Szlak prawdziwie bosko pięknych skarbów w Polsce! Sykstyna na Śląsku
Unikalne gotyckie polichromie przetrwały tylko dzięki temu, że chciano je kiedyś zniszczyć. Zwolennicy reformacji, którym nie podobały się katolickie freski, pokryli je grubą warstwą tynku. Dopiero dziś śląskie dzieła sztuki odkrywamy na nowo. Dosłownie i w przenośni.
Ile tu jest koni, niech policzy! – uśmiecha się przebiegle Józef Łapiak, kościelny w Strzelinkach, widząc, że wpatruję się we fragment polichromii w prezbiterium. Najpierw dostrzegam cztery, potem wyłania się piąty i szósty, a panu kościelnemu, choć ma 83 lata, oczy świecą się jak małemu chłopcu. Twierdzi, że powinno być 14. Oglądając w domu zdjęcia, też się nie doliczyłem, ale weekendowy wypad do Brzegu zapamiętam długo. Na południe od tego miasta rozciąga się Szlak Polichromii Brzeskich. Trasa prowadzi przez miejscowości, w których zachowały się wspaniałe malowidła z XIV i XV w.
– W naszym regionie mamy do czynienia z nie zwykłym skupiskiem gotyckich fresków. Na 300 obiektów w Polsce z takimi dziełami sztuki około stu znajduje się na Śląsku, przy czym w Brzegu i okolicach najwięcej – mówi Tadeusz Jurek, współtwórca wytyczonego w 1997 r. Szlaku Polichromii Brzeskich (długości 53 km). Obejmuje on 14 zabytkowych gotyckich kościółków. Freski są odsłonięte tylko w czterech, w pozostałych nadal ukryte są pod tynkami. Dlaczego? Tadeusz Jurek wyjaśnia to bardzo krótko. – Protestanci pokrywali freski w katolickich świątyniach, by przystosować budynki do własnych potrzeb. Paradoksalnie to ewangelikom zawdzięczamy, że nie uległy zniszczeniu – tłumaczy.
Prosto z pierwszego spotkania z gotykiem i średniowiecznymi freskami w Brzegu ruszam na kolejne. Strzelniki położone są zaledwie jakieś pięć minut drogi samochodem od miasteczka. Wszystkie ściany tutejszego kościółka z drugiej połowy XIII w. (uważanego za najcenniejszy na szlaku) pokrywają delikatne pastelowe freski, w tym prace słynnego Mistrza Brzeskich Pokłonów Trzech Króli. Tego frankońskiego artystę rozpoznaje się po specyficznym sposobie przedstawiania sceny hołdu Chrystusowi.
Kościelny ze Strzelnik, Józef Łapiak, przyjechał tu ze Lwowa w 1946 r. Kościół, wtedy protestancki, użytkowali jeszcze Niemcy. – Po roku zaczęli wyjeżdżać. Wciąż pamiętam tamtego organistę. Zadzwonił na Anioł Pański i oddał mi klucze do kościoła. Mam je do dziś.
Wpatruję się w średniowieczne sklepienie prezbiterium, gdzie pomiędzy łukami widnieją alegorie czterech ewangelistów: anioł, skrzydlaty lew, wół i orzeł. Pan Józef z dumą opowiada, jak mieszkańcy w 1958 r. uratowali freski. Podczas remontu odpadł kawałek tynku, odsłaniając dziwne malowidła. Ale lastriko przy ołtarzu to też (niestety) dzieło parafian, którym nie podobała się ceglana podłoga. Zabytkowa, ale nierówna. Wykorzystali więc urlop księdza, zerwali gotyckie cegły, podsypali gruzem i wymurowali. – Panie, jak to konserwator zobaczył, wpadł w szał. Strasznie było. Najpierw chciał księdza aresztować, ale on niczemu nie winien, no a całej wsi przecież nie mógł wsadzić...
Ze Strzelnik kieruję się do Pogorzeli. Tutejszy kościół z majątkiem należał w XIV w. do wrocławskiego biskupa Przecława z Pogorzeli, a później, przez kilkaset lat, był w rękach protestantów. Polichromie wyeksponowane są tylko w gotyckim prezbiterium. Znawcy są zgodni, że wykonał je lokalny anonimowy artysta nazywany Naśladowcą Mistrza z Brzegu. Na koniec miejscowy kościelny wdzięczny, że może wreszcie wrócić do pozostawionych gości, zdradza mi sekret konserwacji, opowiadając o czyszczeniu fresków skórkami od chleba.
Bardzo byłem ciekaw Krzyżowic (to zaledwie 10 min jazdy samochodem), bo miałem się tam spotkać z kolejnym dziełem brzeskiego Mistrza. Tu również malowidła są tylko w prezbiterium, ale nie zdobią całej płaszczyzny ścian, ujęte są w specjalnie namalowane ramy.
Freski zostały odkryte w 1963 r., przez następne 20 lat trwała ich konserwacja. Są w stu procentach autentyczne.
Prawdziwą perłą na szlaku są też Małujowice. Tutejsza świątynia jest zdecydowanie największa – nie jest to kameralny wiejski kościółek. Wnętrze nawy głównej szczelnie wypełniają historie z Pisma Świętego. Tworzą one swoistą Biblię pauperum, co było niezwykle istotne w czasach, gdy niewielu potrafiło czytać. Kościół zwany jest śląską Sykstyną. Już sama zwyczajowa nazwa stanowi najlepszą recenzję dla tych najwspanialszych polichromii na Śląsku.
Tekst i zdjęcie: Jacenty Dedek