Reklama

Drogi i tory, mozolnie odbudowywane po wojnie, wiją się doliną Bosny, nie pozwalając na szybką podróż. Tym lepiej – jest przynajmniej czas, by przyjrzeć się surowej naturze, małym wioskom rozrzuconym po zalesionych zboczach oraz straszącym wypalonym skorupom budynków. Piękny kraj. Ale nietrudno zrozumieć, dlaczego tak łatwo było na jego terenie toczyć trwające cztery lata walki.

Reklama

CAŁY KRAJ NA BARKACH EDISA

Po zakończeniu wojny w 1995 r. Bośnię i Hercegowinę podzielono na część serbską i bośniacką oraz wydzielone mieszane miasto Brczko. Powstała dziwna struktura polityczna, która obrazuje, jak skomplikowane to państwo. Ma trzech rotacyjnych prezydentów. Po jednym wybierają prawosławni Serbowie z północy i wschodu kraju, muzułmańscy Bośniacy z centrum i południa oraz katoliccy Chorwaci z południowego zachodu.
Po trwającym ponad trzy lata oblężeniu stolica była ruiną. Armia separatystycznych Serbów, nie mogąc jej zdobyć, postanowiła zrównać ją z ziemią i zabić wszystkich mieszkańców. Szacuje się, że zginąć mogło nawet 11 tys. ludzi, w tym wiele dzieci. Jednak dla sarajewian ta najnowsza historia to jedna z najbardziej świetlanych kart w dziejach – wykazali się wtedy bohaterstwem i determinacją, próbując prowadzić normalne życie pod ostrzałem czołgów i moździerzy.
Edis Kolar ma 36 lat, wygląd naukowca, a w domu dziurę w ziemi, która uratowała Sarajewo. Dziura to tak naprawdę wyjście z tunelu, który w trakcie oblężenia przez wojska serbskie był kanałem komunikacyjnym miasta ze światem. Stolica Bośni była otoczona niemal z każdej z strony. Tylko lotnisko pozostawało neutralne (po drugiej stronie teren kontrolowała armia bośniacka), ale ONZ nie pozwalała na transport przez teren aerodromu. Bośniacy wykopali więc pod pasem startowym kanał. – Dzięki temu przeżyliśmy i obroniliśmy się – mówi z dumą Edis.
Dom Kolarów stał po wolnej stronie. Na środku salonu Edis wraz z ojcem zaczął kopać podziemne przejście. 800 m na północ, pomiędzy dwoma ostrzelanymi domkami, powstało wejście dla otoczonych mieszkańców. Tunel ma metr szerokości, maksymalnie 1,6 m wysokości i szyny na podłodze. Bośniacy, kopiąc z obu stron, posługiwali się jedynie łopatami, nie mieli też dokładnych planów ani pomiarów. Trwało to jakieś cztery miesiące. Kanał był uważany za obiekt strategiczny, więc do obrony domu Kolarów oddelegowano dwie brygady armii. – Gdyby Serbowie zajęli nasz dom, Sarajewo by umarło – tłumaczy Edis. – Oni o tym wiedzieli, więc dwukrotnie przypuszczali atak. Ale nie pozwoliliśmy im zdobyć tunelu – dodaje.
Choć w trakcie oblężenia ONZ dostarczała mieszkańcom pomoc humanitarną, była ona dalece niewystarczająca. Podziemnym przejściem Bośniacy transportowali brakującą żywność. Przez tunel biegł też jedyny kabel zapewniający dopływ elektryczności oraz połączenie telekomunikacyjne. Oczywiście szmuglowano także broń, dzięki której Sarajewo mogło odpierać ataki. W oblężonym mieście można było kupić telewizor za równowartość 80 zł, podczas gdy kilogram mięsa kosztował dwa razy tyle. Koza (bo większych zwierząt przez tunel nie dało się przeprowadzić) była warta 40-krotnie więcej niż na wolności!
Edis wspomina, jak początkowo wszystko trzeba było nosić na plecach, choć worki z żywnością czasem ważyły ponad 50 kg. – To zabijało nasze kręgosłupy, dlatego położyliśmy szyny. Była nawet specjalna grupa, która prowadziła wózki. W sumie pokonaliśmy tunel kilkadziesiąt tysięcy razy – tłumaczy. Mieli nawet VIP-owski fotel – wożono na nim prezydenta Bośni i Hercegowiny Aliję Izetbegovicia. Edis ze łzami w oczach opowiada, jak pchał wózek z ponad 80-letnim prezydentem. – To było dla mnie największe wyróżnienie – mówi. Po chwili już z uśmiechem dodaje, że tak samo transportował ambasadorów i oficjalne delegacje odwiedzające Sarajewo. Kiedyś szwedzki dyplomata uparł się, że przejdzie tunel sam, jak zwykły Bośniak. – Ale po kilkunastu metrach tak mocno poobijał się o nierówny sufit, że stracił przytomność i musieliśmy mu założyć 11 szwów. W końcu i tak wylądował na krześle – relacjonuje.
Mimo że w Sarajewie mieszka niewiele ponad 300 tys. osób, to miasto ma trzy wyraźnie oddzielone centra. Baščaršija to stara dzielnica turecka, z niskimi kramami, kawiarniami w dawnych karawanserajach, meczetami i szkołami koranicznymi oraz niezliczonymi sklepami z suwenirami. Jest niedostępna dla samochodów. Bliżej rzeki znajduje się część austro-węgierska o charakterystycznej zabudowie z końca XIX w. Perłą architektoniczną była Vijećnica, dawny ratusz, a potem Biblioteka Narodowa. W trakcie oblężenia budynek jednak spłonął, a wraz z nim największe skarby literackie Bośniaków. Odbudowa postępuje powoli, okazało się zresztą, że dzięki wyburzonym ścianom wewnątrz budynku jest doskonała akustyka, więc często odbywają się tam koncerty.
W trzecim centrum dominuje socrealizm. Rozpoczyna się przy ulicy Marszałka Tity (przy której znajdują się liczne urzędy), ciągnie w stronę potężnej i prawie pustej stacji kolejowej i dalej wzdłuż wąskiej rzeczki Miljacki. Wbrew pozorom nie jest tu przygnębiająco. To kolejny dowód na kolosalną przepaść, jaka dzieliła siermiężny system radziecki od jugosłowiańskiego miksu socjalizmu z kapitalizmem. Bo tu nawet bloki z wielkiej płyty są jakby ładniejsze, architektonicznie wpasowane w górzysty krajobraz.


ZWIEDZIĆ CZY DOŚWIADCZYĆ

Sarajewo można albo zwiedzać, albo go doświadczać. Tylko w pewnym stopniu te czynności się pokrywają. Warto zacząć od spaceru. W Baščaršiji nie sposób ominąć placu Gołębi ze słynną fontanną (woda jest zdatna do picia, jak wszędzie w Sarajewie) i ogromnego, wciśniętego pomiędzy mikroskopijne kramy meczetu Gazi Husrev Beja. Na ulicy Sarači, przedłużającej się w deptak Ferhadija, można kupić pamiątki oraz wymienić walutę na poczcie. Malutkiej, jak wszystko dookoła.
Poza Baščaršiją trzeba koniecznie obejrzeć wspomnianą Vijećnicę (do środka ciągle wejść się nie da) oraz przespacerować się nabrzeżem rzeki. Po południowej stronie stoi Inat Kuca – dom Turka, który zasłynął tym, że gdy pod koniec XIX w. regulowano bieg rzeki, jako jedyny odmówił wyprowadzki ze swojego nadbrzeżnego domu. Do dziś jest to jedyny budynek stojący tak blisko wody. Po północnej, miejskiej stronie przykuwa uwagę cudow na architektura Teatru Narodowego – to w nim odbywa się co roku słynny festiwal filmowy. Naprzeciwko muzyczny pawilon At Mejdan – niestety teraz przysłonięty obrzydliwymi parasolami reklamowymi.

KSIĘGA NAD KSIĘGAMI

Ulicę Zmaja od Bosne, która łączy centrum z miejskimi sypialniami, nazywano podczas wojny „aleją Snajperów”. Jest tak szeroka, że nie można było nią przejechać ani przejść, nie wystawiając się na widok ukrytych na wzgórzach strzelców. Znajduje się przy niej odbudowany parlament i hotel Holiday Inn. Bryła niesmaczna architektonicznie i kolorystycznie, ale słynna, bo podczas wojny to tu mieszkali i stąd nadawali relacje niemal wszyscy zagraniczni dziennikarze. Kawałek dalej obowiązkowe do zwiedzenia muzea: Narodowe i Historyczne. W tym pierwszym znajduje się słynna Hagada Sarajewska uznawana przez wielu wyznawców judaizmu za najcenniejszą księgę świata. Pochodzi z XIII w. i zawiera czytania przeznaczone na wieczerzę paschalną. Sławę zawdzięcza kunsztownym ilustracjom przedstawiającym historię wyjścia Izraelitów z Egiptu. Księgę cudem uratowaną z pożogi przez rezolutnego kustosza przechowali sarajewscy muzułmanie. Z kolei w Muzeum Historycznym warto obejrzeć poruszającą wystawę dotyczącą oblężenia stolicy.
Nad miastem górują bliźniacze wieże UNIC Business Towers, których pożar stał się symbolem cierpiącego Sarajewa. Poza centrum, w dzielnicy Ilidża, szukający ochłody mogą odwiedzić źródło rzeki Bosny (Vrela Bosne) – stworzono tam aquapark. Zwolennicy turystyki sakralnej również mają w czym wybierać – dwie synagogi ( jedna na pół etatu jest Muzeum Żydowskim), katedry katolicka i greckokatolicka, meczety (m.in. wspomniany już Gazi Husrev-Beja oraz Ali Paszy) oraz cerkwie. Wreszcie osiem mostków nad Miljacką w samym centrum. Wśród nich Seher Cehaja oraz słynny most Łaciński, który do 1989 r. nosił imię Gavrilo Principa, ale potem patrona ponownie uznano za terrorystę i nazwę zmieniono.
Zwiedzenie tego wszystkiego to jednak tylko baza. Moja prywatna „instrukcja doświadczania Sarajewa” zawiera trzy punkty. Po pierwsze nie przyjeżdżać na krócej niż 3–4 dni. Po drugie cieszyć się życiem tak, jak robią to Bośniacy. A więc: wałęsać się bez pośpiechu po uliczkach starówki, pić bośniacką, gęstą jak smoła kawę i zakąszać słodkimi do przesady baklawami. Na przykład w Caffe Divan znajdującej się w dawnym karawanseraju przy Sarači lub w lokalu To Be or To Be. Niegdyś zwał się po szekspirowsku, ale podczas oblężenia z szyldu wykreślono przeczenie not. Jak tłumaczy właściciel, w ówczesnej rzeczywistości not to be nie wchodziło w grę.

DOŚWIADCZYĆ MIASTA

I wreszcie po trzecie, by doświadczyć Sarajewa, należy być otwartym na Bośniaków. Tak samo jak oni są otwarci na gości. Rozmawiać z nimi, bawić się z nimi, nie bać się ich. Bo Sarajewo (być może wbrew powszechnej intuicji) to jedno z najbezpieczniejszych i najbardziej przyjaznych miast Europy. Zresztą samo spotkanie z jego mieszkańcami to duże przeżycie. Bo o ile każdy człowiek nosi w sobie materiał na książkę, to każdy Bośniak – co najmniej na epopeję w trzech tomach.
I właśnie to najbardziej mnie tu porusza. Nie dynamiczna odbudowa, coraz bogatsze społeczeństwo ani nawet dramatyczna historia na wyciągnięcie ręki. Ważniejsi są ludzie. To dla nich warto tam pojechać, zresztą bez spotkania z nimi nie da się tego miasta tak naprawdę poznać.
Hasło reklamowe Bośni i Hercegowiny brzmi „Kraj w kształcie serca”. W tym zaskakującym anatomicznie porównaniu jest akuratność, ale i metafora. Bo Bośniacy, zwłaszcza wobec obcych, rzeczywiście serce mają na dłoni.

INFO

Położenie: blisko geograficznego środka kraju.
Język: bośniacki to odmiana serbsko-chorwackiego. Poziom znajomości angielskiego i niemieckiego jest dobry.
Ludność: ok. 310 tys.
Waluta: marka bośniacka, 1 BAM = 2,23 zł.
CZAS:4 dni
KOSZT: 800 zł (w tym dojazd pociągiem)


Latem bywa gorąco, za to zimy potrafią być surowe i śnieżne. Najlepiej więc pojechać późną wiosną lub wczesną jesienią. W szczycie sezonu letniego jest tłoczno, ceny w hotelach i restauracjach mogą być więc wyższe, za to poza tym okresem trzeba przygotować się na znacznie uboższą ofertę.
Polacy podróżujący do Bośni i Hercegowiny na okres do 90 dni nie potrzebują wiz.

Tanie linie nie latają do Sarajewa. Z Polski można lecieć z przesiadką np. Austrian Airlines lub Malevem. Tańsza opcja to pociąg z Budapesztu – 50 euro w dwie strony (bilet powrotny jest tańszy niż w jedną stronę). Dojazd samochodem – przepiękny, ale trwa stosunkowo długo.

Po centrum miasta najlepiej poruszać się pieszo, a najgorzej samochodem. Wokół Baščaršiji jeździ tramwaj w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Bilet kosztuje 1,80 marki, można kupić w kioskach tańsze bilety wieloprzejazdowe.
Właściwie wszędzie dojeżdżają mikrobusy, choć poza centrum przystanki nie są oznakowane. Rozkład jazdy warto wydrukować – nie ma go bowiem na przystankach, a autobusy jeżdżą rzadko.
Tramwaje są archaiczne i pochodzą głównie z darów. W mikrobusach można przeżyć przygodę. Stare ikarusy i stary pną się pod strome zbocza, przyprawiając o dreszcz: podjedzie? Spadnie?

Wśród językoznawców trwa spór, czy bośniacki to odmiana serbsko-chorwackiego, czy odrębny język. Niezależnie od tego, jakie stanowisko zajmiemy, należy uważać na minimalne różnice pomiędzy tym językiem a sąsiednimi. Np. na powitanie mówi się bog w Chorwacji, a zdravo w Bośni. Pomyłka, nawet u cudzoziemca, może być przez Bośniaków uznana za nietakt.
Nie jest łatwo wymienić marki bośniackie – jest to możliwe głównie w Sarajewie i na terenach przygranicznych w Chorwacji. W Polsce pozostała po podróży bośniacka waluta jest praktycznie nie do sprzedania.
Udając się na wycieczkę poza Sarajewo, należy bezwzględnie zwracać uwagę na znaki – część trudno dostępnych terenów nadal jest zaminowanych!
Koniecznie trzeba spróbować cevapcici (miniszaszłyczki z jagnięciny) lub pljeskavicy (jagnięcy hamburger).

www.sarajevo-tourism.com – oficjalna strona organizacji turystycznej w Sarajewie,
www.gras.co.ba.com – miejska komunikacja publiczna, strona wyłącznie po bośniacku.

Reklama

3 SPOSOBY NA SARAJEWO:

NOCLEG
Hostel City Center o europejskim standardzie, ul. Saliha Muvekita 2. Łóżko w pokoju wieloosobowm od 12 euro.
Hotel Hyat, Abdesthana, dwójka od 50 euro, hotel ma też własne apartamenty położone w dzielnicy Faletici.
Hitel Michele, ul. Ivana Cankara 27, spali tu Bono i Michael Gere, dwójka od 100 euro.
JEDZENIE
Cevapcici lub pljeskavica w cevabdzinicy - 3 - 4 euro za dużą porcję. Do tego świeże owoce ze straganu.
Inat Kuca, Velika Alifakovac 1, za obiad od 5 euro wzwyż, z tarasu nad Miljacką piękny widok na Vijecnicę i 6 mostów w centrum.
Mala Kuchinja, Josipa Stadlera 6, od 8 euro wzwyż. Nie ma ma menu, kucharz przygotowuje dania na żądanie. Miejsce warto zarezerwować.
ROZRYWKA
The Club, Marsala Tita 7. Znany i lubiany w Sarajewie klub w piwnicy, częste koncerty na żywo i do tego wydzielony ogród.
Coloseum Club, Skenderija Centar. Nowe kasyno w socjalistycznym domu handlowym. Do tego koncerty i lekcje salsy.
Rokrocznie w sierpniu odbywa się znany na cały świat Festiwal Filmowy w Sarajewie.

Reklama
Reklama
Reklama