Reklama
Zakochaliśmy się!

Po raz drugi odkrywamy norweskie ścieżki. W tamtym roku wzięliśmy jedynie smakowitego gryza Norwegii i nienasyceni chcieliśmy więcej i więcej. Wróciliśmy zachwyceni, zakochani (w sobie od dawna, a teraz i w skandynawskich klimatach), a przede wszystkim… zaręczeni.

Reklama

Rok temu na szczycie Preikestolen przy z trudem zdobytym winie, kotlecikach rybnych jedzonych prosto z noża i w znalezionej przypadkiem czapce, powiedziałam "Tak" mężczyźnie mojego życia. Równo rok później wyruszyliśmy w podróż poślubną - oczywiście do Norwegii. Tym razem jeszcze bardziej na północ, jeszcze bardziej na około, ciągnąc za sobą domek na kółkach, a zamiast rowerów - kajak.

Przejechaliśmy 6100 km - osiągając zawrotne 80km/h, a kolejne ponad tysiąc kilometrów przemierzyliśmy promami. Za kołem podbiegunowym zakładaliśmy czapki, innym razem wskakiwaliśmy do wody w kostiumie kąpielowym, spaliśmy w czasie białych nocy i chyba widzieliśmy zorzę polarną ( "chyba" bo małą, do tego rozgrzewaliśmy się wtedy przy paru drinkach). Łowiliśmy dorsze i makrele, a przy kajaku towarzyszyły nam morświny. Po ciężkim dniu jazdy lądowaliśmy w przyczepie pod domową kołderką, gdzie po latach wakacji pod namiotem, czuliśmy się jak królowie z własną kuchenką i toaletą.

Na końcu świata jest... raj!

Zanim dotarliśmy do naszego końca świata - miejscowości Å ( czytanej jako "Oooo" ) na czubku Lofotów - jechaliśmy przez Litwę, Łotwę, Estonię, Finlandię i Szwecję. Dostać się tam jest rzeczywiście niełatwo, ale gdy już znajdziemy się na wymarzonych Lofotach, trafiamy do innego świata.

Piaszczyste, bezludne wyspy, błękitna woda i więcej zwierząt niż ludzi - takie cuda czekają na nas za kołem podbiegunowym. Panuje tu wyjątkowo przyjazny mikroklimat. Nietrudno trafić na piękną pogodę - dzięki ciepłym prądom, pada wyjątkowo mało (szok!). W lecie możemy cieszyć się wakacjami prawie całą dobą, bo słońce w ogóle nie zachodzi (przygotujcie opaski na oczy, jeżeli nie chcecie budzić się o 4 rano w pełnym słońcu!), a zimą, o ile mamy szczęście, podziwiać zorzę polarną.

Morza są pełne dorszów, przyroda dzika, a porozrzucane gdzieniegdzie rybackie chatki, tylko urozmaicają prawie nietknięty przez człowieka krajobraz. Tutaj możemy poczuć się jak pierwsi Wikingowie, beztrosko przemierzając fiordy w poszukiwaniu największych piaszczystych plaż.

Więcej nie trzeba

Lofoty to zdecydowanie norweski skarb - kawałek raju na krańcu świata. To niesamowite, że po kilku dniach jazdy przez mroczne góry i niezliczone kilometry lapońskiej tundry, przed nami ukazały się widoki niczym z śródziemnomorskich pocztówek. Góry, skaliste wybrzeża, a woda mieni się paletą niebieskich barw. Tutaj naprawdę wszystko wygląda jak na zdjęciach!

Główna E10 kieruje nas aż na sam koniec archipelagu połączonego niezliczonymi mostami i tunelami. Jadąc tą drogą wyjątkowo trudno było znaleźć pierwsze miejsce na nocleg - ale tylko dlatego, że wszędzie było cudownie! Jak wybrać, gdy za każdym zakrętem woda kusi jeszcze bardziej? Miejsca wprost stworzone do wędkowania i romantycznych wieczorów tylko we dwoje. Dlatego wolę skandynawskie klimaty od śródziemnomorskich plaż - tutaj po prostu nikogo nie ma. Gdzieniegdzie tylko przemykają zapalone grupy motocyklistów i emeryci w kamperach.

W końcu zbaczamy dosłownie parę metrów od głównej trasy. Wybieramy miejsce zupełnie przypadkowe (naprawdę niewiele tu trzeba do szczęścia). Otwieramy weselne wino i zabieramy się za pożywną jajecznicę.

Czy można wyobrazić sobie lepsze miejsce na podróż poślubną?

Reklama

Karolina Siwkiewicz
Więcej: love-krowe1.blogspot.com

Reklama
Reklama
Reklama