Reklama

Do Brugii dotarłam sędziwym volkswagenem. Napisy skierowały mnie do dużego podziemnego parkingu tuż przy starym mieście, przy tzw. Markcie. Kiedy wyszłam na powierzchnię, zaskoczona ujrzałam tysiące kafejek. Mimo późnej pory były pełne turystów rozkoszujących się piwem, które w Brugii ma szczególny smak i jest go około 200 gatunków. „Gdzieś w ponurej okolicy leży starodawne miasto, niczym sławny klejnot” – pisał swego czasu o Brugii Graham Green. I nie ma się czemu dziwić – Brugia jest bowiem jednym z najdoskonalej zachowanych miast średniowiecznych w zachodniej Europie, którego wizytówkę stanowi dzielnica Begijnhof. Nieregularny krąg XIII- i XVIII-wiecznych, otynkowanych na biało budynków otacza piękny ogród. Warto to niezwykłe miejsce odwiedzić wiosną, gdy między kwitnącymi magnoliami swe barwne kobierce rozwijają żonkile, krokusy i tulipany. Nieopodal jest „jezioro miłości”, Minnewater, które przyciąga zakochane pary i – szczególnie wiosną – tchnie atmosferą miłości.
Takie dzielnice jak Begijnhof istniały swego czasu w całym mieście, jednak wiele z nich uległo zniszczeniu. Średniowieczna architektura Brugii podlana została neogotyckim sosem na początku XIX wieku, i to za sprawą licznej społeczności brytyjskiej, która zachwycona kwitnącym handlem miastem i otaczającą je mgiełką dawnego splendoru osiedliła się tu, przyczyniając się do ekonomicznego rozwoju i dodając neogotyckich akcentów tym częściom miasta, które były zbyt archaiczne. Brutalnie wyburzano wtedy stare, rozpadające się budynki i na ich miejscu stawiano nowe – neogotyckie.
Gdy mieszkałam w Belgii, wielokrotnie wracałam do Brugii, bo ta niezapomniana atmosfera tajemniczości, ulicznej muzyki, gwaru płynącego z pubów, którą wchłonęłam podczas pierwszej wizyty, sprawiła, że z tego miasta czerpałam niezwykłą siłę.
Jeśli spojrzeć na Brugię z lotu ptaka, wygląda ona jak labirynt brukowanych uliczek poprzecinanych kanałami, z wieloma placami, a nad nimi wznoszą się spadziste dachy, dzwonnice kapliczek i rozklekotane kominy. W oczy rzucają się dwa największe place – rynek Markt, przesłonięty masywną dzwonnicą, i otoczony wspaniałą zabudową Burg – połączone ze sobą szeroką ulicą z nowoczesnymi sklepami i domami handlowymi.
Markt leży w samym sercu miasta. Otaczający rynek zespół rdzawobrązowych budynków z cegły kojarzy się z ustawionymi obok siebie barwnymi blaszanymi puszkami po herbatnikach. Każdy perfekcyjnie komponuje się ze swoim sąsiadem, mimo że pochodzą z różnych okresów. Większość z nich to rekonstrukcje o wiele starszych budowli. Dzisiaj na ogół mieszczą się w nich restauracje i kawiarnie, gdzie można przysiąść, przekąsić coś i nasycić wzrok niepowtarzalnym pięknem Marktu. Ożywia go nie tylko gwar turystów, ale również stukot podków koni ciągnących dorożki. Nad całym placem wznosi się potężna dzwonnica Belfort z XIII wieku, która jest symbolem niezależności Brugii. U jej stóp stoi hala targowa Hallen. Jej boczne schody prowadzą na dzwonnicę, skąd roztacza się przepiękna panorama miasta. Pośrodku rynku stoi pomnik przywódców „brugijskich jutrzni” – tkacza Pietera de Conincka i dziekana cechu rzeęników Jana Breydela.

Reklama

Brugia jako miasto bogatych kupców zawsze była przedmiotem sporu między Francją a Anglią, które chciały czerpać korzyści płynące z jej bogactwa. Tkacze i kupcy byli uzależnieni od dobrej woli królów Anglii, bo to od nich zależało funkcjonowanie rynku wełny, natomiast hrabiowie Flandrii byli wasalami królów Francji, co często prowadziło do zamieszek. Najgłośniejsze z nich miały miejsce w maju 1302 roku i przeszły do historii jako „brugijskie jutrznie”. Gdy król Francji Filip Piękny próbował wcielić miasta flandryjskie do swego królestwa, zbuntowali się przeciwko temu flamandzcy kupcy i rzemieślnicy. Król postanowił pozyskać ich sympatię i wraz z małżonką, Joanną z Nawarry, przybył do Brugii. On i jego żona zostali wspaniale przyjęci, ale kilka tygodni po tej wizycie rzemieślnicy odmówili płacenia podatku. Rozwścieczony Filip wysłał wojsko, by przywróciło w mieście porządek i przejęło nad nim kontrolę. Jednak o świcie, w piątek 18 maja 1302 roku, do miasta zakradły się oddziały Flamandów i zmasakrowały śpiącą jeszcze armię Filipa. Każdy, kto nie umiał bez akcentu wymówić flamandzkiego hasła „schild en vriend” (tarcza i przyjaciel), był przeszywany mieczem. To był początek niesnasek i nienawiści między Flamandami i Francuzami. Do dziś ten konflikt trwa, już nie w formie zbrojnej i nie z Francuzami, a z francuskojęzycznymi Walonami.
Pomimo takiego zacietrzewienia Flamandowie są narodem bardzo katolickim, a brugijczycy są dumni z faktu, że w ich mieście przechowywana jest najświętsza relikwia średniowiecznej Europy – flakon z górskiego kryształu ze Świętą Krwią w środku. Zawiera ona rzekomo kilka kropel krwi i wody zmytych z ciała Chrystusa przez Józefa z Arymatei. Według historyków relikwia ta była jednym z łupów zdobytych przez krzyżowców podczas plądrowania Konstantynopola w 1204 roku. Do dzisiaj otaczana jest czcią, czemu wierni dają szczególny wyraz podczas święta Wniebowstąpienia, gdy procesja przenosi przez całe miasto relikwię w pięknym XVII-wiecznym relikwiarzu zdobionym diamentami. Potem wraca na swoje miejsce do Bazyliki św. Krwi, Heilig Bloed Basiliek, gdzie można ją oglądać w skarbcu mieszczącym się w górnej części kaplicy. Bazylika stanowi część zabudowy drugiego pod względem wielkości placu, zwanego Burg (zamek warowny). Z jednej strony jest on zamknięty ratuszem, z drugiej – zniszczoną przez Francuzów w 1799 roku katedrą św. Donata, St. Donaaskathedraal. Ratusz ma piękną piaskową fasadę, a umieszczony przed nim cykl posągów hrabiów i hrabin Flandrii jest repliką oryginałów zniszczonych przez francuską armię okupacyjną w XVIII wieku. Obok ratusza zachwyca jasna fasada budynku Oude Griffie, zdobiona renesansowymi kolumnami i fryzami, zbudowanego na początku XVI wieku jako siedziba miejskiego archiwum. Skromnie natomiast wygląda przy nich sąsiedni Pałac Wolności Brugii, Palais van het Brugse Vrije, ale od jego łuku przebiega jedna z najpiękniej- szych ulic Brugii – Blinde Ezelstraat, gdzie za każdym zakrętem ukazuje się coraz to piękniejszy widok przytulonych do siebie domków z fasadami pokrytymi freskami i obrośniętymi winem.


Reklama

W 2002 roku Brugia uzyskała tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, nie tylko ze względu na jej zabytkowy charakter, ale i liczne dzieła sztuki światowej klasy zgromadzone w brugijskich muzeach. Tutaj znajduje się marmurowy posąg „Madonna z Dzieciątkiem” dłuta Michała Anioła. Dziś stoi on w kościele Najświętszej Marii Panny. W zbiorach muzealnych znajdują się takie unikaty, jak „Sąd Ostateczny” Jana Provoosta, „Zwiastowanie” z tryptyku Hansa Memlinga, dzieła Hugona van der Goesa, jednego z najbardziej uzdolnionych flamandzkich malarzy, Rogiera van der Weydena czy Jana van Eycka.
Brugię warto też zwiedzać statkiem. Półgodzinne wycieczki po miejskich kanałach wyruszają z każdej z licznych przystani i pozwalają ujrzeć miasto z zupełnie innej perspektywy – piękno Brugii tkwi w jej szczegółach, przykuwającym wzrok bogactwie elementów architektonicznych, począwszy od delikatnych łukowych portali, a na kapliczkach i miniaturowych pomnikach skończywszy.
Gandawa, bardziej rozległa, choć mniej malownicza niż jej odwieczna rywalka Brugia, też potrafi zachwycić gotycką zabudową i zabytkowymi kamienicami przeglądającymi się w wodach wąskich kanałów. Jest to prze-de wszystkim miasto przemysłowe, jednak w ostatnich latach zmieniło swoje oblicze dzięki programowi renowacji, który przywrócił blask zestarzałym fasadom średniowiecznych i gotyckich domów okalających stare miasto. Kształt i struktura urbanistyczna dzisiejszego centrum odzwierciedla jej dawny podział klasowy i językowy. Ulice na południu miasta zamieszkiwali bogaci francuskojęzyczni kupcy, zaś na północy jest biedna dzielnica flamandzka pełna krętych ulic i niskich ceglanych domów. Obie części spotykają się na długim brukowanym placu Korenmarkt, gdzie swego czasu sprzedawano zboże przywożone ze statków cumujących przy Graslei.
Główne atrakcje miasta to opactwo św. Piotra, katedra St. Baafskathedraal i kryjący się w jej wnętrzach Ołtarz Baranka Mistycznego Jana van Eycka, oraz Het Gravensteen, zamek hrabiów Flandrii.
Opactwo ma tyle lat co Gandawa. Zostało założone ok. 640 roku. Ostatnich mnichów wypędzono stąd w 1796 roku, podczas francuskiej okupacji, i od tej pory, jak wiele innych budowli sakralnych w Belgii, służyło różnym celom.
Zamek Gravensteen wygląda ponuro niczym siedziba Draculi. Ta zimna budowla o kanciastych basztach powstała w 1180 roku. Obok dziedzińca stoją dwa główne budynki zamkowe, donżon i rezydencja hrabiów. Tuż przed bramą mieści się brukowany plac z pręgierzem pośrodku, gdzie publicznie wymierzano kary XV-wiecznym rebeliantom i buntownikom niezadowolonym z wysokich podatków. Kiedy w 1584 roku władzę w Holandii przejął fanatycznie katolicki Filip II, jego wojska natychmiast zajęły Gandawę. Filip postanowił dać nauczkę swym heretyckim poddanym i sprowadził inkwizycję, której wyroki też były wykonywane na zamkowym placu.
Mimo swego uroku Gandawa jest rzadziej odwiedzana przez turystów. Dla mnie była wspaniałym oddechem, kiedy już zmęczyłam się zgiełkiem zatłoczonych ulic Brugii.

Reklama
Reklama
Reklama