Ogródek czy w środku? Zobacz, gdzie bezpieczniej w restauracji
Czy dystansowanie się w postaci rozstawionych daleko od siebie stolików zapewnia wystarczającą ochronę przed koronawirusem? Skoro nie nosimy maski siedząc przy talerzu, co innego nam pozostało. Najwyżej wybór, czy zostać w ogródku przed lokalem, czy wejść jednak do środka.
Gdy mówimy, z naszych ust wylatują kropelki wody mogące w teorii przenosić patogen. Maksymalny dystans jaki wówczas pokonują, tłumaczy Linsey Marr, ekspertka inżynierii środowiskowej z Virginia Tech, to 90 do 180 cm.
- Jedzenie na zewnątrz jest mniej ryzykowne niż jedzenie pod dachem. I to przy założeniu, że ludzie siedzą dwa metry od siebie a pracownicy noszą maseczki – tłumaczy w CNN ekspert od chorób zakaźnych dr William Schaffner, zajmujący się medycyną zapobiegawczą na uniwersytecie Vanderbilta w Nashville.
Oczywiście, dodaje Marr, co innego na zewnątrz budynku a co innego w środku. O ile restauracja nie ma bardzo wydajnej wentylacji (jak np. w samolocie, gdzie całe powietrze wymieniane jest nawet 15 razy w ciągu godziny, czy 12 razy jak w szpitalnych salach operacyjnych), wirus zawieszony w chmurze aerozolu może unosić się przez kilka godzin.
Poza tym, taki system – by być skutecznym – powinien zawierać elementy oczyszczające powietrze na poziomie filtrów HEPA, zatrzymujący niemal wszystkie najdrobniejsze cząsteczki. Co innego samolot, czy sala operacyjna a co innego restauracja. To drogie urządzenia i mało który restaurator decyduje się na ten poziom zabezpieczeń.
Nie ma zbytniego powodu obawiać się, że ktoś potencjalnie chory ”sprzeda” nam wirusa mijając nasz ustawiony na powietrzu stolik. Jak przypomina dr Schaffner, żeby transmisja wirusa była skuteczna, trzeba by spędzić z kimś 15 minut twarzą w twarz w zamkniętym pomieszczeniu.
Zastanawiając się nad ryzykiem infekcji na powietrzu, dobrze pomyśleć o zachowaniu się w ogródku restauracyjnym papierosowego dymu. O ile ta część restauracji nie jest dodatkowo ogrodzona czymś nieprzepuszczającym powietrza, dym powinien swobodnie rozwiewać się. Wirus, jak i dym, nie ma prawa akumulować się, jak to bywa z pomieszczeniami zamkniętymi.
Niezależnie od wskazanego niskiego poziomu ryzyka wspomniana Linsey Marr czeka z wychodzeniem do restauracji na koniec pandemii. Sama radzi też unikać takich miejsc, szczególnie osobom z grup podwyższonego ryzyka (ciężarne, starsi, ludzie z chorobami przewlekłymi).
- Czy 72-latek z chorymi płucami powinien chodzić do restauracji? Nie. Lepiej niech je w domu. Te miejsca nie są bezpieczne. To miejsca o tak zredukowanym zagrożeniu, na ile to było technicznie możliwe – przekonuje ekspertka i dodaje, że nawet gdyby w danym miejscu byłyby filtry HEPA, wolałaby jeść na zewnątrz.
– Filtry nie powstrzymają rozsiewu wirusa gdy ktoś zarażony siedzi koło ciebie i kicha. Żeby filtr HEPA mógł wykonać swoją pracę, maszyna najpierw musi zassać powietrze z patogenem. Nim to się stanie klienci mogą być już zarażeni - tłumaczy Marr.
Co zatem robić? Najlepsze rozwiązanie nie zmieniło się od miesięcy: częste mycie rąk mydłem, noszenie masek i unikanie zamkniętych przestrzeni.