Zamek w Mosznej to mieszanka stylów i wrażeń. Daj się porwać bajce
Wąska droga wśród pól wpada w lesisty zagajnik. Zielony tunel gęstnieje, lecz w chwili, gdy wydaje się, że mnie pochłonie, drzewa rozstępują się i po obu stronach pojawiają się niewysokie zabudowania. Za jednym z budynków o solidnym czerwonym dachu odbijam w boczną uliczkę.
- Piotr Milewski
Nagle zza drzew wyłania się kilka wieżyczek, a po chwili wyrasta zamek jak z bajki. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, gwałtownie zwolniłem i zacząłem przecierać oczy ze zdumienia. To jednak nie był sen. Przede mną stała najprawdziwsza murowana warownia. Kamienna fasada odbijała się w lustrze wody z fontanny, przez chwilę wydawało mi się, że zamki są dwa, sklejone ze sobą jak figury na kartach. Miałem wrażenie, jakbym stąpał po powierzchni zwierciadła.
– Ten bajkowy, niecodzienny kształt jest wynikiem mieszanki stylów – wytłumaczył mi później przewodnik. – Centralna część zamku jest barokowa, wschodnie skrzydło to neogotyk, a zachodnie – neorenesans. Doskonałe zbalansowanie stylów sprawia jednak, że budowla jest prawdziwą architektoniczną perłą.
Historia pałacu w Mosznej rozpoczęła się w 1866 r., gdy okoliczne ziemie wraz z niewielkim barokowym zamkiem nabył Hubert Gustaw Tiele-Winckler, protoplasta bogatego rodu przemysłowców. Trzy dekady później oryginalny pałacyk zniszczony został w pożarze. Pozostałości wraz z całym majątkiem ziemskim odziedziczył spadkobierca Huberta – jego syn Franciszek, który uzyskawszy tytuł hrabiego, z Mosznej zrobił oficjalną siedzibę rodu. Rozpoczęły się prace nad odbudową zamku – z dwoma skrzydłami i oranżerią. Budynek już w założeniu miał mieć 99 wież, które odpowiadały liczbie posiadanych przez przemysłowca majątków, oraz 365 pomieszczeń – tyle, ile dni liczy rok. Wokół zamku miał też powstać ogród z siecią kanałów i kolekcją orientalnych roślin.
Zamek powstał w błyskawicznym, jak na owe czasy, tempie. Przez to wśród miejscowej ludności rozeszły się plotki o udziale w budowie samego diabła. O bajecznej budowli szybko napisały pruskie media. Opisy były na tyle barwne, że ściągnęły tu – kilkakrotnie! – nawet cesarza Wilhelma II.
Po śmierci Franciszka majątek przejął jego syn Klaus, który był przeciwieństwem pracowitego ojca – uwielbiał zabawę i niemal cały majątek dość szybko przegrał w karty. Gdy umarł bezpotomnie w 1938 r., zamek przeszedł w ręce Güntera, wnuka Huberta.
Siedem lat później, gdy wiadomo już było, że tę wojnę Niemcy przegrają, Günter wraz z pozostałymi członkami rodu Tiele-Wincklerów opuścił Moszną.
Widok na Sudety
Z zamkiem wiąże się niewyjaśniona do dziś historia. Po odkryciu piwnic na początku XX w. powstała legenda, według której podziemne korytarze mają łączyć pałac z zamkiem w Chrzelicach, a sama wieś Moszna miała w średniowieczu należeć do zakonu templariuszy. Po kamiennych schodach wślizguję się do środka i w okamgnieniu cofam się w przeszłość.
W salonie zachwyca pięknie zdobiona dwukondygnacyjna antresola z drewna. Przechodzę przez sale Myśliwską, Muzyczną i Herbową, a potem także sale balowe i kaplicę pałacową. Kręte schody prowadzą na jedną z 99 wież. W słoneczne popołudnie podziwiać można stąd wspaniałą panoramę Sudetów. Zalesiony stożek Góry św. Anny – wygasłego wulkanu z klasztorem, oraz najwyższy szczyt Opolszczyzny, Biskupia Kopa, zdają się na wyciągnięcie ręki. Zamkowe mury od gór dzieli zaledwie 30 km. Doskonała pogoda sprawia, że udaje mi się dojrzeć nawet oddalony o 70 km Śnieżnik.
Słynne rumaki
Po przerwie wyruszam na spacer po przypałacowym parku. Stuletnie rododendrony i azalie, których kwitnienie fetowane jest tutaj muzycznie każdej wiosny podczas Święta Kwitnących Azalii. Obok zacienione ścieżki porośnięte potężnymi lipami i kilkusetletnie dęby – najstarszy z nich ma 400 lat. W stawie – nenufary, obok – romantyczne mostki łączące brzegi kanałów. Wśród śpiewu ptaków słyszę rżenie koni.
To wierzchowce pełnej krwi angielskiej używane w wyścigach oraz konie rasy szlachetnej półkrwi startujące w zawodach WKKW, w skokach i ujeżdżaniu. Wśród nich zwycięzcy wielu krajowych i zagranicznych gonitw, w tym słynnej Wielkiej Pardu-bickiej, oraz te, które wzięły udział w igrzyskach olimpijskich w Pekinie i Londynie. Miejscowa stadnina obchodzi w tym roku 70-lecie i szczyci się mianem pierwszej w Polsce i największej dziś hodowli koni przeznaczonych do wyczynowego sportu.
Zapada zmierzch. Powoli cichnie śpiew ptaków. Powietrze w parku robi się chłodne i wilgotne. Czas udać się na nocleg w zamkowej komnacie. Czyż można wyobrazić sobie lepsze zakończenie bajki? Bajki z happy endem.