionych praw do użytkowania własnej ziemi. Nowak odwiedza liczne rezerwaty dla tubylców, tzw. location, w których nieszczęśnicy masowo umierają z głodu. Krytykuje też podróżników, którzy nie chcą poznać takiej Afryki. Z drugiej strony denerwuje go lenistwo miejscowych. Dlatego i im nie szczędzi ostrych komentarzy: (...) łatwiej jednak w tych stronach jest znaleźć diamenty niż Murzyna chętnego do pracy.
W dzikiej Afryce Nowak często otrzymuje wsparcie od białych, a szczególnie rodaków, którzy wyprowadzili się na ten odległy ląd. Po przekroczeniu Zwrotnika Koziorożca rower odmawia posłuszeństwa. Podróżnik szczęśliwie trafia na Mieczysława Wiśniewskiego. Ten gości go w swoim domu w Gumuchab i oferuje dwa wierzchowce. Wizja jazdy konnej przez puszczę napawa Nowaka strachem, ponieważ nigdy konia nie dosiadał. Z pierwszej przejażdżki pamiętam tylko ogon, relacjonuje. Tydzień zabiera mu nauka jeździectwa, umiejętności więc trudno nazwać zaawansowanymi. Nowak nie przejmuje się jednak. Zjada ostatnie śniadanie z polskimi kompanami i rusza na północ na grzbiecie Rysia. Teraz tubylcy nie biorą go już za szaleńca. Ze względu na strój – raczej za policjanta, przed którym uciekają, bo często z prawem są na bakier. Niektórzy Buszmeni na Kalahari dają się jednak przekonać, że Polak jest misjonarzem – przemawia za tym jego bujna broda. Wtedy pozwalają mu odpocząć w obozie. W tych chwilach relaksu Nowak widzi w poznawanej przez siebie egzotyce piękno. Życie prawdziwego człowieka puszczy nie jest takie złe. Przeciwnie, ręczę, że wielu czytelników, gdyby mogło zobaczyć w nocy mój romantyczny obóz, zazdrościłoby mi tych czarownych chwil, pisze w trakcie pobytu w Angoli. Jedynym jego zmartwieniem są konie, które coraz bardziej marnieją. Idylla kończy się wraz z nadejściem malarii. Szum w głowie, skronie, zda się, rozsadzają młoty, cały kręgosłup jakby sparaliżowany, omdlewają ciało i mózg. Trzecia rocznica opuszczenia Polski nie jest dla Nowaka wesołym świętem – ma 40oC gorączki! Gdy tylko dochodzi do siebie, wyrusza w kierunku Konga Belgijskiego. Przy pierwszej okazji pozbywa się koni. Za dwa centavos sprzedaje je hrabiemu Zamoyskiemu, który mieszka w Boa Serra w Angoli. I przesiada się na dwa kółka. Rower to jednak najlepszy środek lokomocji w Afryce. (...) Trzeba się tylko pocić, ale to ponoć zdrowo, a własny trud lżej znosić, niż cierpieć z powodu braku wody czy paszy dla poczciwych koni. Niestety warunki szybko robią się zbyt trudne dla rowerzysty.
CZÓŁNEM I NA PIECHOTĘ: KASSAI – LEOPOLDVILLE
8 kwietnia 1935 r. Nowak w czółnie „Poznań I” odbija od brzegu rzeki Kassai w Angoli. Łódź nie jest dobrze zrobiona, okolica nieznana i do tego brakuje mu mapy. Cudem udaje mu się zakotwiczyć przy małej wysepce. Nie wie jednak, że jest zamieszkana przez hipopotamy. Ratuje się ucieczką na drzewo i obserwuje, jak olbrzymy tratują namiot i resztę sprzętu. Tak przecież cennego dla niego. Pozbawiony pieniędzy kontynuuje podróż na piechotę. Musi najpierw znaleźć pomocników do noszenia bagażu, który mu pozostał. Ma z tym problem. Odwołuje się więc do przemocy. Siła. Tak, tylko brutalną siłą można coś zdziałać (...). Oddzieliłem od grupy siedem Murzynek, silnych jak lwice, i grożąc bronią trzymaną w ręku, zmusiłem je do włożenia na głowy bagażu. W 18 dni udaje mu się przejść w Angoli 500 km, dociera aż do granicy z Kongiem Belgijskim. We wsi Msumba spotyka się z królem Mwata-Yawu, który nieczęsto przyjmuje białych ludzi. Na przywitanie gościa wysyła więc tipoli, rodzaj lektyki. Nowak odmawia, ponieważ chce poruszać się tylko o własnych siłach, co okazuje się obrazą dla króla wioski.
1 lipca 1935 r. Nowak w przystani Luebo znowu wsiada na łódkę. Nadaje jej nazwę „Maryś” na cześć żony Marii. Tą łajbą przepływa 1100 km po niezbyt przyjaznych kongijskich wodach. 28 sierpnia dopada go burza. Tak sroga, że Nowak traci zupełnie kontrolę nad swym środkiem transportu. Przeżyłem najstraszniejszą chwilę w swym życiu. (...) Oczyma wyobraźni widziałem już swój nadchodzący koniec. Sam nie wie, jak udaje mu się z tego wyjść cało. Szczęśliwy, że żyje, dopływa aż do Leopoldville, gdzie porzuca „Maryś”.
Nowak coraz pewniej czuje się wśród afrykańskich ludów. Jednak gdy spotyka szczep Sara-Dżendżi we Francuskiej Afryce Zachodniej, nie może wyjść ze zdziwienia. Twarze tutejszych kobiet są oszpecone krążkami z drewna hebanowego lub kości słoniowej włożonymi w rozcięte wargi. Na ten pomysł wpadli mężczyźni, by zniechęcić innych do swoich kobiet. Tym samym przemienili niewiasty w prawdziwe odrażające monstra. Nie zważając na ich cierpienia i uczucia, co szokuje Nowaka.
NA WIELBŁĄDZIE: FORT LAMY – UARGLA
Ostatni fragment Francuskiej Afryki Równikowej to bezludny kraj koczowników. Najbezpieczniejszym sposobem przemieszczania się po nim okazuje się jazda na wielbłądzie. Wreszcie lokalny środek transportu, który nie budzi niczyjego zdziwienia! Nigdy jeszcze biały człowiek nie przetrwał bezmiaru pustyń w moich warunkach. Najmniejsza karawana liczy 10 dromaderów przy tak długich etapach, a ja dysponuję dwoma. (...) Lecz przyznam, że właśnie taki sposób podróżowania potrafi mnie zadowolić. Niestety po 40 tys. km zmuszony jest je sprzedać i spieniężyć część swego dobytku, m.in. dubeltówkę, garnki czy lampę polową. Resztę rzeczy wysyła do Polski. Chce dalej jechać na rowerze, który przez ostatnie pięć miesięcy był przyczepiony do grzbietu zwierzęcia.
Finał wyprawy zaczyna się tak naprawdę 17 listopada 1937 r., kiedy mija drogowskaz z napisem „do Algieru 250 km”. Z jednej strony wyczerpany tułaczką z radością myśli o powrocie do domu i spotkaniu z rodziną. Z drugiej zaś pojawia się tęsknota tak potężna, że [musi] zmobilizować całą wolę, aby nie ulec pokusie... – pokusie zawrócenia. Jednak w nocy z 22 na 23 grudnia 1936 r. Nowak przekracza granicę niemiecko-polską. Bez sławy i obiecanych żonie pieniędzy, za to z satysfakcją dokonania czegoś nadludzkiego.
ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTER
Pokazywanie elementu 1 z 1
Zobacz także
Polecane
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 20
Edukacja bez granic: Akademeia High School i sukces w globalnym świecie
Współpraca reklamowa
Madera: raj dla miłośników przyrody i aktywnego wypoczynku
Współpraca reklamowa
Kierunek: Włochy, Południowy Tyrol. Ależ to będzie przygoda!
Współpraca reklamowa
Komfort i styl? Te ubrania to idealny wybór na ferie zimowe
Współpraca reklamowa
Nowoczesna technologia, która pomaga znaleźć czas na to, co ważne
Współpraca reklamowa
Wielorazowa butelka na wodę, jaką najlepiej wybrać?
Współpraca reklamowa
Z dala od rutyny i obowiązków. Niezapomniany zimowy wypoczynek w dolinie Gastein
Współpraca reklamowa
Polacy planują w 2025 roku więcej podróży
Współpraca reklamowa
Podróż w stylu premium – EVA Air zaprasza na pokład Royal Laurel Class
Współpraca reklamowa
Chcesz czerpać więcej z egzotycznej podróży? To łatwiejsze, niż może się wydawać
Współpraca reklamowa
Portrety pełne emocji. Ty też możesz takie mieć!
Współpraca reklamowa