Reklama

RAPORT SPECJALNY Ernest Giles XIX wiek Australia

Reklama

Ernest Giles był skazany na nudę. Jego konserwatywni rodzice pragnęli, by poświęcił się karierze urzędniczej. Chłopiec urodził w 1835 r. w Bristolu, uczęszczał do elitarnej szkoły Christ’s Hospital w Sussex i kiedy już prawie miał usiąść za biurkiem, los przyniósł nieoczekiwaną zmianę. Rodzice Ernesta otrzymali pracę w Australii. Ta kolonia brytyjska gwałtownie się wówczas rozwijała. Potrzebne były tysiące rąk do pracy, a rząd kolonialny oferował osadnikom o wiele korzystniejsze niż w kraju płace oraz możliwość dzierżawy ziemi. Nowy ląd był życiową szansą dla wielu Brytyjczyków. Podróż na drugą stronę świata była świetną przygodą, a Ernest wcale nie zamierzał wieść tam uporządkowanego życia rodziców. Tym bardziej że w Australii wybuchła akurat gorączka złota.

Kto chce zjeść wyprawę?

W 1823 r. w stanie Wiktoria zostały odkryte bogate pokłady kruszcu. Prawdziwe szaleństwo zapanowało jednak dopiero niecałe 30 lat później. Do Australii przybywały tysiące osadników liczących na szybkie wzbogacenie się. Ernest również dał się ponieść tej fali. Szczęście mu jednak nie dopisało, mimo że do 1896 r. w Wiktorii wydobyto w sumie ponad 1800 ton złota. Zatrudnił się więc jako… urzędnik pocztowy w Melbourne. Choć posada nie dawała specjalnych szans na karierę, była w jakimś stopniu spełnieniem oczekiwań rodziców. Na poczcie spędził prawie 10 lat, cały czas po cichu pielęgnując zamiłowanie do przygody. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, nudny z pozoru urzędnik zatrudnił się przy wytyczaniu pastwisk na zachodzie Nowej Południowej Walii. Taka praca wiązała się z licznymi wyprawami. W australijskim outbacku Ernest nabrał doświadczenia, zmężniał i przyzwyczaił się do trudnych warunków. Jego życie los przestawił na nowe tory. Zauważył go Ferdinand Jakob baron von Mueller i powierzył mu dowództwo wyprawy do środkowej Australii. Celem ekspedycji było poznanie terenów Australii położonych na zachód od transkontynentalnej linii telegraficznej łączącej Darwin z Adelajdą.

To był prawdziwy zaszczyt. Ferdinand von Mueller był sławnym fizykiem, geografem oraz przyrodnikiem mianowanym przez australijski rząd na stanowisko głównego botanika stanu Wiktoria. Znano go i powszechnie szanowano. Wyprawa wyruszyła 4 sierpnia 1872 r. z Port Augusta. Oprócz Gilesa wziął w niej udział Samuel Carmichael, który zgodził się pokryć część kosztów w zamian za możliwość wzięcia udziału w wyprawie jako „zastępca dowódcy”, oraz czarny młodzieniec nazywany przez Gilesa Dickiem. Mieli ze sobą 15 koni. Wkrótce do ekipy dołączył aborygeński chłopiec Alec Robinson. O Robinsonie Giles wyrażał się w samych superlatywach: wszystko potrafił, wszędzie był, znał dobrze australijskie odludzia i doskonale nadawał się do życia w prostych obozowych warunkach. Do tego nieźle gotował i potrafił podkuwać konie.

Natomiast Dick, którego Giles znał już ze trzy lata, od samego początku sprawiał kłopoty. Chociaż był użyteczny i inteligentny, zaraz gdy wkroczyli na australijskie pustkowia, opanował go paraliżujący strach przed rdzennymi mieszkańcami. Z niepokojem przestrzegał Gilesa: Trzeba się mieć na baczności, opuszczając obóz. Jak tylko się oddalisz, dzikusy cię zjedzą! Podejdą cię, jak pójdziesz do koni, złapią i zjedzą. Najpierw cię zabiją, a potem będą chcieli wyciąć tłuszcz z twoich nerek i zjeść. W końcu lęk przed „dzikimi” obezwładnił go do tego stopnia, że pomimo perswazji i prób zatrzymania siłą, przy pierwszej okazji zawrócił do domu.

Czerwony kamyk

Ta wyprawa nie należała do łatwych nie tylko przez kłopoty z Dickiem. Plan był wyjątkowo ambitny, Ernest Giles badał praktycznie nieznane pustynne połacie środkowej Australii, przesuwając się w kierunku zachodniego wybrzeża. Niewiele wiadomo było o mieszkających tu Aborygenach. Wysokie, sięgające 40 stopni temperatury i brak wody nie motywowały wędrowców. Udało im się jednak dotrzeć i opisać wielkie słone jezioro w południowo-zachodniej części Terytorium Północnego oraz niezwykłą formację skalną w jego sąsiedztwie. Giles nie przypisał tym odkryciom wielkiej wagi, zresztą w pamiętnikach nie zostawiał zbyt barwnych opisów. To raczej urzędnicze porządkowanie faktów. Spisał więc, że na cześć Ferdynanda von Muellera, organizatora wyprawy, jezioro nazwał Lake Ferdinand (później Mueller przemianował je na Lake
Amadeus, oddając tym samym honor królowi Hiszpanii Amadeuszowi I, znanemu patronowi nauki). Niezwykłej formacji skalnej, znanej dziś także jako Kata Tjuta, nadał imię Mount Olga na cześć Olgi Nikołajewny Romanowej, królowej Wirtembergii. Wspomniał również o czerwonej skale wznoszącej się ok. 25 km dalej. To Uluru, świętość Aborygenów. Choć był pierwszym człowiekiem, który ją opisał, światową sławę zyskała dopiero za sprawą innego badacza, Williama Gosse’a.

Gosse dotarł tu rok po Erneście Gilesie i nazwał skałę Ayers Rock, honorując głównego sekretarza Australii Południowej. Na Gilesie skały tego regionu nie zrobiły wielkiego wrażenia. W dzienniku zanotował zaledwie kilka zdań, nazywając największą z nich „czerwonym kamykiem”.

Mimo tylu odkryć atmosfera w ekipie nie była najlepsza. Ernest naciskał na towarzyszy, żeby spróbować przedrzeć się do zachodniego wybrzeża kontynentu, jednak Carmichael się temu sprzeciwiał. Temperatury były zabójcze, dookoła pustka i brak jakichkolwiek strumieni. Ostatecznie dowódca wyprawy uznał, że czas wracać do domu.

Udręki odkrywania

A jednak wkrótce znowu ruszył w głąb kontynentu, ponownie dzięki wsparciu Ferdinanda von Muellera. Tym razem celem ekspedycji było odkrycie nowych pastwisk dla owiec. Rząd Australii Południowej zgodził się współfinansować wyprawę badawczą w zamian za przekazanie kopii dziennika wyprawy oraz sporządzonych w jej trakcie map i pomiarów. I choć w ekspedycji nie było nic romantycznego, Giles dumnie nazwał jej członków „Grupą Zachodniej Australii”. Skład ekipy był bardziej profesjonalny niż za pierwszym razem.
Ernestowi towarzyszyli: William Henry Tietkens, angielski przyrodnik, późniejszy członek londyńskiego Royal Geographical Society, australijski badacz Alfred Gibson oraz piętnastoletni James „Jimmy” Andrews. Prócz nich w skład ekspedycji weszły 24 konie i dwa psy.

Wyruszyli z Ross’s Waterhole nad rzeką Alberga 4 sierpnia 1873 r. Trzy tygodnie później dotarli do masywu Musgrave, który obeszli od zachodu, kierując się na północ, ku Uluru. Cel osiągnęli 14 września. W leżącym na południe od czerwonych skał masywie Tomkinson Rande Giles założył bazę, żeby 16 stycznia następnego roku ruszyć na północ, w kierunku gór Rawlinson Range. Trasa wiodła wzdłuż znanych odkrywcy glinianek z wodą. Jeziorka, jeszcze kilka tygodni wcześniej pełne wody, teraz okazały się tylko zagłębieniami wysuszonej gliny. Chciałbym zaznaczyć, że tysiąc mil po bezdrożach Australii odpowiada przejściu dziesięciu tysięcy mil w jakimkolwiek innym miejscu na kuli ziemskiej… może z wyjątkiem Arktyki i Antarktydy – zanotował Giles. Wyprawa zamieniła się w walkę o życie. Zanim udało im się dotrzeć do strumienia, nazwanego przez Gilesa „Sladen Water”, cztery juczne konie padły z pragnienia.

Obecność wody dawała nowe możliwości i pozwalała snuć dalsze plany. Odkrywcy rozbili nad strumieniem nową bazę – Fort McKellar. Tu zamierzali przygotować się do ostatecznego szturmu na zachód.'

Jak to jest, że podczas wszystkich ekspedycji ginie tyle ludzi? – zapytał Gibson pewnego dnia. – Nie wiem, Gibson, jak to jest, ale na podróżników czeka wiele niebezpieczeństw, czasem zdarzają się wypadki, czasem atakują dzicy, czasem śmierć jest wynikiem brawury. Niemniej śmierć i tak, wcześniej czy później, spotka każdego z nas – odpowiedział mu Giles. Gibson skwitował to słowami: Tak czy inaczej, nie chciałbym zdechnąć w tym miejscu.

20 kwietnia Giles i Gibson wyruszyli na rekonesans. Pokonując piaszczyste wydmy, natrafili na nieznany łańcuch górski. Ernest nazwał go „Alfred and Marie Range” na cześć, jak zapisał w pamiętniku, Ich Królewskich Wysokości, Księcia i Księżnej Edynburga. Niedługo potem przekonali się, że australijska pustynia nie pozwala sobą rządzić. Jedna z beczek z wodą okazała się pusta. Musiała przeciekać, ale w upale tego nie zauważyli. Nie było wyboru, wzięli część bagaży na swoje wierzchowce, a juczne konie puścili wolno. I tak nie mieli dla nich wody. Same miały większe szanse na powrót do obozowiska. Sytuacja, już i tak trudna, jeszcze się pogorszyła – nieoczekiwanie padł koń, na którym podróżował Gibson. Teraz nie było już szansy na dalszą wędrówkę na zachód.

Spójrz, Gibson, sam widzisz, że znaleźliśmy się w sytuacji najpaskudniejszej z możliwych. Pozostał nam tylko jeden koń, co oznacza, że tylko jeden z nas może jechać, drugi musi pozostać na pustyni. I to będę ja. Teraz posłuchaj: jeśli klacz nie dostanie wkrótce wody, umrze. Zatem weź ją, wróć do beczek z wodą, jakie pozostawiliśmy po drodze, i daj jej pić. Pozwól jej odpocząć przez godzinę, dwie i jedź w kierunku Rawlinson Range i dalej naszymi śladami do Fort McKellar. Zostaw mi jedną beczkę wody, resztę zabierz ze sobą. Pamiętaj, moje życie zależy od ciebie, musisz sprowadzić pomoc. Jak dojdziesz do obozu, bierz pana Tietkensa, weźcie świeże konie, tyle wody, ile zdołacie zabrać, i przyjedźcie po mnie tak szybko, jak tylko się da. Ja tymczasem będę próbował iść w waszym kierunku – wspominał potem swoją rozmowę z Gibsonem Ernest. Ich największą nadzieją byli koledzy, którzy czekali w Fort McKellar.

Kiedy Gibson odjechał, Giles ruszył w stronę obozu. W jaskrawym słońcu, racjonując wodę i resztki wędzonej koniny, jaka mu pozostała, pokonał 58 km. Z przerażeniem odkrywał, że Gibson zmylił drogę. Ślady, jakie pozostawił, podążały tropem dwóch wypuszczonych wcześniej jucznych koni, czyli donikąd. Miał jeszcze nadzieję, że Gibson odkryje pomyłkę i powróci na właściwą drogę do obozu.

Ledwie żywy z wyczerpania, słaniając się na nogach, dźwigał na plecach beczkę z kilkoma łykami wody. Przedzierał się przez gąszcz wysokiej na półtora metra, ostrej jak brzytwa pustynnej trawy spinifex. Wydając niemal ostatnie tchnienie, 1 maja dotarł do Fortu McKellar. Liczył, że zastanie tam Gibsona. Nie było go jednak i nigdy go nie odnaleziono.

Tydzień później zrezygnował z pokonania zachodniej pustyni. Nie miał już siły. Dwa miesiące później dowiedział się, że sir John Forrest i Peter Warburton, którzy wyruszyli z zachodniego wybrzeża w kierunku przebiegającej przez środek kontynentu linii Overland Telegraph, podbili teren, którego nie udało mu się przejść.

Eksplorator Australii

Kolejny rok przyniósł jednak sukces. Giles przemierzył Wielką Pustynię Wiktorii, docierając z południowego wybrzeża na zachodni kraniec kontynentu. Tym razem na wyprawę zabrał wielbłądy. W 1876 r. przeszedł pustynię w odwrotnym kierunku, stając się pierwszym w historii człowiekiem, któremu wyczyn ten udał się dwukrotnie. Na cześć przyjaciela zmarłego w czasie drugiej wyprawy tę największą pustynię Australii Zachodniej nazwał Pustynią Gibsona. I choć nie miał na koncie spektakularnych odkryć, został uznany za jednego z najważniejszych eksploratorów Australii. Jego badania wypełniły niejedną białą plamę na mapie nie do końca poznanego nawet dziś kontynentu. Swoje wyprawy opisał w kilku książkach: Geographic Travels in Central Australia from 1872 to 1874, The Journal of a Forgotten Expedition oraz największym dziele Australia Twice Traversed.

Za zasługi dla nauki został odznaczony Orderem Korony Włoch i mianowany honorowym członkiem kilku towarzystw geograficznych w Australii. Otrzymał też złoty medal londyńskiego Royal Geographical Society. Władze Australii Południowej przyznały mu dwukrotny grant w wysokości 250 funtów i prawo bezpłatnej dzierżawy ok. 5 tys. km² terenu w Terytorium Północnym Australii. Jednakże pięć lat później prawo to zostało mu odebrane, gdyż, jak twierdził gubernator prowincji: Doszły mnie słuchy, że ma on skłonność do hazardu, a jego upodobania niewiele mają wspólnego z trzeźwością. W dość purytańskiej Australii tryb życia Gilesa nie był powszechnie akceptowany.

Po pięćdziesiątce był zmuszony powrócić do urzędniczego życia. Objął posadę klasyfikatora ziemskiego, a następnie urzędnika w Inspektoracie Górnictwa w Coolgardie. Nadzorując złotonośne pola, nabawił się zapalenia płuc i zmarł w wieku 62 lat.

Reklama

Tekst: Joanna Lamparska, Piotr Kałuża

Reklama
Reklama
Reklama