Dubaj – luksus na piasku
Już na lotnisku zderzamy się z wielkimi pieniędzmi. Pełno tu biznesmenów w świetnie skrojonych garniturach najlepszych marek, Arabów w nieskazitelnie białych, tradycyjnych strojach, ze złotymi sygnetami na palcach.
Na stopach mają zazwyczaj klapki, co trochę kłóci się z europejskim poczuciem elegancji, ale tu wydaje się być czymś jak najbardziej normalnym.
Lotnisko oferuje marhabę – usługę polegającą na przywitaniu pasażera i przeprowadzeniu go z bagażem przez halę do taksówki, z pominięciem kolejek do odprawy paszportowej. Można więc od razu, za pieniądze (od 21 USD), poczuć się jak VIP. Przed lotniskiem naszą uwagę przykuwają rollsroyce’y, hummery, porsche, najnowsze modele mercedesów i audi. Upewniamy się, że jesteśmy w jednym z najbogatszych miast świata. Bogactwo aż kłuje w oczy i tylko gorące powietrze, które uderza po wyjściu z klimatyzowanego budynku, przypomina, że znajdujemy się na pustyni.
Mieszkamy przy Dżumajra (Jumeirah) Beach, w jednym z wielu hoteli mających plażę, baseny, restauracje i spa. Śniadanie jest iście międzynarodowe: od jajek w każdej postaci, po sushi, mleko wielbłądzie, humus i szampan. Przy stolikach siedzi trochę biznesmenów, ale większość to turyści. Słychać angielski, rosyjski, francuski, włoski. Dubajj stał się modnym miejscem na spędzanie wakacji. W sezonie rezerwacje trzeba robić z parotygodniowym wyprzedzeniem!
Piasek na plaży jest wysterylizowany przez słońce, morze ma łagodne dno, a przezroczysta woda jest tak ciepła, że przy zanurzeniu prawie nie czuć różnicy temperatur. Na niebie nie widać ani jednej chmury i można by to miejsce nazwać rajem dla turystów, ale takich lubiących... cywilizację. Wzdłuż plaży za rzędem hoteli wznosi się betonowa dżungla – drapacze chmur, każdy po 30–40 kondygnacji, a w nich tysiące luksusowych apartamentów. Patrzę na te setki pięter, tysiące okien, miliony zainwestowanych dolarów i czuję, że ogrom tego przedsięwzięcia poraża mnie. A to przecież tylko jedno z wielu osiedli powstających w tym mieście.
Z naszej plaży widać Palmę Dżumajra, pierwszą sztuczną wyspę w kształcie palmy usypaną na morzu i już okrzykniętą kolejnym cudem świata. Na 17 odnogach-liściach i otaczających je wyspach buduje się 1 500 willi, 2 500 apartamentów, 32 hotele, centra handlowe, parki wodne – jednym słowem całe miasto. To najmniejsza z trzech wysp-palm powstająca u wybrzeży Dubajju.
Druga, o 40 proc. większa, to Dżabal Ali, jej budowa ma zostać ukończona w połowie 2008 r. Z morza już wyłania się kolejna – Da’ira – która ma być 10-krotnie większa od Dżumajry. To nie wszystko. Pomiędzy nimi wyrasta następny kompleks nazwany The World (Świat), a to dlatego, że wysepki oglądane z góry będą przypominały mapę świata.
Zastanawiam się, czy znajdzie się tylu chętnych na zamieszkanie w apartamentach w kraju co prawda tolerancyjnym wobec przyjezdnych, ale jednak bardzo islamskim, gdzie nie-Emiratczycy nie mają żadnego wpływu na to, co się dzieje. W Dubajju nie ma wyborów, rządy sprawują szejkowie, a najwyższe stanowiska w państwie są obsadzone przez członków rodziny szejka Mohammeda.
Po południu zabiera nas z hotelu znajoma Brazylijka. Lesiane to prawdziwa ekspatka – jej mąż pracuje w dużym koncernie i jest „przerzucany” w różne części świata: na Kubę, do Londynu, Kamerunu, Szanghaju. Teraz mieszkają w Dubajju. Dzielę się z nią pierwszymi wrażeniami. Uśmiecha się i mówi, że choć trudno w to uwierzyć, jeszcze pięć lat wcześniej wokół mojego hotelu była pustynia, a teraz rośnie las domów. Rozważa z mężem kupienie apartamentu w tym rejonie – to ponoć świetna inwestycja. W ogóle w Dubajju ciągle mówi się o pieniądzach i zyskach, nawet nad hotelowym basenem słychać rozmowy biznesmenów – co chwila padają pięcio- lub sześciocyfrowe liczby.
Jedziemy do centrum handlowego Mall of the Emirates. Termometr na zewnątrz samochodu wskazuje 35oC, jest listopad. Latem temperatura dochodzi do 48oC. W Mall of the Emirates mieszczą się sklepy sieciowe znane z Europy, tyle że obok nazw angielskich śmieszą arabskie „robaczki”, przypominające, gdzie naprawdę się znajdujemy. Centrum jest tak duże, że łatwo się w nim zgubić, ale też dać ogarnąć szałowi zakupów. Dzięki strefie bezpodatkowej ceny wielu artykułów są naprawdę atrakcyjne, poza tym jest absolutnie wszystko, od elektroniki po kosmetyki. Dubajj ma niemal 50 centrów handlowych!
Docieramy do głównej atrakcji – sztucznego stoku narciarskiego znajdującego się przy Mall of the Emirates, otwartego w 2005 r. Ma kształt litery L, długość 400 m, szerokość 80 m, a różnica wysokości wynosi 85 m. Przez szybę widać ludzi w kombinezonach jeżdżących na nartach! Jest prawdziwy wyciąg krzesełkowy, a w połowie góry „schronisko”, gdzie można się ogrzać przy filiżance gorącej czekolady. Wszystko to wygląda tak surrealistycznie, że patrzymy z niedowierzaniem. Oczywiście nie możemy „odpuścić” takiej atrakcji. Za dwie godziny z wypożyczeniem nart, butów i kombinezonu zapłaciliśmy 150 dirhamów (ok. 32 euro) od osoby. Już po kilkudziesięciu minutach spędzonych w tej ogromnej lodówce cieszę się, że kupiliśmy czapki i rękawiczki. Uszy robią się czerwone i pod koniec jesteśmy przemarznięci, jakbyśmy jeździli w prawdziwych górach.
Ruszamy na zwiedzanie starego Dubajju, czyli tzw. Creek (kanał). Jedziemy Drogą Szejka Za’ida, główną arterią prowadzącą do centrum, mijając drapacze chmur, cudeńka współczesnej architektury ze szkła, metalu i betonu. Wiele z nich ozdabiają loga światowych koncernów. Wieżowce pozostają za nami, pojawiają się niskie budynki. W okolicy Creek życie płynie jak dawniej. Kanał to tak naprawdę długa na 14 km zatoka morska stanowiąca naturalny port. Na jej brzegach powstały pierwsze osady – na wschodnim Da’ira, na zachodnim Burdż Dubajj. To one są kolebką miasta. Zwiedzamy Muzeum Dubajskie i dom szejka Saida, dziadka obecnie panującego szejka Mohammeda. Dom jest zbudowany w starym arabskim stylu – z „wietrznymi” wieżami, które łapią podmuchy wiatru i dają trochę ochłody. Oglądamy zdjęcia sprzed 50 lat. Aż trudno uwierzyć, jak bardzo się to miejsce zmieniło.
Przez kanał przeprawiamy się małą barką zwaną abra. Mijane kafejki wabią zapachem kawy i miejscowych przypraw. Tutejszy souk, czyli bazar, pozostaje nieczuły na nowoczesność i nie poddaje się zmianom. Handlarze siedzą w sklepikach, towar jest wyłożony na ulicy jak kiedyś, wzdłuż alejek stoją worki z przyprawami. Rozpoznaję: imbir, majeranek, liście laurowe, cynamon, ale są i takie, których nie znam. Sprzedawcy zagadują po rosyjsku, angielsku, a nawet po polsku. Nie do wiary, jak szybko wychwytują obce słowa. Na rynku złota wzrok przyciągają wystawy z wymyślną biżuterią. Nowoczesność wchodzi tu tylnymi drzwiami, w sklepach działa klimatyzacja, sprzedawcy noszą garnitury i krawaty. Między witrynami snują się zmęczeni upałem turyści z Europy. Łatwo ich rozpoznać wśród osób o ciemniejszej karnacji z Indii, Pakistanu czy Filipin. To dzięki nim – głównej sile roboczej – Dubajj tak szybko się rozwija. Rodowici Dubajjczycy, noszący się na biało, stanowią tylko ok. 15 proc. mieszkańców. Największą grupą narodowościową są Hindusi (43 proc.), dlatego hindu (ale też urdu) jest tak samo popularne jak arabski. Zastanawiamy się, kiedy natkniemy się na Polaków – bo przecież nasi są wszędzie.
Rodaków spotykamy nazajutrz podczas zwiedzania meczetu Dżumajra. Są z Warszawy, przyjechali tak jak my na wakacje. Razem słuchamy przewodnika opowiadającego o pięciu filarach islamu i zwyczajach arabskich. Decydujemy się też na safari po pustyni (50 USD), nieodzowny punkt programu każdego turysty przyjeżdżającego do Emiratów Arabskich. Oferta biur podróży jest podobna: wyprawa jeepami po wydmach, jazda na snowboardzie, przejażdżka na wielbłądach, beduińska kolacja z pokazem tańca brzucha. Można też ozdobić dłonie henną (zwyczaj tutejszych kobiet), zrobić sobie zdjęcie z sokołem i zapalić fajkę wodną. Osoby żądne mocniejszych wrażeń zapewne skusi buggy drive – jazda skuterami po wydmach (66 USD za 30 min).
Atrakcją kolejnego dnia jest kolacja zarezerwowana za pośrednictwem biura podróży (ok. 200 USD na os.) w cudzie architektury, jakim jest hotel Burdż al-Arab, wizytówka Dubajju. Zbudowany na sztucznej wyspie, przypomina wydęty żagiel. Wznosi się na wysokość 321 m, co czyni go najwyższym hotelem na świecie. Jego zewnętrzna fasada jest wykonana z teflonu i pokryta włóknem szklanym, które w dzień oślepia bielą, zaś wieczorem, podświetlone reflektorami, mieni się kolorami tęczy. Nowoczesne, pełne przepychu wnętrza przywodzą na myśl arabskie haremy. W głównym holu po bokach stoją dwa olbrzymie akwaria, pomiędzy nie została wkomponowana kaskadowa fontanna. Szkoda, że nie wolno fotografować wnętrz. Mieszczą się tu butiki najdroższych firm świata, można kupić biżuterię, perfumy, złotego rollexa. Goście są odbierani z lotniska białym rolls-royce’em.
Burdż al-Arab jest tak luksusowy, że reklamuje się go jako pierwszy 7-gwiazdkowy hotel na świecie. Nic dziwnego – obsługa jest na każde zawołanie 24 godziny na dobę i spełnia każdą zachciankę gości. Serwują tu dania wszystkich kuchni świata, a rano dostarczają świeże gazety z każdego zakątka kuli ziemskiej. Ten luksus nie jest jednak przeznaczony dla marnego zjadacza chleba, średnio apartament kosztuje 3 100 dolarów za noc (najdroższy nawet 15 tys. USD), a mimo to chętnych ponoć nie brakuje. Rezerwację trzeba robić z trzymiesięcznym wyprzedzeniem!
Przed każdą wzmianką imienia panującego obecnie w Dubajju szejka pojawia się tytuł „Jego Wysokość”. Potem jest wymieniane pełne imię i wszystkie funkcje: „Jego Wysokość Szejk Mohammed bin Rashid al Maktoum, wiceprezydent i premier Zjednoczonych Emiratów Arabskich”. Traktowanie go w mediach z taką czcią wydaje się trochę śmieszne i sztuczne, ale myślę, że cała rodzina Al Maktoum zasłużyła na takie poważanie. To dzięki wizji szejka Rashida bin Saeed Al Maktoum, ojca obecnie panującego władcy, Dubajj jest bogatym, kosmopolitycznym, nowoczesnym miastem o jednym z najwyższych na świecie dochodów na głowę mieszkańca (31 tys. USD w 2005 r.; do 2015 r. ma sięgnąć 44 tys. USD). Tu stać państwo na budowę klimatyzowanych przystanków autobusowych (w planach ma ich być 500, każdy na 14 osób) i udostępnienie mieszkańcom darmowych rozmów z telefonów stacjonarnych. Szejk Rashid jeszcze przed odkryciem złóż ropy wiedział, że miasto może wykorzystać swoje położenie geograficzne i stać się głównym ośrodkiem reeksportu między Wschodem a Zachodem, między Azją a Afryką i Europą. Utworzył więc strefę wolnego handlu, gdzie wszyscy zagraniczni przedsiębiorcy są zwolnieni z podatków, również od dochodów osobistych. Rozbudował też port – nazwany jego imieniem. Po odkryciu ropy naftowej w 1966 r. petrodolary zostały zainwestowane właśnie w infrastrukturę potrzebną do rozwoju handlu. Dziś dochody Dubajju pochodzące z ropy stanowią mniej niż 10 proc. Nawet jeśli wyschną źródła tego paliwa, miasto nadal będzie tętniło życiem. Szejk Mohammed dostrzegł bowiem następną „żyłę złota”, jaką jest turystyka. Dubajj ma wszystko, co potrzebne do jej rozwoju: morze, piaszczyste plaże, słońce, niezbyt długi lot z Europy (ok. 5,5 godz.) i niedużą różnicę czasu – 3 godziny w stosunku do naszego. To atuty, ale szejk Mohammed zdał sobie sprawę, że są... niewystarczające.
Jedziemy do znajomych na przedmieścia Dubajju. Wyjeżdżamy z betonowej dżungli i nagle znajdujemy się na pustyni. Kierowca pokazuje nam, gdzie zbudowano tor Formuły 1. – A tu będzie Dubajland, największy park rozrywki na świecie, dwa razy większy niż Disneyland na Florydzie – mówi, kiwając głową z podziwem i dumą. Na horyzoncie majaczy szkielet wielkiego roller-
coastera, a może ogromnego dinozaura? Patrzymy z ciekawością. Powstaną tu także: park wodny, kolejny sztuczny stok narciarski, kompleks sportowy ze stadionami olimpijskimi, hotele, spa, sklepy i The Mall of Arabia, największe na świecie centrum handlowe o powierzchni niemal 1 mln m2 z parkingiem na 10 tys. samochodów. To nie koniec! W planach jest Falcon City of Wonders – miasteczko z replikami 7 cudów świata, największe zoo oraz park dinozaurów z muzeum historii naturalnej. I to ma być właśnie główny magnes, który przyciągnie do Dubajju turystów. Inwestorzy liczą na 15 mln osób rocznie. Pierwsza faza projektu ma być ukończona do 2010 r., a całość do 2018. Teraz nie dziwi fakt, że Emirates Airlines są najszybciej rozwijającą się linią na świecie, która co miesiąc odbiera nowy samolot. Bo przecież te miliony turystów trzeba będzie jakoś przywieźć!
Patrzę na otaczającą nas pustynię i staram się to wszystko sobie wyobrazić. Plany przygniatają rozmachem, a może nawet bezczelnością. Dubajj chce pobić wszystkie rekordy. To również w tym mieście powstaje najwyższy budynek na świecie – Burdż Dubajj. Co prawda oficjalnie jego wysokość nie została podana, ale mówi się o 818 m (obecny rekordzista – Taipei na Tajwanie – ma 509 m).
Jedziemy za miasto i trafiamy na godziny szczytu. Na drogach wyjazdowych z centrum panuje ogromny ruch. Nie wystarczają cztery pasy w jedną stronę. Na poboczu tworzy się piąty pas, każdy chce dojechać jak najszybciej. Autokar wiozący robotników z budowy zjeżdża w boczną drogę i się zatrzymuje. Wysiada z niego kierowca, rozkłada przed autobusem prostokątny dywanik, klęka i zaczyna się modlić. Nie mogę uwierzyć. Nagle czas się zatrzymał. W autokarze wszyscy czekają ze stoickim spokojem. Dookoła piasek, na horyzoncie majaczą zarysy wieżowców wzbijających się odważnie w niebo. Nad widnokręgiem widać czerwoną łunę. Przypominam sobie, że to czas na Maghrib, modlitwę po zachodzie słońca, jedną z pięciu, jakie w ciągu dnia powinien odmówić pobożny muzułmanin. I już wiem, co mnie tak urzeka w Dubajju. To przemieszanie się niewyobrażalnie wielkich pieniędzy z głęboką tradycją i religijnością. To świat trochę dla nas bajkowy, obcy, nie do końca zrozumiały, ale może przez to tak fascynujący i pociągający.
No to w drogę
- Jeden z siedmiu Zjednoczonych Emiratów Arabskich (drugi co do wielkości i obok Abu Zabi najbardziej znany), a jednocześnie główne miasto w tym emiracie.
- Powierzchnia: 4,1 tys. km2 wraz ze sztucznymi wyspami na Zatoce Perskiej.
- Ludność: 1,5 mln. Rodowici Dubajjczycy tylko 15 proc., reszta to ludność napływowa: z Indii (43 proc.), Pakistanu (13 proc.), innych krajów arabskich (12 proc.), Bangladeszu (7 proc.).
- Język: arabski, ale bez problemu porozumiemy się po angielsku.
- Waluta: dirham (Dh lub AED), 1 Dh = ok. 0,70 zł. Od lutego 2002 r. wartość dirhama jest oficjalnie połączona z kursem USD.
- Najlepiej między październikiem i grudniem oraz marcem i majem, gdy panują temperatury 20–35°C. Najgoręcej jest od czerwca do sierpnia (ok. 40°C).
- Wizę turystyczną należy załatwić przez hotel, w którym zrobiło się rezerwację, lub przez biuro podróży. Jeżeli rezerwujemy hotel sami, musimy się upewnić, że jego obsługa załatwi nam wizę (niektóre hotele odmawiają i kierują do agencji turystycznych). Do hotelu trzeba przesłać skan strony ze zdjęciem z paszportu i wypełniony formularz wizowy. Z hotelu otrzymujemy promesę, na podstawie której na lotnisku dostajemy wizę. Jej koszt to 40 euro plus opłata za formalności naliczana przez hotel wg uznania. Na wydanie wizy/promesy trzeba czekać ok. 5–7 dni roboczych.
- Nie ma bezpośrednich połączeń z Warszawy, trzeba lecieć z przesiadką w jednym z europejskich miast (Londyn, Amsterdam, Paryż, Frankfurt, Wiedeń). Warto sprawdzić ofertę Emirates Airlines, BA, KLM, Lufthansy czy Al-italii. Ceny biletów z Warszawy zaczynają się od ok. 1 900 zł, a z głównych portów europejskich od ok. 400 euro.
- Po mieście najłatwiej poruszać się taksówkami. Opłata początkowa wynosi 3 Dh plus 1,43 Dh za każdy kilometr. Przy kursie z lotniska opłata początkowa 16 Dh.
- Autobusy, zazwyczaj klimatyzowane, są najtańszym środkiem transportu. Bilet kosztuje 2–5 Dh, kupuje się go u kierowcy.
- Dubaj ma ok. 420 hoteli, jest więc w czym wybierać. Najlepszą lokalizację mają 4- i 5-gwiazdkowe, znajdujące się w Dżumajra Beach: Jumeirah Beach Hotel, Le Royal Meridien, Ritz Carlton, Hilton Jumeirah, Oasis Beach Hotel oraz Burdż al-Arab (7-gwiazdkowy). Mają własne plaże, od centrum dzieli je 15–20 min jazdy samochodem. Ceny wahają się od 750 do 1 500 zł za dwójkę, ale poza sezonem spadają nawet o połowę, np. w marcu noc w Jumeirah Beach Hotel kosztowała 1 570 zł, w lipcu wynosi 720 zł.
- W okolicach kanału (dzielnice Burdż i Da’ira) można znaleźć tańsze hotele 3- i 2-gwiazdkowe, np. Saint George Hotel Dubai 3* – ok. 200 USD za dwójkę.
- www.dubaihotels.ae
- Dobre restauracje zazwyczaj są przy hotelach, ponieważ mają one koncesje na podawanie alkoholu, np. Al Mahara – w Burdż al-Arab (specjalność ryby i owoce morza), Al Khayal – w Jumeirah Beach Hotel (kuchnia libańska), Blue Elephant – w Al Bustan Rotana Hotel (specjalność kuchnia tajska).
- Na ulicy królują smaki Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Popularne są restauracje libańskie serwujące kebab, grillowanego kurczaka (shish tawooq) lub jagnięcinę (kofta), do tego humus i tabbouleh (sałatka z natki pietruszki, pomidorów, mięty i pszenicy).
- Warto spróbować wielbłądziego mleka (dostępne w każdym supermarkecie), daktyli i arabskiej kawy gahwa przyrządzanej z kardamonem i odrobiną szafranu.
- W czasie ramadanu zabrania się (także turystom ) jedzenia i picia napojów w miejscach publicznych od wschodu do zachodu słońca. W ciągu dnia czynne są tylko restauracje hotelowe.
- Niemuzułmanie nie mogą wchodzić do meczetów. Wyjątek stanowi meczet Dżumeirah udostępniany turystom do zwiedzania
- w soboty, niedziele, wtorki oraz czwartki o 10.00 (wstęp płatny: 10 Dh). www.cultures.ae
- Dniem wolnym od pracy jest piątek. Od 1 września 2006 r. weekend to piątek i sobota (nie pracuje sektor rządowy i szkoły).
- Muzeum Dubajskie mieści się w starym forcie z ok. 1800 r. Czynne sob.–czw. w godz. 8.30––20.30, pt. w godz. 14.30–19.30. Bilet kosztuje 3 Dh.
- Można się zaszczepić przeciw żółtaczce A, durowi brzusznemu, błonicy, tężcowi i polio (ale nie są wymagane) - www.szczepienia.pl
- Za obiad w przeciętnej restauracji zapłacimy ok. 50 Dh, w lepszej dwukrotnie więcej. Kawa w Starbucks kosztuje 10–12 Dh, woda (250 ml) 2–5 Dh, pizza z colą w Pizza Hut ok. 30 Dh.
- Wejście na plażę to wydatek ok. 5 Dh, przejazd abrą przez kanał 1 Dh w jedną stronę, wynajęcie abry na 30 min – 60 Dh.
- Trzydaniowa kolacja w Burdż al-Arab rezerwowana przez biuro kosztuje 495 Dh/os. W cenę jest wliczony transport do i z hotelu oraz oprowadzenie po jego wnętrzach, nie są uwzględnione napoje. Trzeba doliczyć soft drinki (np. cola ok. 20 Dh). Alkohole są drogie (wino ok. 100–150 Dh/os.).
- Najważniejsze święta w 2008 r.
- 30 lipca – Leilat al-Meiraj – Wniebowstąpienie Proroka.
- 2 października – Eid al-Fitr – koniec ramadanu.
- 2 grudnia – Dzień Niepodległości
- 9 grudnia – Eid al-Adha – Święto Ofiar.
- 29 grudnia – Al-Hijra – Muzułmański Nowy Rok.
- Atrakcyjne są ceny elektroniki, dywanów, złota, markowej odzieży, kosmetyków. Warto spojrzeć na beduińskie wyroby ze srebra, noże, biżuterię, dzbanki oraz szale z pashmina – krótkiej, bardzo miękkiej wełny kóz tybetańskich.
- Ambasada RP w Abu Zabi, Delma Street (róg Karama Str.), P.O. Box 2334, Abu Dhabi, Zjednoczone Emiraty Arabskie, tel. (009712) 44 65 200, www.abuzabi.polemb.net