Reklama

Mówi się o trendzie związanym z podróżowaniem kulinarnym. Lubimy jeść, cenimy dania dobrze podane, regionalne smaki, lokalne trunki… Nie zawsze bierzemy jednak pod uwagę to, że wśród lokalnych przysmaków mogą znaleźć się takie, których z pewnością nie chcielibyśmy wziąć do ust. Gdy nie wiemy, co znajduje się na naszym talerzu,próbujemy, gorzej, gdy ktoś nas uświadomi.

Reklama

Gdzie można znaleźć „oryginalne” potrawy? Zacznijmy od Europy. Casu marzu – to ser produkowany na Sardynii, który znalazł się na liście produktów regionalnych Unii Europejskiej, chociaż przez długi czas jego produkcja była właśnie w Unii nielegalna. Dlaczego? Chodzi o recepturę… Proces produkcji polega na tym, że włoski ser pecorino pozostawia się na wolnym powietrzu, tak, aby muchy złożyły w nim jaja. Wykluwające się tysiące larw żywią się serem, w którym przyszły na świat, a dzięki ich kwasom trawiennym jego tłuszcz ulega rozkładowi. W efekcie ser staje się bardzo delikatny w smaku, jednak nie da się go spożywać inaczej, niż z larwami. Muszą być one żywe, gdyż martwe mogą zaszkodzić amatorom tego dania. Ser ten najlepiej podawać z mocnym, czerwonym winem.

Kawior – to przysmak znany i kojarzony głównie z Rosją, tymczasem można go skosztować także we Francji, z tą jednak różnicą, że jest to kawior z jaj ślimaka afrykańskiego lub ślimaka szarego. Usuwa się z nich wapienną otoczkę, konserwuje się je w soli, rozmarynie i gotowe! 50 g ślimaczego kawioru kosztuje od 300 PLN.

Jaja, choć tym razem nazwane nie kawior lecz escamoles – czyli jaja lub larwy dużych, jadowitych mrówek żyjących w Meksyku. Konsystencją przypominają nieco znany Polakom twarożek, a ich smak jest wyjątkowo delikatny i może kojarzyć się z orzechami. Są one dodawane do większości dań w Meksyku, więc jeśli dla kogoś nieprzyjemna jest myśl o spożywaniu mrówczych jajek, powinien zawsze pytać o składniki podawanych mu dań. Plus ze zjedzenia ich jest taki, że zawierają dużo wartości odżywczych.

Natomiast „kawior wschodu” niewiele ma wspólnego z jajkami. Pod tą nazwą kryje się chińska zupa z jaskółczych gniazd. Przysmak ten produkuje się ze śliny jaskółek, a konkretnie z przeżutych przez ptaki glonów służących im do budowy gniazd. Zdobycie gniazda nie jest proste, ponieważ ptaki budują je w jaskiniach i innych miejscach trudno dostępnych dla człowieka. Stąd wysoka cena dania – od 30 aż do 100 dolarów za miseczkę zupy. Koszt uzależniony jest od tego, z jakiego gniazda została ona przygotowana. A jest ich kilka rodzajów – białe, brązowe, czarne, różny jest też poziom ich zanieczyszczenia. Zasada jest jednak taka, że zupy z najlepszych gniazd mają najwyższą cenę. Europejczycy z reguły nie potrafią docenić jej walorów smakowych, jednak być może cenią ją ze względu na to, że zapewnia długowieczność, podnosi odporność, zaostrza wzrok i pozytywnie wpływa na trawienie.

Nie jest to jedyna oryginalna potrawa, której można skosztować w Azji. Z Japonii przywędrowała do Europy moda na sushi i dzięki niej wiele osób zaakceptowało fakt, że ryby można jeść surowe. Ale czy ktoś chciałby ich skosztować, gdyby nadal żyły? Niekoniecznie! Natomiast w innym azjatyckim państwie – Korei – żywe owoce morza uchodzą za przysmak. Sannakji to młode ośmiornice, które żywe tnie się na kawałki, doprawia octem i olejem sezamowym i podaje. Z reguły osoba, która ma tę potrawę spożywać, otrzymuje talerz z jeszcze ruszającymi się kawałkami macek. Ważne jest, by przełykać je szybko i by nie miały one możliwości przykleić się do przełyku.

Przysmakiem w Kambodży są natomiast smażone w całości, na głębokim oleju, z odrobiną czosnku i soli, tarantule. Bieda w kraju zmusiła niegdyś mieszkańców do wypróbowania takiego „dania” a obecnie jest ono bardzo lubiane przez mieszkańców. Poza tarantulami, które podobno przypominają w smaku kurczaka, mieszkańcy Kambodży smażą też świerszcze i karaluchy. Przekąski te, za niewielkie pieniądze, można kupić wszędzie.

W przypadku „egzotycznych” potraw często liczy się też to, by były one przyrządzane przez doświadczonych kucharzy, lub by zachowano tradycyjny sposób przygotowania dania. Tak jest chociażby w przypadku fugu, ryby uchodzącej za japoński przysmak. W swych wnętrznościach zawiera ona śmiertelną dla człowieka substancję, dlatego też spożywanie jej najbardziej toksycznych organów – wątroby i jajników, jest całkowicie zakazane. Rybę tę mogą przygotować wyłącznie doświadczeni szefowie kuchni, którzy wiedzą co zrobić, by została w niej wyłącznie minimalna ilość trucizny wywołująca jedynie uczucie kłucia i drętwienia języka. To powoduje, że danie to nie jest tanie – a im droższe tym większa pewność, że przygotowane zostało przez dobrego kucharza. Japończycy mają jeszcze jeden przysmak, który nieodpowiednio przygotowany może zaszkodzić człowiekowi – meduzy z Echizen, czyli największe ze wszystkich gatunków meduz, których waga dochodzi do 200 kg! Kucharz przygotowujący danie z meduzy musi wiedzieć w jaki sposób ją oczyścić – trudność polega na oddzieleniu części toksycznych od jadalnych.

W Europie daniem, którego przyrządzenie może mieć tragiczne skutki jest Hakarl – przysmak islandzki przygotowywany z rekina grenlandzkiego. Świeże mięso rekina posiada właściwości toksyczne i nie wolno go jeść, dlatego jest poddawane procesowi fermentacji – rekin zaraz po złapaniu zakopywany jest pod ziemią i tam leży od 2 do 6 miesięcy, po tym czasie jest wykopywany, krojony i podawany do spożycia.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama