Reklama

Księżniczka i złoty skarb
Wiatr marszczy wodę obmywającą lesiste wzgórze. W jej drżącej tafli odbija się jasny przecinek zamczyska. Podrygują krągłe baszty, wiruje wieża na szczycie murów. Jest nierealnie, bajkowo. Jeszcze chwila – i wszystko pochłoną odmęty górskiego jeziora. W rzeczywistości zamek Niedzica trzyma się mocno; trwa na tej skale już od roku 1330, zaś urokliwe jezioro to liczący ledwo paręnaście lat zalew ze spiętrzonych wód Dunajca.

Pieniny. Czarowna kraina gór, lasów, wody. Mekka turystów od czasów, gdy wojażowano tu karetą, a po stromych ścieżkach wspinały się panie w krynolinach. Najbardziej wabił – i tak jest do dziś – stary zamek w Niedzicy. Posadowiony przez węgierski ród Berzevicsych na skraju urwistego wzgórza (566 m n.p.m.), pełnił funkcję granicznej strażnicy przy szlaku handlowym między Polską a Węgrami. Kupieckie karawany często padały ofiarą kryjących się po górach i lasach band rabusiów; tropiła ich zawzięcie załoga niedzickiej twierdzy. Schwytani zbójcy trafiali do zamkowego więzienia lub odbywali ostatni „lot” w głąb budzącej grozę studni, z dna której sterczał rząd śmiercionośnych ostrzy… Ów ponury loch straceń zachował się do dziś.

Najstarszą częścią dawnej warowni jest zamek górny. Wzniesiony na samym szczycie skały, zerka wąskimi otworami kwadratowej wieży na całą okolicę i wyrastające nieopodal, młodsze o sto lat, mury zamku dolnego. Pojawiły się one po roku 1470, kiedy w Niedzicy osiadł Emeryk Zapolya. Ale prawdziwie wielkopański szlif zamek zyskał dopiero dzięki Jerzemu Horvathowi z Palocsy, jego właścicielowi od 1589 r. Strojąc go w renesansowe szaty, dobudowując dom mieszkalny i krużganki wokół dziedzińca, wielmoża nie przypuszczał, że w dwa wieki później przywędrują tu niezwykli przybysze zza morza, a wkrótce potem na murach pojawi się widmo zamordowanej księżniczki.

Kim była owa księżniczka, jak trafiła w Pieniny, kto i dlaczego pozbawił ją życia? Aby na to odpowiedzieć, musimy powędrować do dalekiego Peru początków lat 80. XVIII w. W kraju dogasa powstanie inkaskich plemion przeciw Hiszpanom. Jego przywódca, Jose Gabriel, ginie. Tupak Amaru, bratanek Josego, wraz z żoną – księżniczką Uminą, jej ojcem Sebastianem Berzevicsym, który przed laty osiadł w Peru i wżenił się w ród pradawnych inkaskich królów – uciekają do Europy. Towarzyszą im członkowie Rady Inków. Ale hiszpańscy szpiedzy czuwają. Tupak zostaje zamordowany w Wenecji. Sebastian, drżąc o życie córki i wnuka, noszącego po ojcu imiona Tupak Amaru, ucieka do Niedzicy, dawnej siedziby Berzevicsych.

Reklama

Ówcześni właściciele zamku – Horvathowie – chętnie przyjmują uciekinierów. Spokój nie trwa długo. Szpiedzy trafiają na ich ślad! Któregoś wieczora oprawcy zabijają przechodzącą przez dziedziniec Uminę. Głównym celem jest teraz ostatni z rodu buntowniczych książąt – mały Tupak. A potem będzie można poszukać złota… Hiszpanie są pewni, że uciekinierzy wywieźli z Peru część skarbu Inków i że został on ukryty w Niedzicy.

Ciało księżniczki, złożone, jak utrzymuje legenda, w srebrnej trumnie, pochowano w miejscu znanym nielicznym. Berzevicsy, chcąc ocalić wnuka, wywozi go do Krumlova na Morawach, do krewnych: Anny i Wacława Beneszów de Berzevicsych. Ci adoptują chłopca, nadając mu imiona Antoni Wacław. W dniu uzyskania pełnoletności ma otrzymać od przybranych rodziców oddany im na przechowanie testament Inków, prawdopodobnie z informacją o miejscu ukrycia skarbu. Dokument rzeczywiście istniał; 149 lat później wyszperał go w rodzinnym archiwum prawnuk Tupaka – Andrzej Benesz, student Uniwersytetu Jagiellońskiego (późniejszy polityk, wicemarszałek sejmu). Benesz wyruszył do Niedzicy i, kierując się wskazówkami ze starego dokumentu, odnalazł pod schodami zamku (filmowała to specjalna ekipa) zalutowaną ołowianą tubę. Tkwił w niej pęk rzemyków – inkaskie pismo kipu. Niestety, nie do odczytania.
Sensację wzbudziły zawieszone na rzemykach trzy złote blaszki z wytłoczonymi napisami: Titicaca, Vigo, Dunajecz. A więc kipu może zawierać informacje o miejscu ukrycia złota! Wszak Titicaca to święte jezioro Inków w peruwiańskich Andach, w którym ponoć zatopiono legendarny inkaski skarb. Vigo to miasto w Hiszpanii, gdzie wylądowali uciekinierzy z Peru. Zaś Dunajecz jest dawną nazwą Niedzicy. A jednak skarb! Tylko gdzie jest?! Na terenie zamku? W jakiejś górskiej rozpadlinie? I skąd te dziwne wieści przelatujące czasem przez pienińskie wsie, że ktoś wyłowił ze strumienia listki ze szczerego złota? Benesz nie ustawał w poszukiwaniach. Ile zdołał ustalić – nie wiadomo. W 1976 r. zginął bowiem w wypadku drogowym.
Być może ktoś, choćby podążający pienińskimi szlakami przypadkowy turysta, trafi na ten jedyny właściwy trop. Czeka na to zjawa Uminy, która – w mniemaniu okolicznego ludu – będzie wędrować nocami na murach dopóty, dopóki jej srebrna trumna i złoty skarb Inków pozostaną w ukryciu.

NO TO W DROGĘ – Niedzica

• ZWIEDZANIE Muzeum czynne od 1 X do 30 IV od wtorku do niedzieli w godz. 9–16, od 1 V do 31 IX codziennie w godz. 9–19. Czas zwiedzania – ok. 60 min.
• CENY BILETÓW Ulgowy 7 zł, normalny 9 zł, w sezonie za dodatkowe 2 zł można również zwiedzić Spichlerz.
• NOCLEGI Pokoje gościnne w niedzickim zamku: 2-os. 180 zł, 3-os. 200 zł, komnata 1-os. 200 zł, komnata 2-os. 250 zł, apartament 3-os. 400 zł.

Królewna zielarka

Huk wyłamywanych drzwi. Kolejna komnata stanęła otworem. Rabusie łupią wszystko, co wpadnie im w ręce. Któryś wetknął głowę w kominek, zerknął w czarny otwór.

Nagle potężna siła wyrwała go ze środka, rzuciła o posadzkę. Ze ściany wypłynęła jasna postać. Złodzieje w popłochu rzucili się do ucieczki.
Rycerskie turnieje, słynne koncerty i bale sylwestrowe, tysiące zwiedzających. Zamek w Golubiu-Dobrzyniu mimo podeszłego wieku – ma 700 lat! – nie jest wcale martwą skorupą starych murów.


Wielce to musi radować niezwykłego tutejszego lokatora: ducha Anny Wazówny. Jakże inaczej wyglądał ów wspaniały zamek, gdy królewna, spoglądając przez okna karety, podążającej traktem od Brodnicy, po raz pierwszy zobaczyła na horyzoncie jego ogromną sylwetkę górującą nad okolicą.
Golubski zamek urósł na wzgórzu obok miasteczka Dobrzyń na przełomie wieków XIII i XIV. Wzniósł go jako twierdzę graniczną między państwem polskim a ziemiami Krzyżaków komtur zakonu Konrad von Sack. Grube ceglane mury na planie prostokąta, wewnątrz budynek dla załogi, po bokach wieże strzelnicze, fosa, niżej podzamcze. Zdawałoby się – typowa budowla obronna. Jednak jej wnętrze kryło dodatkowe „wyposażenie”, które nadal można oglądać w najstarszej części zamku: lochy dla więźniów, izbę tortur z hakami w suficie, na których wieszano skazańców, sekretne drzwi, zaułki korytarzy. Włos się jeży na głowie... Podziemne więzienie pustoszało trzykrotnie, bo tyle razy zamek zdobyły królewskie wojska: najpierw – w roku 1410 i 1422 – Władysława Jagiełły, potem, już ostatecznie – Kazimierza Jagiellończyka w 1466 r. Odtąd Golub, ustanowiony siedzibą starostwa, zaczął zmieniać swoje oblicze. Na szczycie murów pojawiła się renesansowa attyka, z naroży wystrzeliły smukłe wieżyczki. Jednak całkowite odrodzenie nadeszło wraz z królewną Anną.
W jej żyłach płynęła krew Jagiellonów, po dziadku: Zygmuncie I Starym, gorąca krew włoskiej babki, Bony Sforzy (była dzieckiem ich córki, Katarzyny) i nieco chłodniejsza domieszka po rodzicu, królu Szwecji, Janie III. W 1587 r. Anna opuściła ojcowski dwór. Towarzyszyła bratu powołanemu na wawelski tron jako Zygmunt III Waza. Od tej chwili rozpoczyna się polska historia Princeps Sveciae – Szwedzkiej Księżniczki.

Anna była świetną partią, o jej rękę zabiegało wielu koronowanych kandydatów. Odrzuciła wszystkich. I to nie, jak plotkowano, z powodu brzydoty. Wszak wedle ówczesnych kronikarzy królewna fascynowała wdziękiem i kobiecością, uwielbiała piękne stroje i klejnoty. Wybitnie inteligentna (znała biegle pięć języków), nie widziała siebie jednak w roli zamężnej matrony. Po kilkunastu latach spędzonych na Wawelu wyrwała się wreszcie z okowów dworskiej etykiety. Najpierw osiadła w Brodnicy, potem w drugim, ofiarowanym jej przez brata zamku: w Golubiu-Dobrzyniu, który dzięki niej rozkwitł we wspaniałą renesansową rezydencję. Prawdziwie królewski wygląd nadały jej włoskie ogrody oraz – będący wielką pasją Anny – ogród botaniczny. Prowadziła tu badania nad zastosowaniem roślin w medycynie, opracowując wiele specyfików.

Wazówna nie ograniczała się do pracy naukowej i leczenia ziołami. Golub stał się miejscem spotkań uczonych i artystów; prowadziła z nimi dysputy nie tylko pani zamku, ale i jej wy-kształcone dwórki. Opłaciła z własnej szkatuły druk słynnego potem w Europie Zielnika, dzieła profesora Akademii Krakowskiej, Syreniusza (Szymona Syreńskiego). Otaczała też troską ludzi niższego stanu. Kiedy więc 6 lutego 1625 r. w czasie po-bytu w Brodnicy rozstała się z tym światem, żegnano ją z żalem.


Princeps Sveciae była luteranką. Zygmunt III Waza, chcąc pochować siostrę w katolickiej katedrze wawelskiej, wystąpił do Watykanu o dyspensę papieską. Ponawiał prośby parokrotnie. Bez rezultatu. Ciało Anny spoczęło więc tymczasowo w Brodnicy. Wszystko to działo się w czasie, gdy na polskich pograniczach harcowały już wojska Gustawa II Adolfa, wdzierające się powoli w głąb kraju. Dotarły też do Brodnicy…
Pewnej listopadowej nocy 1629 r. do brodnickiego zamku wpadli Szwedzi. Odkryli boczną salkę, w niej tajemniczy sarkofag z inskrypcją: Najdostojniejsza Księżniczka, Anna Infantka Szwecji. Skrzypnęło podważane wieko. Żołdacy wydali wrzask triumfu. W środku spoczywało ciało niewiasty w szatach skrzących się drogimi kamieniami. Chciwe ręce sięgnęły po łup. Jeszcze tylko bransoleta zaciśnięta na przegubie dłoni. Trzask łamanych kości. Udało się! Złoto utonęło w kieszeni rabusia.

Wiadomość o profanacji zwłok Anny z rodu Wazów dotarła do Gustawa II Adolfa z opóźnieniem. Wszczął śledztwo. Ale trwała wojna, oddziały hetmana Koniecpolskiego ostrzyły sobie zęby na wroga, więc nie było czasu na ściganie pojedynczego występku. Sławne na całą Europę klejnoty Anny Wazówny – marzył o nich nawet car Rosji, kolekcjoner drogich błyskotek – zniknęły bez śladu. Toteż gdy 16 lipca 1636 r., dzięki staraniom bratanka Anny, króla Władysława IV, doszło do godnego pochówku królewskiej córki w toruńskim zborze ewangelickim, szat pogrzebowych nie zdobiły już drogie kamienie.
Wiek XVII to dla Golubia okres lat złotych, ale i złych, które przyniesie „potop” szwedzki. Splądrowany zamek dźwignie się wprawdzie na dwa stulecia, przeżyje wojny napoleońskie, ulegnie potężnym huraganom w latach 1842 i 1867. Sprawa grabieży klejnotów powoli idzie w zapomnienie. Jest wszakże ktoś, kto pamięta. To duch królewny, który, jak głosi legenda, pojawił się tu wkrótce po jej śmierci. Nie tylko pilnuje dawnych swoich włości, przepędza rabusiów, wędruje po komnatach i ogrodzie. Szuka też nadal ukochanych diamentów, szmaragdów, rubinów. Podobno z jego cieniem można się zetknąć w dawnej sypialni Anny. Wystarczy wejść tam na chwilę, zamknąć oczy, wypowiedzieć życzenie...

NO TO W DROGĘ - Golub-Dobrzyń

• ZWIEDZANIE W sezonie (orientacyjnie kwiecień–wrzesień) zamek jest czynny w godz. 9–19, poza sezonem 9–16.
• BILETY Bilet normalny kosztuje 10 zł, młodzież, studenci, emeryci płacą 8 zł, dzieci – 5 zł.
• NOCLEGI W golubskim zamku działa hotel oraz schronisko PTTK. Pokój hotelowy (z łazienką): 1-os. 150 zł, 2-os. 200 zł, 3-os. 250 zł. Tańsza opcja – łóżko w schronisku za 30 zł lub 40 zł (pokój 2-os.).
www.golub-dobrzyn.pttk.pll
• W zamku działa restauracja, ponadto można skorzystać z oferty lokali w mieście:
Restauracja Juka 056 683 49 93
Restauracja Kaprys 056 683 27 24



Skała Piotra Alchemika

Komnatę rozjaśnił wątły płomyk łojowej świecy. Drżące światełko zajrzało w puste oczodoły czaszki na skraju stołu, zalśniło w rzędzie szklanych retort. Na ścianie zatańczył ogromny cień mężczyzny pochylonego nad grubą księgą. Zaszeleściły przewracane karty. Ciszę nocy przerwało wypowiedziane z mocą zaklęcie.

Kto chce poznać miejsce, gdzie legendy zwodzą na manowce, prawda jest ciekawsza od ludowych bajań, a po okolicy snują się gromady duchów, winien powędrować jurajską doliną Prądnika ku majaczącej wśród lesistych wzgórz dziwnej skale, z dawien dawna zwanej Maczugą Herkulesa. Tuż za nią wyłania się zza drzew szare, potężne, wyrastające nad urwiskiem zamczysko – Pieskowa Skała.

W początki historii zamku wpisał się czyn krewkiego żołnierza z orszaku Ludwika Węgierskiego, ojca późniejszej królowej Polski, Jadwigi. Żołnierz ów zranił wiernego królowi rycerza, Piotra Szafrańca herbu Starykoń. Ludwik, chcąc wynagrodzić Szafrańcowi uszczerbek na zdrowiu i honorze, ofiarował mu w roku 1377 iście monarszy dar: gotycką twierdzę w Pieskowej Skale, strzegącą szlaku na Śląsk. Była to wówczas budowla dość młoda; wzniósł ją poprzednik Ludwika, Kazimierz Wielki.

Szafrańcy cieszyli się sławą dzielnych rycerzy. Syn Piotra, też Piotr, dowodził chorągwią pod Grunwaldem. Równie bitni byli jego potomkowie. Jednak i w tym znamienitym rodzie trafiły się czarne owce. Prawnuk pierwszego właściciela zamku, Piotr, i drugi z Szafrańców, Krzysztof, parali się bowiem rzemiosłem bardziej łotrowskim niż rycerskim – napadali na kupców podążających doliną Prądnika, grabiąc ich bez litości.

Pewnego dnia roku 1484 przed bramą twierdzy pojawił się oddział zbrojnych. Z polecenia króla Władysława Jagiellończyka pan zamku Krzysztof Szafraniec został pojmany i, jak zapisał ówczesny kronikarz Bernard Wapowski z Radochoniec: z racji popełnienia zbrodni, z rozkazu królewskiego doprowadzony przed urząd, mieczem ścięty został na rynku w Krakowie. Przyszło mu pokutować za zbrodnie również po śmierci. Wedle snutych od wieków opowieści, w Pieskowej Skale pojawia się widmo okrutnika; jego twarz skrywa czarny kaptur. Legendy o krwawych rycerzach-rabusiach przetrwały zresztą dłużej niż opowieści o rycerskich zasługach rodu;z czasem dodawano do nich kolejne wątki. Mawiano, że jeden z rycerzy-rabusiów, być może Krzysztof, zniewolił i uwięził urodziwą pannę.


Reklama

Ta, nie mogąc znieść hańby, skoczyła w przepaść z wieży zwanej Dorotką. Wkrótce potem na urwisku obok zamku ujrzano zjawę dziewczyny. Według innej wersji nieszczęśnica, dzięki modlitwom o ocalenie, upadek jednak przeżyła. Wersja trzecia utrzymuje, iż ofiarą była uwięziona w wieży, podejrzewana o zdradę żona okrutnego Szafrańca. Powtarzalność legendy nasuwa przypuszczenie, że może ona opisywać prawdziwy wypadek, który utkwił w pamięci ludu.

Czystą bajką jest kolejna legenda: opowieść o Maczudze Herkulesa, 25-metrowej wapiennej skale nieopodal zamku, która – na skutek erozji – przybrała zadziwiający kształt. Mawiano, że XVI-wieczny mistrz czarnej magii Twardowski, spierając się z diabłem, zażądał, by ten ustawił skałę cieńszym końcem do dołu. Pojawienie się w ludowych bajaniach czarnoksiężnika może być echem poczynań pierwszego właściciela, Piotra Szafrańca, który – jak podaje Długosz – parał się al-chemią i magią, z czym szły w parze okrucieństwo i chciwość.

Podobno zwabiał on do zamku bogatychkupców, gościł ich, a gdy udawali się na spoczynek do komnat, naciskał specjalną dźwignię-zapadnię i nieszczęśnicy spadali w czeluść podziemi.

W XV w. starej warowni dodano skrzydło mieszkalne oraz dwie, zachowane do dziś, wieże. Jednak nowe życie tchnął w Pieskową Skałę dopiero kolejny z Szafrańców, Hieronim, wykształcony sekretarz Zygmunta I Starego (1506–1548), skoligacony z królem przez małżeństwo z jego córką (nieślubną) Reginą. Generalna przebudowa w stylu renesansowym wg projektu Mikołaja Castiglionego przeobraziła twierdzę nad Prądnikiem we wspaniałą renesansową rezydencję. Arkadowy dziedziniec ozdobiony 24 maszkaronami wzorowano na Wawelu, podobnie jak część komnat, kominki, loggie i portale. Większość przetrwała do naszych czasów mimo najazdu Szwedów w 1655 r., pożarów w latach 1718, 1850 i 1863 – podczas szturmu carskich wojsk na powstańców styczniowych.

U kresu XIX w. właściciel Pieskowej Skały popadł w ogromne długi. Zapadła decyzja: licytacja i rozbiórka obiektu! Wówczas to znany pisarz Adolf Dygasiński powołał Towarzystwo Akcyjne „Zamek w Pieskowej Skale”, które po zebraniu odpowiednich sum obiekt odkupiło, ocalając go dla potomności.
Pieskową Skałę odwiedzają tłumy turystów. Za dnia. W nocy okolicą władają pospołu duchy ofiar i duchy zbrodniarzy. Są tu i zjawy gromadne: w ciemne noce przed bramą defiluje oddział upiornych jeźdźców, dźwiganych przez równie upiorne konie. Kim są? Wysłannikami króla, którzy przybyli, by schwytać Krzysztofa Szafrańca? A może to widma oblegających zamek Szwedów? Jak by nie było – lepiej brać nogi za pas.

NO TO W DROGĘ - Pieskowa Skała

ZWIEDZANIE Muzeum w zamku jest Oddziałem Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu. Otwarte przez cały rok, poza sezonem (X–IV) od wtorku do niedzieli w godz. 10–16. W sezonie (V–IX) czynne wtorek – czwartek, 9–16.
Wstęp bezpłatny – w piątek, na jedno piętro (ostatnie wejście o 12), w sobotę i niedzielę 10–18.
BILETY Ulgowe 7 zł, normalne 10 zł, bezpłatny wstęp na zewnętrzny dziedziniec i bastion.
www.wawel.krakow.pl

Reklama
Reklama
Reklama