Reklama

W tym artykule:

Reklama
  1. Historia zamku Wartburg
  2. Okolice zamku Wartburg
  3. Ścieżka w koronach drzew
  4. Turyngia – informacje praktyczne

Wartburg to dla Niemców coś jak Wawel i Jasna Góra w jednym. Święte miejsce i symbol ich jedności – mówi mój polskojęzyczny przewodnik po blisko tysiącletnim zamczysku o nazwie, która Polakom kojarzy się przede wszystkim z brzydkim i niespecjalnie praktycznym samochodem z czasów NRD. Położona na stromym wzgórzu nad miastem Eisenach monumentalna budowla na szczęście w niczym go nie przypomina.

Według legendy fortecę wzniesiono w 1067 r. na zlecenie grafa Ludwika Skoczka z rodu Ludowingów, który z czasem – od XII w. – zaczął rządzić całą Turyngią. To ów władca miał tu niegdyś zakrzyknąć: „Poczekaj, góro! (z niem.: Wart, berg!), ty będziesz moją twierdzą!” – mimo że teren ten należał wówczas do kogoś innego. Przebiegły Skoczek kazał więc nawieźć tu piachu i kamieni ze swoich włości i na nich postawił sobie okazały dom. Na późniejsze pytanie papieża odpowiedział już zgodnie z prawdą: „Tak, dom stanął na mojej ziemi”.

Jednak obecny, późnoromański zamek datowany jest na rok 1170. Jego obecny kształt, a zwłaszcza wystrój wnętrz, nosi silne piętno XIX-wiecznej rekonstrukcji w duchu historyzmu. Wtedy to radykalni niemieccy patrioci na nowo odkryli go jako miejsce, które ma ogromny potencjał symboliczny. Ważną rolę odegrał tu m.in. Johan Wolfgang Goethe – uważany za najwybitniejszego poetę piszącego po niemiecku – który w 1815 r. dał impuls do stworzenia wartburskiego muzeum.

Już wtedy zamek zyskał opinię jednego z niemieckich symboli narodowych. Nie przypadkiem to tutaj w 1817 r. odbył się tzw. Wartburgfest, który w 300-rocznicę rozpoczęcia reformacji zorganizowali patriotycznie nastawieni studenci.

Historia zamku Wartburg

O wyjątkowości Wartburga stanowi jego historia, w której nie brakuje znaczących dla narodu wydarzeń i postaci. Na przełomie XII i XIII w. tworzyli tu najwięksi minnesingerzy – liryczni śpiewacy, piewcy miłości i piękna będący germańską odpowiedzią na francuskich trubadurów. Kilka wieków później – dokładnie w 1845 r. – to ich losy staną się kanwą libretta opery Ryszarda Wagnera „Tannhäuser i wartburski turniej śpiewaczy”.

W roku 1206 doszło tu do turnieju poetyckiego, w którym udział wzięli najwięksi z największych, w tym słynny Walther von der Vogelweide, Wolfram von Eschenbach (twórca eposu rycerskiego „Parsifal”) czy tytułowy Tannhäuser. Najgorszy z sześciu uczestników miał zostać skrócony o głowę. Choć ostatecznie do egzekucji nie doszło, kara ta spotkać miała Heinricha von Ofterdingen, który jako jedyny w swoich pieśniach nawinie sławił nie turyńskiego landgrafa, a księcia z Austrii.

Niedługo później średniowieczny świat usłyszał o świętej Elżbiecie z Turyngii. Urodzona na Węgrzech jako córka króla Andrzeja II w roku 1211 została zaręczona z Ludwikiem IV, synem landgrafa Turyngii; miała wówczas zaledwie 4 lata. Od tego czasu jej życie związane było z Wartburgiem. Tu w 1221 r. odbył się ślub pary książęcej, tu dokonywały się cuda, których jakoby była sprawczynią. Dziś jej życie uwiecznione jest na efektownych zamkowych freskach. Zobaczyć można m.in., jak przyszła landgrafini przybywa na zamek, jak żegna małżonka wyruszającego na wyprawę krzyżową (na której zginie), jak pokornie zrzeka się korony, a swoje życie poświęca biednym i chorym, i wreszcie, jak przedwcześnie umiera, w wieku zaledwie 24 lat.

Marcin Luter tłumaczący Biblię na zamku Wartburg w Niemczech w 1521 r.
Marcin Luter tłumaczący Biblię na zamku Wartburg w 1521 r. / fot. Universal History Archive/Universal Images Group / Getty Images

Inny rozdział wartburskiej historii wiąże się z wielkim reformatorem religijnym Marcinem Lutrem. W roku 1521 r. na sejmie Rzeszy w Wormacji wypowiada on słynne słowa: „Odwołać nie mogę, chyba by mi kto z Pisma Świętego dowiódł, że błądziłem”. W efekcie jako heretyk zostaje ogłoszony banitą i wyjęty spod prawa – a to oznacza, że może zostać bezkarnie zamordowany. I zapewne tak by się stało, gdyby nie książę i elektor saski Fryderyk III Mądry, który kazał upozorować porwanie Lutra i potajemnie sprowadził go do Wartburga.

Tu autor słynnych 95 tez spędził 10 miesięcy pod przybranym imieniem rycerza Jörga. Zapuścił brodę, a mnisi habit zamienił na ubrania świeckie. Odosobnienie sprzyjało pracy twórczej. Tutaj Luter przetłumaczył z greckiego na niemiecki Nowy Testament, pisał traktaty, studiował hebrajski i grecki, przekładał psalmy. Teraz na wartburskim zamku można odwiedzić pokój, w którym się ukrywał. A z niego przejść dalej, do miejsc, które na blisko rok stały się dla niego całym światem: do auli, kaplicy, jadalni, Sali Rycerskiej, Sali Trubadurów, Galerii Elżbiety czy Komnaty Landgrafa. W każdej z nich odnajdziemy ślady wielkiej lub małej historii.

Okolice zamku Wartburg

Gwoli ścisłości, dla Marcina Lutra nie była to pierwsza wizyta w tych okolicach. Jako młody, 15-letni chłopak został on wysłany na nauki do szkoły parafialnej w położonym pod zamkiem miasteczku Eisenach i spędził tam trzy lata (1498–1501).

Zjeżdżam więc z twierdzy do 40-tysięcznego dziś miasta. Pamięć o mnichu reformatorze jest tu wciąż żywa, przy jednym ze skwerów stoi tu jego potężny pomnik, a na budynku dawnej szkoły wypatrzymy mural z jego portretem. Ale nie da się ukryć, że Eisenach to przede wszystkim miasto urodzenia – w 1685 r. – Jana Sebastiana Bacha. Podobizny genialnego organisty i wręcz już synonimu muzyki barokowej na najwyższym poziomie są tu wszędzie. Na pamiątkach, obrazach czy plakatach, na kubkach i filiżankach, na kocach i obrusach i wymalowane sprejem na przypadkowych murkach. Pojawia się on na postumentach i jako postać z klocków lego. W lokalnym muzeum urządzonym w domu Bachów można zobaczyć 250 eksponatów, w tym autograf muzyczny geniusza, a także posłuchać jego utworów na instrumentach z epoki.

Zamek Wartburg od 1999 r. jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO
Zamek Wartburg od 1999 r. jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO / fot. Irina Wilhauk/Shutterstock

Idę do eklektycznego kościoła św. Jerzego, w którym ze względu na liczne przebudowy znajdziemy elementy gotyckie, renesansowe i barokowe. Można tu zobaczyć chrzcielnicę, którą wykorzystano podczas chrztu przyszłego kompozytora, a także tablicę, na której wypisano wszystkich miejscowych organistów od XVI w. W latach 1665–1797 byli to jedynie Bachowie. Nie ma wśród nich Jana Sebastiana, który w Eisenach spędził pierwsze 10 lat życia. Potem, po śmierci rodziców, przenosił się z miejsca na miejsce, by ostatecznie osiąść jako kantor w Lipsku. Choć równie dobrze mógł wówczas trafić na dwór Augusta II Mocnego w Warszawie. Jednak ówczesny król Polski i Litwy, a także elektor saski, ewidentnie nie docenił jego talentu.

W przedsionku kościoła św. Jerzego stoi teraz czarny posąg, na którym Jan Sebastian wygląda bardziej jak mroczny rycerz albo lord Vader niż organista z nadwagą. Nie przypadkiem. Jak wyjaśnia mi szybko przewodnik, pomnik powstał w czasach nazistowskich, kiedy taka estetyka była jak najbardziej na miejscu. Warto wspomnieć, że w Eisenach trochę czasu (1708–1712 r.) spędził też inny wybitny twórca i wielki konkurent Bacha – Georg Philipp Telemann. Był kapelmistrzem na tutejszym dworze. A przyjechał tu po kilkuletnim pobycie w Polsce.

Ścieżka w koronach drzew

Po mocnych wrażeniach kulturalnych potrzebuję natury. Jadę do powstałego w 1997 r. Parku Narodowego Hainich, który rozciąga się na kształt trójkąta pomiędzy Eisenach, Mühlhausen i Bad Langensalza, na wschód od rzeki Werra. To jeden z ostatnich dziewiczych lasów Europy, zdominowany przez buki.

Do ich podziwiania zbudowano tu szalenie atrakcyjną trasę spacerową w koronach drzew. Wspinam się na wysokość czwartego czy piątego piętra, a potem ruszam metalową kładką przed siebie. Niezwykła perspektywa sprawia, że zwyczajna wydawałoby się puszcza nabiera nowego kolorytu. Jesienne liście w wielu barwach układają się w przepiękną wirującą przed oczami mozaikę – poczucie bliskości i przynależności do świata przyrody jest tu wyjątkowo silne.

Największą atrakcją Parku Narodowego Hainich jest ścieżka spacerowa w koronach drzew
Największą atrakcją Parku Narodowego Hainich jest ścieżka spacerowa w koronach drzew / fot. Zack Frank/Shutterstock

Po przechadzce w koronach warto przespacerować się również trasą naziemną, jakich tu kilka, i przyjrzeć się monumentalnym pniom czy liściom od dołu. Poza bukami w parku jest sporo jesionów i grabów, są klony i lipy. Są też zwierzęta – Hainich chwali się zwłaszcza kilkoma gatunkami dzikich kotów, piętnastoma – nietoperzy, siedmioma – dzięciołów i ponad 500 chrząszczy. Niedawno się okazało, że występuje tu również rzadki szakal złocisty – choć szansa na zobaczenie tego zwierzęcia jest niestety wyjątkowo mała.

Ale nawet jeśli nie spotkamy tu niezwykłej fauny ani egzotycznej flory, w parku Hainich możemy być pewni jednego – ciszy i spokoju. A to jest przecież dobro coraz bardziej luksusowe.

Turyngia – informacje praktyczne

Dojazd

Z Polski najłatwiej dolecieć do Frankfurtu nad Menem, ewentualnie Berlina i stamtąd dojechać pociągiem lub wypożyczonym samochodem do Eisenach.

Nocleg

  • Villa Anna w Eisenach. Przepięknie położony na wzgórzach otaczających miasto butikowy hotel zapewnia wspaniały widok i dużą wygodę.
  • Pension Michelangelo. Skromny, czysty i bardzo dobrze położony – tuż przy centrum – pensjonat.

Jedzenie

  • Leander im Thuringer Hof Eisenach. Elegancka restauracja w centrum Eisenach, nieopodal pomnika Marcina Lutra. Jest częścią dużego kompleksu hotelowego i specjalizuje się w kuchni tradycyjnej z Turyngii. Warto spróbować tutejszej zupy rybnej, a także gulaszu serwowanego z wielką turyńską kluską.
  • Typowym daniem z Turyngii jest rolada wołowa z ciężkim sosem, czerwoną kapustą i kluską. Do tego dania podaje się zwykle pilznera lub czarne piwo.
  • Inne popularne potrawy to rostbratwurst (pieczona kiełbasa z kiszoną kapustą i purée ziemniaczanym) oraz schmöllner mutzbraten (pieczona wieprzowina serwowana z musztardą, chlebem i kapustą).
  • Spróbujcie też tutejszej zupy piwnej.

Redakcja poleca

Warto się wybrać na któryś z koncertów w auli zamku Wartburg. Najciekawszą opcją z repertuaru wydaje się opera „Tannhäuser”, której libretto wiąże się z tym miejscem.

Reklama

Źródło: National Geographic Traveler

Nasz autor

Maciej Wesołowski

Redaktor prowadzący „National Geographic Traveler". Reporter. Autor książek, m.in.: „Szpagat w pionie. W drodze przez Indie" i „Cafe Macondo. Reportaże z Kolumbii"
Reklama
Reklama
Reklama