"A nie mówiłam" czyli wypadki na stoku. Kilka cennych rad
Najczęściej widzimy swój błąd, żałujemy, a co gorsza wiedzieliśmy już wcześniej, na co uważać.
Jak wiadomo, największym zagrożeniem dla życia jest samo życie i na nartach to prawo też obowiązuje. Większość wypadków zdarza się przez brawurę, głupotę, nieuwagę. Większości sami możemy zapobiec, pamiętając o kilku podstawowych zasadach. Zatem, żeby tradycji stało się zadość, żebyśmy po powrocie, nie słuchali już tego „a nie mówiłam”, warto przypomnieć sobie, powtórzyć, wbić do głowy, że przed wyjazdem należy:
– Ubezpieczyć się, jeśli nie chcemy po powrocie pozbywać się ukochanego samochodu i za gips płacić jak za złoto, a wiadomo, że nie chcemy.
– Zadbać o strój na duży mróz i drugi garnitur, który włożymy, gdy będzie ciepło. Trzeba wziąć pod uwagę nie tylko mróz, ale wiatr i deszcz, niestety, też.
– Spakować smarowidła przeciwsłoneczne, konieczna jest szminka z wysokim filtrem i krem. Sprawdzają się próbki kosmetyków w małych tubkach – nie zajmują miejsca w kieszeniach.
– Wziąć okulary przeciwsłoneczne. Tu trzeba zainwestować. Nie można jeździć na nartach w okularach kupionych za dychę na ulicy. One nadają się do uprawiania clubbingu, ale już na narty zupełnie nie. Trudno – dobre (drogie) okulary to konieczność, a jeżeli jedziemy w wysokie góry, należy kupić okulary dostosowane do dużych wysokości, bo nie jest przyjemnie doznać tzw. ślepoty śnieżnej, czyli po prostu oślepnąć na jakiś czas.
– Kupić kask, jeśli go jeszcze nie mamy. W kaskach obowiązkowo jeżdżą na razie tylko dzieci, ale prawdopodobnie niedługo przepis ten obejmie i dorosłych. Póki co z własnej woli warto chronić głowę. Jeśli nawet siebie samych i własne umiejętności darzymy wielkim zaufaniem, to nie zapominajmy o tych, którzy jeżdżą wokół i nie zawsze umieją wyminąć przeszkodę, a lubią się ścigać.
– Nastawić wiązania w nartach stosownie do swojej wagi i umiejętności. Wiązania nart pożyczonych w serwisie nastawi nam serwisant, ale już przyjaciel, od którego pożyczamy sprzęt, może o tym nie pamiętać.
A kiedy już stoimy na górze, właśnie włożyliśmy rękawice i przed nami pierwszy zjazd, nie zapominajmy:
Przede wszystkim o tym, że jeśli mamy kaca, kręci się nam w głowie, czujemy się słabo, nogi drżą, ręce się pocą... to na górze nas po prostu nie ma. Idziemy do baru, na basen, śpimy, robimy wszystko, prócz prowadzenia urządzeń mechanicznych i zakładania nart.
Przed pierwszym zjazdem i po każdej dłuższej przerwie robimy rozgrzewkę, bo oczywiście nikt z nas wcześniej nie słuchał porad, by do wyjazdu przygotować się kondycyjnie. Rozgrzewkę stosują nawet sportowcy, co dopiero mówić, o tych co to prosto zza biurka... Dlatego nie wstydzimy się, wyginamy, wypinamy, rozciągamy, przysiadamy....
Alkohol na nartach to jest temat tabu. Wiadomo, że wszyscy piją piwo, grzane wino czy herbatę z rumem. Uważać jednak trzeba, żeby nie wypić trzech piw albo dwóch win...
– Podczas jazdy stosujemy się do wszystkich punktów zawartych w tzw. dekalogu narciarza i snowboardzisty (z lewej), który warto znać. A wtedy być może, przy odrobinie szczęścia, uda nam się z wymarzonego urlopu wrócić cało i zdrowo. Czego Państwu życzę.