Salvador de Bahia, Olinda
Brazylijczycy zapraszają turystów na karnawał do Rio. Ale sami jadą na północ. Bo gdy przy sambie szybciej krąży krew, to przy axé w Salvadorze i frevo w Olindzie po prostu wrze.

Brazylijska impreza z prądem
Jak się bawi popcorn? Chyba dobrze, bo wciąż podskakuje! Ludzi na ulicach Salvadoru de Bahia zagrzewać do zabawy nie trzeba. Okrzyki muzyków w stronę tłumu, tzw. pipoca, czyli dosłownie „prażonej kukurydzy”, mają pokazać, że wszyscy w karnawale są równi. Choć są i równiejsi. To ci, którzy wykupili abadá, czyli wejściówkę w postaci koszulki. Mogą przebywać bliżej ciężarówek z muzyką i być oddzieleni od biedniejszego „popcornu” sznurami niesionymi przez ochroniarzy. Koszulki kosztują ok. 700 reali, czyli 1200 zł, a te do strefy VIP, czyli z nieograniczonym dostępem do alkoholu, nawet 1,7 tys. reali, czyli 3 tys. zł. Wiele osób zaciąga dla abadá kredyt, który spłaca cały rok.
Karnawał to w Brazylii święto państwowe. Wolne mają także banki i urzędy. Oczy, a raczej kamery całego świata wpatrzone są wtedy w Rio. A jednak marzeniem większości Brazylijczyków jest wziąć udział w dwóch innych, bardziej energetycznych i starszych karnawałach w ich kraju. Bo gdy w Rio się obserwuje, to w Salvadorze de Bahia i Olindzie bierze udział. Oto różnica!
O karnawale w Salvadorze zrobiło się głośno w 1950 r. Wtedy Adolfo Nascimento i Osmar Macedo, miejscowi muzycy, zafascynowani nowoczesną techniką wzmocnili elektrycznie dźwięk gitary i cavaquinho, instrumentu podobnego do ukulele. I wyjechali fordem 1929 na ulice miasta, grając głośniej niż orkiestry. Rok później dołączył do nich kolejny muzyk, Temístocles Aragao. I tak powstało trio elétrico, czyli trójka na prąd. Samochody szybko zamieniły się na ciężarówki ze sceną i głośnikami, a trio rozrosło się do orkiestry. Nazwa jednak pozostała.
Nowy pomysł na zabawę tak się spodobał, że na ulice wyszła klasa średnia, do tej pory tańcząca w klubach. Bo jak w 1969 r. zaśpiewał brazylijski bard Caetano Veloso, „tylko zmarli nie idą za trio elétrico”. Dziś w karnawale tańczy tu co wieczór 1,5 mln osób, co sprawia, że jest to największa impreza uliczna na świecie.
W Salvadorze słychać głównie axé. Słowo to w pochodzącym z Nigerii języku joruba oznacza dobrą energię. Gatunek powstał w latach 80. XX w. Słychać w nim rytmy karaibskie, afrykańskie, rocka. Każde trio chce, aby jego piosenka została przebojem karnawału. I to tu rodzą się przyszłe gwiazdy, choćby zespół Olodum (potem grali z Michaelem Jacksonem).
Jesteś za równością? Jedź do Olindy koło Recife. Tamtejszy karnawał reklamuje się jako najbardziej demokratyczny w kraju. Nie ma tu sznurów trzymanych przez ochroniarzy, nie ma wejściówek. Jest za to muzyka frevo grana przez zespoły, które chodzą po prześlicznych uliczkach Olindy, między willami i kościołami pamiętającymi czasy kolonialne. Nazwa frevo wzięła się od przekręcenia słowa ferver, czyli „wrzeć”. I naprawdę jest szybko i gorąco! Taniec jest pełen piruetów, podskoków, przysiadów. To miks kozaka z Europy Wschodniej (właśnie tak!), akrobatyki i tańców afrykańskich. A wszystko z małą parasolką, która ma ułatwiać balansowanie ciałem. Trudno to sobie wyobrazić? Bo to trzeba zobaczyć! Z soboty na niedzielę, równo o północy, na ulicach pojawia się Homem de Meia – Noite, czyli Człowiek Północy, czterometrowa kukła z masy papierowej. To znak, że kończy się previa, czyli rozgrzewka, a zaczyna karnawał właściwy. Przez 57 lat nosił ją rok w rok jeden mężczyzna – Cidinho, zwykły robotnik, bardzo popularna postać w całym kraju.
Do Olindy warto przyjechać także dla maracatu, który jest manifestem czarnych mieszkańców miasta. To tradycyjne uliczne inscenizacje, połączenie afrykańskich religii, teatru, muzyki. Maracatu przedstawia przyjazd królewskiego dworu z Afryki do Brazylii i odbywa się, by upamiętnić szlachetnie urodzonych niewolników. Role w przedstawieniach są obsadzone na lata, a często też dziedziczone. Królem czy królową może być tylko osoba z wysoką pozycją w danej społeczności.
Na koniec trochę suchych danych. W 2010 r. w czasie karnawału w Olindzie bawiło się ponad milion osób, a to oznacza, że miasto goni Salvador. Zajętych było 98 proc. miejsc hotelowych, na ulicach grało 216 orkiestr, a porządku pilnowało 1,5 tys. policjantów. Aha, rozdano 600 tys. prezerwatyw. Jakieś wątpliwości? Jak śpiewał Chico Buarque w swoim karnawałowym hicie, „na południe od równika grzech nie istnieje”.
NO TO W DROGĘ: SALVADOR DE BAHIA, OLINDA
Dojazd: z Warszawy do Sao Paulo czy Rio to koszt ok. 3,5 tys. zł. Przelot do Salvadoru lub Recife, koło którego znajduje się Olinda, ok. 300 zł.
Waluta: real brazylijski = 1,8 zł.
Kiedy przyjechać: karnawał w Salvadorze odbywa się w dniach 3–8 marca, zaś w Olindzie 4–9 marca.
Warto wiedzieć: Salvador to miasto z największym odsetkiem (aż 81 proc.) czarnej ludności poza Afryką. Afrykańskie wpływy widać m.in. w miejscowej religii candomblé.
To właśnie stąd z Salvadoru wywodzi się capoeira. Warto także przejść się na plażę i zobaczyć, jak ćwiczą miejscowi tancerze.
ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTER
Pokazywanie elementu 1 z 1
Zobacz także
Polecane
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 20
Edukacja bez granic: Akademeia High School i sukces w globalnym świecie
Współpraca reklamowa
Madera: raj dla miłośników przyrody i aktywnego wypoczynku
Współpraca reklamowa
Kierunek: Włochy, Południowy Tyrol. Ależ to będzie przygoda!
Współpraca reklamowa
Komfort i styl? Te ubrania to idealny wybór na ferie zimowe
Współpraca reklamowa
Nowoczesna technologia, która pomaga znaleźć czas na to, co ważne
Współpraca reklamowa
Wielorazowa butelka na wodę, jaką najlepiej wybrać?
Współpraca reklamowa
Z dala od rutyny i obowiązków. Niezapomniany zimowy wypoczynek w dolinie Gastein
Współpraca reklamowa
Polacy planują w 2025 roku więcej podróży
Współpraca reklamowa
Podróż w stylu premium – EVA Air zaprasza na pokład Royal Laurel Class
Współpraca reklamowa
Chcesz czerpać więcej z egzotycznej podróży? To łatwiejsze, niż może się wydawać
Współpraca reklamowa
Portrety pełne emocji. Ty też możesz takie mieć!
Współpraca reklamowa