Półwysep Helski bez pośpiechu. Poznaj najpiękniejsze miejsca na kultowej mierzei
Jadąc rowerem przez półwysep, momentami można odnieść wrażenie, że świat bierze głęboki oddech. Wokół tylko las i morze. Żadnej cywilizacji! Poznaj najpiękniejsze miejsca na kultowej mierzei.
- Iza Klementowska
W tym artykule:
Surferzy, foki i domy hobbitów
Jedynym przejawem działalności człowieka jest tu ścieżka rowerowa wyłożona gdzie niegdzie kostką brukową. Poza tym dookoła tylko las, otwarte morze z szeroką plażą oraz zatoka z Trójmiastem w tle. Mogłam zacząć już w Pucku, gdzie zaczyna się 45-kilometrowa ścieżka. Ponieważ jednak w pewnym momencie zbliża się ona za bardzo do ruchliwej jezdni pełnej aut, zdecydowałam, że wystartuję w rezerwacie przyrody Słone Łąki, pomiędzy Swarzewem a Władysławowem. Utworzony został stosunkowo niedawno, bo w 1999 r.
Ktoś mógłby pomylić łąki z bagnami, bowiem zapach, który roznosi się zaraz za tablicą wjazdową, łaskocze nos tak samo. Wszystko przez bardzo słoną w tym miejscu wodę z zatoki. Wjechałam nie tylko w specyficzny zapach, ale i ciemną zieleń, tak odmienną od jaskrawowiosennej, którą zostawiłam za sobą.
Słone Łąki stworzono, by chronić rzadkie gatunki roślin, a właściwie słonoroślin, tj. występujący tylko na Pomorzu Gdańskim jarnik solniskowy, ale też ostrzewy, centurie nadbrzeżne czy babki nadmorskie. Z daleka wszystkie przypominają zboża, więc czasem czuję się, jakbym przejeżdżała przez łany pszenicy czy żyta gotowe do żniw. Im dalej w las, tym częściej towarzyszą mi ptaki, głównie kaczki i występujące jedynie tutaj biegusy zimne i łęczaki. Krzyczą tak donośnie, jakby chciały, żebym opuściła ich teren jak najszybciej.
Czasem ścieżka jest tak grząską, że muszę schodzić z roweru i go prowadzić. Tuż za rezerwatem krajobraz zmienia się o 180 stopni. Niskie bagniste łąki zastępuje niemal od razu wysoki las sosnowo-świerkowy, a moje płuca wypełniają się tlenem po brzegi. Z daleka widzę tablicę z napisem „Władysławowo”. To po lewej. Po prawej zaś rozciąga się przede mną cały Półwysep Helski. Widok jest iście bajkowy.
Ścieżka prowadzi tuż przy lesie, morze huczy, przyzywając do siebie, ale na razie nie daję się skusić. Toczę się powoli, wchłaniając przestrzeń przede mną. Mam wrażenie, że ten skrawek ziemi należy tylko do mnie. Nawet mewy się nie pokazują. Jadę w ciszy jakieś 7 km, zagłębiając się mocniej w leśną gęstwinę.
Mekka surferów
Wreszcie dojeżdżam do Chałup, niewielkiej rybackiej osady, która słynie z plaż idealnych dla surferów. Słońce powoli schodzi za horyzont, czas na odpoczynek. Przede mną defiluje grupka chłopaków i dziewczyn z rozwianymi włosami i deskami pod pachami. Spokojni i powolni na lądzie, w wodzie stają się demonami szybkości. Wyglądają jak z jakiegoś kalifornijskiego serialu. Inna sprawa, że na Bałtyku nie zawsze są warunki do uprawiania tego sportu.
Zdecydowanie większe szanse na aktywność mają miłośnicy windsurfingu i kitesurfingu. Ich żagle i spadochrony leżą na piachu nieopodal mojej miejscówki. Jest akurat bezwietrznie, więc życie toczy się na plaży, przy ognisku. Aż do zachodu słońca, którego czerwień rozlewa się na wody Zatoki Puckiej.
Chałupy nosiły niegdyś inne nazwy, np. Budziszów, od rodziny rybaków o tym nazwisku, a także Ceynowa, z którą to wiąże się niesamowita historia niczym z Czarownic z Salem. Na początku XIX w. wdowa po rybaku o nazwisku Krystyna Ceynowa została posądzona o czary. Nie chodziła do kościoła jak pozostali mieszkańcy wioski, a na jej kominie widziano siedzące w okręgu czarne wrony. Oskarżona o rzucenie uroku na chorego rybaka została poddana próbie wody, której nie przeżyła. Ceynowa przeszła do legendy, a z czasem stała się bohaterką rozdziału książki Wiatr od morza Stefana Żeromskiego.
Następnego dnia wczesnym rankiem ponownie wsiadam na rower. Chałupy słyną również z plaży nudystów rozsławionej przez Zbigniewa Wodeckiego piosenką Chałupy welcome to, ale dziś cieszy się ona chyba mniejszą popularnością niż w latach 80., gdy przebój powstawał. Ja w każdym razie, jadąc wzdłuż brzegu, nie widzę ani jednej osoby w stroju Ewy lub Adama.
Niepostrzeżenie dojeżdżam do Kuźnicy, niewielkiej wioski, która położna jest w najwęższym miejscu na całym Półwyspie Helskim – nadmorski brzeg od tego nad zatoką dzieli tu jedynie 200 m. Poprzez prześwity między drzewami mogę dostrzec wodę z obu stron. A także jadący tuż obok mnie pociąg. Trasa kolejowa przebiega tutaj tak blisko morza, jak to tylko możliwe.
Foki i domy hobbitów
Ruszam dalej, w kierunku Jastarni i Juraty. Jakże różne są one od Chałup i Kuźnicy. Chociaż położone również w lesie i nad morzem, to sprawiają wrażenie, jakby były z innej planety. Hotele, które tu wybudowano, bardziej kojarzą się z Lazurowym niż polskim wybrzeżem. W pobliżu Juraty od wielu lat znajduje się też rezydencja prezydenta Polski. Nie ją jednak chcę obejrzeć, a molo, które wychodzi daleko w Zatokę Pucką. Kiedy już jestem na samym jego końcu, czuję się jak na dziobie Titanica, z Leonardo DiCaprio za plecami. Niemal słyszę, jak krzyczy: „Jestem królem świata”. Przede mną rozpościera się połyskująca w słońcu spokojna tafla wody, nade mną wirują pokrzykujące mewy, a w oddali majaczą budynki Pucka.
Ostatni punkt programu na mojej trasie to miasto Hel. Ścieżka ciągnie się wzdłuż lasu i morskiej linii. Po nieco ponad pół godzinie jazdy otaczają mnie już stare, niskie, porybackie chaty, które przypominają nieco domy hobbitów z Władcy Pierścieni. Część domów jest pobielona, inne – w kolorach idealnie współgrających z barwami przyrody. Zielone, żółte, niebieskie... Wyglądają tu trochę jak kwiaty na jakiejś wielkiej łące.
Tak też się tu czuję. A do tego nawet w centrum sporego przecież miasteczka wciąż słyszę szum morskich fal. To sprawia, że robię się senna. Mam ochotę po prostu położyć się na piachu i zasnąć.
Zanim jednak to zrobię, wolnym spacerem idę do słynnego tutejszego fokarium. Utworzone po to, by odrodzić gatunek foki szarej, znajduje się w pobliżu plaży. Obserwujemy się wzajemnie – foki oglądają mnie uważnie, ja z równą ciekawością spoglądam na nie. One mruczą coś w swoim języku, wyginając obłe ciała, ja milczę. W końcu mamy siebie dość.
Godzinę później jestem na samym koniuszku Helu, w okolicy latarni morskiej z 1942 r. Wysoka na 41 m, stoi zaledwie 40 stóp od pierwszej na cyplu latarni, z 1827 r., zasilanej wówczas jedynie olejem rzepakowym. Chcę zobaczyć widok rozciągający się z jej szczytu – ale to później. Najpierw obchodzę cypel dookoła, idąc jedną z najszerszych plaż w Polsce. Zmęczona kładę się wreszcie na piasku i... natychmiast zasypiam. Rower czuwa obok.
INFORMATOR
Nocleg
W Helu: Willa Korona, pok. 2-os.: od 230 zł; Willa Kaszub: 300 zł.
Jeżeli nie zależy nam na wygodach, możemy postawić namiot lub przyczepę kempingową w Chałupach – już od 15 zł, lub kampera – od 40 zł (Easy Surf, Chałupy 6).
Jedzenie
Najważniejsze w menu są tu ryby, świeżo złowione i dostarczone przez miejscowych rybaków. Podawane z grilla, smażone lub pieczone na przeróżne sposoby, zawsze okraszone cytryną lub limonką. Do tego obowiązkowa surówka z kapusty. Koniecznie trzeba spróbować tutejszego śledzia.
Rybę podaje się tu również w zupie z różnych jej gatunków lub jako ikrę z dodatkiem śmietany i placków ziemniaczanych.
Warto wybrać się do restauracji Łóżko w Jastarni, w której z pięknego tarasu naziemnego możemy podziwiać morze, lub do Busoli w Helu, gdzie również wegetarianie znajdą coś dla siebie. Godny polecenia jest też pub-restauracja Admiral Nelson w Helu.
Atrakcje
Rezerwat przyrody Helskie Wydmy utworzony w 2006 r., by chronić ekosystemy murawowe, wrzosowiskowe oraz leśne, w szczególności porosty i grzyby naporostowe.
Muzeum Obrony Wybrzeża w Helu. Można tutaj zobaczyć m.in. poniemieckie żelbetowe bunkry oraz multimedialną wystawę o 32 dniach obrony tego miasta.