W tym artykule:

  1. Wodziłki i historia prawosławia
  2. Starowiercy w Polsce
  3. Wizyta w łaźni i ikony
Reklama

Brzozowe witki smagają moją skórę. Uderzam się równomiernie To niezwykle przyjemne. W końcu porzucam rózgę i wychodzę z tej ciasnej drewnianej budki, by wskoczyć do lodowatej wody w głębokiej gliniance. Zanim znów wejdę do rozgrzanej bani – rosyjskiej sauny parowej – wypijam litr wody.

Wodziłki i historia prawosławia

Do bani wszedłem nie w Rosji, lecz we wsi Wodziłki na Suwalszczyźnie. Wodziłki oraz Gabowe Grądy i Wojnowo są jednak trochę Rosją przeniesioną do Polski. Pod koniec XVIII w. dotarli tu ze wschodu staroobrzędowcy.

Ci wyznawcy prawosławia uciekali przed prześladowaniami od połowy XVII w. Czyli od chwili, gdy odrzucili reformę Cerkwi prawosławnej przeprowadzoną przez patriarchę Nikona w 1662 r. Ustanowił on dogmaty, które dziś mogą się wydawać mało istotne. To np. modyfikacja tekstów ksiąg liturgicznych, nakaz żegnania się trzema, a nie dwoma palcami, inna pisownia imienia Jezus. W założeniu miały one jednak pomóc powrócić Cerkwi do jej korzeni.

To nieprawda, że leży na końcu świata i trudno tu dotrzeć. Choć trzeba przyznać: Suwalszczyzna jest warta wysiłku!

Mówią o niej: ziemia ta piękna jak baśń, można ją zwiedzać kajakiem, konno, rowerem lub pieszo. Byle niespiesznie.
Spływ kajakowy rzeką Rospudą.
Fot. Jan Wlodarczyk / BEW

Na tych, którzy odrzucili reformy, spadły prześladowania, a z czasem krwawe rozprawy. Ratując życie, starowiercy uciekli w odległe miejsca w głębi Rosji i poza jej granice. Część z nich trafiła w okolice Suwałk. Wznieśli wioski drewnianych chałup i zbudowali molenny – świątynie. Będąc odłamem wyklętym, a więc niepodlegającym zwierzchnictwu Cerkwi prawosławnej, zaczęli samodzielnie powoływać koordynatorów religijnych. Nazywali ich jednak nie popami, lecz nastawnikami.

Starowiercy w Polsce

Gdy kilka godzin wcześniej krążyłem po Wodziłkach urzeczony łagodnymi pagórkami, drewnianymi domami, miękkim światłem kładącym się na pastwiskach i polach – nie natrafiłem jednak na zbyt wiele śladów starowierców. O ich obecności świadczył jedynie budynek molenny.

Na bramie do świątyni wisiała ciężka kłódka, obok znalazłem kartkę z numerem telefonu i zachętą do skorzystania z rosyjskiej bani. – Większość młodych się stąd wyprowadziła – mówi Aleksy. – Ci, którzy pozostali, nie są wierni religijnej tradycji, biorą śluby z innowiercami i pragną łatwego, wygodnego życia. W Wodziłkach zostało mniej niż 10 rodzin starowierców. Na terenie Polski – głównie na Suwalszczyźnie – ok. 500 osób.

Wizyta w łaźni i ikony

Aleksy nie tylko przyrządził mi saunę (biorąc za to kilkadziesiąt złotych), ale też do mnie dołączył. Mieszkańcy wioski szukają dodatkowych źródeł dochodu. A wizyta w łaźni parowej to dobry punkt wyjścia, żeby zajrzeć za kulisy tutejszego świata.

W oparach gryzącego powietrza rozmawiamy o ikonach. Wciąż są one ważnym elementem kultu. Czczone są jednak tylko te wizerunki, które powstały według kanonu sprzed reformy. Mogą więc one być pisane wyłącznie na drewnie, utrzymane w stylistyce wolnej od naleciałości zachodnioeuropejskiej sztuki sakralnej. I zawieszane bez użycia gwoździ, które starowiercom kojarzą się z męką Jezusa.

Przed zabraniem się do pracy autorzy ikon powinni odbyć post i długotrwałe modlitwy. – To piękne ikony, nie ma takich drugich na świecie – mówi Aleksy, zalewając rozgrzane kamienie zimną wodą. A ja czuję, jak tutejszy świat powoli się przede mną otwiera.

Reklama

Źródło: archiwum NG.

Nasz ekspert

Michał Głombiowski

dziennikarz, podróżnik, autor książek. Stały współpracownik magazynu „National Geographic Traveler".
Reklama
Reklama
Reklama