W tym artykule:

  1. W leśniczówce pod Warszawą
  2. Prawdziwa sielanka
  3. Mała Biebrza na Mazowszu
  4. Ale wioska!
  5. Ekologia pełną parą
Reklama

Kiedy nawigacja pokazała mi, że jestem na miejscu, przywitała mnie nie tablica z nazwą miejscowości, ale uroczy drogowskaz z napisem „pierogi na wynos”. Z pierogami czy bez – miejsce było urzekające. W gęstym lesie ukazało się piękne siedlisko złożone z kilku zadbanych budynków otoczonych pieczołowicie wybraną i przycinaną roślinnością.

Na środku stał majestatyczny klon i od razu uderzyła mnie, mieszczucha, niezwykła cisza. Do środka zapraszała oszklona weranda, z której biło ciepłe światło oświetlające długi, suto zastawiony stół. Tak trafiłam do Leśniczówki Paryż.

W leśniczówce pod Warszawą

Ale skąd wziął się Paryż pod Warszawą? Jak opowiada mi gospodarz, Arkadiusz Oliszewski, nazwa ta funkcjonowała jeszcze przed wojną. Najprawdopodobniej gdzieś w pobliżu zatrzymały się wojska napoleońskie. Pan Arkadiusz to prawdziwy leśniczy, a częścią siedliska jest autentyczna leśniczówka – jego miejsce pracy.

Leśnictwo Paryż, którym zarządza, wchodzi w skład nadleśnictwa Płońsk. Paryż to niejedyna ciekawostka nazewnicza związana z leśniczówką. Jej faktyczny adres to… Rzy 45. I jest to prawdziwa nazwa – wioseczkę Rzy znajdziemy na mapach, a nawet w Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego z 1889 r. Pan Arkadiusz zdradza mi jeszcze jedną niespodziankę – nazwę tę wymawiamy „r-z-y”, a nie „ży”. Wioska liczy około stu mieszkańców i leży w cennej przyrodniczo, otoczonej lasami okolicy między Ciechanowem a Płońskiem.

Pan Arkadiusz, wraz z żoną Anną, stworzyli w Rzy unikatowe miejsce. Choć akurat jest pusto, na pierwszy rzut oka widać, że pierwsze skrzypce zwykle grają tu dzieci. Spora rustykalna jadalnia z ogniem trzaskającym w kominku obwieszona jest zdjęciami z warsztatów, jakie państwo Oliszewscy prowadzą w leśniczówce. Na zadaszonym patiu podziwiam sprzęty związane z tradycyjną produkcją mąki i wypiekiem chleba. Sama nabieram chęci do udziału w warsztatach „od ziarenka do bochenka” – są i żarna do ręcznego mielenia mąki, i sita do jej przesiewania i dzieże do wyrastania ciasta. A przede wszystkim kuchnia fajerkowa i wielki kamienno-ceglany piec.

Takie zajęcia to tylko niewielka część atrakcji leśniczówki. Gospodarstwo państwa Oliszewskich należy do Ogólnopolskiej Sieci Zagród Edukacyjnych. To certyfikowany produkt agroturystyczny. Obiektów należących do Sieci jest w całej Polsce ponad 300, na Mazowszu – 27. Mają upowszechniać kulturowe dziedzictwo wsi i wiedzę o pochodzeniu żywności.

Leśniczówka Paryż oprócz „zwykłych” noclegów dla wszystkich i warsztatów dla dzieci prowadzi też zielone szkoły, kolonie i wycieczki, np. tropami zwierząt. Choć tego dnia tylko najadłam się pierogów (i wzięłam je na wynos oczywiście), to już wiedziałam, że Leśniczówka Paryż to mazowiecki hit. Następnym razem przyjadę tu na kilka dni nacieszyć się ciszą i otaczającymi siedlisko lasami. I oczywiście spróbować kolejnych pierogów – nie dałam już rady tym z soczewicą, szpinakiem czy suszonymi pomidorami i kaszą jaglaną.

Uznawany jest za perłę renesansu. „Padwa północy” to nasz kierunek na luty

„Polska Jest Najpiękniejsza” to nowy, stały cykl podróżniczy serwisu National-Geographic.pl i magazynu „National Geographic Traveler”. W lutym obieramy kierunek na renesansowy Zamość,...
„Polska Jest Najpiękniejsza”: Zamość
Raz w miesiącu redakcja serwisu National-Geographic.pl i magazynu „National Geographic Traveler” wybiera jedno miejsce w Polsce, które zostaje wyróżnione tytułem „Polska Jest Najpiękniejsza”

Prawdziwa sielanka

Opcji wypoczynku z dziećmi lub dla dzieci jest w okolicy więcej. Pół godziny drogi na zachód od Rzy leży miasteczko Raciąż. Choć, jak to na Mazowszu, jego historia sięga XV w., to nie samo miasteczko mnie interesuje. Wzdłuż ciągnących się po horyzont pól jadę na jego obrzeża, do gospodarstwa agroturystycznego Sielanka Raciąż.

Słowo „gospodarstwo” pasuje tu jak ulał, bo Sielanka to prawdziwy kompleks, miniwioska sama w sobie. Od razu widać, że tu niemal wszystko kręci się wokół koni – kilka z nich ciekawsko wypatruje przybyszów z padoku, w pobliżu widać stajnię i krytą ujeżdżalnię. Wita mnie pani Marta Łach i od razu opowiada dosyć niezwykłą rodzinną historię.

Sielankę założył jej tata, Mikołaj Adamczyk. Mama Alicja świetnie gotuje i prowadzi „sielankową” kuchnię. Brat Marty Michał to zapalony ornitolog – razem z żoną w gospodarstwie stworzyli i prowadzą cykle zajęć przyrodniczych i ceramicznych. Także jej mąż Rafał udziela się w gospodarstwie. Najciekawsze jest jednak to, że ten zgrany rodzinny zespół pochodzi z Warszawy.

– Nigdy wcześniej nie mieliśmy domu na wsi ani koni. I nie jeździliśmy specjalnie na wieś – śmieje się Marta. Po kupieniu pierwszego domu i dwóch koni – Klary i Dalii – Sielanka powoli rozrastała się, aż do dzisiejszego, robiącego wrażenie rozmiaru. W jej granicach znajduje się aż 14 ha pól, łąk, lasów i stawów. W jednym z nich znaleziono nawet bursztyny.

Mała Biebrza na Mazowszu

Gospodarstwo leży w otulinie Zespołu Przyrodniczo-Krajobrazowego Pólka-Raciąż. To jedna z największych ostoi ptactwa na Mazowszu, nazywana przez miłośników przyrody małą Biebrzą. Okolica jest wprost idealna, by organizować wakacje w siodle – i w tym właśnie specjalizuje się Sielanka. Ale ja, słuchając Marty, szybko się orientuję, że to miejsce ma jeszcze jedną, ogromną zaletę. Chyba nigdy nie słyszałam, żeby ktoś z taką pasją, empatią i wyrozumiałością opowiadał o pracy z dziećmi. To osoba do tego stworzona.

Siadamy w wielkiej kolorowej, pełnej jeździeckich bibelotów i dziecięcych obrazków świetlicy. Na stole czeka próbka tutejszej kuchni – pyszne wędliny wyrobu pana Mikołaja. Marta zagłębia się w kolejną opowieść, tym razem o kulinarnych upodobaniach dzieci i przekonywaniu ich do próbowania nowych smaków.

Wakacje w siodle w Sielance nie tylko bez wahania poleciłabym wszystkim rodzicom, ale nawet sama trochę żałuję, że już dzieckiem nie jestem. Gospodarstwo może przyjąć trzydzieścioro dzieci na wakacyjne turnusy, ale na tym jego atrakcje się nie kończą. Sielanka także należy do Sieci Zagród Edukacyjnych, więc organizuje mnóstwo warsztatów: o koniach, ziołach, ptakach czy dzikiej kuchni.

Ale wioska!

Na nocleg zarezerwowałam miejsce, gdzie najnowsze trendy spotykają się z najdawniejszą historią Mazowsza. Na glampingu Ale-Wioska – luksusowym kempingu w modnych jurtach – można zapomnieć nie tylko o tym, że 70 km dalej huczy stolica, ale w ogóle o mieście. A właściwie także i o wsi.

Złożona z siedmiu w pełni wyposażonych, całorocznych jurt Ale-Wioska leży na naturalnej polanie, z dala nawet od najbliższej osady – Klukówka. Przy polanie płynie maleńka rzeczka – Turka. W pobliżu jest jeszcze jedna – Tatarka. Lokalne opowieści głoszą, że to nazwy sięgające średniowiecza, kiedy związani z dworem księcia mazowieckiego Janusza Tatarzy osiedlali się w okolicy.

Leśniczówkę Paryż otacza jeden z najpiękniejszych kompleksów leśnych Mazowsza fot: Magdalena Rudzka

​​​​​​

Wioskę prowadzi pan Piotr wraz z żoną Moniką. Miejsce wybrał nieprzypadkowo – pochodzi z okolicy i zna tutaj niemal każdy kamień. Porzucił jednak wieś na wiele lat, studiując i pracując w Warszawie. W końcu zew mazowieckiej ciszy okazał się silniejszy i Piotr wrócił na rodzinną ziemię. Koncepcję jurtowej wioski miał jasną: to ma być miejsce przesiąknięte ekologią, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie tylko same jurty są konstrukcjami ekologicznymi, z naturalnych materiałów. W Ale-Wiosce zbudowano biologiczną oczyszczalnię ścieków, śmieci się segreguje, oświetlenie działa na baterie słoneczne.

Ekologia pełną parą

Zupełnie unikatowym pomysłem jest ekobasen, a właściwie przystosowane do kąpieli jeziorko, w którym kwitnie wodne życie – mieszkają w nim żaby, a nawet traszki. Wioska posiada też rustykalne spa: saunę i ruską banię. Pan Piotr nie przestaje opowiadać o rozwiązaniach i atrakcjach swojej wioski, ale ja czuję, że muszę mu przerwać. Jakby to miejsce zaraz miało mi uciec, proszę o kolejną rezerwację, tym bardziej że można tu bez problemu przyjechać z psem.

Reklama

Nocleg w jurcie to doświadczenie, które trudno określić inaczej niż magiczne. Marcowy wieczór jest rześki, więc rozpalam piecyk kozę, w jaki wyposażony jest każdy z namiotów. Jurta ma świetlik w dachu, przez który mogę patrzeć na rozgwieżdżone niebo. A na śniadanie czeka na mnie u drzwi jurty koszyk z lokalnymi produktami, oczywiście ekologicznymi. Bo Ale-Wioska ma też własne kury i warzywny, permakulturowy ogródek. Poza tym współpracuje z lokalnymi wytwórcami serów i miodu. Czego chcieć więcej?

Reklama
Reklama
Reklama