Wino do kangura
Stoki porośnięte zieloną winoroślą oraz szlachetne wina są kwintesencją Barossa Valley. Stąd właśnie pochodzą uznane na całym świecie marki: Jacob’s Creek, Penfolds i Yalumba.
Południowa Australia kojarzy mi się ze słońcem zamykanym w butelkach wina Chardonnay albo Shiraz, które można potem uwolnić na drugim końcu świata. Chociaż odwiedzam ten kontynent już 11. raz, dopiero w tym roku spełniam swoje marzenie, by odwiedzić Barossa Valley i winiarnię Jacob’s Creek. To jeden z najważniejszych i najsłynniejszych regionów winiarskich. Jednak gdy przyjechałem, wcale nie było słonecznie, tylko strasznie lało. Ale nie ma co się dziwić, w lipcu jest tu środek zimy. Dzięki temu udało mi się zobaczyć niecodzienny widok – rzekę Jacob’s Creek pełną wody. Zwykle jej koryto jest suche.
Barossa Valley to cudowne miejsce. Winnice za każdym zakrętem, ludzie uśmiechnięci, życzliwi, punktualni. Czy to dlatego, że pierwszymi osadnikami byli tu Ślązacy? A może to wino tak działa?
Ponad 150 lat temu niemiecki emigrant Johann Gramp przywiózł z Europy winorośl i posadził ją w Jacob’s Creek. Tak to się zaczęło. Od ponad 30 lat wino z jego piwnic jest jednym z najpopularniejszych na świecie, każdego dnia wypija się go ponad dwa miliony kieliszków!
Rozpoczyna się degustacja. Sama przyjemność. Kilkanaście różnych smaków i zapachów. Wiem, można wypluwać, ale trochę żal. Z białych zostaję przy Chardonnay, choć bardzo pozytywnie mnie zaskakuje Riesling. Z czerwonych zdecydowanie podoba mi się Shiraz. Ten smak, bukiet, moc… Jestem w Jacob’s Creek Visitor Centre. To niezwykłe miejsce. Odwiedzają je miliony fanów wina i dobrego jedzenia. W restauracji zamawiam kangura i krokodyla – trzeba jeść lokalne produkty, prawda?
Kangur jest pyszny, w smaku przypomina befsztyk, krokodyl ma coś z kurczaka. Z tego wynikałoby, że do kangura podaje się wino czerwone, a do krokodyla białe. Niby tak, ale przecież jestem w Australii, tutaj można łamać zasady.
Chyba to swobodne podejście do obowiązujących w Starym Świecie reguł sprawia, że tak lubię wracać na ten kontynent. Zawsze sobie mówię, że to był ostatni raz, a po roku, dwóch zapominam jak długo trwa podróż, i lecę znowu. Tyle jeszcze pięknych miejsc jest tu do zobaczenia...