Whittier to jedno z najdziwniejszych miast świata. Niemal wszyscy mieszkańcy żyją tam pod jednym dachem
Whittier to bez wątpienia jedno z najdziwniejszych, a być może nawet najdziwniejsze miasteczko w Stanach Zjednoczonych. Życie toczy się tam zupełnie inaczej niż gdziekolwiek indziej. Zdarza się, że mieszkańcy przez kilka miesięcy nie opuszczają bloku, w którym żyją i wbrew pozorom nie wynika to ze srogich warunków pogodowych podczas alaskańskiej zimy. Po prostu zazwyczaj nie mają potrzeby wychodzić na zewnątrz. Dlaczego? Poniżej odpowiadamy na to pytanie.
Spis treści:
- Gdzie znajduje się Whittier?
- Historia Whittier
- Całe miasto pod jednym dachem
- Życie w Whittier
- Turystyka w Whittier
Życie w Whittier toczy się spokojnie, wręcz sennie. Mieszka tam niewiele osób, więc nie jest specjalnie zaskakujące, że każdy zna każdego. Mieszkańcy żyją w izolacji i tworzą zgraną społeczność. Są dla siebie niemal jak rodzina. Brzmi jak opis typowego alaskańskiego miasteczka? Być może, jednak słowo „typowe” z całą pewnością nie pasuje do Whittier.
Gdzie znajduje się Whittier?
Whittier to niewielkie, rozciągające się na obszarze 50 kilometrów kwadratowych miasteczko w amerykańskim stanie Alaska. Rozciąga się w Passage Canal – najdalszym punkcie fiordu w Zatoce Księcia Williama. Od Anchorage jest oddalone o około 93 km.
Z jednej strony granice miasta wyznacza zatoka, z drugiej – góry. Takie położenie czyni je trudno dostępnym, czemu dodatkowo sprzyjają ograniczenia komunikacyjne. Do miasta prowadzi tylko jedna droga, wiodąca ponad 4-kilometrowym, jednokierunkowym tunelem, wykopanym pod masywem Maynard Mountain, w którym ruch odbywa się wahadłowo. Do Whittier docierają pociągi, ale kursują niezbyt często. Ostatnia opcja to droga morska, jednak wody zatoki bywają niespokojne, więc nie zawsze można wypłynąć z portu.
Historia Whittier
Historia tego niezwykłego miejsca sięga drugiej wojny światowej, kiedy rząd Stanów Zjednoczonych podjął decyzję o budowie bazy wojskowej w rejonie Passage Canal. Miał tam powstać ukryty przed światem punkt przeładunkowy dla statków. Wybrany obszar nadawał się do tego idealnie. Rejon Zatoki Księcia Williama przez większą część roku jest zasnuty gęstymi chmurami. Średnia roczna suma opadów sięga tam 502 cm, a zimą spada tam ponad 640 cm śniegu. Baza była słabo widoczna z powietrza, a położenie w głębi zatoki zabezpieczało przed ewentualnymi atakami.
Baza o nazwie Camp Sullivan została ukończona w 1943 roku. Oprócz nabrzeża, wybudowano dużą stację kolejową i liczne baraki, które jednak nie stwarzały dobrych warunków dla stacjonujących tam żołnierzy, ich rodzin i personelu cywilnego. Żeby poprawić standard życia, w latach 50. rozpoczęto budowę dwóch dużych budynków koszarowo-mieszkalnych. Jako pierwszy powstał Buckner Building, nazwany na cześć generała Simona Bucknera. Ukończony w 1953 roku 6-piętrowy kolos zajmował powierzchnię 25548 metrów kwadratowych. W swoim czasie był największym budynkiem na Alasce. Budowę drugiego kolosa, noszącego nazwę Hodge Building, rozpoczęto w 1953 roku. Cztery lata później 14-piętrowy budynek został oddany do użytku.
Oba bloki zostały zaprojektowane w taki sposób, by mogły zaspokajać wszystkie potrzeby mieszkających tam osób. Poza częścią koszarową i mieszkalną, wygospodarowano tam miejsce na obiekty rekreacyjne, handlowe, usługowe i punkty medyczne. Armia Stanów Zjednoczonych planowała rozbudowę bazy o kilka kolejnych budynków, jednak nigdy do tego nie doszło. Krótko po zakończeniu budowy Hodge Building wojsko uznało, że baza nie jest już potrzebna. Camp Sullivan przestał istnieć, ale nadal działał tam terminal paliwowy, mający połączenie z Anchorage.
Na miejscu bazy wojskowej powstało miasto
27 marca 1964 roku obszar, na którym do niedawna znajdowała się baza wojskowa, nawiedziło trzęsienie ziemi o sile 9,2 w skali Richtera. W zabudowania uderzyła 13-metrowa fala. Zginęło wówczas 13 osób, a straty wyceniono na 10 mln dolarów. Zniszczenia udało się usunąć w ciągu kilku lat. Gdy uporano się ze skutkami kataklizmu, w 1969 roku zadecydowano o utworzeniu nowego miasteczka o nazwie Whittier.
Całe miasto pod jednym dachem
Buckner Building był już całkowicie opuszczony i nie nadawał się do użytku. Większość mieszkańców osiedliła się w drugim molochu. W Hodge Building, przemianowanym na Begich Tower, utworzono dwu- i trzypokojowe mieszkania. Resztę lokali zaaranżowano na punkty handlowe, usługowe i obiekty użyteczności publicznej.
Poza mieszkaniami, w budynku przypominającym superjednostki, które w latach 70. „wyrastały” w polskich miastach, znalazł się między innymi niewielki szpital, apteka, sklep z najpotrzebniejszymi artykułami, punkt pocztowy, posterunek policji. Z pobliską szkołą połączono go tunelem, by nawet zimą dzieci mogły docierać na lekcje w bezpiecznych, komfortowych warunkach.
Zamieszkało tam ok. 200 osób, co stanowiło ponad 80 proc. populacji Whittier! Niemal całe miasteczko zmieszczono w jednym budynku i tak jest tam do dziś. Aktualnie w Begich Tower mieści się 196 mieszkań, a w całym Whittier zameldowanych jest ok. 270 mieszkańców. Dlaczego ludzie wolą mieszkać dosłownie pod jednym dachem, skoro dookoła nie brakuje ziemi? Odpowiedź jest prosta – niemal wszystkie tamtejsze tereny należą do kanadyjskich kolei, a instytucja nie zamierza ich sprzedawać. W rezultacie nie ma gdzie budować.
Życie w Whittier
Może się wydawać, że życie w całkowitej izolacji, w bloku, z którego rozpościera się wspaniały widok, ma w sobie coś romantycznego. Być może tak właśnie jest, ale nie sposób nie zauważyć, że chcąc mieszkać w takim miejscu, trzeba pogodzić się z licznymi utrudnieniami. Jakimi?
W Whittier można zrobić tylko podstawowe zakupy, a za wszystkie dostępne tam produkty trzeba zapłacić o wiele więcej niż w Anchorage. W rezultacie większość mieszkańców woli raz na jakiś czas wyjechać po duże sprawunki. Nie jest to jednak takie łatwe. Jak wspomnieliśmy wcześniej, do miasta prowadzi tylko jedna droga. Ruch w jednokierunkowym tunelu odbywa się naprzemiennie, co 30 minut. Jakby tego było mało, jest otwarty tylko od 7:00 do 22:00. Spóźnienie jest równoznaczne z koniecznością spędzenia nocy w samochodzie, co może być nie tylko niewygodne, ale także niebezpieczne, zwłaszcza zimą.
Kolejna rzecz, w Whittier w zasadzie nie ma mowy o prywatności. Stwierdzenie, że „każdy zna tam każdego”, ma wymiar absolutnie dosłowny. Mieszkańcy są dla siebie jak rodzina. Każdy wie wszystko o każdym, a wszelkie plotki rozchodzą się tam w błyskawicznym tempie. To nie sprzyja nawiązywaniu bliższych relacji, podobnie zresztą jak fakt, że w miasteczku trudno znaleźć dużo osób w tej samej grupie wiekowej.
Odizolowanie miasta może okazać się dużym problemem, gdy nawiedzi je kolejny kataklizm. Aktywność sejsmiczna w tym obszarze jest spora, ale nie to jest największym problemem. Zdaniem naukowców, większym zagrożeniem są niestabilne zbocza gór, które w każdej chwili mogą osunąć się do wody i wzbudzić ogromną falę, która uderzy w miasto.
Turystyka w Whittier
Whittier nie jest oczywistą atrakcją turystyczną, a mimo to nie brakuje chętnych, którzy na własne oczy chcą przekonać się, jak wygląda życie w tym dziwnym miejscu. Może wydawać się, że skoro całe miasto koncentruje się w jednym bloku, brakuje miejsc noclegowych. A jednak nie. Na najwyższych piętrach budynku znajdują się apartamenty na wynajem. Zaskakująco dobrze przedstawia się też oferta gastronomiczna. W miasteczku działa osiem restauracji i kawiarni.