Śladami Piastów
Bohaterowie tutejszych legend mogliby zaludnić spore miasto. Niemal w każdej miejscowości znajdzie się zameczek, ruiny po nim albo przynajmniej legenda, że kiedyś tu stał. Obowiązkowo straszy w nim chciwy władca, niewinnie zamordowana dziewica lub para rozdzielonych kochanków
Północno-wschodnia Wielkopolska i Kujawy Zachodnie to ziemie, na których ponad tysiąc lat temu zaczęła się pisać historia państwa polskiego. Na wyspie Ostrów Lednicki Mieszko I przyjął chrzest, w Gnieźnie koronował się pierwszy król Bolesław Chrobry. Każde dziecko wie, że to tutaj dotarli bracia Lech, Czech i Rus. Lech tak za-chwycił się siedzącym na dębie orłem, że zbudował osadę, a orła umieścił w herbie. Nie mówiąc o Kruszwicy nad Gopłem, gdzie myszy zjadły okrutnego Popiela, a na tron trafił Piast Kołodziej, protoplasta dynastii piastowskiej.
W 1960 roku wyznaczono tu Szlak Piastowski. Trasa przypomina ósemkę – od Poznania przez Ostrów Lednicki, Gniezno, Strzelno, Kruszwicę do Inowrocławia. Tu zawraca do Biskupina i znów przez Gniezno wiedzie do Giecza.
Największą atrakcją Szlaku Piastowskiego jest rekonstrukcja osady w Biskupinie sprzed ponad 2700 lat, o której istnieniu Piastowie nie mieli nawet pojęcia.
Na długo przed Polanami pełne polodowcowych jezior i malowniczych pagórków tereny upodobały sobie wędrujące plemiona. Jedno z nich (do dziś archeologowie spierają się, skąd pochodziło) założyło osadę obronną na półwyspie biskupińskim. Po latach ludzi wygoniły podnoszące się wody jeziora – praw- dopodobnie skutek zmian klimatycznych. W roku 1933 na wystające z wody drewniane poczerniałe pale natknął się młody nauczyciel Walenty Szwajcer. Umierał z nudów w sennym Biskupinie, dla zabicia czasu wędrował więc po okolicy. Akurat uregulowano wpadającą do jeziora biskupińskiego rzeczkę, co obniżyło poziom wody. Odsłonięte pale rozpaliły wyobraźnię nauczyciela. Podsycały ją jeszcze opowieści jego uczniów o chłopie, który podczas kopania torfu przy jeziorze wydobywa przedmioty wyglądające jak złote. Lokalne władze potraktowały Szwajcera jak nieszkodliwego szaleńca. On jednak był uparty. Dotarł do prof. Józefa Kostrzewskiego, który przyjechał do Biskupina i natychmiast podjął decyzję o rozpoczęciu badań. Ściągnęły tu tłumy archeologów z całej Europy. Na pierwszych stronach gazety krzyczały „Biskupin – nasze Pompeje!” Rozpoczęła się zbiórka funduszy na wykopaliska. Szwajcer nie mógł już się skarżyć na nudę.
Na podstawie wykopalisk odtworzono wygląd osady. Po jej obejrzeniu wiele osób tęskniących za sielsko-anielskimi czasami przed naszą erą tęskni już trochę mniej. Zwłaszcza gdy zobaczą chatę z łożem, w którym spało 7–10 osób.
– Cała rodzina w jednym łóżku? A gdzie intymność? – dopytują się przewodników. Gdy dowiadują się, że pod spodem spały jeszcze kury, milkną.
Podczas sezonu – od wiosny do jesieni – można też w Biskupinie posmakować codziennych zajęć dawnych mieszkańców: wytapiać smołę z drewna w specjalnych piecach czy upiec chleb. Dla dzieci frajdą jest eksperymentalna hodowla konika polskiego i owcy wrzosówki – zwierząt z obejść naszych przodków.
Zmęczeni zwiedzaniem historycznych zabytków od razu po wyjściu z rezerwatu mogą wsiąść do zabytkowej kolejki wąskotorowej i z jej okien podziwiać okoliczną przyrodę. A potem trochę ruchu: wycieczka rowerowa albo pływanie kajakiem po jeziorach. Na Szlaku Piastowskim nie brakuje atrakcji przyrodniczych, na czele z jedynym w Polsce skrzyżowaniem rzek (Wełny i Nielby). Nie mówiąc już o dziwnych zjawiskach: pojawiających się na jednym z pól w Wylatowie piktogramach. Ale tajemniczych legend przecież tu nie brak.