Mikronezja - Zupa z meduz
Do wielkich ryb dodaj podwodne pieczary, przypraw to kilkoma wrakami okrętów z II wojny światowej. I smacznego. Na Palau w Mikronezji jest w czym zanurkować.
Pierwsze wrażenie to urzeczenie bezdenną ciemnobłękitną głębią, w którą opada pionowa skała. Stromiznę porastają wielkie wachlarze gorgonii. Prąd niosący nas w stronę najciekawszej części rafy z każdym metrem wyraźnie przyspiesza. Co jakiś czas, za przykładem ryb, chowamy się przed silnym nurtem za załomami koralowców. Nurkowanie tu, w Blue Corner, w pobliżu wyspy Ngemelis, przypomina pływanie w akwarium – drapieżniki i ich potencjalne ofiary trzymają się razem, ujarzmione przez wartko płynącą wodę. Wypływam na koronę rafy, gdzie prąd jest najsilniejszy. Wprost przede mną, niczym na defi ladzie, przesuwają się ławice rekinów. Na szczęście są bardzo spokojne, a więc niespecjalnie głodne. Kawałek dalej, pod jednym z załomów skalnych, śpi sobie wielki żółw morski. Podpływam bliżej, gad łypie na mnie nieprzyjaźnie okiem. Widać nikt nie lubi, gdy się go budzi. Zostawiam zaspanego zwierzaka w spokoju, niech kontynuuje poobiednią drzemkę. W pewnym momencie w oddali pojawia się znajomy cień. Wielki orleń, długości ponad dwóch metrów, płynie prosto w moją stronę. Mój partner Jason, który jeszcze nigdy nie spotkał takiej ryby, szarpie mnie nerwowo za ramię. Orleń zatacza wkoło nas kręgi, bacznie obserwując, co też tu pływa. My robimy dokładnie to samo. Niestety orleń ma nad nami dużą przewagę – jemu nie kończy się powietrze i nie musi przechodzić dekompresji. Zawisamy na trzech metrach i obserwujemy, jak ryba krąży pod nami.
W końcu się wynurzamy. Oprócz nas, dwójki Polaków, są jeszcze dwaj Amerykanie i dwaj Chińczycy z Tajwanu. Do dyspozycji mamy ośmiometrową łódkę. Jej dziób pruje wodę, pęd powietrza chłodzi twarze pomimo upału. Ponad godzinę zajmie nam powrót do bazy na wyspie Koror. Wybraliśmy centrum nurkowe prowadzone przez uroczych i kompetentnych Tovę i Navota Bornovskich. Mimo uszu puściliśmy ich zapewnienia, że nie mają polskich korzeni, a jedynie swojsko brzmiące nazwisko.
Do Blue Corner wracamy jeszcze kilkakrotnie podczas naszej wyprawy. „Niebieski Zakątek” znajduje się w ścisłej czołówce obowiązkowych miejsc do nurkowania na Palau. Za każdym razem zastajemy w nim inne warunki. Prądy morskie często zmieniają kierunek i siłę – czasami pod powierzchnią woda płynie w jedną stronę, a głębiej w drugą. Pewnego razu nurt jest tak silny, że zrywa z oczu maskę i wyrywa z ust automat. Kluby nurkowe zalecają stosowanie specjalnych haków nurkowych. Dzięki nim można przypiąć się do martwego fragmentu rafy i bezpiecznie podziwiać zmieniające się jak w kalejdoskopie podwodne obrazy.
wyspy skaliste
Na obiad płyniemy na jedną z około 300 wysepek należących do Rock Island. To prawdziwa wizytówka Palau. Okładki większości folderów turystycznych zdobią charakterystyczne zielone od tropikalnej roślinności „grzyby” wyrastające z powierzchni morza. Najbardziej znaną częścią tego archipelagu jest ścisły rezerwat przyrody Seventy Islands, który można oglądać tylko z powietrza. To jeden z ważniejszych terenów lęgowych żółwi morskich. Nocą, w czasie pełni księżyca, na plaże wychodzą setki samic żółwia zielonego, aby dać początek nowemu życiu.
A skoro o plażach mowa – na Palau nie ma ich wiele, a jeśli już są, chętnie odwiedzają je turyści, zwłaszcza w porze lunchu i poobiedniego odpoczynku. My też siedzimy na białym piasku, zajadamy wołowinę z ryżem i słuchamy naszego przewodnika Mozesa. Opowiada o kolejnej czekającej nas atrakcji – nurkowaniu w słynnym Jellyfish Lake (Jeziorze Meduz) na wysepce Eil Malk należącej do Rock Islands.
Aby tam popłynąć, należy wykupić za 5 dol. specjalne pozwolenie. Sprzedają je wszystkie centra nurkowe. Jezior z meduzami na Palau nie brakuje, ale tylko to jedno zostało udostępnione nurkom. Zresztą ta dostępność też jest nieco problematyczna: trzeba przejść kawał drogi w górzystym, ale pięknym terenie, zanim stanie się nad brzegiem jeziora. Żyjące w nim meduzy z czasem utraciły komórki parzydełkowe i dziś można wśród nich bezpiecznie pływać. Zgodnie z zaleceniami nie zakładamy płetw, aby nie uszkodzić tych delikatnych stworzeń. Ich liczebność i tak spada z powodu zmian klimatycznych. Jeszcze kilka lat temu widziało się miliony galaretowatych kapeluszy, w ostatnim czasie jest ich wyraźnie mniej.
tajemnica katedry
Temat nurkowania z mantami przez kilka dni wracał do nas jak bumerang. Te wielkie, ale niegroźne dla człowieka krewne rekinów upodobały sobie m.in. German Channel u brzegów Ngemelis. Tam zawsze czekają na nie małe wargacze gotowe zająć się czyszczeniem ich skrzeli i skóry. Pod wodą panuje tajemniczy mrok. Mozes jak po sznurku prowadzi nas wprost do samotnych skałek. Najpierw nic się nie dzieje. Wśród kamieni widać stado małych wargaczy, jeden nawet zbliża się do nas, jakby chciał zaoferować swoje usługi. Cóż za desperacja – musi być strasznie głodny! Gdy już zamierzamy odpłynąć, nad naszymi głowami pojawia się wreszcie czarny cień. Ryba ma jakieś cztery metry rozpiętości. Wolno szybuje w morskiej toni, przesuwa się nad nami i znika. To już chyba koniec widowiska. Mieliśmy dużo szczęścia, bo tak naprawdę nikt specjalnie nie wierzył w to spotkanie. Ale po chwili w dali błyska flesz – obok Szwajcara Marcusa pojawiła się para mant. Usiłując zachować spokój, ruszam w jego stronę. Manty są bardzo płochliwe, wystarczy jeden niewłaściwy ruch i mogą się oddalić. O dziwo, rybom nasza obecność wydaje się nie przeszkadzać. Nad dnem wykonują swój majestatyczny taniec. Wargacze tylko na to czekały, natychmiast rozpoczynają swoje zabiegi higieniczne. Niestety po chwili manty odpływają i nie wracają. Co za szkoda, nie możemy już dłużej czekać – kończy się nam powietrze!
Wody w pobliżu wyspy Ngemelis skrywają jeszcze inne nurkowe „must see”. Blue Hole to wielka komora z dnem na głębokości ok. 40 m, do której prowadzą cztery otwory. Gdy przypływamy na miejsce, przy jaskini cumują już trzy łodzie pełne hałaśliwych Japończyków. Co tam się musi dziać pod wodą! Chcąc nie chcąc, czekamy, aż wcześniejsze grupy zakończą nurkowanie. Później w płytkiej wodzie szybko znajdujemy wejście. Wypuszczam powietrze z kamizelki i zanurzam się w głębinę. Promienie słoneczne przebijają się przez wszystkie otwory jaskini, co upodabnia jej wnętrze do ogromnej starej katedry. Na dnie znajduję przejście prowadzące do groty żółwi. Leżą tam szczątki gadów, które wpłynęły do środka i nie potrafiły wydostać się z pułapki. Inna pułapka kryje się w północnym krańcu komory, na 27 metrach. Jest tam ciasne wejście prowadzące do The Temple of Doom (Świątyni Zguby) – jaskini, w której zginęło już kilku niedoświadczonych nurków. To zbyt głęboko, aby przewodnik zgodził się tam popłynąć z grupą turystów. Przez jeden z otworów przedostajemy się w otwartą toń.
Pierwsze nurkowanie jaskiniowe było tak udane, że z niecierpliwością czekamy na następne. Przewodnik proponuje nam Chandelier Cave w pobliżu Koror – najsłynniejszą małą grotę na Palau. Składa się z pięciu komór wypełnionych od góry powietrzem, którym można oddychać. Pierwsze wrażenie w porównaniu z Blue Hole jest dość przerażające – woda mętna, a wejście wąskie. Panują kompletne ciemności, dopiero po chwili wzrok się do nich przyzwyczaja. Wynurzamy się w pierwszej komorze. Wielkie stalaktyty zwieszają się aż do samej wody, odbijające się od niej światła latarek migoczą na skałach. Tu dopiero widać, dlaczego jaskinia jest tak lubiana przez nurków. Po chwili znów się zanurzamy i wypływamy w następnej grocie, i następnej. Wszystkie są zachwycające.
skok na wraki
Kto dotarł na Palau, niech sobie zafunduje wyjątkowe nurkowanie wśród wraków w lagunie Chuuk w Mikronezji. To już sąsiednie państwo i aby się tam dostać, trzeba lecieć przez Guam – terytorium zależne USA, ale laguna warta jest takiego zachodu. Była ona miejscem krwawych bitew morskich na Pacyfiku podczas II wojny światowej. Na jej dnie spoczywa ponad 60 wraków japońskich statków. Największym (ok. 170 m długości) jest „Heian Maru” – okręt baza okrętów podwodnych. Na jego pokładzie bardzo dobrze zachowały się telegraf, torpedy, peryskopy i pociski artyleryjskie. Wrak leży stosunkowo płytko, bo na ok. 30 m, ponadto do ładowni i innych pomieszczeń łatwo wpłynąć ze sprzętem filmowym i fotograficznym.
Niszczyciel „Fumitzuki” jest jednym z nielicznych w tym rejonie okrętów bojowych dostępnych do nurkowania. Większość transportowców zawiera niebezpieczne ładunki. Na przykład ładownie „Yamagari Maru” są wypełnione półmetrowej średnicy pociskami przeznaczonymi dla największych pancerników II wojny światowej. Nie słyszałem, aby ktoś odważył się wpłynąć do „San Francisco Maru” – setki zapalników rozrzucone po wszystkich pokładach, ładownie zapełnione bombami i minami mogą w ułamku sekundy zamienić tego kolosa w gejzer ognia i dymu.
Na wrakach atrakcje laguny Chuuk się nie kończą. Nieopodal bezludnej wyspy Fefen spoczywają na dnie szczątki wielu samolotów. Z powierzchni można zobaczyć m.in. zarys myśliwca i bombowca. Te maszyny, których kadłuby są wykonane z aluminium, tylko w nieznacznym stopniu podlegają procesowi niszczenia i obrastania, a zatem ich szczątki najdłużej będzie można oglądać w przybrzeżnych wodach laguny Chuuk.
INFO
Powierzchnia: 459 km2
Języki: palau, sonsorol, angielski, chiński.
Ludność: ok. 21 tys.
Religia: chrześcijanie ok. 75 proc., modekngei 9 proc.
Waluta: dolar amerykański (USD) = ok. 2,7 zł
Nurkować można cały rok, jednak latem silne wiatry i falowanie mogą uniemożliwić dotarcie do najbardziej atrakcyjnych miejsc.
Na lotnisku dostaje się wizę na 30 dni. Opłata wjazdowa 20 dol.
Najtaniej wychodzi przez Manilę. Można tam dolecieć przez Londyn i Hongkong (ok. 3600 zł) lub Singapur (ok. 3900 zł). Z Manili na Koror lata tylko Continental Micronesia (ok. 1700 zł bilet powrotny). Jeśli planuje się wycieczki z Palau na sąsiednie wyspy (laguna Chuuk, Yap), najlepiej kupić jeden bilet na wszystkie loty, np. Manila–Koror–Chuuk (przez Guam)–Manila (przez Guam) –koszt ok. 2800 zł.
Centra nurkowe oferują pakiety (noclegi i nurkowanie), co jest najtańszą opcją, np. www.fishnfins. com/n/Hotel-Dive-Packages.html.
Polecane centra nurkowe na Palau: www.fishnfins.com/n/Welcome.html, www.samstours.com/main.html
Na podróż przez Guam do laguny Chuuk trzeba mieć wizę USA.
Warto odwiedzić Palau International Coral Reef Center w Koror. Wstęp 7 dol. www.picrc.org
W delfinarium na Koror można popływać z delfinami butlonosymi. www.dolphinspacific.com
Sashimi ze świeżego tuńczyka lub wahoo w lokalnej restauracji kosztuje ok. 10 dol.
NIEPEŁNOSPRAWNI
Więcej można się dowiedzieć na stronie HSA (Handicaped Scuba Association), które ma przedstawicielstwo także w Polsce. www.hsa.org.pl
www.palau.pw; www.visit-palau.com
CZAS:15 DNI (W TYM 6 DNI NA PALAU, 3 DNI W LAGUNIE CHUUK).
KOSZT: 12–15 TYS. ZŁ (W TYM BILET LOTNICZY)