W tym artykule:

  1. Szaniecki Park Krajobrazowy
  2. Punkt widokowy w Kikowie
  3. Sztuka zwalniania
  4. Spacery i uważność
  5. Rowerem przez Ponidzie
  6. Warsztaty z oddychania
  7. Ponidzie – informacje praktyczne
Reklama

Z wyciszoną komórką, porannym milczeniem, medytacją może nie być łatwo. Trzy, cztery, pięć dni, ile wytrzymam? Przyjechałam na Ponidzie potrenować techniki oddechowe wśród łąk, ziół i wapiennych skał. Tyle, że zamiast fitnessu dostałam instrukcję obsługi człowieka opartą na miłości. I akceptacji tego, co we mnie dobre, i tego, co popsute.

Szaniecki Park Krajobrazowy

Jest w tych okolicach rzadki gatunek muchy, którą przyjeżdżają podglądać turyści i zapaleni przyrodnicy. Entomolodzy mówią na nią „czarny diabeł”. Kolor ma smolisty, odwłok potężny i podłe zwyczaje. Pojawia się na terenie Szanieckiego Parku Krajobrazowego od czerwca do sierpnia, by polować na osy, pszczoły i gąsienice o pięknych przezroczystych skrzydłach.

Kiedy rozglądałam się po tym zaciszu, w którym znalazła sobie idealne tereny do patroli zwiadowczych i łowów, widzę ziemię pełną otwartych przestrzeni, harmonii i ciepła. Zróżnicowana krajobrazowo kraina rozkłada się szeroko wśród niewysokich pagórków, jaskiń i malowniczych kamieniołomów. Pachnie młodym deszczem, latem i ziołami.

Jakie atrakcje oferują Kielce? Oto, co warto zobaczyć w stolicy Świętokrzyskiego

Dlaczego warto odwiedzić Kielce? W tym mieście zabytki przeplatają się z piękną przyrodą. Przedstawiamy najciekawsze atrakcje Kielc.
Jakie atrakcje oferują Kielce? Oto, co warto zobaczyć w stolicy Świętokrzyskiego (fot. Shutterstock)
Jakie atrakcje oferują Kielce? Oto, co warto zobaczyć w stolicy Świętokrzyskiego (fot. Shutterstock)

Mucha, z łaciny zwana dostojnie Dasypogon diadema, nie porusza się wcale zgrabnie, właściwie to nawet lata pokracznie. A jednak świetnie sobie tu radzi. Skubana nie boi się słońca i potrafi cierpliwe czekać. Pełen szacun, myślę kierując swoje kroki na oddechowe warsztaty do Michała Godlewskiego. Przyjechałam tutaj, by złapać oddech, odnaleźć spokój i balans, a w głowie zamiast tego lęgną mi się muszyska, jakby chciały mnie odciągnąć od celu, zatrzymać gdzieś po drodze.

Punkt widokowy w Kikowie

Czasami warto wyłączyć GPS i dać się ponieść, a kiedy ścieżka się rozwidla, intuicyjnie skręcić w tę, która nas zawoła, nawet kiedy wznosi się lekko ku górze. Kurz unosi się nad powierzchnią wiejskiej drogi wciśniętej w pola pszenicy, a kiedy opada, widzę, że jestem tam, gdzie być powinnam. Punkt widokowy w Kikowie zamienia się w sekundę w mój punkt widzenia.

W jego zasięgu mieści się wszystko to, co tutaj najpiękniejsze: dolina Wisły, Niecka Solecka, która niesie się aż po wieżę kościoła w Solcu-Zdroju, dookoła drzewa owocowe, uprawy truskawek i ogórków. Rano, kiedy rosa jeszcze przykleja się leniwie do traw, a chłodne powietrze bywa ostre jak brzytwa, dojrzeć stąd można szczyty Tatr, których jeszcze nie zdążyły zasłonić chmury.

Na razie nie próbuję docierać tak daleko, nawet wzrokiem. Zatrzymuję się tutaj, na jednym ze wzgórz Garbu Wójczańsko-Pińczowskiego, miejscu, w którym „przyroda się nie spieszy, a za wszystkim nadąża” – jak mogę wyczytać z cytatu umieszczonego na tablicy, którą postawiono przy punkcie widokowym, obok drewnianej ławki. To jedna z pierwszych lekcji, którą dostaję i biorę jak swoją.

Sztuka zwalniania

To nie przypadek, a jakiś wewnętrzny nakaz kazał mi odnaleźć na mapie Polski Kików, wioskę w Szanieckim Parku Krajobrazowym, by spędzić tam kilka dni, oddychając, zanurzając się w naturze, śpiewając mantry, słuchając bębnów i tańcząc tak, jak właśnie tego chcę i potrzebuję.

Ale pierwszego dnia jeszcze tego nie wiem, bo przecież głowa wciąż dojeżdża tu z Krakowa. Jest pomiędzy, tłuką się w niej niewygodne myśli, a ja w tym całym swoim uzbrojeniu czuję się zastygła i niezgrabna. Jeszcze się kontroluję. Bez dzwonków telefonu, miałkich rozmów, kolejnych masek być może stanę się bezbronna. Dlatego wcale nie dziwi mnie lęk, którym nagle się wypełniam, i wizja, że przyjdzie mi się tutaj rozsypać. Bo przecież wcale nie tak łatwo żyć bez robienia wszystkiego za dużo, dla innych, dla jakichś dróg, które sobie obrałam, nie pamiętając dziś nawet, co ma być na ich końcu.

Zwolnij – hamuje mnie Michał Godlewski, założyciel Instytutu Oddechu. I mówi słowa tak mi bliskie. – Nasza zajętość stała się synonimem spełnienia. Kiedy dziś ktoś mówi „nie mam czasu”, to jakby mówił: „jestem kimś ważnym”. Co się zatem stanie, gdybyś jednak miała ten czas, tak jak dostajesz go teraz? – pyta. Z czym i z kim musiałabyś się spotkać?

Deszcz pada tutaj inaczej, wyraźniej z każdym kolejnym dniem. I mocniej pachnie po letniej burzy, która rozrywa niebo na kawałki. Czuję się tak, jakbym właśnie odnalazła taki wymiar czasu, który pozwala się dowolnie rozciągać. Zwalniam.

Spacery i uważność

Dlatego kiedy rano się budzę, dostrzegam rzeczy, których w mieście nie zauważam wcale. Miękkość materaca, otulające ciepło porannego prysznica, zielone korony drzew za oknem, niebo marszczące się niczym akordeon na zmianę pogody. A potem wiatr na policzku i intensywny zapach kawy dobiegający z kuchni. Inaczej czuję dotyk i przytulenie, spacer i zwykłą zupę. Przywracam siebie tu i teraz. I lubię ten rytm, w którym jem, medytuję, biorę 20 tys. oddechów każdego dnia i zanurzam się w naturze.

Najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich nie imponuje wysokością. Zalicza się go jednak do Korony Gór Polski

614 m n.p.m. to niezbyt dużo. Łysicę, czyli najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich można zdobyć w godzinę. Podobnie jak pobliską Łysą Górę, czyli Święty Krzyż.
Najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich nie imponuje wysokością. Zalicza się go jednak do Korony Gór Polski (fot. Polimerek, Wikimedia Commons, CC-BY-SA-3.0)
Najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich nie imponuje wysokością. Zalicza się go jednak do Korony Gór Polski (fot. Polimerek, Wikimedia Commons, CC-BY-SA-3.0)

Wyostrzam się. Przy starym, nieczynnym już kamieniołomie dostrzegam pojedyncze tłuste źdźbła trawy, czuję tęsknotę płaczących wierzb przy figurze Jezusa Frasobliwego z XVII w. stojącej nad wodą. Jest inna niż te mi znane. Patrzę na skręcone pod dziwnym kątem stopy Chrystusa, nienaturalnie duże i mocne nogi.

Mijam opuszczony i zrujnowany dwór, który kiedyś należał do rodziny żydowskiej, i kurhan, którego datę powstania trudno oszacować. Czuję, jakbym wracała do siebie, do tego, co mi daje siły, ale też do tego, co mnie gdzieś w tym tak zwanym normalnym świecie zatrzymuje. Zamykam oczy i wyłapuję zapach polnych kwiatów, ciepło i rytm ziemi, słyszę szelest trawy i pozwalam oddechowi rozlać się we mnie jak w naczyniu. Doceniam to, czego nie dostrzegam w byciu codziennym, dojrzewam w oddechu.

Rowerem przez Ponidzie

Ponidzie pachnie słońcem, miłkiem wiosennym i miętą. Na polach, które wyglądają jak sztruksowe kawałki materiału, spotykam o świcie stado saren. Zaciekawione, może leniwe, nawet nie próbują uciekać.

Poszerzam pole widzenia, wyruszam rowerem do Sułkowic, docieram do Konar, a potem skręcam do Topoli. To pierwsza pętla – najpowolniejszy z odcinków w mojej prywatnej historii Tour de Pologne. Jak na zwolnionym obrazie przewijają się drewniane domy i ławki, na których godzinami przesiadują gospodarze. Multiplikują się kury, kwiaty w ogródkach, uprawy fasolki szparagowej, owce, lasy, strumyki, przydrożne kapliczki. Drugą pętle biorę już bardziej zachłannie. Docieram do Stopnicy, zjeżdżam do Solca-Zdroju i jeszcze zaliczam etap w Wiślicy. W sumie jakieś 25 km.

Tym drugim odcinkiem przechodzę z wiejskiego podwórka na królewskie salony. Stopnica to niewielka miejscowość, którą król Kazimierz Wielki darzył wyjątkową atencją. Stąd przywileje, obronny zamek i murowany gotycki kościół, który dziś góruje nad okolicą. Kościół znajduje się na odnowionej trasie Małopolskiej Drogi św. Jakuba z Sandomierza do Tyńca, ale ja skręcam do Solca-Zdroju.

W tym solankowym raju, w którym ciało i duszę kuruje pół Polski, wypijam espresso w Café Artystycznej i zjeżdżam na Wiślicę. Tak docieram do jednego z najmniejszych miast w Polsce. Na co dzień żyje w nim ok. 500 osób skupionych wokół kolegiaty i Domu Długosza. Istnieje teoria, że ziemia wiślicka przyjęła chrzest ok. 880 r. , a więc prawie sto lat przed dokonaniem tego przez Mieszka I. Ale czy ma to teraz jakieś znaczenie?

Warsztaty z oddychania

Nie ma jednego prawidłowego oddechu – powtarza Michał Godlewski. Bo czy jest jeden prawidłowy typ urody? Oddech może cię pobudzić albo uspokoić, zestroić z ciałem i zintegrować, stać się twoją terapią albo odmładzającym spa. W Kikowie uczymy się, jak oddychać do życia. A przecież nie każdy chce mieć takie samo życie.

Ludzie cenią to miejsce od prawie 100 lat! Diabelska moc siarki

Ni to wieś, ni miasto. Bez reprezentacyjnego placu i zgiełku kurortów. Ale za to w Solcu-Zdroju mają skarb – najsilniejszą leczniczą wodę siarczkową na świecie!
Zalipie

Czasami oddech przywraca do równowagi, czasami zwraca cię do miejsca, w którym chcesz właśnie teraz być. Może to być kajakowy spływ Nidą w leniwy dzień, lot na paralotni albo skok na bungee. To, o czym nie można zapomnieć, to to, że oddech zawsze jest. Za darmo. Jeśli szukasz koła ratunkowego, nie musisz sięgać daleko, właściwie nie musisz sięgać nigdzie. Masz to, choć może jeszcze nie wiesz, jak używać tego świadomie. Tutaj się tego uczę.

Ponidzie – informacje praktyczne

Warsztaty

Warsztaty z treningiem oddechowym odbywają się w Ośrodku Warsztatowym w Kikowie. Znajduje się pomiędzy wsiami Kików i Sułkowice, przy starym kamieniołomie. Jadąc z Warszawy, za Buskiem-Zdrojem w Szczaworyżu (za kościołem) należy skręcić w prawo, w kierunku Zborowa. Adres: Kików 91, woj. świętokrzyskie. Więcej o sesjach i warsztatach: instytutoddechu.com.

Jedzenie

Na Kulinarnym Szlaku Ponidzia warto spróbować miodu, czosnku wójczańskiego, ale też truskawki faworytki. Tu zjecie też tradycyjną szynkę z Broniny i kiełbasę z Pacanowa. Lokalnym hitem są potrawy o intrygujących nazwach, jak żabieckie gały, blachorze, strojcowskie zawijoki czy wiślickie dzianie.

Reklama

Źródło: archiwum NG.

Reklama
Reklama
Reklama