Szczyty dobrego smaku
Kuchnia górska, zwłaszcza alpejska, się zmienia. Na lepsze!
Wciąż wahacie się, czy w tym roku jechać na narty blisko i tanio, czy ciut dalej i odrobinę drożej? Pozwólcie, że dorzucę swoje kulinarne trzy grosze. I namówię was na niezawodne Alpy. A przynajmniej na tamtejsze restauracje, knajpki i bary.
Prym wiodą oczywiście Włosi, chociaż są to Włosi z południowego Tyrolu, więc często mówiący po niemiecku. W całym regionie znajduje się aż 15 restauracji odznaczonych gwiazdkami Michelin. W każdy czwartek w ramach programu „Zasmakuj nart” (A taste for skiing) turyści w Alta Badia mogą przywitać wschód słońca, jedząc śniadanie przyrządzone powyżej 2000 m n.p.m. Do schroniska Col Alto dowożeni są ratrakiem z centrum miasteczka Corvary. Podczas posiłku cieszą się wspaniałym widokiem Dolomitów i nietkniętym jeszcze ludzką stopą świeżym śniegiem. Alta Badia proponuje również trasę narciarską połączoną z degustacją regionalnych win, czyli tzw. winiarskie safari. Cztery górskie schroniska oddalone są od siebie na tyle, by od jednego do kolejnego bez problemu przedostać się na nartach. Serwują różne rodzaje miejscowych trunków, a do nich – speck i sery. Za 20 euro można spróbować kilkunastu regionalnych lagreinów, sylvanerów czy rieslingów. Schroniska połączone są łatwymi, niebieskimi trasami, po których jazda nie wymaga wysiłku. Oczywiście nie należy przesadzać z testowaniem (zalecane jest wypluwanie).
Drugi region, który polecam wszystkim łakomczuchom, to Karyntia. Kraina administracyjnie należy do Austrii, ale de facto znajduje się na styku trzech państw, bo także Włoch i Słowenii. Widać stąd Alpy Karnickie, Wysokie Taury z Wielkim Dzwonnikiem, czyli Großglocknerem, najwyższym szczytem Austrii (3797 m n.p.m.). Codziennie, jeśli nie kilka razy dziennie, można doświadczać na zmianę kuchni jednego z krajów. Tak więc śniadanie jemy w pensjonacie w Austrii, lunch w knajpce na stoku po stronie słoweńskiej, a kolację w restauracji we Włoszech. Wiele klasycznych karynckich potraw ma swoje pyszne odpowiedniki poza granicami landu, np. karynckie pierożki käsnudeln przypominają duże włoskie ravioli, a tradycyjna babka reinling, czyli ciasto drożdżowe z cynamonem i rodzynkami, zwane jest we włoskim regionie Friuli gubana, a w Słowenii pohača lub gubanica. Z tradycyjnej, pożywnej wiejskiej kuchni pochodzi słynny placek sterz w różnych wariantach – od złocistożółtego türkensterz z mąki kukurydzianej, czyli tak jak włoska polenta, po hadnsterz z mąki gryczanej – od wieków znany zarówno w Karyntii, Friuli, jak i na Słowenii.
Mistrzami w promocji swojej kuchni są też Szwajcarzy. Mowa oczywiście o ich popisowym daniu – fondue. To potrawa idealna nie tyle na narty, co po nartach. Po zjedzeniu tylu kalorii chce się już tylko spać, więc niebezpiecznie jest jeść fondue na stoku. Nawet w najmniejszych górskich miasteczkach w sklepie spożywczym można zamówić gotową do przyrządzenia mieszankę serów. Razem ze startymi już serami dostaje się butelkę białego wina oraz kociołek, czosnek, startą gałkę muszkatołową i paliwo do zapalenia ogrzewacza. Po rozpuszczeniu sera w kociołku, wmieszaniu wina i przypraw macza się w nim kawałki bagietki. Pycha! Chociaż przyznam, że fondue to jedna z nielicznych potraw, która tak samo dobrze smakuje przyrządzona w domu, w Warszawie.