Pod żaglami z maluchami
Gdzie płynąć i co ze sobą zabrać? Uwagę należy zwrócić na dwie istotne sprawy: bezpieczeństwo i potencjalne znudzenie najmłodszych przez długie pływanie
Żeglowanie z małymi dziećmi po Mazurach? Jak najbardziej. To szansa na niezapomniany wypoczynek i spędzenie czasu faktycznie z dzieciakami, a nie z telewizorem czy komputerem.
- Dla nas rejs z wnukami był niesamowity. To było odkrycie Krainy Tysiąca Jezior zupełnie na nowo, spojrzenie na nią innymi oczami. Choć znamy te miejsca od kilkudziesięciu lat, to nagle znów były nowe: las wydawał się dziki, a łowienie ryb wielką przygodą – opowiada pani Marta z Olsztyna, która dwa lata temu po raz pierwszy ruszyła na żagle z mężem Andrzejem i ze swoimi wnukami. – Wzięliśmy wtedy lepszą łajbę, z ogrzewaniem, ale dzięki temu w dużej mierze uniezależniliśmy się od pogody – wspomina.
I choć grzanie na jachcie jest rzeczą przydatną, to płynąc latem można z niego zrezygnować. Za to zdecydowanie podstawową kwestią są odpowiednio dobrane kapoki. Jeśli nie ma ich nasz armator, to warto samemu zainwestować – koszt to ok. 100 zł. Kierować się należy wagą naszych pociech, warto też zwrócić uwagę by kapoki z tyłu miały „rączkę” za które malucha można przytrzymać, czy w najgorszym razie wyłowić z wody.
Co jeszcze zrobić, by poprawić bezpieczeństwo najmłodszych adeptów Neptuna? Przede wszystkim nauczyć podstawowej zasady – „jedna ręka dla jachtu”, czyli tego że w każdym momencie przebywania na łajbie trzeba się jej trzymać.
Na jeziorach raczej nie sprawdzają się rozwiązania z morza – tu nie ma miejsca na lajflinę.
– Broń Boże nie należy dzieci przywiązywać szelkami albo innymi linkami – przestrzega Jarosław Sroka, dyrektor biura Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. – W przypadku wywrotki dziecko w kapoku wyląduje w wodzie, albo pod jachtem. Jeśli jest przywiązane liną, która może się zaczepić o reling czy wantę, to finał może być tragiczny. Ale to przypadek ekstremalny. Moim zdaniem, im szybciej zabierzemy dzieci na jacht, tym lepiej przyswoją sobie zasady bezpieczeństwa i będą żeglować w przyszłości – zachęca ratownik.
Wydaje się, że istotna jest też pewna dyscyplina oraz założenie, że dzieci się nas słuchają i w razie potencjalnych problemów bez sprzeciwu wchodzą do kokpitu czy do kabiny. Jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa, warto rozważyć też siatki relingowe. Ale to rozwiązanie kontrowersyjne. Niektórzy je sobie chwalą, inni twierdzą, że to „udogodnienie” przeszkadza we wszystkim. Na pewno trzeba siatki porządnie zamontować – często nie są wystarczająco napięte, czy przywiązane w odpowiedniej liczbie miejsc.
Lepiej pływać mniej, a częściej
Wybór łajby to też rzecz ważna. Warto wybrać taką, która ma stosunkowo dużą stabilność, nie łapie przechyłu przy najmniejszym wietrze i ma sporo miejsca w kokpicie. Przyda się także chemiczne wc, można pomyśleć o jachcie z zamykanymi kabinami.
Gdy już mamy jacht i dopasowane kapoki, trzeba skompletować odpowiednio liczną załogę. – Płynęliśmy w cztery osoby dorosłe, i trójkę dzieci. Najmłodszy uczestnik rejsu miał dwa i pół roku, a moje bliźniaki miały wtedy niecałe cztery lata – wspomina Agnieszka Chmielewska, która pierwszy raz z potomstwem pływała w zeszłym sezonie. - Baliśmy się tego rejsu, nie wiedzieliśmy czego oczekiwać po dzieciach, ale wyszło znakomicie. Ważne by mieć odpowiednią liczbę załogantów, tak by ktoś zawsze mógł siąść z dzieciakami w jachcie i się z nimi po prostu pobawić, a jednocześnie by nie brakowało rąk na pokładzie – podpowiada żeglarka i dodaje, że na tym rejsie jej rodzina pływała po 3-5 godzin dziennie. - Dzieci potrzebują ruchu, tak więc trzeba im dać czas by się wybiegały. Fajnie gdy np. w porcie jest plac zabaw. Stawanie na dziko też dostarcza wrażeń, można choćby rozpalić ognisko. A samo zbieranie drewna to wyprawa co nie miara.
Dobrym rozwiązaniem jest także pływanie dwa razy dziennie po dwie – trzy godziny dwa razy dziennie. Wtedy ciągle coś się dzieje. Bo jeśli maluchy pływają po osiem – dziesięć godzin bez przerwy, to często się po prostu do żeglarstwa zniechęcają – Pływałem tak z rodzicami jak byłem mały, i mi się nie podobało. Zraziłem się na kilka lat i ponownie żeglarstwo odkryłem dopiero pod koniec liceum – opowiada nam Tomasz Bająkowski, który mieszka w Edynburgu, ale regularnie przyjeżdża na Mazury.
Gdy dzieciaki są naprawdę małe, mają ledwo kilka miesięcy, to nie ma problemu z zapewnieniem im atrakcji. Ale gdy mają dwa i więcej lat, wtedy poważnym problemem może stać się nuda. Na łamach Magazynu „Wiatr” mówiła o tym psycholog dziecięca Ewa Ulrich – Załęcka, która polecała m.in. uzbrojenie młodego człowieka w cyfrowy aparat fotograficzny i mianowanie go reporterem czy np. wspólne oglądanie chmur i zgadywanie jakie zwierzęta czy inne stwory mogą obrazować. Atrakcją może być nauka wiązania węzłów. Warto zabrać ze sobą także karty lub inne gry planszowe, które zajmą dzieciaki w trakcie niepogody, bo jak wiadomo „w czasie deszczu dzieci się nudzą”.
Gdzie warto płynąć
Oczywiście zawsze zajmująca może być sama nauka żeglowania i tłumaczenie dlaczego akurat w tym momencie wykonujemy daną czynność, ale tym najmłodsi mogą się szybko znudzić. Dlatego oprócz wspominanych rozwiązań walki z nudą bardzo ważne jest także, dokąd płyniemy. Dzieci lubią plaże i budowanie zamków czy babek z piasku. Wszelkie biwaki, gdzie są płycizny są w cenie.
Jeśli wybierzemy południe Mazur, na pewno warto zajrzeć do Popielna, gdzie oglądać można koniki polskie. Warty obejrzenia jest też Park Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie w pobliżu Rucianego, gdzie rezydują m.in. rysie. Atrakcją może też być samo śluzowanie się na Guziance – to że jacht nagle unosi się w górę robi na maluchach wrażenie. Oczywiście swego rodzaju magnesem są Mikołajki. Choć dla dorosłych mogą być męczące, to liczba trampolin, dmuchanych zamków i innych tego typu atrakcji może najmłodszym zawrócić w głowie. Ma się rozumieć nie brakuje także okazji do zjedzenia loda czy gofra z marmoladą.
Z kolei gdy wybierzemy północ, to warto zobaczyć giżycką twierdzą Boyen, czy poniemieckie bunkry na Mamerkach. Przeżyciem może też być nocowanie na którejś z wysp jak np. Upałty czy Gilma, gdzie wędrowanie po ruinach pobudza wyobraźnię nie tylko najmłodszych. Opowieści o takiej przygodzie w przedszkolu naszych dzieci będzie można usłyszeć jeszcze długo po wakacjach.
Co trzeba lub warto zabrać
1. Odpowiednie kapoki
2. Gry planszowe, książki, zabawki
3. Przenośny przewijak
4. Mobilna niania elektroniczna (pozwoli siedzieć przy ognisku, gdy maluchy śpią w jachcie)
5. Hamak (atrakcja podczas stania na dziko)
Więcej o czarterze jachtów na Mazurach: http://czarter-jachtow-mazury.pl/