Reklama

La Gran Sabana, Wielka Sawanna – część Wyżyny Gujańskiej – rozciąga się na przestrzeni blisko 200 km. Rozciąga i... faluje. Żółtawo-zielone, wysokie trawy poruszają się bowiem pod wpływem wiatru i zamieszkujących je węży. Falują też liście palm zbitych w nieliczne kępki wyrastające w najmniej oczekiwanych miejscach tej niemal bezdrzewnej przestrzeni. Pośród tych rozległych terenów na przemian zlewanych wodą i osuszanych słońcem wznoszą się ogromne, „kanciaste” góry. Tysiące lat pór deszczowych i suchych sprawiło, że miękkie warstwy piaskowca uległy wypłukaniu, odsłaniając nietypowe, ostańcowe podłoże. Sześciany gór o pionowych zboczach i zupełnie płaskich szczytach sprawiają wrażenie, jakby anioł i diabeł grywali tutaj w kości.
Góry te są porozrzucane na terenie Parku Narodowego Canaima i noszą indiańską nazwę tepui. Trzy szczepy plemienia Indian Pemón: Arecunas, Taurepán i Kamaracotos to gospodarze i przewodnicy po tej ziemi. Wzbudzają szacunek. Nie niską posturą czy za dużymi T-shirtami, które noszą, ale znajomością sekretów natury i umiejętnością ich wykorzystania. Doskonale znają się na uprawie juki – włóknistego korzenia. Jedna z jego odmian jest gorzka, druga zaś słodka, stąd przygotowuje się z nich różne potrawy. Dokładnie jukę obierają, ucierają na kamieniach, upychają w trzcinowej tubie i wyciskają trujący sok, aby móc przyrządzać z niej potem placki, dodawać do ostrych przypraw i warzyć piwo. Gdy brak im mięsa, mawiają: „Tarui ke ina ichi” – brakuje nam czegoś podstawowego. Opuszczają wówczas swe churuatas – okrągłe domy kryte palmowymi liśćmi – i ruszają na łowy poszukując mięsa, ryb lub... turystów gotowych zapłacić, by wdrapać się na którąś z okolicznych gór.

Reklama

Największe tepui sięga 2772 m wysokości i nazywa się Roraima. Pełno tam poskręcanych pni drzew, wszędobylskich paproci i kilkumetrowych bromelii, których wielkie czupryny przypominają ananasy, jak również lodowatej wody tryskającej z okolicznych strumyków. Dotarcie na płaskowyż Roraimy nie upaja tak jak zdobycie szczytu góry, raczej intryguje. Wąska dróżka, którą kierują się podróżni, wiedzie do swoistego kamiennego parku atrakcji. Wszechobecna erozja, za której przyczyną powstały czarnoszare figury skalne o fantasmagorycznych kształtach, jeziorko o kobiecym imieniu Gladys na samym szczycie, mgła zasnuwająca niespodziewanie powierzchnię, dziwne naskalne kwiatki sprawiają, że można poczuć ciarki na plecach.

Tepui zafascynowały również naukowców, głównie za sprawą unikatowych znalezisk botanicznych na „ściętych” szczytach. Każda góra na terenie Parku Narodowego Canaima to mały mikrokosmos. Szczególnie znane są występujące w tej strefie rośliny owadożerne. Podobnie rzecz się ma z niektórymi gatunkami zwierząt. Nawet żaby bywają w Wenezueli nietypowe, bo czarne.

Poszukiwaczy skarbów przyciągnęło w okolice coś zupełnie innego – szlachetne kamienie i złoto. W pobliżu Roraimy i Kukenan znajduje się wodospad i jaspisowy potok. Ten kamień nie sposób wydobyć. Trzystumetrowego, wyślizganego, czerwonego dna z jaspisu nie można bowiem przerobić na świecidełka, choć poziom wody nie przekracza tam 5 cm. Trudno w tym potoku o ziarenko piasku i wolne miejsce. Tłumy turystów przybywają, by popluskać się w czerwonej wodzie i zrobić zdjęcie.

Za wspomnianym wcześniej kruszcem ciągnęły do Wenezueli tłumy poszukiwaczy złota. Dzięki jednemu z nich odkryto najwyższy wodospad świata – niemalże kilometr bryzgającej spod nieba wody, która roztrzaskuje się o skalną ścianę. Biorąc pod uwagę, iż mierzy 1054 metry, nie sposób objąć go wzrokiem, zwłaszcza patrząc ku górze. Organizowane przez biura turystyczne wycieczki awionetką nad wodospad nie gwarantują panoramicznego widoku, zwłaszcza gdy w porze deszczowej niebo zasnuwa się chmurami. Wodospad nazwano imieniem jego odkrywcy. Był nim amerykański pilot James Crawford Angel Marshal, znany jako Jimmy Angel.

Jimmy zasłynął z pewnego próbnego lotu, podczas którego zmuszony był przeprowadzić lądowanie awaryjne. Okazało się, iż z powodu usterki w samolocie nie może wystartować. Usunął ją, używając do tego celu kawałka zelówki z własnego buta. Gdy później roztrząsał to wydarzenie w hotelowym barze, zbliżył się do niego inny Amerykanin i zaproponował lot na górę znaną jako Auyan Tepui. Skuszony sowitym wynagrodzeniem lotnik wyruszył w kolejną podróż. Zabawili tam półtora dnia. Zleceniodawca pojawił się z 30 kg złota. Pilot i jego towarzysz polecieli ze skarbem do Panamy. Tam ich drogi się rozeszły. Spotkali się przypadkowo 14 lat później w... pociągu. Mężczyzna, który skorzystał wówczas z usług pilota, wyraził ogromne zdziwienie, iż ten znając miejsce złóż złota, nie wykorzystał szansy na zbicie własnej fortuny. Jimmy wraz z żoną postanowili więc jeszcze raz polecieć na wenezuelską górę. W ciągu dwóch lat wykonali niezliczoną ilość lotów. Podczas jednego z nich zobaczyli ogromny wodospad.

Lądowanie na Auyan Tepui

21.10.1937 roku zakończyli, ryjąc dziobem samolotu w mulistym podłożu. Uszkodzeń nie udało się naprawić przy użyciu zelówek, wykorzystano je do innych celów... Uczestnikom lotu zejście z Auyan Tepui, zwanej Diabelską Górą, zajęło 11 dni. Złota nie znaleźli, ale odkryli inny skarb narodowy... Nie do końca wiadomo, co stało się z prochami Jimmiego. Jedni twierdzą, iż zostały złożone u stóp wodospadu, inni (ci bardziej romantyczni), że rozsypane nad wodospadem.

Wodospad Salto Angel jest często mylony z innym, zwanym Churún-Merú, który wypływa z tego samego masywu górskiego i jest o ponad połowę mniejszy. W porze deszczowej (od kwietnia do października) Auyan Tepui zamienia się w... sitko. Tworzą się wtedy rozliczne, mniejsze i większe kaskady wodne. Wzbierają także rzeki. Można na nich spotkać wydrążone w 8-10 metrowych pniach łodzie zwane curiarami (nie mylić z kurarą). Jakkolwiek wykonywane są tradycyjną metodą, „ożebrowane” i wzmocnione po bokach, często mają zamontowane silniki. Fuzja starego z nowym. W sam raz, by zmierzyć się z nie-okrzesanymi wodami Orinoko. Hałas silnika płoszy na niej rzeczne delfiny; na piraniach nie robi on wrażenia, podobnie jak na kajmanach, które trudno dostrzec w brunatnej wodzie, no, chyba że nagle łypną okiem lub machną ogonem.

Granice Wenezueli są tak płynne jak jej rzeki. Północ kraju to czyste Karaiby. Od tej strony Wenezuelę otwiera na świat Morze Karaibskie, wraz z jego wysepkami. O wschodnią, zieloną granicę po dziś dzień toczy się spór z Gujaną Francuską, o zachodnią zaś niesnaski z Kolumbią.

I tylko przygraniczne relacje z Brazylią zdają się być w miarę uregulowane. Wspomniana wcześniej Roraima w 85 proc. leży na terytorium Wenezueli, w 10 proc. na terenie Gujany, a w 5 proc. – w Brazylii.

Gdy jakiś latynoski maluch tęskni za mamą, żartuje się, że cierpi na mami-tis, choć nie ma takiej choroby w medycznej nomenklaturze. Mnie na myśl o wenezuelskich tepui, zupełnie jak małe dziecko, ogarnia inny rodzaj nostalgii. Cierpię wtedy na przypadłość zwaną tepuitis.

No to w drogę

Samolotem z Warszawy z przesiadką we Frankfurcie do Caracas – ok. 2700 zł, z Caracas do Santa Elena de Uairén można dojechać autobusem albo samolotem (Caracas – Ciudad Bolívar – Santa Elena), ale to trwa dwa dni. Warto jednak pokonać lądem odcinek z El Dorado do Santa Elena de Uairén (316 km) – widoki są niesamowite Bez wizy (do 90 dni), na lotnisku trzeba wypełnić kartę turystyczną, nie wolno wwozić żywności i, oczywiście, narkotyków (pod karą odsiadki od 8 lat wzwyż!)

Noclegi w miejscowościach: Kavaneyen, Chivaton, Iboribo, Rapidos de Kamoira, Quebrada Pacheco, San Francisco de Yuruani (hospedaje Minina, 10 USD za pokój 3-osobowy), Santa Elena de Uairén (posada Alfonso, 7–12 USD), Las Tres Naciones (hospedaje Turistico Uairén, Hotel Panamya).

Można też spać w namiocie na polach biwakowych lub całkiem na dziko – nikt nie będzie miał o to pretensji 6-dniowe trekkingi z przewodnikiem na Roraimę – ok. 350 USD od osoby (grupa 4-osobowa lub większa), tragarze – 30 USD/dzień, można się tam także dostać helikopterem, trekkingi z przewodnikiem możliwe także na tepui Chirikayen i w inne miejsca regionu, wycieczki jeepem po La Gran Sabana – od 50 USD/dzień.

www.mountroraima.com

www.rutasalvaje.com

Reklama

100 boliwarów = 0,14 zł; należy wymieniać tylko w bankach (pod karą grzywny, a nawet więzienia), agencje turystyczne akceptują dolary amerykańskie. Karty kredytowe nie są akceptowane, poza Banco del Orinoco w Santa Elena brak banków w okolicy www.lagransabana.com

Reklama
Reklama
Reklama