Wakacje w Egipcie. Jak najlepiej wykorzystać last minute w Sharm el Sheikh, czyli Zatoce Starca?
Tanio, blisko, egzotycznie i atrakcyjnie. Oto największe atuty wypoczynku nad Morzem Czerwonym w Sharm el Sheikh. Jak spędzić udane wakacje w Egipcie?
- Grzegorz Komorowski
W tym artykule:
- Co się kryje w Zatoce Starca?
- Z wizytą u Beduinów
- Miejsce kultu trzech religii
- Raj nie tylko dla nurków
- Rafa koralowa z bliska
- Inne oblicze Egiptu
- Czas pamiątek
Myśląc o wakacjach w Egipcie, najczęściej wybór pada na Kair czy Hurgadę. Warto jednak dodać jeszcze jedno miasto leżące w południowej części Półwyspu Synaj – Sharm el Sheikh. Dlaczego akurat tam? Między innymi dla niewygórowanych cen pobytu oraz coraz szerszej siatki połączeń lotniczych oferowanych z Polski. Kurort ten znajduje się w suchej subtropikalnej strefie. Temperatura w miesiącach letnich nie spada poniżej 31 stopni.
Najlepiej jednak wybrać się tam od października do maja. Wtedy temperatury w ciągu dnia oscylują wokół 23–29 stopni C, a nocą spadają do 23 st. C. Ja odwiedziłem Sharm w lipcu, kiedy panuje największy upał, ale za to rafa koralowa jest najpiękniejsza.
Co się kryje w Zatoce Starca?
Położone w azjatyckiej części Egiptu Sharm el Sheikh w języku polskim oznacza Zatokę Starca, co często błędnie tłumaczone jest jako Zatoka Szejka. Co ciekawe, potocznie znane też jest jako „Miasto pokoju” z powodu licznych międzynarodowych konferencji dotyczących bezpieczeństwa i spotkań dyplomatów, które się tu odbywają. Sharm el Sheikh, niegdyś wioska rybacka, przekształcona w bazę wojska egipskiego, obecnie uważane jest za największe centrum turystyczno-wypoczynkowe na Półwyspie Synaj. Wiele osób przybywając tu decyduje się na all Inclusive. Ja jednak lubię aktywnie spędzać czas, dlatego zdecydowałem się na liczne atrakcje, jakie oferuje miasto i najbliższa okolica.
Skorzystanie z oferty biura Join UP! okazało się dobrym rozwiązaniem. Po wyjściu z lotniska czekał na mnie egipski przewodnik Mohammad, ku mojemu zaskoczeniu, mówiący po polsku. Z racji, że miasto jest nieduże i mało ruchliwe (zamieszkuje je około 73 000 ludzi), dojazd z lotniska do hotelu Savoy zajął około piętnastu minut.
Nie zabawiłem tam jednak długo. Spragniony wrażeń skorzystałem z oferty El Sherif Safari i wybrałem się na… pustynię. Gdy przekraczaliśmy granicę miasta w drodze na safari, zatrzymała nas kontrola. Widok żołnierzy sprawdzających autobusy i dokumenty to tutaj standardowe procedury. W końcu spokój i bezpieczeństwo są tu priorytetem.
Z wizytą u Beduinów
Pobliską pustynię można zwiedzić na quadzie, buggy bądź wielbłądzie. Ceny, w zależności od środka transportu wahają się między 25 a 40 euro. Miłośnicy zawrotnych prędkości na pewno zdecydują się na pierwsze dwie propozycje. Trzeba jednak pamiętać o odpowiednim ubraniu, okularach przeciwsłonecznych i dobrym nakryciu głowy. No chyba, że lubimy silny wiatr we włosach. Dodatkowo polecam założyć długie spodnie, bowiem silniki quadów mocno się nagrzewają i można czuć spory dyskomfort.
Blisko półgodzinna jazda pomiędzy gigantycznymi formacjami skalnymi o zachodzie słońca daje poczucie, jakbyśmy znaleźli się na innej planecie. Cała podróż zwieńczona jest wizytą u mieszkających na pustyni Beduinów. Żyją oni w namiotach splecionych z kolorowych dywanów i koców. Pomimo wysokich temperatur, mały chłopiec poczęstował mnie habakiem. Czyli herbatą o charakterystycznym aromacie, na który składa się bazylia z miętą. W pierwszej chwili pomyślałem, że to szaleństwo pić tak gorący napój, jednak ugasił on pragnienie w zaskakująco szybkim tempie.
Miejsce kultu trzech religii
Ponieważ jestem pasjonatem wspinaczek górskich, zdecydowałem się wybrać na nocną wędrówkę na Górę Synaj. To na niej, według Starego Testamentu, Mojżesz otrzymał kamienne tablice z dziesięciorgiem przykazań.
Jazda na parking, skąd zaczyna się piesza trasa, trwa około dwie godziny. Temperatury w nocy potrafią drastycznie spaść. Dlatego tuż przed wejściem na szlak zaopatrzyłem się w narzutę, którą udało mi się wynegocjować za cztery dolary.
Rozświetlona blaskiem księżyca i miliona gwiazd, początkowa droga wiedzie do klasztoru św. Katarzyny. – Spotkasz tu wyznawców trzech religii – mówi Mohammad. Faktycznie, posuwając się dalej naprzód między skałami z szaroczerwonego granitu, mijałem europejskich katolików, żydów i prawosławnych popów. Powoli zaczynała do mnie docierać symbolika tego miejsca. Nic więc dziwnego, że szlak ten rocznie pokonuje około stu tysięcy turystów.
Na szczyt udało mi się wejść w takim tempie, że jeszcze godzinę musiałem poczekać na najpiękniejszy w Egipcie wschód słońca. Wśród zgromadzonych czuć było poruszenie i ekscytację. Cisza i spokój, jakie panowały podczas obserwowania pierwszych promieni słońca były doświadczeniem pozostającym na długo w pamięci. Poczułem satysfakcję z wędrówki, gdyż takiego widoku z hotelowej perspektywy bym nie zobaczył.
Po zejściu do wąskiej doliny Wadi al-Dajr odwiedzam powstały w VI wieku klasztor Św. Katarzyny, w którym kilka wieków później odkryto relikwie świętej. W 2002 roku doczekał się on wpisania na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Monastyr można zwiedzać za darmo. Jego niewielka część jest otwarta dla turystów w godzinach porannych. Tutejsza biblioteka, druga po watykańskiej pod względem ilości dzieł sztuki sakralnej, jest bogata w zbiory sięgające VI wieku. Znajduje się tu m.in. ikona, która uważana jest za najstarszą znaną przedstawiającą Chrystusa jako Pankratora.
Raj nie tylko dla nurków
Położony niespełna czterdzieści kilometrów od centrum miasta przylądek Ras Muhammad, na którego terenie znajduje się park narodowy o tej samej nazwie, jest rajem dla nurków. Choć nie miałem zamiaru schodzić pod wodę zdecydowałem się na rejs statkiem w tę okolicę, by zobaczyć, dlaczego wszyscy tak zachwalają tutejszy park.
Po około godzinie dopłynęliśmy do pierwszego przystanku. Już wiem, że rejs był idealną decyzją. – Czy to Malediwy? – spytałem żartobliwie Mohammada. – Nie, to Biała Wyspa, tu możesz poczuć się jak w raju – odpowiada bez namysłu. Faktycznie, spoglądając na niewielki skrawek piaszczystej plaży otoczonej tysiącem odcieni błękitu ma się wrażenie, że znajduje się na krańcu świata.
To idealne miejsce do zrobienia pamiątkowych zdjęć. Najlepiej jednak zaopatrzyć się w GoPro, gdyż by dostać się na tej skrawek lądu, trzeba do niego dopłynąć o własnych siłach. Na szczęście tym, którzy nie potrafią zbyt dobrze pływać, pomaga ratownik. Po krótkiej wizycie na wyspie ruszyliśmy dalej. W kierunku jednej z najpiękniejszych raf koralowych, którą zamieszkuje ponad 220 gatunków koralowców.
Rafa koralowa z bliska
Spróbowałem snorkelingu. Tutejsze głębiny zamieszkują dziesiątki rozgwiazd, jeżowców, skorupiaków oraz blisko tysiąc gatunków ryb. Spośród nich na uwagę zasługują ustnik słoneczny, garbik pasiasty, a także ulubieniec wielu dzieci – błazenek, potocznie nazywany rybką Nemo. Po pierwszym zanurzeniu głowy wydałem okrzyk radości. Mogę śmiało stwierdzić, że jest to inny wymiar, którego nie da się zrozumieć, jeśli nie doświadczy się go na własnej skórze.
Byłem tak zafascynowany wielobarwnością pływających tu okazów, że pomimo nienajlepszych umiejętności w pływaniu zdecydowałem się zejść kompletnie pod wodę. Najpierw przeszedłem przeszkolenie pod okiem doświadczonego nurka, jak porozumiewać się pod wodą. Jeśli chcemy zdecydować się na tą przyjemność musimy wydać około 40 euro. Jednak w tej cenie mamy sprzęt i cały czas jest z nami instruktor.
Najczęściej podziwianymi rafami przez podwodnych entuzjastów są Shark, Yolanda, a także Ali Reef. Nieopodal tej ostatniej znajduje się wrak zatopionego podczas drugiej wojny światowej brytyjskiego statku handlowego SS Thistlegorm. Na początku lat dziewięćdziesiątych został on udostępniony do nurkowania rekreacyjnego. Co ciekawe, by móc nacieszyć oko wielością różnobarwnych okazów (ryb czy innych stworzeń), nie trzeba umieć nurkować. Wiele z nich pływa blisko linii brzegu – najpiękniejsze okazy miałem okazję zobaczyć w okolicy Baron Resort.
Inne oblicze Egiptu
Po kilku intensywnych dniach, przewodnik zabrał mnie w jeszcze jedno miejsce, które łudząco przypomina Wielki Kanion w amerykańskim stanie Arizona. Znajdujący się 30 km od miejscowości Nauweiba, na północ od Sharm el Sheikh, Kolorowy Kanion swą nazwę zawdzięcza bogactwu minerałów, z jakich zbudowane są skały. Przemierzając ten miejscami bardzo wąski tor przeszkód, możemy podziwiać tysiące barw – od białej, przez żółtą, aż po różne odcienie fuksji i czerwieni. Około dwugodzinne przejście „labiryntu” nie powinno sprawić wiele trudności. Trzeba jednak pamiętać o wygodnych butach i porządnym nakryciu głowy.
Czas pamiątek
Egipt to nie tylko piramidy, piękne piaszczyste plaże i wspaniałe rafy koralowe. To również kraj słynący z licznych bazarów. W celu zaopatrzenia się w kilka pamiątek odwiedziłem Stary Rynek (Old Market), położony w południowo-zachodniej części miasta. Znajdziemy tu, co tylko zechcemy. Papirusy, orientalne przyprawy i unikatowe rękodzieło.
Egipcjanie to urodzeni handlarze i nietargowanie się z nimi jest wręcz wykroczeniem. Polecam przejść się kilkuset metrową promenadą, by sprawdzić ceny lokalnych produktów, gdyż mogą różnić się znacznie między stoiskami. Moją uwagę przykuły ręcznie plecione dywany, a ich cena sprawiła, że kupiłem aż dwa. Dodatkowo nabyłem egipskie olejki i mango, które w okresie jesiennym króluje we wszystkich kartach menu.
Tygodniowy pobyt w Sharm el Sheikh to było coś. Miasto i otoczenie oczarowały mnie swoją różnorodnością. Obyło się bez klątwy faraona, przed którą przestrzegali mnie przyjaciele. Wystarczyło pić jedynie wodę butelkowaną i dobrze myć warzywa i owoce, które smakują tu wyjątkowo dobrze. Już odliczam dni do kolejnej podróży w ten jeszcze nie do końca odkryty przeze mnie zakątek świata.