Ślązacy z dumą pokazują, jakie są ich korzenie i jak je z powodzeniem przesadzić na nowoczesną glebę
Choć Śląsk staje się nowoczesnym salonem, w którym dawne kopalnie, browary, zakłady energetyczne czy włókiennicze zamieniają się w modne galerie, muzea, przestrzenie do koncertowania, to tradycja i poszanowanie ojców, dziadów i miejsca, z którego się pochodzi – zawsze jest najważniejsze.
- Katarzyna Kachel
Warzelnie przypominają łaźnie ze starego filmu. Eleganckie kafelki, cudne wzory i przepiękne kształty kadzi, pękatych jak dynie. Takie jacuzzi, tyle że zamiast zdrowotnych wód, warzy się w nich złoty trunek. Pewnie niejeden by wskoczył w takie kadzie ochoczo i może też tak dawniej bywało. Oglądam te niesamowite przestrzenie, po których oprowadza mnie Krzysztof, i słucham, jak tyski browar rozwijał się od XVII w., choć początkowo wcale zbyt dobrym interesem nie był.
Tak było do czasu, kiedy zajął się nim książę pszczyński Jan Henryk XI Hochberg, człowiek, który wiedział więcej. Na takich jak on mówią wizjoner, czasami fanatyk czy wariat. Więcej w tamtych czasach znaczyło użycie drożdży z dolnej fermentacji. Ów patent na idealnego lagera znał nietuzinkowy człowiek Julius Müller, który wiedział, jak stworzyć smaczne piwo z wysoką na dwa palce pianą. Więc kiedy Jan Henryk go zatrudnił, browarny interes zamienił w wielki sukces.
Nie wiem, czy dziś słowa takie jak bednarnia czy smolarnia są znane. Zwiedzając Książęcy Browar w Tychach, a dziś Muzeum Tyskich Browarów Książęcych na ponad 300 metrach kwadratowych można właśnie zobaczyć starą bednarnię, czyli miejsce, gdzie naprawiano i strugano drewniane beczki. Z czasem zastąpiły je aluminiowe, ale na fotografiach można podglądnąć pracę, którą przez wiele lat tu wykonywano.
Mnie przypomniała Siekierezadę Stachury, bo i nie brakuje w niej siekier, strugów i męskiej energii, kiedy wióra lecą. Dla niektórych to wieloosobowy warsztat stolarski czy warsztaty szkolne. Kwestia wyobraźni.
Kiedy wychodzę z warzelni Krzysztof prowadzi mnie w kierunku parku browarnego. Przechodząc przez korytarz, pokazuje mi makietę smolarni, w której smołowano beczki. Atrakcją jest wizualizacja, na której można podpatrzyć, jak pod budynek podjeżdżają konne wozy, stare samochody i nowoczesny tir. Taka podróż w czasie z piękną historią i wielkim szacunkiem do ludzi i miejsca.
Nie można tego nie docenić. W czasach przed pandemią zabytkowe miejsce było atrakcyjną przestrzenią, która gościła muzyków i aktorów, świetne wydarzenia kulturalne, przy których można było się napić świeżego piwa. Czekamy na powrót do tych czasów.