Kopią, tłuką, fascynują. Oto boliwijskie zapaśniczki w spódnicach [REPORTAŻ]
Tytanki ringu, cholitas luchadoras, nie mają litości nad przeciwnikami. Dla milionów kobiet w ich kraju są symbolem siły, niezależności i tego, że można walczyć o swoje.
W tym artykule:
Yolanda La Amorosa wybija się z ringu i jednym susem dopada przeciwnika. Poły jej płaszcza i falbany ze złotej lamy wirują w powietrzu, a zanim opadną, La Amorosa zaciska łydki na szyi nieszczęśnika, który popełnił błąd, stając z nią do walki. Twarz zawodnika wykrzywia grymas agonii.
- Quieres mas, cabron? („Chcesz więcej, dupku?”) – krzyczy kobieta i kopie leżącego w tył głowy.
Tłumek otaczający ring wybucha śmiechem, słychać brawa. Czekający na swoją kolej zapaśnicy notują w pamięci każdy perfekcyjny ruch Yolandy: za chwilę sami będą starali się je powtórzyć.
Dla niej trening już się skończył. Wygładza strój, na głowę zakłada melonik i idzie do jednej z szop na coś na rozgrzewkę. Na wysokości czterech tysięcy metrów nad poziomem morza nawet latem panuje chłód.
Pikantne El Alto
Wyściełany podartymi materacami ring stoi na zagraconym podwórzu w El Alto. Niegdyś senne przedmieście stolicy Boliwii, La Paz, rozrasta się dziś w niekontrolowanym tempie. Mieszkają tu przede wszystkim przyjezdni: w miejscach takich jak El Alto łatwiej i o pracę, i o przygodę.
A jeśli jesteś silny i masz duszę showmana, możesz spróbować swoich sił w zawodowych zapasach – lucha libre. Tylko uważaj na cholitas luchadoras – niejeden macho miał okazję się przekonać, że zapaśniczki w spódnicach to przeciwnik, którego nie wolno lekceważyć.
Zapaśniczki w spódnicach
Yolanda, podobnie jak niemal wszystkie tutejsze zapaśniczki, pochodzi z plemienia Ajmarów wywodzącego się z przedinkaskiej kultury Tiahuanaco. Naprawdę nazywa się Veraluz Cortez. Była jedną z pierwszych zapaśniczek w Boliwii.
Kobiety zaczęły tu uprawiać ten sport w latach 90. ubiegłego wieku: walczyły zarówno ze sobą nawzajem, jak i z mężczyznami. W kraju, w którym machismo jest nieodrodną częścią kultury, szybko stały się symbolem feminizmu i emancypacji: dosłownym i widocznym przykładem na siłę „słabszej płci”.
– Pokazałyśmy, że kobieta nie musi się zgadzać na dyskryminację. Ma takie same prawa jak jej mąż: do nauki, pracy, do osiągnięcia czegoś w życiu – mówi Cortez.
Chola, cholita – słowa, którymi określano ludzi z jej plemienia, były kiedyś traktowane jako pogardliwy synonim „prowincjuszki”. Dziś są źródłem dumy.
Kobiety na ring!
Na pomysł zatrudnienia kobiet jako zawodniczek w zapasach wpadł w Boliwii Juan Mamani – przewodniczący głównej organizacji zapaśniczej kraju: Tytani Ringu. Był to czysto promocyjny chwyt, który miał na walki przyciągnąć tłumy. Nie docenił jednak cholitas: to one stały się gwiazdami, na których występy co tydzień schodziły się po 2 tys. ludzi.
Bilet wstępu na niedzielne walki kosztuje dolara. Zawodnik za pojawienie się na ringu dostaje średnio 13. Im dłużej na nim przetrwa – tym stawka staje się wyższa. Dla mężczyzn były to dodatkowe grosze w ramach hobby. Dla kobiet – często jedyne źródło dochodu.
Cztery lata temu zdecydowały o odłączeniu się od organizacji kierowanej przez Mamaniego i założyły własną. Cortez zasiada w jej władzach.
– Juan ukradł nasze pieniądze, ale zdałyśmy sobie sprawę, że go nie potrzebujemy. Umiemy już same walczyć o swoje – mówi.
1 z 10
cholitas luchadoras
Punkt dla Marty La Alteny! Wystarczyła chwila nieuwagi, a schwycona od tyłu Denita La Intocable musi walczyć o życie.
Fot. James Morgan/Panos/Czarny kot
2 z 10
cholitas luchadoras
Zawodowe zapasy, zwane w Ameryce Południowej i Środkowej lucha libre, to połączenie klasycznych zapasów z akrobacją i sztuką teatralną. Boliwijskie cholitas luchadoras wzbogaciły je o kobiecą furię i bogato zdobione, ale krępujące ruchy stroje.
Fot. James Morgan/Panos/Czarny kot
3 z 10
cholitas luchadoras
Nie ma wątpliwości, że Yolanda La Amorosa (to artystyczny pseudonim, jej prawdziwe imię brzmi Veraluz Cortez) wygra tę walkę. Mercedes La Extremista ledwo może złapać oddech. Na szczęście to tylko trening.
Fot. James Morgan/Panos/Czarny kot
4 z 10
cholitas luchadoras
Zapaśniczka Marta La Altena – prywatnie: Jenny Mamani Herrera – w przerwie treningu daje swoim córkom pieniądze, żeby same zrobiły zakupy. Gdy wróci do domu z ringu, jak co wieczór ugotuje im kolację.
Fot. James Morgan/Panos/Czarny kot
5 z 10
cholitas luchadoras
W niedzielę rano Marta wychodzi na walkę. Jej siostra, była mistrzyni lucha libre, Maria La Maldita, wywiesi w tym czasie rodzinne pranie. Sama zrezygnowała z zapasów, kiedy zaszła w ciążę.
Fot. James Morgan/Panos/Czarny kot
6 z 10
cholitas luchadoras
La Altena, jak wszystkie zapaśniczki z plemienia Ajmarów, nosi na ringu tradycyjny strój. Melonik od pierwszej dekady XX w. jest jego nieodłączną częścią.
Fot. James Morgan/Panos/Czarny kot
7 z 10
cholitas luchadoras
Coniedzielne walki odbywają się na Stadionie „12 Października” w El Alto. Zmagania zapaśników lucha libre obserwują tysiące ludzi. Ale to one – cholitas – przyciągają największe tłumy.
Fot. James Morgan/Panos/Czarny kot
8 z 10
cholitas luchadoras
Dla ubogich mieszkańców El Alto walki cholitas to jedna z niewielu dostępnych rozrywek. Bilet wstępu kosztuje zaledwie dolara, przychodzą więc na stadion całymi rodzinami.
Fot. James Morgan/Panos/Czarny kot
9 z 10
cholitas luchadoras
Fot. James Morgan/Panos/Czarny kot
10 z 10
cholitas luchadoras
James Morgan – fotograf i filmowiec. Pracował przy kampaniach m.in dla World Wildlife Fund i dla komisji do spraw uchodźców przy ONZ.
Tematem jego prac są prawa człowieka, ochrona środowiska oraz zagadnienia związane z rdzennymi kulturami i ich relacją ze środowiskiem naturalnym.
Jego zdjęcia publikowano między innymi w The New York Times, The Sunday Times Magazine, The Guardian i w Der Spiegel.