Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Oldschoolowe muzeum
  2. Włosko-chorwackie potyczki
  3. Prawdziwy duch Rijeki

Kocha operę, zna się na rocku. Do twarzy jej w baroku i w bloku. Wcale nas nie dziwi fakt, że Rijeka kipi kontrastami. Odkryj uroki chorwackiej perły nad Adriatykiem i daj się porwać naszej lokalnej przygodzie.

Oldschoolowe muzeum

Załapałeś reguły? To teraz twoja kolej! – Zoran, uśmiechnięty 30-latek z Rijeki, odstawia piwo i przekazuje mi dźwignię do manewrowania portowym żurawiem. Kompletnie sfiksował, myślę, chwytając drążek. Zawieszony na linach ładunek zaczyna dyndać niebezpiecznie nad pokładem kontenerowca. Rzut oka na tablicę rozdzielczą: jakieś lampki, kolorowe guziki. Niebieski czy czerwony? – gorączkuję się, jakbym miał przed sobą tykającą bombę. Wciskam niebieski i już wiem, że się pomyliłem.

– Za późno… – Zoran patrzy z rozbawieniem, jak tłukę dłonią w czerwony przycisk, próbując cofnąć czas. Pękają liny, kontener roztrzaskuje się o pokład, załoga wspina się na rufę. Po chwili rozpikselowane sylwetki znikają w czarnej toni. Na ekranie pojawia się napis: Game over. – Zatopiłem całą flotę, zanim opanowałem manewry – śmieje się Zoran, sięgając po kolejną butelkę piwa. – Lepiej zacząć od Pac-Mana albo Moon Patrol. Kochasz kultowe gry lat 80.? Witaj w ich królestwie!

Rozglądam się po zagraconym wnętrzu muzeum, na które natknąłem się, spacerując po uliczkach starej Rijeki. Na półkach dziesiątki analogowych syntezatorów z lat 60. XX w. i pierwszych popularnych komputerów – z Atari i Commodore w roli celebrytów. Na podłodze twarde dyski wielkości lodówki i… skrzynka pszenicznego Karlovačko. Podchwytuję czyjeś spojrzenie. To słynny HAL 9000 znany z 2001: Odysei kosmicznej Kubricka łypie na mnie szklanym okiem bezdusznej maszyny. Asekuracyjnie odpięty od zasilania, by nie wyszykował światu kolejnej katastrofy, może tylko pozazdrościć kolegom eksponatom. Te żyją pełnią cyfrowego szczęścia. Śnieżą niedoskonałym obrazem, kuszą dżojstikami, popiskują się melodyjkami z wnętrza topornych klawiatur.

Niektórzy przyjeżdżają do miasta specjalnie dla tych zabawek. Najpierw grają w Bruce’a Lee, dopiero potem wspinają się na wzgórze z zamkiem Trsat, żeby przywitać się z miastem.

Włosko-chorwackie potyczki

Trudno o lepszą platformę widokową. Opieram się o mury średniowiecznej twierdzy i chłonę architektoniczną fantasmagorię. Czerwień dachówek poprzetykaną kopułami klasycystycznych pałaców i smukłymi łukami włoskiej secesji. Wszystko to w asyście socrealistycznych blokowisk i rdzawych szkieletów dogorywających fabryk. Jest jeszcze ona. Rječina. Rzeka, która dała miastu imię. Przecina srebrzystą wstęgą zwartą zabudowę i daje nura do zatoki Kvarner dopingowana przez portowe żurawie.

– Rijeka to największy port Chorwacji, numer jeden na Adriatyku! – mówi z dumą Zoran, zapijając piwo smolistą kawą. – Wprawdzie Włosi powiedzą ci, że leżący tuż za rogiem Triest pod każdym względem bije moje miasto na głowę… Ale to tylko gadanie – macha lekceważąco ręką i dodaje szeptem: – Ostatnio trafiłem tam na rozgotowane gnocchi. A u nas nawet burek z okienka to kulinarna maestria.

Port Rijeka, fot. pymata/Shutterstock
Port Rijeka, fot. pymata/Shutterstock

Potwierdzam. Mijamy wysadzany knajpkami deptak Korzo i chwytamy w biegu faszerowany owczym serem przysmak. – Rywalizacja z Triestem ma długą historię – ciągnie Zoran, który niedawno zdobył licencję miejskiego przewodnika. – Dwieście lat temu tonaż przeładunku był drugorzędny. Liczyło się piękno. Władający Rijeką Habsburgowie licytowali się z Italią na architektoniczne perełki, zatrudniając najlepszych projektantów Europy.

„Kto dziś jest na topie? Wiedeński duet Fellner i Helmer? Że mają stawki z kosmosu?! Cóż z tego?!”. Opłaciło się. Chłopak wskazuje budynek Teatru Narodowego skrywający m.in. malowidła Gustava Klimta. Od jego neobarokowej fasady nie może oderwać wzroku chorwacki kompozytor Ivan Zajc. Odlany z brązu wielkolud z partyturą zastygł na cokole i ani mrugnie, gdy w nos dziobią go gołębie.

– Włosi byli w kropce – opowiada dalej Zoran. – W końcu uznali, że zamiast rywalizować z habsburską pięknością, prościej będzie ją zdobyć. Dasz wiarę, że mój pradziadek sześć razy zmieniał obywatelstwo, nie ruszając się z miejsca?! Od monarchii austro-węgierskiej, poprzez różne formy włoskiej zwierzchności, przez federacyjną Jugosławię, aż po niepodległą Chorwację.

Zoran oprowadza mnie po wystawie poświęconej włoskiemu poecie Gabrielowi D’Annunzio, który w 1919 r. na czele grupy zwariowanych bon vivantów wjechał do Rijeki, przechrzcił ją na Fiume, a potem utopił w winie i wolnej miłości. Do miasta z całego świata ściągali dadaiści i futuryści, a potem z balkonu Pałacu Gubernatora wygłaszali płomienne deklaracje opiewające prawa kobiet i wolność obyczajową.

Rijeka, Pałac Gubernatora, fot.
Rijeka, Pałac Gubernatora, fot. trabantos/Shutterstock

– Tutejsi kapucyni tak zbratali się z tym postrzelonym towarzystwem, że wystosowali do papieża petycję z prośbą o zwolnienie z celibatu. Niestety, dolce vita zostało brutalnie przerwane, zanim nadeszła odpowiedź – chłopak uśmiecha się szelmowsko. – Debatujący w Paryżu zwycięzcy Wielkiej Wojny odcięli poetom dopływ wina. Skończyło się paliwo dla natchnienia i zdruzgotany D’Annunzio ogłosił kapitulację.

Prawdziwy duch Rijeki

Cumujemy przy stoliku knajpki, w cieniu secesyjnej hali targowej. Zapach wytrawnej žlahtiny miesza się z ostrą wonią ryb i kozich serów. Przegryzamy grillowane langustynki, wpatrując się w srebrzystą toń Adriatyku, z której dźwiga się ciemna sylwetka wyspy Krk. Po chwili przesłania ją masowiec zagłuszający syreną żebrzące o okruszki mewy.

Niegdyś Rijeka była oknem na świat dla komunistycznej Jugosławii. Inspirowała awangardą i szokowała punkową modą. Tu przypływały winylowe płyty z Zachodu. Do dziś pielęgnuje ducha kontrkultury. Patrzę na barwną młodzież bawiącą się w klubie Palach wciśniętym w zaułek na krańcu starówki. Dziewczyna z czerwonym irokezem skanduje tekst o politykach korumpowanych przez potężne koncerny.

Narodowy Teatr, Rijeka, fot. xbrchx/Shutterstock
Narodowy Teatr, Rijeka, fot. xbrchx/Shutterstock

– Mieszkańcy mojego miasta wciąż mają coś z poetów: wrażliwość, żyłkę społecznego aktywizmu – opowiada mi po koncercie. – A turyści widzą tylko zardzewiałe dźwigi. Wciskają gaz do dechy, byle szybciej do Dubrownika czy Splitu. Ich strata, nie poczują tego pulsu, wibracji, wartkiego nurtu. Posłuchaj, jak szumi

Rijeka – przymyka oczy, chłonąc pobrzękiwanie szklaneczek, muzykę, śmiech. – Pięknie, prawda? Nic, tylko dać się ponieść!

Reklama

Źródło: National Geographic Traveler

Reklama
Reklama
Reklama