Reklama

Kiedyś miałem w Moskwie mieszkanie przy Kutuzowskim Prospekcie. Z pięknym widokiem na Biały Dom, rzekę i trzy pałace kultury. Mieszkanie było ogromne, a ja tam żyłem w pojedynkę. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałem, ile jest tam pokoi ( jeden odnalazłem dopiero po kilku miesiącach). Wieść rozeszła się wśród bliższych, dalszych i najdalszych znajomych, a także wśród nieznajomych. Odwiedzały mnie tłumy ludzi wałęsających się po Rosji. Zasadę miałem prostą: dawałem każdemu z gości mały plan miasta i dziesięcioprzejazdówkę na metro: Nie bój się, jedź i sam zobacz.
Jeździli najpierw nieśmiało, potem coraz dalej (niektórzy dotarli na Syberię, inni na Kaukaz, a nawet nad Ocean Spokojny). Po każdej dłuższej lub krótszej podróży obowiązkiem było meldowanie się w kuchni na Kutuzowskim i wieczorne opowiadanie wrażeń (rozumie się, że przy buteleczce). Tak naprawdę poniższy tekst napisał się właśnie wtedy.

Reklama

1 MIT: STRACH SIĘ BAĆ

Rosja to niebezpieczny kraj? Nie dla biednego polskiego podróżnika. A za takich będzie większość z nas mieć rosyjska mafi a. Do dawnych „kryminalnych autorytetów” (tych nielicznych, którzy przeżyli krwawe wojny gangów lat 90.) trzeba się dziś zwracać per „panie prezesie”. Turysta z Polski raczej nie jest w polu ich zainteresowania. Jeśli już czegoś się obawiać, to drobnych kryminalistów: kieszonkowców czy oszustów – ale tu problem nie odbiega od średniej światowej. Są jednak dwie osobliwości, o których warto pamiętać. Kierowcy w Moskwie i Petersburgu jeżdżą dziarsko i niebezpiecznie. Zawsze mają podwyższoną adrenalinę, tu jazda autem przypomina walkę o przywództwo w wilczym stadzie. Dlatego zdecydowanie należy unikać wdawania się w pyskówki z kierowcami, bo można dostać w nos. Mój dobry kolega został ciężko pobity w Moskwie. Powód? Zwrócił uwagę szoferowi wypasionego mercedesa (który omal go nie przejechał), że na pasach pierwszeństwo powinien jednak mieć pieszy. Milicja to druga osobliwość. Tutejsi stróże porządku nie są nastawieni na pomoc obywatelowi, ale na drobne wymuszenia. Turysta to dla nich często „chodzący bank”. Szczerze mówiąc, kiedy mieszkałem w Moskwie, bardziej bałem się kłopotów ze strony funkcjonariuszy niż bandytów.

2 MIT: ŁAPÓWKA JEST DOBRA NA WSZYSTKO

Rosja ciągle przypomina państwo upadającego socjalizmu, gdzie wszystko daje się załatwić za większą lub mniejszą łapówkę. Ale to tylko kolejny mit. Łapówki wciąż funkcjonują, ale załatwianie spraw w ten sposób długo trwa i wychodzi w sumie drożej. Dlatego jadąc na Wschód, zawsze warto mieć wszystkie papiery w porządku. Jeśli ich

nie mamy, sami prowokujemy kłopoty. Kiedy mieszkałem w

Moskwie, często przyglądałem się, jak patrol milicji łowi zagranicznych turystów, którzy wybrali się na przechadzkę bez paszportu albo registracji (poświadczenia o czasowym zameldowaniu). Przerażeni Włosi, Amerykanie, Brytyjczycy byli prowadzeni w kierunku komisariatu i wypuszczani za rogiem po uiszczeniu kilkudziesięciodolarowej „opłaty”. Po co stres? Emocje? Nie warto psuć sobie wyprawy użeraniem się z milicją. Tego i tak pewnie nie zabraknie. Z dala od Moskwy funkcjonariusze są jeszcze bardziej łasi na pieniądze.
Kiepską sławą pod tym względem cieszy się północny Kaukaz. Od lat rekordy w łupieniu turystów wracających np. z Elbrusu biją milicjanci z lotniska w Mineralnych Wodach. Nienawidzę wylatywać z Kaukazu przez Minwody, bo zawsze spotykają mnie dziwne sytuacje. A to mam „podrobioną wizę”, a to „zdjęcie w paszporcie jakieś podejrzane”... Jestem tak zły na „mentów” (tak pogardliwie nazywa się w Rosji milicjantów) z Minwód, że za punkt honoru postawiłem sobie nie dać im nigdy ani kopiejki. I znalazłem na to sposób: albo omijam lotnisko (do wyboru jest kilka, m.in. przyjemny Władykaukaz), albo przyjeżdżam na dwie i pół, trzy godziny do odlotu. Wtedy spokojnie wszystkiemu zaprzeczam i proszę, by w razie aresztowania nie zapomnieli powiadomić polskiej służby konsularnej. Po dziesięciu minutach milicjanci przeważnie „chcą się dogadać”, po dalszych dziesięciu odpuszczają, widząc, że szkoda zachodu. Tym bardziej że za chwilę pojawią się zupełnie nowi zagraniczniacy. Szczególnie liczą na tych, którzy będą woleli dać łapówkę, niż spóźnić się na samolot.

3 MIT: ROSJANIE NIENAWIDZĄ POLAKÓW

Nic bardziej błędnego! Jeśli odrzucimy sprawy polityczne, to dużo więcej prawdy jest w stwierdzeniu, że Rosjanie są Polakami zafascynowani. Wielu z nich po kilku minutach rozmowy chwali się, że ich dziadek, pradziadek albo wuj był Polakiem – to taki miły snobizm. Ciekawym przykładem jest rosyjska działaczka polityczna Natalia Narocznickaja – słynna z mocno nacjonalistycznych poglądów. Kiedy z nią rozmawiałem, swoją mocno antypolską tyradę zakończyła dumnym stwierdzeniem, że jej prababka była polską hrabianką. Jeśli szukać po drugiej stronie barykady, na myśl przychodzi mi zaraz znany obrońca praw człowieka, jeden z ostatnich żyjących tuzów antykomunistycznej opozycji Siergiej Kowaliow.

Nigdy nie zapomina napomknąć, że jego ojciec miał na imię Adam: „Jestem Siergiej Adamowicz, panie redaktorze!”. Kiedyś miałem ciekawą rozmowę przy herbacie ze znanym rosyjskim dziennikarzem (Andrzejem Lipskim zresztą) na temat tego, że Polacy przyjeżdżający do Rosji są nieco nadęci. I jest w tym sporo prawdy. Wiele razy miałem okazję obserwować, jak przybysze znad Wisły traktowali braci Moskali z góry. „Czego by nie mówić, żyje pan wśród Azjatów, Azjatom nie uchybiając!”.
Jeśli zrobić rachunek sumienia, to nie mamy znów tak wielu powodów do wywyższania się. W dziedzinie literatury, muzyki, teatru czy baletu Rosjanie są całkiem nieźli. Polskie nadęcie czasami przyjmowało groteskowe formy. Jeden z przybyszów (w randze wiceministra zresztą), podpiwszy, zaczął śpiewać łamanym rosyjskim obelżywą piosenkę w knajpie: „Job twoju mat, my kulturnyj narod”. Zdradził go silny polski akcent. Przy sąsiednich stolikach komentowano, że Polska po wejściu do UE zmienia się chyba na gorsze. Inny nasz rodak był przekonany, że język rosyjski jest jakąś odmianą języka polskiego. Próbował więc komunikować się po polsku, dodając do każdego słowa końcówkę „sia”. A propos złożonych polsko-rosyjskich relacji, zawsze przypomina mi się fragment tekstu, który przed laty przeczytałem w moskiewskim anglojęzycznym tygodniku „The Exile”: „Gdyby Rosja przestała istnieć, Polska okazałaby się okropnie wschodnia, barbarzyńska. Rosja jest jak brzydka przyjaciółka – sprawia, że przeciętna dziewczyna wygląda przy niej dobrze. Proszę, nie rozłączajcie ich”.

4 MIT: MOSKWA TO NAJDROŻSZE MIASTO ŚWIATA

No dobrze, w Moskwie rzeczywiście jest potwornie drogo. I nie ma się co dziwić, tu zbierają się bogactwa całej Rosji: ropa, gaz, złoto i diamenty, tyle że w formie gotówki. Latem ulica Twerska pachnie spalinami i drogimi perfumami. Moskwianie narzekają na drożyznę – najchętniej siedząc w knajpie w centrum miasta przy piwie po 24 zł za kufel. Nie przesadzajmy. Rankingi najdroższych miast tworzone są m.in. w oparciu o odpowiedzi tzw. expatów, czyli zagranicznych pracowników najemnych mieszkających w danej metropolii. Moskiewscy expaci charakteryzują się najczęściej tym, że:
a) mają dużo pieniędzy,
b) ni w ząb nie rozumieją po rosyjsku,
c) mieszkają latami w zamkniętych osiedlach i ciągle się boją.
Po rosyjsku takich nazywa się „łoch”, czyli frajer. „Łoch” kupuje kawę za 5 dol., chociaż w kafejce obok kawa jest pięć razy tańsza. Expat robi zakupy w „Azbuce wkusa” albo „Siedmom kontinentie”, zamiast iść na „kołchoznyj rynek”: gdzie ma świeży gruziński ser, kawior i kiszony czosnek (polecam) za pół ceny. Zagraniczniak idzie do drogiej restauracji, zamiast wpaść na kuchnię do rosyjskich przyjaciół (nie wpada, bo ich nie ma). W Moskwie nie warto być „łochem” – nudno i drogo.


5 MIT: PRZYJAŹŃ OD PIERWSZEGO KIELISZKA

Na Zachodzie przeciętny Rosjanin przedstawiany jest jako naiwne dziecko pragnące za wszelką cenę zaprzyjaźnić się z kimś z zagranicy. Wystarczy upić się z nim, a otworzy przed tobą swoją serdeczną słowiańską duszę. A nawet zechce zamienić się na zegarki. Ciekawe, że również rozsądni biznesmeni wierzą, że w Rosji da się, idąc tą drogą, podpisać korzystny kontrakt handlowy. Nic bardziej błędnego. Rosjanie są dumni i przyjaźń traktują absolutnie serio. Krótko mówiąc – są sympatyczni w kontaktach z cudzoziemcami, ale do przyjaźni droga daleka. Wystarczy przypomnieć, że w języku rosyjskim mamy wiele określeń stopnia znajomości: „znakomyj”, „kolega”, „prijatiel”. Na samym szczycie jest słowo „drug”. Znajomi Rosjanie badali mnie długo. Szybko awansowałem na „prijatiela z Polszi”, ale na „druga” musiałem poczekać. Po kilku miesiącach zaprosili mnie do pięknej podmiejskiej daczy, na wódkę i wizytę w rosyjskiej bani. Zrozumiałem, że właśnie wtedy stałem się „drugiem”. Oczywiście zdarzają się drużby od pierwszego wejrzenia. Kiedyś w Krynicy Górskiej pomogłem w kontakcie z kelnerem siedzącemu obok Rosjaninowi. Był wielki jak niedźwiedź, wyglądał na bandziora. Okazało się, że jest przedsiębiorcą z Rostowa. Nazywa się Iwan Cyrulik.

Przy kolejnej buteleczce wyjaśniło się, że kiedyś był szefem milicji antynarkotykowej w tym mieście. Jeszcze tego wieczoru wyznał, że uważa mnie za „druga”. Co to oznacza? Wania dzwoni do mnie regularnie: a to złożyć życzenia imieninowe, a to zapytać, czy aby nie trzeba pomocy: „Czytałem, że powódź w Polsce”. A jak nie ma powodu, to tak po prostu poplotkować. Byłem w Rostowie u rodziny Cyrulików – przyjmowano mnie jak króla, nie pozwolono wydać ani rubla. Wiem, że jeśli kiedykolwiek będę miał kłopoty, Cyrulik wsiądzie do swojego bmw i pojedzie na złamanie karku, żeby mnie ratować. Dlaczego? Nie pojmę. To jakaś megatajemnica rosyjskiej duszy.
A najlepsze jest to, że w Rosji działa zasada: „Drug mojego druga jest moim drugiem”. Kiedyś nie bardzo miałem pieniądze i dzięki temu przyjechałem pół Rosji: przekazywano mnie z rąk do rąk, jak w łańcuszku. Dobrzy ludzie karmili mnie, nocowali i puszczali ze swoimi rekomendacjami do innych dobrych ludzi. Warto mieć w Rosji „druzjej”.

6 MIT: ROSYJSKA WÓDKA JEST NAJLEPSZA NA ŚWIECIE

OK, w końcu muszę to z siebie wyrzucić – nie ma czegoś takiego jak najlepsza rosyjska wódka. A teraz możecie mnie rozstrzelać. Spór o to, kto wymyślił wódkę i która jest lepsza – ta z Rosji czy ta z Polski – trwa od dziesięcioleci. Nie mam już ochoty dyskutować o carze i Mendelejewie – przegadałem o tym już tysiące butelek! Nie odpowiem też na pytanie, jaką wódkę pić w Rosji – bo nie ma dobrej odpowiedzi. Rynek się zmienia. Kiedyś była Stoliczna, potem Ruskij Standard (następnie w odmianie Gold i Platinium), następnie Biełoje Zołoto i Żurawli. Jeden ze smakoszy przekonywał mnie nawet, że Biełoje Zołoto jest tak dobre, że nie wymaga schłodzenia (następnego ranka okazało się, że kłamał). Na początku słynne trunki były prawdziwą ucztą dla koneserów, potem stopniowo zmieniały się w paskudztwa. Odpowiedź jest prosta: masowa produkcja i rosnąca liczba podróbek. Dlatego w Rosji nie kupuje się zazwyczaj najmodniejszej i najdroższej wódki, lecz tę, która aktualnie jest popularna wśród ludności miejscowej. Jaką? Nie ma problemu – zapytajcie kogokolwiek! Ostatnio była to Zielonaja Marka, ale mogło się zmienić.
Rosjanie są ekspertami od picia i biesiadowania. Nie należy tego mylić z upijaniem się – bo choć jest to popularne, to źle przyjmowane, zwłaszcza przez płeć piękną. Rosyjskie kobiety mają już dość uchlewających się do nieprzytomności samców. A alkoholizm jest jednym z najpoważniejszych problemów społecznych współczesnej Rosji (czytałem nawet o niedźwiedziu, który wpadł w alkoholizm przez swojego właściciela, nocnego stróża, który wieczorami nie lubił pić w samotności). A biesiadowanie to jedna z najprzyjemniejszych części rosyjskiej kultury. Tradycyjnie takie pogaduchy odbywają się w kuchni. Rozmawia się o wszystkim, często do białego rana. Alkohol nie jest tu celem, ale środkiem. Skoro rzecz idzie o alkohol, trzeba tu oddać hołd Wieniediktowi Jerofiejewowi, autorowi najsłynniejszego na świecie poematu pijackiego „Moskwa – Pietuszki”. Ciekawostką jest to, że część publiczności traktowała utwór Wienieczki dość literalnie, jako zbiór przepisów na ciekawe drinki. Nie życzę smacznego.

7 MIT: W ROSJI WSZĘDZIE

Z tym mitem należy rozprawiać się na poziomie filozoficznym. Geograficznie wszystko się niby zgadza – w Rosji wszędzie daleko, można sprawdzić na mapie. Spójrzmy jednak z innej strony. Co z tego, że może nie jest najbliżej, skoro powoli, powoli, ale dojedziemy. Cierpliwość jest w Rosji ważna, bo kruszy wszystkie bariery. Kiedyś dzięki niej we Władywostoku zdobyłem bilet na kolej transsyberyjską. Zależało mi, by wyjechać w piątek, tymczasem najbliższe bilety były na piątek, ale za miesiąc. Przez pierwszy dzień kasjerka powtarzała, że nie ma. Drugiego zaczęła odpowiadać na dzień dobry i znalazła potwornie drogi bilet na podróż w przedziale lux. Trzeciego dnia wzięła kwiaty! Czwartego zawołała dwóch kręcących się po dworcu oprychów w skórzanych kurtkach: „Obywatel ma problem, pomóżcie” – rozkazała.
Żora i Sania wysłuchali, w czym rzecz, pomyśleli i kazali przyjść za godzinę. Jeszcze przed upływem tego czasu znaleźli wyjście: „Pasza, nie było łatwo, ale jest wyjście. Za trzy godziny wsiadasz do pociągu, na który nie ma biletów, ale jest znajomy konduktor. Ty śpisz na jego miejscu, a on w kiblu czy bagażowym – nie nasza sprawa. Z konduktorem rozliczamy się my, stawka za »przejazd bez biletu« wynosi tyle co bilet. Wysiadasz w Omsku. Tam przesiadasz się na pociąg do Moskwy. W stolicy jesteś o czasie. Nasza prowizja 500 rubli” (czyli 50 zł). Zadziałało idealnie, a Żora i Sania dzwonili do mnie co 24 godziny, by upewnić się, że wszystko gra. Taki mieli biznes i z niego się utrzymywali. W normalnym kraju dawno by ich zatrudnili jako menedżerów dworca kolejowego albo mieliby już własne biuro podróży. Ale to nie jest normalny kraj. I dlatego warto tam jeździć!

Reklama

Paweł Reszka 2010

Reklama
Reklama
Reklama