Reklama

Pociągają mnie detale. Dlatego zamiast muzeów wybieram obraz, zamiast panoramy – punkt na horyzoncie, zamiast masy – jednego człowieka. Choćby tego, który właśnie wsiada do pociągu, zajmuje miejsce obok mnie i tłumaczy, na której stacji wysiąść, w którą stronę iść, by dotrzeć do celu. Nawet wtedy, kiedy jeszcze nie wiem, jaki będzie ten cel i jakim detalem rozpocznie się kolejna opowieść.

Reklama
Stacja pierwsza: Drezno

Stracił dla niej głowę. Nazywała się Maria Wodzińska i miała może 16 lat. Chopin poznał ją w Dreźnie i to właśnie tu zaczęła się tragiczna miłość polskiego kompozytora do panny, która nigdy nie była mu dana. Oświadczyny, choć początkowo przyjęte, zostały zerwane. Bo kandydat nie rokował, był złego zdrowia, do tego podejrzanie podłej i niepewnej profesji. Jakże smutno kołysze się we mnie ta historia, kiedy po dwóch godzinach jazdy z Berlina wysiadam z pociągu i przemierzam ulice, którymi być może przechadzał się mistrz skrzywdzony w tak okrutnie niesprawiedliwy sposób. Czy był w stanie dostrzec piękno jednej z najwspanialszych budowli świata, którą właśnie mijam? Czy postawił nogę w Zwingerze, późnobarokowym kompleksie, w którym łączyły się wszystkie kaprysy, marzenia i plany Augusta II, zwanego Mocnym, księcia elektora i polskiego króla? Nie warto tracić takiego widoku, nawet wtedy, gdy ma się złamane serce, panie Fryderyku! Tym bardziej że August łamał ich wiele, a jego liczne romanse rozbiły niejedno małżeństwo.

Ale to nie rozwiązłe życie władcy (efektem którego było ponoć 300 nieślubnych dzieci), nie siła Herkulesa (giął w rękach żelazne podkowy), ale marzenia o władzy sprawiły, że Drezno w czasach panowania Augusta II pyszniło się wspaniałą architekturą, a do miasta zaczęli się przeprowadzać skuszeni dobrym wynagrodzeniem malarze, rzeźbiarze i architekci. To oni mieli przemienić miasto nad Łabą w prawdziwą perłę baroku. I tak się stało. Dziś serce Augusta leży w katolickim kościele dworskim wzniesionym przez elekta tuż obok swojej wspaniałej rezydencji. Mijam go, przypominając sobie legendę, która mówi, że kiedy tylko w pobliżu przejdzie piękna panna, znów bije z wielką mocą. Warto sprawdzić choćby tylko po to, by przy okazji zobaczyć, jak układa się bryła tej świątyni. Czy przypomina statek, który płynie w kierunku Polski. A może tak tylko postrzegają ją ludzie o romantycznej duszy?

Mniej wrażliwym polecam największy kafelkowy obraz świata (101,9 m x 10,51 m). A na nim orszak książęcy, w którym malarz skrupulatnie przedstawił wszystkich władców dynastii Wettynów w Saksonii. Zmieścili się na 25 tys. porcelanowych kafelków i robią oszałamiające wrażenie. Bez problemu można wypatrzyć wśród rządzących Augusta II Mocnego. Warto zmierzyć się z jego spojrzeniem, choć na pewno nie będzie tak przejmujące i pełne bólu jak oczy Madonny Sykstyńskiej namalowane przez Rafaela Santi. Wypatrzyłam je w Galerii Obrazów Starych Mistrzów. Doczekały się osobnych rozpraw, badań i prawdziwie naukowych dysput, w których próbowano odpowiedzieć na pytanie: „Co też mogli widzieć Maryja i dzieciątko na jednym ze wspanialszych arcydzieł świata?”. Musicie przekonać się sami.

Przed kolejną podróżą radzę uspokoić emocje w najpiękniejszej mleczarni świata. W pociągu mówili o niej jako o miejscu obowiązkowym i polecali, by przejść się tam na wieczorne mleko. Bracia Pfundowie stworzyli w mieście sklep nabiałowy przypominający bajkę. Sprowadzili do niego wiejską krowę, którą doili na oczach kupujących, jakby co najmniej mieli za sobą studia nowoczesnego marketingu. Nie wiem, co na to sama mućka, ale pewnie byłaby zadowolona, gdyby wiedziała, że miejsce to od kilkunastu lat jest ujęte w Księdze rekordów Guinnessa.

Stacja druga: Miśnia

Gorączka złota obezwładniała go zupełnie. Miał przecież tyle projektów, które mogły choć trochę zbliżyć go do Króla Słońce; do absolutu, który tak mu imponował. Nowe pałace, kolejne metresy, bale maskowe. Przepych. Dlatego kiedy August II Mocny usłyszał przechwałki alchemika Johanna Friedricha Böttgera, błyskawicznie chwalipiętę uwięził. Dał mu wszystko, o czym zamarzył, byleby tylko rozpoczął prace nad wynalezieniem złota. I Böttger w swym laboratorium, które nieszczęśliwie stało się jego więzieniem, odkrył dla swego władcy złoto. Tyle że saksońskie złoto było białe. Najstarsza porcelana Europy, której słynne logo – skrzyżowane niebieskie miecze są pierwszym znakiem towarowym świata – pozwoliła Mocnemu mocniej zawalczyć o pozycję w świecie polityki i kultury. Zaślepiła go jednak niczym legendarnego Midasa. Wynalazek i jego wartość na tyle bowiem uzależniały Augusta, że w kręgach bliskich władzy zaczęto szeptać o obłędzie monarchy. Porcelanomania, czyli tajemnicza maladie de porcelaine, przejawiała się niczym nieskrępowaną chęcią zamieniania wszystkiego w nieskazitelną biel. I tak w Saksonii porcelanowe były nocniki, organy, kuranty, zastawy, obrazy, zegary, wazony, zabawki.

Pierwsza fabryka porcelany, pilnie strzeżona, ruszyła w zamku Albrechtsburg w Miśni. Niezamieszkały, położony wysoko nad miastem był idealny, by na 150 lat zamienić się w tajemne miejsce narodzin białego złota. Dziś warto go odwiedzić, by zobaczyć, jak imponująco prezentują się jego odrestaurowane komnaty i jak powoli, ale odważnie budził się w jego murach renesans. Albo po to, by zajrzeć po sąsiedzku do katedry, którą poeta Goethe podziwiał jako najszlachetniejszy przykład architektury gotyckiej.

Stacja trzecia: Lipsk

Dużo ryzykował. Przecież zdecydował się na pracę na gorszym stanowisku. Tak jednak Jan Sebastian Bach postanowił, że etat książęcego kapelmistrza zamieni w Lipsku na pracę nauczyciela muzyki oraz kantora w kościele Świętego Tomasza. Bezkompromisowość nie ułatwiała mu życia, a może też osłabiała jego pozycję wśród możnych świata i uniemożliwiała błyskotliwy sukces. Ukochany kompozytor Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego nie był noszony na rękach. I choć właśnie w Lipsku stworzył największe ze swoich dzieł: Pasję według św. Jana, Pasję według św. Mateusza i Oratorium Bożonarodzeniowe, lekko mu nie było. Pięknie opowiada o tym nowoczesne muzeum, w którym poznamy nie tylko sekrety geniusza, ale i posłuchamy jego największych kompozycji. Siedząc na czerwonej kanapie, mając na uszach słuchawki, odrywam się od zgiełku rzeczywistości i choć na chwilę znajduję się w lepszym świecie. Chyba że ktoś na ten lepszy świat wcale nie ma ochoty.

Zwolenników jazdy na mniejszych obrotach lipszczanie pokierują do kawiarni Zum Arabischen Coffe Baum, która jest jedną z najstarszych w Europie. Wraz z filiżanką kawy można tu smakować historie tego miejsca i ludzi, którzy wpadali tutaj na małą czarną. Wśród nich Robert Schumann, podobno i Jan Sebastian Bach (skomponował nawet kantatę do... kawy). Miłośników jazdy na najwyższych obrotach skusi zaś piwnica Auerbachs. W pociągu usłyszałam stare lipskie powiedzenie, które mówi, że ten kto nie zszedł do Auerbachs Keller, ten jakby nie widział Lipska. Miejsce osławione przez Goethego tętni życiem. Szynk pęka w szwach, bo kto by nie chciał poczuć się choć przez chwilę jak doktor Faust? Człowiek, który uparcie dążył do poznania tajemnic bytu, w czym ograniczała go ludzka natura. Kto by nie chciał choć raz, by w wędrówce do nocnego lokalu towarzyszył mu sam Mefistofeles, nawet wtedy, gdy wyprawa skończyć się może nieco dramatycznie. I tak ponoć było. W karczmie tej diabeł mocą czarów stawiał przed biesiadnikami trunki, od których tracili głowę, by później razem z Faustem podpalić dobytek. Z miejsca zbrodni uciekli obaj w nietypowy sposób, bo ujeżdżając beczkę z winem. Czy ją potem wypili?

Stacja czwarta: Torgau

Groziła jej kara śmierci. Niechybnie, bo przecież uciekła z klasztoru, zrywając śluby, które złożyła przed Bogiem. Tyle że Katharina von Bora nie wybrała sobie sama takiej przyszłości. Przeznaczona do stanu zakonnego przez lata nie miała świadomości, że równolegle toczy się może inne życie. Ta wiedza przyszła z reformacją. Przeniknęła mury tak skutecznie, że Katharina wraz z dziesięcioma nowicjuszkami uciekła z klauzuli. A że rodzina, obawiając się kar pieniężnych, a może i potępienia boskiego, nie zamierzała jej pomóc, trafiła pod dach burmistrza Wittenbergi. Tam poznała Marcina Lutra. Historię ich związku prześledzić można w muzeum otwartym w kwietniu tego roku w Torgau (w mieście, w którym jest pochowana). Renesansowym, przepięknym miejscu, które stało się kolebką reformacji.

W pociągu usłyszałam różne plotki o związku Kathariny z pastorem. Że była to wielka sekretna miłość ukrywana przez lata i że ich związek stał u podłoża wybuchu reformacji. Nic bardziej mylnego. W Torgau poznałam prawdziwe losy tej kobiety. Rozsądnej, bo ponoć sama zaproponowała małżeństwo Lutrowi, ale jednak poddanej mu do końca życia. Czy spodobała mu się choć trochę, mimo iż posunięta była w latach (miała ponad 20 lat)? A może pojął ją za żonę z litości, by uchronić przed śmiercią. Jakkolwiek było, zalegalizowany związek stał się jasnym sygnałem wymierzonym w szatana (Zrobię mu na złość – pisał Luter) i znakiem dla innych zakonników i zakonnic, by nie pozostawali samotni. Historia małżeństwa pastora przeplata się w Torgau z historią rewolucji religijnej. Ale nie tylko dla nich trzeba koniecznie pojechać do tego miasta. Jest to jeden z najpiękniejszych renesansowych grodów w Niemczech. Można tu się zgubić wśród malowniczych uliczek, by przez przypadek trafić do miejsca, w którym za skromną fasadą domu burmistrza Ringenhaina na Breiter Straße kryją się najwyższej klasy malowidła sufitowe i ścienne i elementy wystroju. Traci się tam głowę. A może nie będzie to wcale przypadek, ale konsekwencja przywiązania do detali? Niesłabnącego pociągu do miejsc wyjątkowych? W Saksonii je znajdziecie.

INFORMATOR

Zrób to taniej
Jeśli w ciągu jednego dnia chcesz zobaczyć więcej miejsc w Saksonii, kup jednodniowy bilet kolejowy. Obowiązuje od godz. 9 rano do 3 godz. dnia następnego, w weekend oraz dni świąteczne.

Kiedy?
Najlepiej w miesiącach letnich. Średnia temperatura sięga wówczas 20°C. Wrzesień też jest dobry – 19 stopni, mniej turystów i wciąż wiele słońca. Zimą średnia temperatura to plus 3°C (grudzień i styczeń).

■ Dojazd
Samolotem linii Air Berlin z Warszawy lub Krakowa do Berlina, bilet w dwie strony ok. 450 zł, airberlin.com. Stamtąd pociągiem do Drezna.

■ Transport
Po Saksonii świetnie podróżuje się pociągiem. Bilety z Drezna do Miśni to ok. 6 euro, z Drezna do Lipska ok. 92 zł (z miejscówką), z Drezna do Berlina od 116 zł (z miejscówką). Pociągi jadą z szybkością do 160 km na godzinę, bahn.com. Można w nich kupić przekąski takie jak: croissant (8 zł), laugenbrezel (rodzaj chlebka, precla), kawa (ok. 10 zł). Miłą obsługę, darmowe widoki na pola, sady i winnice dostaniecie za darmo. Atrakcyjną ofertą są także bilety jednodniowe – od 100 zł, tzw. Sachsen-Ticket, a także grupowe i rodzinne.

■ Nocleg
W Saksonii najtańsze noclegi w hostelach znaleźć można już za 50 zł.Niedrogie są także pokoje wynajęte na stronie airbnb.com, od 60 zł za noc. Eleganckie hotele, jak butikowy Fregehaus (Lipsk) łączący tradycję z nowoczesnością, wygodą i smakiem, przyciągną turystów wymagających, ceniących sobie oryginalność. Cena od 320 zł za pokój dwuosobowy za noc, booking.com.

■ Jedzenie
Zupa kartoflana to najpopularniejsza zupa Saksończyków. Kosztuje od 24 zł w górę. Gotuje się ją na boczku, podaje ze smażonymi kiełbaskami i majerankiem. Warto spróbować pieczeni wołowej
w sosie cynamonowo--rodzynkowym z modrą kapustą (ok. 80 zł). Popularne są też pstrąg i biała kiełbasa z kminkiem. Nie można wyjechać z Saksonii bez spróbowania eierschecke, trójwarstwowego, delikatnego ciasta o smaku sernika.

Więcej o Saksonii znajdziecie na stronach: germany.travel, sachsen-tourismus.de, leipzig.travel, meissen.com, tic-torgau.de

Reklama

Tekst: Katarzyna Kachel
Zdjęcia: Adam Brzoza

Reklama
Reklama
Reklama