Reklama

Niemiecka część trasy rowerowej wokół Morza Bałtyckiego to część międzynarodowego szlaku EuroVelo 10. I ma to znaczenie – jego jakości pilnują bowiem audytorzy Europejskiej Federacji Cyklistów. Postanawiamy więc sprawdzić, co to oznacza.

Reklama

Naszą wyprawę i prywatny test trasy rozpoczynamy w Lubece. I wcale nie dlatego, że w planach mam zakup zapasów megakalorycznego posiłku – słynnego lubeckiego marcepanu. Przede wszystkim ze względu na fakt, że to właśnie między Lubeką a Szczecinem od 2016 r. kursuje wzorcowe polsko-niemieckie połączenie kolejowe o nazwie Stadttore-Linie. W składach są specjalnie wydzielone przedziały roweroweą do tego dochodzi atrakcyjna cena grupowego biletu kolejowego po Meklemburgii-Pomorzu Przednim. Tutaj aż się chce być rowerzystą!

W Lubece szybko odnajdujemy sędziwego „ducha” dawnej „królowej Hanzy”, człowieka legendę snującego się po zaułkach Starego Miasta. W jego towarzystwie zwiedzamy Europejskie Muzeum Hanzy, którego nowoczesny gmach nawiązuje stylistyką do zabytkowej zabudowy.

Opowiada nam o imponującej historii miasta i przedstawia sławnych mieszkańców, m.in. noblistów – Güntera Grassa i Willy’ego Brandta. Stoimy nad potłuczonymi dzwonami kościoła Mariackiego, gdy nad naszymi głowami odzywają się inne – może te, które podczas II wojny światowej Herman Göring nakazał wywieźć z Gdańska? Na nieme pytanie, kto dziś jest właścicielem dzwonów – gdańszczanie przedwojenni czy ci obecni, duch wzrusza tylko ramionami.

Te wątpliwości szybko wywiewa nam z głów wiatr. Mówili, że nad Bałtykiem będzie wiał z południowego zachodu. To oznaczałoby wiatr w plecy. A wieje z północnego wschodu. Wieje tak, że wiele kilometrów po półwyspie Fischland-Darß-Zingst pokonujemy z prędkości, jakiej nie zazdrościli nam nawet piesi, wyprzedzający nas w tych krytycznych momentach. Kolejny dzień zaczynamy stuprocentowo niemieckim śniadaniem – na jednym z kutrów zamienionym na pływający sklep rybny jemy tutejszy przysmak – fischbrötchen.

To chrupiące świeże bułki z przeróżnymi bałtyckimi owocami morza, smaczny punkt obowiązkowy wizyty nad niemieckim Bałtykiem. Tym, czego nie sposób nie zauważyć, odpoczywając na niemieckich plażach, są kolorowe kosze plażowe.

Niewielu przesiadujących w nich plażowiczów zdaje sobie sprawę, że te wyglądające od lat tak samo kosze mają swój początek w niedalekim Rostocku. Pierwszy z nich wykonał w 1882 r. na życzenie miejscowej arystokratki lokalny wikliniarz.

Obecnie rozróżnia się kosze plażowe po akwenie, nad którym są używane – jest więc zaokrąglony model Morza Bałtyckiego, bardziej od niego kanciasty model Morza Północnego, a także łączący różne elementy model duński, tzw. sylt. Zdarzyło mi się nawet zobaczyć na plaży kosz do spania. Dwuosobowy.

JESIENNE WAKACJE

Krajoznawcza poprawność nakazała nam dołożyć do naszej rowerowej marszruty kilka kilometrów, by zobaczyć Rostock. Turystyczny prom do Warnemünde pomaga nam szybko wrócić na właściwą trasę, a z jego pokładu dostrzegamy jedną z największych (dosłownie!) ciekawostek wyjazdu i całej Meklemburgii-Pomorza Przedniego.

Oto na terenach stoczni MV Werften powstają kadłuby do największych statków pasażerskich na świecie – wycieczkowców z serii Global Class o długości prawie 350 m, które na swoje liczne pokłady zabiorą rekordową liczbę ponad 10 tys. osób. A wszystko to w czasach, gdy coraz więcej miejsca w mediach poświęca się odpowiedzialnej turystyce, w tym chociażby problemowi tzw. overtourismu czy wysp śmieci dryfujących po oceanach.

Szlak rowerowy szybko nie opuszcza Rostocku. Nie tylko leżące nad Bałtykiem Warnemünde jest wciąż administracyjną częścią miasta, ale należy do niego nawet sąsiedni, największy nadmorski kompleks leśny w Niemczech – Rostocker Heide. Podczas jesiennej wyprawy zaskoczyły mnie w nim dziesiątki rodzin na wycieczkach rowerowych, spędzające w ten sposób czas mimo niespecjalnie sprzyjającej pogody. Przy okazji dowiedziałem się, że październik to czas jesiennych ferii szkolnych w Niemczech – sprawa w Polsce mało znana.

Moi rozmówcy, Jana i Markus, powiedzieli mi, że dla wielu Niemców to również okazja do znaczących oszczędności – tygodniowy rodzinny wyjazd jesienią jest znacznie tańszy od tego organizowanego w letnim szczycie sezonu. Dwa jesienne tygodnie, o które krótszy jest okres letnich wakacji, to doskonała szansa na przedłużenie turystycznego sezonu i olbrzymi zastrzyk finansowy dla branży turystycznej. Tylko czy w Polsce potrafilibyśmy zamienić wypoczynek w letnim upale na jesienną słotę?

Las Rostocker Heide jest niezwykły z jeszcze jednego powodu. W jego południowej części wydzielono fragment, tak zwany „cichy las”, leśny cmentarz, gdzie można dokonać pochówku prochów bliskiej nam osoby. Warunkiem takiego pochówku jest urna wykonana z biodegradowalnych materiałów lub stali nierdzewnej. W przeciwieństwie do chociażby Szwajcarii w Niemczech nie można w geście pożegnania z bliskim rozsypać jego prochów.

Z WIATREM I POD WIATR

Do niedalekiego uroczego Born auf dem Darß docieramy wykończeni walką z wiatrem. Ogromną ulgę sprawia nam możliwość schowania się pomiędzy tradycyjne domy kapitańskie, kryte strzechą i malowane na jaskrawe kolory.

Przed tymi najpiękniejszymi stoi 20 tablic opowiadających o historii tego regionu. Dziś to jedno z najbardziej efektownych miejsc na całej trasie, ale sielanka może się wkrótce skończyć. Istnieją plany budowy ogromnej elektrowni wiatrowej w pobliżu półwyspu, która ma pokryć aż połowę zapotrzebowania na prąd Meklemburgii-Pomorza Przedniego.

W rozmowie z mieszkańcami pod ośrodkiem edukacyjnym Parku Narodowego Vorpommersche Boddenlandschaft słyszę też, że od lat planowana jest budowa ośrodka wczasowego w pobliżu wsi, co spotyka się z ostrymi protestami wielu osób.

Jakby na przekór stoczniowej gigantomanii z Rostocku, w Prerow na półwyspie Fischland-Darß-Zingst, zatrzymujemy się na nocleg w hotelu o nazwie Stary Dworzec mieszczącym się w budynku dawnej stacji kolejowej. Już stojąca przed budynkiem lokomotywa zapowiada nietuzinkowy wystrój. I rzeczywiście, wnętrze hotelowej restauracji powstało poprzez wykorzystanie wielu elementów z dawnego dworca, a część jadalną zaaranżowano na wzór przedziałów w dawnych wagonach osobowych.

Ten kolejowy hotel znalazł się na liście noclegów Bett+Bike, których promocją zarządza Powszechny Niemiecki Klub Rowerowy (ADFC). To jeszcze jeden, oprócz pociągów, element pomagający tu w rozwoju turystyki rowerowej. W tysiącach obiektów noclegowych różnego typu – od kempingów po kilkugwiazdkowe hotele – cykliści będą się czuć mile widzianymi gośćmi. W każdym z takich miejsc do dyspozycji są narzędzia rowerowe, podstawowe części zamienne, a przede wszystkim bezpieczny, zamykany schowek na rowery.

Zingst to jedno z czterech miejsc nad Morzem Bałtyckim, gdzie w oryginalnej gondoli, wraz z nawet 20 innymi osobami, można zanurzyć się w morskich wodach i próbować podejrzeć życie ich mieszkańców. Próbować, gdyż mętna woda i dość ubogi świat przybrzeżnej fauny i flory Bałtyku przeważnie nie pozwalają na dostrzeżenie w niej niczego innego poza meduzami.

Gdzieś między półwyspem Fischland-Darß-Zingst a Stralsundem szlak wokół Morza Bałtyckiego biegnie drogami wręcz wymarzonymi przez rowerzystów. Wąski asfalt przecina trzcinowiska i nadmorskie łąki z dala od jakichkolwiek zabudowań. A ściana lasu chroni przed huraganowym wiatrem ze wschodu. Późnym popołudniem z daleka widzimy światła Stralsundu i mostu prowadzącego na największą niemiecką wyspę
– Rugię.
Stralsund to drugie, po Lubece, najciekawsze miasto na nadbałtyckim szlaku. Łamiące klasyczną linię portowej zabudowy tutejsze Ozeaneum (oceanarium) przyciąga tu tysiące turystów. Dźwięki mieszkańców morskich głębin, które płyną z głośników w ogromnej, wypełnionej mrokiem sali, są z nami jeszcze długo po wyjeździe ze Stralsundu.

Pod modelami wielorybów naturalnej wielkości stoi kilkanaście leżaków, na których można zakończyć zwiedzanie chwilą zupełnie niezwykłego relaksu. A jeśli Ozeaneum to wciąż za mało, na drugim końcu piękneg stralsundzkiego Starego Miasta, w dawnych klasztornych budynkach, można kontynuować zwiedzanie w Muzeum Morskim. Spacerując między obydwoma obiektami, nie sposób nie zajrzeć do efektownego, kolorowego wnętrza kościoła św. Mikołaja. Jednak na tym etapie wyprawy z imponującym bałtyckim gotykiem znamy się już świetnie.

By chociaż wspomnieć o wszystkich wspaniałych obiektach na szlaku – świątyniach z Lubeki, Wismaru, Bad Doberan, Rostocku, Greifswaldu czy Wolgast – potrzebny byłby jeszcze jeden tekst. A do tego czasu może lepiej wrzucić kilka najważniejszych rzeczy do sakwy i wszystkie te miejsca zobaczyć na własne oczy?

ORGANIZACJA WYJAZDU

Aby wybrać się w podróż rowerem po wybrzeżu Bałtyku, będziesz potrzebować sprawnego roweru (cross lub trekking).

Ważny jest odpowiedni rozmiar i wygodne siodełko, bo nic tak nie odbiera frajdy z jazdy jak ból tej części ciała. Trasa przebiega przez miasta, więc nie trzeba zabierać ze sobą kompletu części zapasowych. Przewodnik lub mapę rowerową można kupić na miejscu.

TRASA

Szlak z Lubeki do Świnoujścia ma długość ok. 400 km. Większość trasy jest delikatnie pofałdowana, a więc jest dostępna dla każdego turysty rowerowego. Można ją przejechać w 7 dni – po jakieś 60 km dziennie. Krótszy odcinek: z Rostocku do Świnoujścia to ok. 4 dni jazdy.

NOCLEG

Powszechny Niemiecki Klub Rowerowy (ADFC) od 25 lat prowadzi bazę obiektów noclegowych polecanych rowerzystom o nazwie Bett+Bike (bettundbike.de).

Warunkiem wpisania obiektu do bazy jest zapewnienie rowerzyście kalorycznego śniadania, podstawowych narzędzi i części zapasowych, a także bezpiecznego, zamykanego schowka na rower. Na liście Bett+Bike są zarówno kempingi (od 10 euro), kwatery prywatne, pensjonaty (50 euro), schroniska młodzieżowe, jak i 5-gwiazdkowe hotele (sporo ponad 100 euro).

JEDZENIE

To szlak nadmorski – nie odmawiajcie sobie nadmorskich przyjemności. Najczęściej spotykaną przegryzką na trasie są fischbrötchen – świeże bułki z różnego typu rybami, często wędzonymi, także podawanymi na ciepło. Koszt: 2,5–5 euro.

ZAKUPY

Markety spożywcze są czynne od poniedziałku do soboty do godzin wieczornych (20–22). W niedzielę sklepy są zamknięte. Po drodze jest wiele sklepów i warsztatów rowerowych.

WARTO WIEDZIEĆ

Reklama
  • Uważa się, że w tej części Bałtyku przeważają wiatry z zachodu na wschód, a mimo to dwukrotnie jechałem po niemieckim wybrzeżu w tym kierunku pod wiatr.
  • Zostawcie żółte sakwy w domu – z nimi Niemcy wezmą was za listonosza.
  • Prawie wszyscy rowerzyści pozdrawiają się wzajemnie na trasie.
  • Trasy są doskonale oznakowane.
Reklama
Reklama
Reklama