Śladami słowackich nosiczy
W sierpniowy słoneczny poranek spotkaliśmy się w Starym Smokowcu: ja- Aleksandra Świstow, w podróżniczych kręgach znana jako „Pojechana”, Tomek Habdas prowadzący górskiego bloga „W szczytowej formie”, zakochany w górach fotograf krajobrazu Jeremiasz Gądek i nasz przewodnik: Krzysztof Starnawski- znany polski sportowiec ekstremalny, światowej sławy płetwonurek, speleolog, taternik i ratownik TOPR. Górską kolejką wjechaliśmy do Hrebienoka i ruszyliśmy dziarskim krokiem na trzydniową przygodę w Tatrach Słowackich.
Nasza trasa początkowo wiodła przez pachnący mchem i igliwiem las, prowadząc nas wyżej i wyżej, aż krajobraz otworzył się widokiem na malowniczą Dolinę Staroleśną. Uzupełniliśmy bidony wytryskującą spomiędzy skał świeżą wodą i kontemplując panoramę Tatr posuwaliśmy się dalej do przodu (i zarazem do góry) wzdłuż Staroleśnego Potoku. Na jednym z pierwszych bardziej intensywnych podejść, skacząc z kamienia na kamień szybko jak kozica, wyprzedził nas tatrzański tragarz- zwany tu nosićem. Słowaccy szerpowie dźwigają na plecach drewniane stelaże, na których noszą zaopatrzenie do większości tutejszych schronisk: Chaty Zamkovskiego, Chaty pod Rysami, Teryho Chaty i celu pierwszego dnia naszej wędrówki: Zbójnickiej Chaty. Jeśli więc będziecie się kiedyś posilać w słowackim schronisku, pomyślcie z wdzięcznością o mężczyźnie, który wniósł wszystko „czym chata bogata” na własnych barkach.
Ledwo cień nosića zniknął za skałą, na szlak wbiegła kozica, przystanęła, zapozowała do zdjęcia i pomkęła dalej, pozostawiając nas w błogim rozczuleniu bliskością dzikiej natury. A tu trzeba było przeć do przodu, bo zaczęły się nad nami zbierać czarne chmury.
Pierwsze krople deszczu spadły na nas, gdy mijaliśmy Warzęchowy Staw. Gdy naszym oczom ukazał się Długi Staw Staroleśny, lało już jak z cebra. Na szczęście kurtka przeciwdeszczowa Forclaz zdała egzamin wzorowo, przydały się też szybko i łatwo dopinane długie nogawki do spodni trekkingowych (dziękujemy Decathlon Polska!). Kilkanaście minut marszu w ulewie i doszliśmy do Zbójnickiej Chaty. Ledwie zdążyliśmy się rozsiąść na ławie w schronisku, dolina rozjaśniła się promieniami zachodzącego słońca, a na niebo wyszła tęcza.
Na drugi dzień Krzysztof zerwał się skoro świt i zszedł trochę niżej, by złapać zasięg i sprawdzić prognozę pogody. Niestety zapowiadano popołudniowe burze, dlatego czym prędzej wyruszyliśmy na szlak, żeby zdążyć przejść planowaną trasę zanim zrobi się niebezpiecznie. W świetle wczesnego poranka Tartry wyglądały jeszcze piękniej, a serce biło jeszcze mocniej na podejściu na Rohatkę- położoną na wysokości 2288 m n.p.m. przełęcz pomiędzy Małą Wysoką i Dziką Turnią. Stąd, wyznaczonym łańcuchami stromym szlakiem z widokiem na bajkowy Zmarzły Staw, zeszliśmy do Doliny Białej Wody. Kilkanaście minut mozolnego marszu pod górę i już byliśmy na kolejnej przełęczy- Słynnym Polskim Grzebieniu (2200 m n.p.m.).
Od tego momentu wiedzieliśmy, że nie musimy się już spieszyć, że burze przeszły bokiem. Usiedliśmy więc nad Długim Stawem Wielickim na zasłużony odpoczynek w wymarzonych okolicznościach przyrody. Kilka kroków dalej dolina otworzyła się na kwieciste Ogrody Wielickie, a te na słowackie niziny. Spacerowym krokiem zeszliśmy do Śląskiego Domu, gdzie zasnęliśmy snem zadowolonych wędrowców.
Trzeciego ranka ruszyliśmy Tatrzańską Magistralą w stronę Popradzkiego Plesa. Słowację mieliśmy jak na dłoni. Maszerowaliśmy porośniętymi soczystą zielenią kosówki zboczami Gerlacha do Batyżowieskiego Stawu, minęliśmy Kończystą i Tępą. Przełęcz pod Osterwą była ostatnim punktem widokowym naszej trasy- wartym każdej kropelki potu, którą wycisnęła z nas droga. Rozciąga się z niej wspaniała panorama tatrzańska, widoczne są między innymi: Skrajna Baszta, Szatan, Hlińska Turnia, Koprowy Wierch, Wysoka i Rysy.
Stromymi zakosami zeszliśmy przez kamienne rumowiska do Doliny Mięguszowieckiej i nad smażonym serem w schronisku nad Popradzkim Stawem, z głowami pełnymi pięknych obrazków Tatr Słowackich i przyjemnym uczuciem zmęczenia zakończyliśmy naszą tatrzańską przygodę.
Wracałam do domu z refleksją, która zawsze towarzyszy mi w takich momentach: chodzenie po górach jest doświadczeniem, którego magii nie da się przecenić. Każda taka wędrówka daje ogromną satysfakcję z włożonego weń fizycznego wysiłku, zbliża do natury, której piękno tak silnie odczuwamy w górach, jednocześnie nabierając wobec niej pokory. Górski szlak zbliża też ludzi, którzy nim razem kroczą: uczymy się tu dbać o siebie nawzajem i na sobie polegać- niezależnie od tego kim jesteśmy, gdy schodzimy na niziny. To jest prawdziwe piękno gór.
Aleksandra Świstow
Pojechana.pl
1 z 15
Góry
2 z 15
Góry
3 z 15
Góry
4 z 15
Góry
5 z 15
Góry
6 z 15
Góry
7 z 15
Góry
8 z 15
Góry
9 z 15
Góry
10 z 15
Góry
11 z 15
Góry
12 z 15
Góry
13 z 15
Góry
14 z 15
Góry
15 z 15
Góry