Reklama

Dziś piwo przechowujemy w butelkach i tankach – kiedyś trzymano je w drewnianych beczkach. Zwiedzanie zaczynamy więc od warsztatu bednarskiego, gdzie szybko przekonamy się, że stworzenie dębowej beczki jest nie lada wyzwaniem. Czescy rzemieślnicy chętnie opowiadają o wszystkich etapach konstruowania naczynia, a na koniec mamy okazję samodzielnie zebrać deski i metalowe obręcze, by za pomocą ciężkich młotków połączyć wszystkie elementy w całość.

Reklama

Sercem każdego browaru są oczywiście kadzie. Te w Pilźnie wykonano z miedzi – tworzywa, które – ze względu na dużą zdolność przewodzenia ciepła – sprawdza się do tego celu najlepiej. Wybór miedzi jest też o tyle istotny, że używając innego materiału, uzyskalibyśmy piwo o zupełnie innym smaku.

Najlepsze czeka nas na końcu (chodzi oczywiście o degustację piwa). Smakowanie trunków odbywa się w wyjątkowym miejscu – w starych piwnicach. To właśnie w nich w 1842 r. Josef Groll uwarzył pierwszą porcję Pilsnera Urquella. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że zrobią one na mnie aż takie wrażenie. Okazało się jednak, że tworzy je 9 km podziemnych korytarzy!

Oczywiście zaraz po wejściu do browarniczych piwnic poczułem chłód. Nie da się nie zwrócić na niego uwagi, gdy temperatura otoczenia wynosi 2°-8°C. Pierwszy korytarz nie zapowiadał niczego spektakularnego, jednak po kilkudziesięciu metrach zobaczyłem ogromne, drewniane beczki. Ułożone jedna na drugiej, wyglądały naprawdę imponująco. Chwilę później trafiłem na pracowników browaru, którzy nalali mi kufel spienionego piwa bezpośrednio z dębowej beczki. Uwierzcie mi, w takich okolicznościach trunek smakował wyśmienicie… Właśnie tak wyobrażałem sobie stary browar!

Ważną rolę w procesie tworzenia piwa stanowi chmiel. Ten, który wykorzystuje się w pilzneńskim browarze, pochodzi z północno-zachodniej części kraju. Odmiana 'Saaz' charakteryzuje się głębokim, wręcz ziołowym aromatem. Pierwszy raz miałem okazję brać udział w chmielobraniu, a wyglądało ono następująco. Przede mną rozpościerały się kilkumetrowe „ściany” zielonych roślin. Pociągnąłem mocniej za jedną z gałęzi, a ta spadła na mnie. Teraz zostało już tylko wybranie szyszek. Praca nie była łatwa, bo wypełnienie koszyka po brzegi wymaga sporo czasu, ale muszę przyznać, że zajęcie to okazało się niezwykle relaksujące.

6 zasad, których powinieneś przestrzegać w czeskim barze

Wieczór w Pilźnie najlepiej spędzić w jednej z gospod, których przy placu Republiki i sąsiadujących z nim uliczkach nie brakuje. Warto usiąść w nich na moment, odpocząć i poobserwować życie codzienne miasta.

Piwo ma duże znaczenie dla Czechów, stanowi wręcz element kultury narodowej. Wybierając się do czeskiego pubu, warto więc pamiętać o kilku zwyczajach, które sprawią, że spożywanie złotego trunku będzie jeszcze lepszym doświadczeniem.

  1. Czeskie piwo zawsze oznacza sowitą pianę. Ogromnym nietaktem byłoby proszenie o kufel bez piany lub sugerowanie barmanowi, że napój został źle nalany.

  1. Gdy wybierzemy Pilsner Urquell, tapster zapyta nas o sposób podania piwa. Istnieją trzy podstawowe rodzaje: Šnyt (kilkucentymetrowa warstwa piwa ze sporą ilością piany, która sięga do 2/3 wysokości kufla), Hladinka (piwo zwieńczone gęstą, kremową pianą na ok. 3 palce) i Mlíko (kufel w całości wypełniony gęstą pianą piwną). Nalanie trunku we właściwy sposób nie jest prostą sztuką, o czym miałem okazję się przekonać, stając na moment przy barze.

  1. W gospodzie u naszych południowych sąsiadów trzeba być cierpliwym. Nalewanie piwa w czeskim stylu wymaga nieco więcej czasu, dlatego na pełny kufel trzeba trochę poczekać.

  1. Piwo stawiamy zawsze na tekturowej podkładce. Chodzi o kwestie praktyczną – tzw. wafel zbiera wilgoć z kufla, co pozwala zachować czystość na stole. Czeski barman nigdy nie postawi trunku bezpośrednio na blacie.

  1. Przed wzięciem pierwszego łyka piwa należy spodem kufla dotknąć stołu. Wygląda to tak, że najpierw zderzamy się kuflami ze współbiesiadnikami, a następnie stukamy szklankami o stół. Czynność ta pomaga zagęścić pianę przed spożyciem.

  1. Gdy wznosimy toast, koniecznie należy patrzeć współbiesiadnikom w oczy.

W Pilźnie spędziłem dwa dni. Przez ten czas miałem okazję poznać życie miasta i samego browaru. Doświadczyłem na własnej skórze, jak wygląda proces tworzenia piwa, i uwierzcie mi – teraz zupełnie inaczej będę patrzył na napełniony kufel.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama